Rozdział 19

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Camila p.o.v.

Dzisiaj byłam w dosyć dobrym humorze. Weszłam do pracy zadowolona, witając się z Ally, która siedziała już na recepcji.

Pierwsze godziny pracy minęły mi zaskakująco szybko i powoli zbliżała się pora lunchu. Poszłam do recepcji, aby sprawdzić, czy Ally nie potrzebuje mojej pomocy, gdy zobaczyłam Isabelle, która właśnie weszła do środka i podeszła do recepcji.

- Szukam Camili Cabello – zwróciła się do Ally.

- Isabelle, co ty tu robisz? – zapytałam podchodząc do nich.

- Cami, dobrze, że jesteś. Przyszłam wyciągnąć cię na lunch.

- Mam sporo pracy – powiedziałam i zwróciłam się do Ally. – Miałam cię pytać, czy potrzebujesz mojej pomocy?

- Nie, wszystko w porządku. Możesz spokojnie wyjść na lunch – odparła Ally z uśmiechem.

Nie pozostało mi nic innego jak się zgodzić. Poszłyśmy razem do małej restauracji za rogiem i zajęłyśmy wolny stolik.

- Cieszę się, że zgodziłaś się ze mną wyjść – zaczęła Isabelle. – Przepraszam za sylwestra, wiem, że przesadziłam. Mam nadzieję, że nie miałaś żadnych problemów w pracy przeze mnie?

- Nie, nie musisz się martwić.

- Całe szczęście, że Lauren jest wyrozumiałam. Muszę przyznać, że najwyraźniej się co do niej myliłam.

- Musimy porozmawiać – powiedziałam.

- Przecież rozmawiamy – zaśmiała się Isabelle.

Popatrzyłam na nią poważnym wzrokiem, wcale nie próbując się uśmiechać.

- Ok, to chyba coś poważnego. O co chodzi? – zapytała już poważnie.

- O nas.

- Co masz na myśli? – zapytała brunetka marszcząc brwi.

- Chciałabym, żebyś wiedziała, że bardzo cię lubię.

- Ja też cię bardzo lubię Camila – uśmiechnęła się do mnie, chwytając moją dłoń, leżącą na stole.

Spojrzałam na nasze dłonie, zbierając się na odwagę, aby kontynuować.

- Lubię cię, ale jako przyjaciółkę. Jeśli liczysz na coś więcej... - powiedziałam, podnosząc wzrok i patrząc w jej oczy. – Nie możesz na to liczyć z mojej strony.

Widziałam smutek, który pojawiał się w oczach brunetki z każdym moim słowem. Po chwili poczułam jak powoli rozluźnia uścisk i zabiera swoją dłoń.

- Jesteś pewna? – dopytywała.

- Przykro mi, nie chciałam robić ci nadziei.

- Czy jest ktoś inny? – zapytała, patrząc na mnie uważnie.

- Nie ma nikogo.

- Naprawdę? A może czujesz coś do Lauren? – zadała pytanie, a mnie zamurowało.

- Skąd ten pomysł?

- Widziałam jak Lauren na ciebie patrzy. Może ty też coś do niej czujesz? Zawsze kiedy na chwilę się rozstałyśmy, znajdowałam cię później w jej towarzystwie.

- To nic nie znaczy. Lauren jest moją szefową i jestem jej wdzięczna za wszystko co dla mnie zrobiła, ale to wszystko – powiedziałam.

- Nie chcę mi się wierzyć, że ona robi to bezinteresownie – odparła Isabelle z nutką złości.

- Nie muszę ci się z niczego tłumaczyć – powiedziałam, nieco urażona jej postawą.

- Czyli jednak.

- Co jednak?

- Coś was łączy.

- To nie prawda. Skończmy ten temat.

- Dobrze, niech będzie – powiedziała Isabelle, obrażona.

Reszta lunchu nie była zbyt miła. Zjadłyśmy prawie w milczeniu, a w powietrzu dało się wyczuć rosnące między nami napięcie. Miałam nadzieję, że ta rozmowa potoczy się inaczej, ale jak zwykle życie napisało scenariusz, którego nie przewidziałam w swoich domysłach.

Zdawałam sobie sprawę, że muszę dać jej trochę czasu, aby pogodziła się z moimi uczuciami, ale wiedziałam, że tak będzie lepiej i dalej liczyłam, że możemy pozostać przyjaciółkami.

Lauren p.o.v.

Ten dzień nie należał do najłatwiejszych, ale chyba znałam sposób, aby poprawić sobie trochę nastrój. Była już najwyższa pora na lunch. Zeszłam na dół kierując się z uśmiechem na ustach do recepcji.

- Gdzie Camila? – zapytałam Allyson.

- Wyszła na lunch – powiedziała, a mi od razu zrzedła mina.

- Sama? – zapytałam z nadzieją.

- Nie.

- A z kim? – dopytywałam.

- Z jakąś dziewczyną, chyba miała na imię Isabelle – odparła Allyson, a do mnie dotarły słowa, których najbardziej nie chciałam usłyszeć.

Przecież to nic takiego. Camila powiedziała, że się tylko przyjaźnią, więc w czym problem? Dlaczego tak mnie to martwiło?

Niepocieszona wróciłam do swojego biura. Postanowiłam zamówić coś na wynos i zająć się dalszą pracą, której miałam aż nadto.

Dopiero pod wieczór w moim biurze zjawiła się Normani. Wcześniej zdradziła mi jedynie przez sms, że ma dla mnie jakąś nowinę i koniecznie musi mi to powiedzieć osobiście.

Moja przyjaciółka wpadła do mojego biura energicznie i bez pukania. Jej twarz promieniała szczęściem. Przynajmniej już wiedziałam, że to coś dobrego.

- Opowiadaj – zakomunikowałam tylko, czekając aż usiądzie i zacznie opowieść.

- Wiesz, że od niedawna pracuję nad swoją nową kolekcją ubrań, prawda? – zapytała, a ja tylko przytaknęłam, czekając na ciąg dalszy. – Wiesz też, że ostatnio dostałam zaproszenie na pokaz sławnego projektanta? – zadała kolejne pytanie retoryczne. – Tak więc, byłam wczoraj na tym pokazie z Dinah i nie uwierzysz.

- No mów wreszcie.

- Po pokazie podeszła do mnie sama Cara Delevingne i uwaga – zrobiła dramatyczną pauzę – powiedziała, że podoba się jej moja praca i z chęcią zostałaby twarzą mojej marki – dokończyła podekscytowana.

- Naprawdę?! To fantastycznie.

- Chciałabym cię prosić o pomoc.

- Jaką pomoc? – zapytałam.

- Jutro mamy się spotkać z jej agentem i prawnikiem i omówić warunki współpracy. Chciałabym, żebyś poszła ze mną jako moje wsparcie moralne i prawne – wytłumaczyła, patrząc na mnie błagającym wzrokiem

- O której to spotkanie? – zapytałam patrząc do swojego kalendarza.

- O trzynastej.

- Masz szczęście, mam wtedy czas, ale mogę się chwilę spóźnić. O dwunastej mam spotkanie z klientem – odparłam.

- Dziękuję, nie wiesz ile to dla mnie znaczy – podziękowała rzucając mi się na szyję.

- Doskonale wiem, ile to dla ciebie znaczy. Cieszę się razem z tobą – odparłam, uśmiechając się do niej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro