Rozdział 3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Camila p.o.v.

Kolejnego dnia obudziłam się czując jak mój materac ugina się pod dodatkowym ciężarem. Otworzyłam zaspane oczy, widząc nad sobą głowę mojej współlokatorki.

- Dinah, która godzina, czego mnie obudziłaś? – Zapytałam zdezorientowana i zaspana, patrząc na zegarek, który wskazywał dziewiątą.

- Zaraz muszę wyjść, mam spotkanie z klientem, ale musiałam z tobą porozmawiać. Czekałam wczoraj na ciebie, ale nie słyszałam, kiedy wróciłaś – wytłumaczyła Dinah.

- Jak się udało spotkanie z tajemniczą dziewczyną? – Zapytałam z uśmieszkiem, siadając na łóżku i przecierając oczy.

- Fantastycznie, to kobieta moich marzeń – odparła rozmarzona blondynka, nieco dramatyzując, co jak najbardziej leżało w jej naturze.

- Cieszę się DJ, czy właśnie o tym chciałaś porozmawiać?

- Tak i nie tylko, mam dla ciebie newsa.

- Co się stało? – Zapytałam marszcząc brwi.

- Mówi ci coś nazwisko Jauregui? – Zapytała szczerząc się do mnie, jakby dokonała właśnie czegoś niezwykłego.

- Nie, pierwsze słyszę.

- W jakim ty świcie żyjesz Mila! To jedna z najbardziej wpływowych osób w świecie prawniczym w Miami.

- I co w związku z tym? – Zapytałam obojętnie, nie rozumiejąc do czego zmierza moja przyjaciółka.

- Tak się składa, że Normani się z nią przyjaźni i obiecała załatwić ci spotkanie!

- Zaraz, kim jest Normani? – Zapytałam nie rozumiejąc.

- Moją nową dziewczyną i miłością mojego życia! – Powiedziała Dinah, zgrywając urażoną, jakby to był najpowszechniej znany fakt na świecie.

- A czym się zajmuję ta Normani? – Zapytałam z ciekawości.

- Jest stylistką i ma własny butik, sama też projektuje ubrania. Poznałyśmy się podczas jednej sesji. Ale to teraz nie ważne. Rozumiesz co ja do ciebie mówię!?

- Czekaj, czyli ... Naprawdę załatwiłaś mi spotkanie z jakąś wziętą prawniczką?! – Zapytałam, niedowierzając dalej w jej słowa.

- Dokładnie tak! Nie musisz dziękować.

- Kocham cię Dinah! – Wykrzyknęłam uradowana, porywając ją do uścisku.

- Wiem, że jestem najlepsza!

- Ale zaraz... - zaczęłam odsuwając się od niej. – Przecież ja nie mam jak jej zapłacić, na pewno taka osoba każe sobie słono płacić za swoje usługi.

- Nie przejmuj się tym, Mani obiecała, że przyjmie cię w ramach przysługi, a później coś wykombinujemy. Pożyczę ci pieniądze – uspokajała mnie Dinah.

- Wykluczone, mówiłam ci, że nie przyjmę twoich pieniędzy, to nie załatwi sprawy. Muszę znaleźć sobie lepszą pracę.

- Mila spokojnie, może najpierw pójdziesz na to spotkanie i wysłuchasz jakie masz możliwości, a później będziemy się martwić, co zrobić, ok?

- Skoro już załatwiłaś mi to spotkanie, to chyba mogę spróbować – zgodziłam się, jednak dalej miałam wątpliwości. Gdyby to było takie proste, już dawno załatwiłabym tą sprawę. Niestety życie to nie bajka i nie wierzyłam, że mogę mieć tyle szczęścia.

- To dobrze, zbieraj się, spotkanie masz za niecałe trzy godziny – poinformowała mnie Dinah.

- Co takiego?! – Zapytałam niedowierzając. – I dopiero teraz mi mówisz?! – Zdenerwowałam się.

- Spokojnie zdążysz, masz jeszcze czas – uspakajała mnie.

- Nie mogłaś mi powiedzieć wczoraj, wysłać głupiego sms'a, cokolwiek?

- Nie słyszałam jak wróciłaś, pewnie byłaś wczoraj zmęczona po pracy, więc nie chciałam ci już przeszkadzać.

- Cholera Dinah ja nie zdarzę, mój szef kazał mi dzisiaj przyjść godzinę wcześniej do pracy, za wczorajsze spóźnienie pięć minut.

- Co za palant, ale nie martw się. Myślę, że pani prawnik ceni sobie punktualność, więc powinnaś się wyrobić, jej kancelaria znajduje się w centrum, więc na pewno znajdziesz jakiś autobus, który dowiezie cię pod samą pracę, gdy skończysz spotkanie. I pamiętaj, żeby do mnie zadzwonić po wszystkim i dać znać jak poszło. Ja już muszę lecieć, trzymaj się! – Powiedziała, wychodząc z mojego pokoju i zostawiając mnie w niemałym szoku.

Lauren p.o.v.

To był dla mnie kolejny stresujący dzień. Od rana miałam dwie rozprawy, które wymagały ode mnie sporo uwagi i wróciłam do biura nieco przed południem. Już od wejścia do kancelarii Ally zbombardowała mnie bieżącymi informacjami na temat jednej z prowadzonych przeze mnie spraw.

- Znalazłam ci nową asystentkę – powiedziała Ally w końcu.

- Tak szybko? – Zdziwiłam się.

- Tak, wiesz, że każdy chce pracować w kancelarii Jauregui, więc zorganizowanie rekrutacji na dzisiejszy poranek nie stanowiło problemu. Myślę, że wybrałam idealną kandydatkę, zaraz przyślę ją do ciebie.

- Dziękuję Ally, jesteś aniołem, co ja bym bez ciebie zrobiła – powiedziałam uradowana, bo nie ukrywam, że to jaką kompetencją i zaangażowaniem wykazała się w tej sprawie poprawiło mi humor. Szybko poszła do swojego biura, nie zważając na kolejne słowa blondynki, skierowane w moją stronę.

Weszła do swojego gabinetu, gdzie zastałam siedzącą przed moim biurkiem elegancko, lecz nieco skromnie ubraną brunetkę. Kiedy obeszłam ją i zasiadłam na swoim miejscu, mogłam się jej nieco przyjrzeć. Miała delikatny makijaż i ciemną karnację, już na pierwszy rzut oka wydała mi się bardzo ładna. Od razu coś mnie w niej zaciekawiło, poza tym ufałam Ally, że dokonała dobrego wyboru, a aspekty wizualne tylko umilą nam wspólną pracę.

- Dzień dobry pani Jauregui, jestem... - zaczęła dziewczyna, wstając z fotela, kiedy tylko mnie zauważyła.

- Zrób mi kawę i zaraz przejdziemy do szczegółów – wydałam jej pierwsze polecenie. Niech się przyzwyczaja, lubię być konkretna w pracy, więc nie chciałam tracić czasu, tym bardziej, że przypomniałam sobie o spotkaniu, które wymusiła na mnie Normani. Ta dziewczyna mogła się zaraz zjawić. Do tego czasu chciałam przedstawić mojej nowej asystentce warunki pracy u mnie.

- Słucham?! – Zapytała dziewczyna, patrząc na mnie z niedowierzaniem.

- To co słyszałaś, zrób mi kawę, czarną bez mleka.

- Jeśli wydaje się pani, że można mną pomiatać, tylko dlatego, że nie mam pieniędzy, to jest pani w głębokim błędzie.

- Chyba od tego tu jesteś, prawda? – Zapytałam próbując zachować spokój.

- Skoro tak odnosi się pani do każdego, kto jest na niższym stanowisku, to wolę znaleźć sobie inną kancelarię, gdzie wezmą mnie na poważnie.

- Proszę bardzo, jest wiele innych dziewczyn na twoje miejsce, z takimi nastawieniem i kompetencjami daleko nie zajdziesz, gwarantuje – odezwałam się władczym głosem, już nie wytrzymując jej pyskowania. Za kogo ona się miała?!

- Co pani może wiedzieć o moich kompetencjach. Według pani nadaję się jedynie do parzenia kawy? Nie każdy miał tyle szczęścia, aby urodzić się w bogatej rodzinie!

- Jak śmiesz?! Nic nie wiesz o mnie i o mojej rodzinie! Nie chcę cię więcej widzieć w mojej kancelarii! – Uniosłam się, pokazując jej ręką wyjście.

- I wzajemnie! – Wykrzyknęła i wyszła trzaskając drzwiami.

Byłam w szoku. Na pierwszy rzut oka wydawała się taką spokojną i delikatna osobą, a prawda okazała się znacznie inna.

Gdy trochę ochłonęłam wyszłam z gabinetu od razu chcąc się udać z powrotem do Ally, aby wyjaśnić całą sytuację, jednak zatrzymała mnie blondynka mojego wzrostu, która siedziała pod moim gabinetem.

- Dzień dobry pani Jauregui, nazywam się Victoria Smith, pani Brooke wybrała mnie wstępnie na pani nową asystentkę i kazała mi zaczekać tutaj, aż skończy pani spotkanie – oniemiałam. Więc kim była ta kobieta z którą przed chwilą rozmawiałam?

- Proszę chwileczkę poczekać, zaraz do pani wrócę – odparłam uprzejmym głosem, próbując zachować profesjonalizm i nie okazywać teraz swoich emocji.

- Co ty zrobiłaś tej biednej kobiecie? – Zapytała mnie Ally, gdy tylko zbliżyłam się do recepcji.

- Jakiej kobiecie?

- No twojej nowej klientce, Camila Cabello zdaje się, wyszła stąd nieźle wkurzona i chyba ocierała łzy? – Zapytała, patrząc w jakieś papiery. To chyba jakieś żarty!

- Dlaczego nie powiedziałaś mi, że ona już czeka w moim gabinecie? – Zapytałam, próbując się opanować.

- Próbowałam, ale kiedy tylko powiedziałam ci o nowej asystentce poszłaś dalej, nie słuchając, co mam ci jeszcze do powiedzenia – tłumaczyła się kobieta.

Rzeczywiście Ally chciała mi coś jeszcze powiedzieć, ale ją zignorowałam. Byłam pewna, że w moim gabinecie będzie czekała już nowa asystentka, a tamto spotkanie w chwili kompletnie wyleciało mi z głowy.

- Ally, obawiam się, że nastąpiło wielkie nieporozumienie... - Normani mnie zabije.

___

Miałam dodać już wczoraj, bo widzę, że początek wam się bardzo spodobał i was zaciekawił, z czego ogormnie się cieszę, ale niestety nie miałam czasu i siły. Myślę, że rozumiecie 😊

Piszcie co myślicie, jestem ciekawa 😀
Do następnego rozdziału 😉

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro