Rozdział 27

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Camila p.o.v.

Po emocjonalnym lunchu w towarzystwie Ally i Lauren, znowu rzuciłam się w wir pracy, jednak sytuacja, która miała dzisiaj miejsce, nie dawała mi spokoju. Nie wiedziałam co powinnam w tej sytuacji zrobić, ale po zachowaniu Lauren mogłam wnioskować, że ta informacja ją dotknęła. Nie chciałam, aby myślała, że się z kimś spotykam, ale nie miałam też odwagi wyznać jej moich prawdziwych uczuć.

Od czasu lunchu już w ogóle nie mogłam się skupić, przed oczami cały czas miałam Lauren wychodzącą w pośpiechu z kuchni. Postanowiłam, że nie mogę tego tak zostawić. Zebrałam się na odwagę i z mocno bijącym sercem od razu wsiadłam do windy i udałam się prosto do gabinetu zielonookiej, zanim zmienię zdanie. W głowie nie miałam żadnego planu, nie wiedziałam, co mogę jej powiedzieć, ale mimo wątpliwości cały czas szłam przed siebie, postanawiając się zdać na instynkt.

Kiedy znalazłam się przed jej gabinetem, nie zważając na jej asystentkę, skierowałam się od razu do drzwi, za którymi powinna znajdować się zielonooka.

- Pani Jauregui wyszła - odezwała się Victoria, kiedy chciałam zapukać do środka.

- Wiadomo kiedy wróci?

- Dzisiaj już nie wróci - poinformowała mnie.

Naglę odpłyną ze mnie cały entuzjazm i determinacja. To było do niej zupełnie nie podobne, żeby kończyć pracę tak wcześnie.

- Coś się stało? - zapytałam.

- Nie mam pojęcia. Pani Jauregui poinformowała mnie tylko, że już dzisiaj nie wróci.

- Rozumiem - powiedziałam, kierując się zrezygnowana w przeciwną stronę.

Nasza rozmowa będzie musiała jeszcze poczekać.

***

Po skończonej pracy, wróciłam zmęczona do domu. W środku już czekała na mnie Dinah, której nie widziałam jeszcze od naszej wymiany zdań.

- Spotkałaś się z nią wczoraj, prawda? – zapytała moja przyjaciółka.

Usiadłam obok niej na kanapie i przytaknęłam, spuszczając głowę zasmucona.

- I było warto? – zapytała.

- Nie – przyznałam, patrząc na moją przyjaciółkę. – Jennifer jest miła i spędziłam naprawdę miły wieczór, ale...

- Ale to nie to – dokończyła za mnie Dinah, a ja przytaknęłam.

- Przepraszam za wczoraj.

- Ja też przepraszam – powiedziała blondynka. – Po prostu chciałabym dla ciebie jak najlepiej i nie rozumiem, dlaczego jesteś taka uparta.

- Chyba wreszcie do mnie dotarło – przyznałam.

- To na co czekasz? Musisz porozmawiać z Lauren.

- Nie mogę.

- Dlaczego?

- Lauren myśli, że się z kimś spotykam.

- Co? Jak to?

- Dzisiaj Ally zaprosiła mnie i Lauren na lunch i zaczęła wypytywać o Jennifer, nie świadoma sytuacji między nami. Próbowałam to jakoś odkręcić, jednak Lauren wyszła, mówiąc, że ma coś ważnego do załatwienia. Myślę, że to nie był prawdziwy powód – przyznałam załamana.

- Musisz jej to wyjaśnić.

- Po lunchu chciałam do niej pójść, ale okazało się, że wyszła wcześniej – wytłumaczyłam.

- Nie martw się, może jutro się uda.

- Nie jestem przekonana. To wygląda jakby nie chciała ze mną już rozmawiać.

- Spokojnie coś wymyślimy. Będzie dobrze.

Lauren p.o.v.

Kończyłam już drugą szklankę whisky, zapijając swoje smutki, gdy dosiadła się do mnie pewna kobieta.

- Mogę postawić ci drinka? - zapytała.

Kobieta miała ciemne włosy, prawie czarne i ciemną karnację. Była bardzo atrakcyjna, a jej ciemne oczy patrzyły na mnie z pewnością siebie.

- To zależy - odpowiedziałam, grając niedostępną.

- Od czego?

- Zdradzisz mi swoje imię? - zadałam pytanie, uśmiechając się do niej zmysłowo.

- Emily - uśmiechnęła się.

- Lauren.

- To jak?

- Niech będzie - zgodziłam się.

- Nie chcę być wścibska, ale wyglądasz na przygnębioną. Obserwowałam cię przez chwilę i cały czas byłaś bardzo zamyślona - zdradziła. - Ciężki dzień w pracy, czy coś innego?

- Nie chcę o tym rozmawiać - powiedziałam.

- Jesteś pewna? Czasami wygadanie się do obcego człowiek może pomóc - zaproponowała.

- Nie tego potrzebuję - odparłam, patrząc w swoją szklankę.

- A czego? - zapytała.

- Żebyśmy pojechały do mnie - zaryzykowałam, patrząc na nią odważnie.

***

Pół godziny później siedziałyśmy już u mnie w mieszkaniu. Na odwagę nalałam nam po jeszcze jednej szklance whisky z mojego domowego barku. Dawno nie robiłam takich rzeczy, ale nie wiedzieć czemu dzisiaj odezwała się we mnie moja głęboko skrywana natura zdobywcy. Dowiedziawszy się, że Camila spotyka się z kimś innym, pomyślałam, że nie mam już nic do stracenia. I tak nie miałam czasu na stały związek, więc kiedy nadarzyła się taka okazja, dlaczego miałam nie skorzystać?

Gdy dziewczyna dopiła swój trunek, postanowiłam od razu zabrać się do działania. Chwyciłam za jej rękę i zaprowadziłam ją prosto do sypialni, jednak nie poszłam do mojej głównej sypialni, lecz do pokoju gościnnego. Coś nie pozwalało mi skierować się do własnego łóżka, ponieważ przed oczami dalej miałam tamtą wspaniałą noc z Kubanką.

Złączyłam nasze usta w pocałunku i zaczęłam szybko pozbywać się kolejnych części garderoby brunetki. Emily chwyciła za guziki mojej koszuli, kolejno je rozpinając. Kiedy moja biała koszula zleciała na podłogę, popchnęłam kobietę na łóżko i zawisłam nad nią wpijając się mocno w jej usta. Zaczęłam pieścić jej odkryte ciało rękoma, a moje pocałunki zjeżdżały wzdłuż szyi, coraz niżej.

Nagle w moich myślach pojawił się obraz Camili. Nie potrafiłam jej wyrzucić z własnej głowy. Przecież to mogłaby być ona, gdyby tylko dała mi szansę.

Szybko się otrząsnęłam, czując ręce kobiety, które zaczęły się dobierać do zapięcia moich spodni. Pomogłam jej pozbyć się reszty naszych ubrań, a nasze ciała przylgnęły do siebie, tworząc jedność. Nasze oddechy przyśpieszyły. Tym razem nie bawiłam się w delikatność. Targały mną silne emocje, ale coś nie pozwalało mi przestać, dopóki obie nie osiągnęłyśmy spełnienia, a nasze zmęczone ciała ułożyły się na materacu.

Coś czuję, że jutro będę tego żałować, ale dzisiaj mało mnie przejmowały konsekwencje.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro