Rozdział 17

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Camila p.o.v.

Święta minęły niespodziewanie szybko i był to najwyższy czas, żeby wrócić do Miami. Moje serce było ponownie rozdarte, kiedy pożegnałam się z moją rodziną i wsiadłam do samolotu. Otarłam samotną łzę spływającą po mojej twarzy, musiałam być silna. Obiecałam Dinah, że wrócę do domu przed nowym rokiem i razem spędzimy Sylwestra. Przyjaciółka miała się wszystkim zająć, więc ja nie musiałam zawracać sobie głowy planowaniem.

- Wróciłam! – krzyknęłam, wchodząc do mieszkania z walizką.

- Jesteś! Tak się za tobą stęskniłam – przywitałam mnie przyjaciółka mocno ściskając.

- Tylko mnie nie uduś, bo nie będziesz miała kompana na Sylwestra – zażartowałam. – Właśnie, co zorganizowałaś?

- Właściwie to ja nic nie zrobiłam – odparła, uśmiechając się do mnie.

- Jak to? – zdziwiłam się.

- Lauren organizuje Sylwestra w swoim apartamencie i zaprosiła oczywiście Normani, a ja idę razem z nią, więc ty idziesz z nami – wytłumaczyła.

- Co? Jak to?! Nie chcę spędzać Sylwestra w towarzystwie swojej szefowej. Myślałam, że zaplanujemy coś w małym gronie – narzekałam niezadowolona z tego pomysłu.

- Zobaczysz, że będzie fajnie. Lauren kazała przekazać, że możesz zabrać ze sobą kogo chcesz.

- Nie mam ochoty. Dlaczego nie uprzedziłaś mnie wcześniej?

- Nie gniewaj się, myślałam, że to nie problem. W końcu ostatnio chyba jesteś z Lauren w lepszych stosunkach.

- Tak, ale to jeszcze nie powód, żeby spędzać u niej Sylwestra.

- Zobaczysz, że będzie fajnie – zapewniła mnie Dinah.

- Czyli mówisz, że mogę zaprosić kogo chce? – zapytałam, mając pewien pomysł.

- Pewnie, im więcej nas tym lepiej.

- Świetnie – ucieszyłam się.

***

Następnego dnia wieczorem, byłam już wyszykowana i gotowa na Sylwestra, Dinah wyszła z domu wcześniej, ponieważ obiecała pomóc Normani i Lauren w przygotowaniach, natomiast ja czekałam aż podjedzie pode mnie Isabelle, którą postanowiłam zaprosić. Właściwie gdy jej to zaproponowałam nie miałam pojęcia, że się zgodzi, ponieważ było już dosyć późno i byłam przekonana, że dziewczyna może mieć inne plany, ale ona od razu się zgodziła i zaproponowała, że pojedziemy tam jej autem.

Gdy podjechałyśmy pod właściwy adres i zaparkowałyśmy na parkingu pod apartamentowcem, wsiadłyśmy do windy i wjechałyśmy na ostanie piętro.

- Nie mogę uwierzyć, że poznam Lauren Jauregui i zobaczę jak mieszka – odezwała się Isabelle, kiedy jechałyśmy do góry windą.

- Cóż ja też nie widziałam jeszcze jak mieszka, jestem równie ciekawa – przyznałam.

Gdy weszłyśmy do środka moim oczom ukazała się ogromna jasna przestrzeń, urządzona bardzo nowocześnie, ale i minimalistycznie. Z salonu rozciągał się piękny widok na miasto, ukazany przez ogromne okna.

W środku było już pełno ludzi, a w tle grała muzyka, zdecydowanie to nie było małe przyjęcia, natomiast jak na razie atmosfera była dosyć sztywna.

Rozejrzałam się dookoła szukając znajomych twarzy. Pierwszą dostrzegłam gospodynię, która jak zwykle prezentowała się znakomicie. Stała właśnie z lampką wina w ręku między salonem a otwartą kuchnią i żywo dyskutowała z jakąś kobietą, której nie znałam. Podeszłam do niej, aby się przywitać.

- O Camila, dobrze cię widzieć – powiedziała uśmiechając się do mnie.

Jednak po chwili jej wzrok przeniósł się na Isabelle, która stanęła dwa kroki za mną, jakby onieśmielona obecnością gospodyni. I może słusznie się obawiała, miałam wrażenie, że Lauren zdążyła dokładnie zeskanować ją wzrokiem i ocenić.

- Witaj Lauren, dziękuję za zaproszenie. Poznajcie się, to Isabelle – powiedziałam, robiąc krok wstecz i wskazując brunetkę. – A to Lauren Jauregui, moja szefowa.

- Miło mi cię poznać – odezwała się moja pracodawczyni, uśmiechając się delikatnie i wyciągając rękę w stronę Isabelle.

- Mi również – odezwała się oddając uścisk dłoni.

- Napijecie się czegoś? – zapytała prowadząc nas do baru, gdzie stał zatrudniony mężczyzna w eleganckim smokingu. – Henry przygotuje dla was coś specjalnego – zaproponowała.

- W porządku – zgodziłam się

- Skąd się znacie? – zapytała Jauregui, zwracając się do mnie i do Isabelle.

- Z poprzedniej pracy – wytłumaczyłam.

- Będzie już ponad dwa lata, prawda Cami? – spytała Isabelle po namyśle.

- To prawda, ale ten czas leci – uśmiechnęłam się, zdając sobie z tego sprawę.

Zawsze lubiłam Isabelle, czasami po pracy wychodziłyśmy razem na obiad czy kawę, ale nigdy nie utrzymywałyśmy głębszej relacji. Zabawne, że to zaczęło się zmieniać dopiero gdy odeszłam z pracy.

- Rozumiem, przepraszam was na chwilę, ale muszę dotrzymać towarzystwa innym gościom – powiedziała.

– Widziałaś gdzieś Dinah? – zapytałam, gdy już odchodziła.

- Chyba była razem z Normani na tarasie – odparła Lauren.

- Dziękuje – powiedziałam, a kobieta posłała w moją stronę uśmiech i odeszła.

Gdy miałyśmy już gotowe drinki, postanowiłyśmy razem z Izzy udać się na taras, aby poszukać dziewczyn. Zastałyśmy je w dosyć namiętnej sytuacji, obściskujące się w rogu tarasu. Alkohol już zdążył uderzyć im do głowy.

Podeszłam do nich pierwsza i chrząknęłam teatralnie, co nie przyniosło jedna efektu. Dopiero po chwili Normni zauważyła kątem oka moją obecność i błyskawicznie oderwała się od swojej partnerki.

- Witaj Camila – powiedziała, ściskając mnie na powitanie.

- Dobrze, że przyszłaś – powiedziała Dinah, nie przejmując się w ogóle zaistniałą sytuacją. – Chodźcie potańczyć, leci fajny kawałek – zaproponowała moja przyjaciółka, gdy usłyszała dźwięki muzyki dochodzącej z salonu.

Szybko zaciągnęła nas na parkiet, gdzie przetańczyłyśmy kilka kolejnych kawałków. Dinah przyniosła dla nas wszystkich nowe napoje i wręczyła każdej z nas po jednym. Muszę przyznać, że procenty już zaczęły na mnie działać i byłam w wyśmienitym humorze. Bawiłam się bardzo dobrze tańcząc z moimi znajomymi, dopóki Dinah i Normani nie zaczęły tańczyć w parze, obściskując się na środku salonu. Razem z Izzy postanowiłyśmy zrobić sobie małą przerwę, ona poszła do toalety, a ja podeszłam do baru, aby wziąć dla nas nowe drinki.

Kiedy stałam oparta o blat barku, obserwując jednocześnie zachowanie mojej pijanej przyjaciółki, poczułam, że ktoś stanął za mną. Na początku myślałam, że to Isabelle, dopóki nie usłyszałam jej głosu.

- Naprawdę kocham Normani, ale nie ma opamiętania jeśli chodzi o alkohol – stwierdziła, śmiejąc się.

- Tak samo jak Dinah – przyznałam.

- Pasują do siebie – zaśmiała się Lauren, a ja razem z nią.

- Tworzą naprawdę doskonałą parę, cieszę się ich szczęściem – powiedziałam, przyglądając się im.

- Ja także. Ale wcale nie wydajesz się szczęśliwa z tego powodu.

- Trochę im zazdroszczę, tego że odnalazły prawdziwą miłość.

- Chyba nie masz co narzekać prawda? Ale pomyśleć, że pewnie nawet my byśmy się nigdy nie spotkały, gdyby nie te dwie – powiedziała Lauren.

- Tak, pewnie masz rację – przyznałam. – Ale co miałaś na myśli mówiąc, że ja nie mam co narzekać? – zapytałam nie rozumiejąc o co jej chodzi.

- O ciebie i Isabelle.

- My nie...

- O czym rozmawiacie? – odezwała się nagle Isabelle, nieco pijanym głosem. Na nią procenty także zaczęły działać, podeszła do nas lekko chwiejnym krokiem i chyba już nie była taka skrępowana w obecności Jauregui.

Szybko wypiła swojego drinka i chwyciła mnie za rękę.

- Cami, chodź tańczyć – błagała, ciągnąc mnie na parkiet.

Nie miałam nawet czasu się odezwać, gdy znalazłam się między innymi tańczącymi osobami. Młoda kobieta zrobiła się odważniejsza, dzięki działaniu procentów i w tańcu dzieliła nas coraz mniejsza odległość. Przez cały ten czas czułam na sobie czyjś wzrok. Gdy popatrzyłam się w tamtą stronę, ujrzałam Lauren, która cały czas mnie obserwowała, jednak tak szybko jak nasze spojrzenia się skrzyżowały, odwróciła wzrok.

Postanowiłam się tym nie przejmować i kontynuowałam zabawę, nie pozwalając jednak Izzy na zbyt bliski kontakt. Miałam mieszane uczucia co do jej zachowania i jeszcze Luaren, która najwyraźniej wzięła nas za parę. To wszystko było zbyt dziwne, a moja głowa stała się zbyt ciężka, żeby teraz się nad tym wszystkim zastanawiać. To była jedyna taka noc w roku i chciałam ją dobrze zapamiętać.

Kolejne godziny mijały na całkiem dobrej zabawie, gdy zostało kilka minut do północy. Wszyscy zebraliśmy się razem, rozpoczynając wspólne odliczanie.

- Pięć, cztery, trzy, dwa, jeden – odliczałam razem z innymi.

W pokoju rozległ się dźwięk otwieranych butelek szampana. Wylądowałam w objęciach Isabelle, nieco zaskoczona jej gwałtowną reakcją.

- Szczęśliwego nowego roku Cami – powiedziała do mojego ucha.

Pierwsze co poczułam, to alkohol, który wypiła. Przytrzymałam ją, chwytając rękami w pasie, aby się nie przewróciła i delikatnie się odsunęłam, uśmiechając się i również składając jej życzenia.

Gdy dostałyśmy po lampce szampana, stuknęłyśmy się kieliszkami. Obok mnie pojawiła się Dinah z Normani, powtórzyłyśmy tą czynność, stukając się kieliszkami i życząc sobie udanego roku. Nagle poczułam czyjąś rękę delikatnie dotykającą moich pleców. Po moim ciele przeszedł niespodziewany dreszcz. Odwróciłam się, widząc przed sobą piękne jasnozielone oczy, patrzące na mnie głębokim i przyjaznym spojrzeniem. Lauren stuknęła mój kieliszek, a na jej ustach pojawił się uśmiech.

- Szczęśliwego Nowego Roku Camila – powiedziała zachrypniętym głosem.

- Szczęśliwego Nowego Roku Lauren – odpowiedziałam, oddając uśmiech.

Impreza trwała dalej, kobieta dopiła szampana cały czas mi się przyglądając, po czym bez słowa ominęła resztę ludzi i wyszła na taras.

Nie wiedziałam dlaczego, ale coś podpowiadało mi, że powinnam udać się za nią. Nim zdążyła to przemyśleć, nogi same zawiodły mnie na zewnątrz. Zaciągnęłam się rześkim nocnym powietrzem i podążyłam w stronę kobiety. Lauren, stała oparta o barierkę balkonu, a w jej palcach widniał papieros.

- Ty palisz? – zapytałam zdziwiona.

- Przyznaję się – odparła, uśmiechając się krzywo.

- Nie spodziewałam się tego po tobie.

- Teraz już wiesz. To jedna z moich nielicznym słabości – odparła, po czym zaciągnęła się papierosem.

Poczułam duszący dym, który dostał się do mojego nosa, jednak to mnie nie zraziło. Nigdy nie przepadała za osobami palącymi i unikałam przebywania w ich otoczeniu, ale tym razem nie specjlanie mnie to obchodziło. Nie wiedziałam jak to możliwe, ale w wykonaniu Lauren ta czynność miała w sobie coś co przyciągało mój wzrok. Przez moją głowę przeszła myśl, że kobieta wygląda niezwykle atrakcyjnie z papierosem w ręku i zamyślonym spojrzeniem. Szybko jednak odsunęłam od siebie tą myśl i oparłam się o barierkę, będąc teraz skierowana do niej bokiem, aby móc podziwiać miasto nocą. Na niebie rozbłysły jeszcze ostatnie fajerwerki. Podniosłam wzrok przyglądając się kolorowym iskierkom rozświetlających niebo.

- Chciałam ci powiedzieć za to co dla mnie zrobiłaś w święta - odezwałam się do kobiety.

- Mam nadzieję, że święta z rodziną minęły ci dobrze.

- Tak, nie masz pojęcia jak cudownie było wrócić do domu, zobaczyć rodzinę i Sofii, która rośnie jak na drożdżach.

- Cieszę się, że mogłam pomóc.

- Jeszcze raz dziękuję.

- Cała przyjemność po mojej stronie Camila - powiedziała odwracając się na chwilę do mnie. Na jej ustach pojawił się uśmiech, a jej oczy patrzyły na mnie z radością. - Chociaż tyle mogę zrobić.

Miałam wrażenie, że ta chwila trwała wiecznie, gdy tak naprawdę były to sekundy, po których Lauren z powrotem odwróciła wzrok i zaciagnęła się papierosem ostatni raz.

Stałyśmy tak w milczeniu obok siebie, podziwiając widok, jednak ta chwila nie trwała długo. Usłyszałam za sobą jak ktoś wchodzi na taras. Po chwili rozpoznałam pijany śmiech, który dobiegł do moich uszu. Odwróciłam głowę, widząc sylwetkę Isabelle zmierzającą do nas niepewnym krokiem.

- Tutaj jesteś, wszędzie cię szukałam Cami, chodź potańczyć – powiedziała dziewczyna, zbliżając się do mnie, jednak wtedy straciła równowagę, lądując w moich objęciach.

Złapałam ją mocno, starając się utrzymać jej ciężar.

- Myślę, że tobie już starczy na dzisiaj – powiedziałam, odgarniając jej włosy z twarzy. – Myślę, że na nas już pora – zwróciłam się tym razem do Lauren.

- Jak wrócisz do domu? – zapytała.

- Właściwie to nie mam pojęcia – odparłam zmieszana.

- Zamówię ci taksówkę – zaproponowała kobieta.

- Nie stać mnie na taki długi kurs – przyznałam zmartwiona.

- Więc jak zamierzasz wrócić? – zmartwiła się kobieta.

- Coś wymyślę.

- Daj spokój, pozwól, że ja zapłacę, podasz tylko adres – zaproponowała.

- Nie Lauren, naprawdę nie trzeba.

- Camila, to nie jest prośba, podjęłam decyzję – uciszyła mnie brunetka. Jej ton stał się ostrzejszy, a mi w momencie zabrakło argumentów. Coś w jej postawie, sugerowało mi, że lepiej już się nie sprzeciwiać. Nie czułam jednak strachu, zamiast tego zrodziło się we mnie jakieś dziwne uczucie, które sprawiało, że nie umiałam się jej przeciwstawić. Trzeba było jej przyznać, że umiała postawić na swoim.

Gdy nasza taksówka podjechała, Lauren pomogła mi dotransportować Isabelle do auta i zapłaciła za kurs do domu Isabelle i do mojego, nie słuchając moich zaprzeczeń.

- Szkoda, że nie mogłaś dłużej zostać  – odezwała się moja szefowa, gdy chciałam już wsiadać do taksówki.

- Dziękuję ci za wszystko. Naprawdę dobrze się dzisiaj bawiłam – odparłam szczerze.

- Mam taką nadzieję – uśmiechnęła się do mnie zielonooka.

- Do zobaczenia w pracy – pożegnałam się.

- Do zobaczenia Camila.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro