Rozdział 32

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Lauren p.o.v.

- Lauren, ja tak dłużej nie mogę. Nie potrafię ci zaufać – usłyszałam słowa Camili.

Nie mogłam uwierzyć w to co właśnie usłyszałam. Nagle runął cały mój świat. Czułam się jakby odpłynęło ze mnie całe szczęście jakie miałam w sobie, zupełnie jakbym miała zostać w tej otchłani na zawsze. Jej słowa bolały bardziej niż nie jedno mocne uderzenie w policzek. Ten wieczór miał się skończyć zupełnie inaczej.

- O czym ty mówisz? – zapytałam, cały czas mając nadzieję, że jednak źle ją zrozumiałam.

- Nie potrafię ci od razu zaufać, po tym co zrobiłaś.

- Wiesz, że wolę nawet brutalną prawdę. Chciałam być z tobą szczera, zacząć czystą kartą – powiedziałam, patrząc błagalnie w jej oczy.

- Mówiłam ci już, że to doceniam, ale... Boję się. Potrzebuję więcej czasu, aby to przemyśleć – wyznała Camila.

Prawie niezauważalnie przytaknęłam na jej słowa. Nie powiedziałam już nic więcej. Postanowiłam po prostu odwieźć ją do domu i dać jej przestrzeń, której najwidoczniej potrzebowała, aby wszystko przemyśleć.

Gdy dotarłam do własnego apartamentu, zostałam sama z natłokiem myśli. Nalałam sobie szklankę whisky i wyszłam na balkon, aby zapalić. Obserwowałam moje kochane miasto późną nocą przed dłuższą chwilę, aż nie dopadł mnie zimny powiew wiatru, który zmusił mnie do schowania się do środka.

Tej nocy nie mogłam zasnąć, ani kolejnej... Wiedziałam, że schrzaniłam sprawę i bardzo chciałam wszystko między nami naprawić, ale nie wiedziałam jak. Chciałam do niej zadzwonić, wytłumaczyć wszystko i błagać o kolejną szansę, ale postanowiłam dać jej ten weekend, aby wszystko przemyślała.

W poniedziałek było jeszcze gorzej. Gdy zobaczyłam ją wchodząc do firmy, byłam w rozsypce. Zrozumiałam, że tym razem mogę ją stracić, jeśli szybko czegoś nie zrobię. Cały dzień z trudem mogłam skupić się na pracy, byłam niewyspana i rozkojarzona. Postanowiłam wymknąć się na niewielki balkon, który znajdował się w kancelarii, aby chwile odetchnąć i zmienić perspektywę. Rzadko paliłam w pracy, ale tym razem to było silniejsze ode mnie. Delektowałam się słodką trucizną, obserwując zatłoczone o tej porze dnia centrum Miami. W końcu zdecydowała, że dłużej tak nie mogę. Zgasiłam papierosa i zeszłam na dół, aby poszukać Camili.

Nigdzie nie mogłam jej znaleźć, Ally także nie było na swoim stanowisku. To dało mi do myślenia. Poszłam w stronę kuchni, gdzie zobaczyłam je obie przez przeszklone drzwi. Akurat musiałam trafić na moment, gdy jadła lunch z Allyson. Po prostu świetnie, pomyślałam.

Zbierając się na odwagę, weszłam do pomieszczenia energicznym krokiem, grając jakbym się śpieszyła.

- Camila, kiedy skończysz, możesz przyjść do mnie? – zapytałam.

- To coś pilnego? – zapytała zaniepokojona.

- Dosyć, ale zjedz spokojnie, będę czekać w gabinecie – powiedziałam i wyszłam, udając się prosto do siebie, informując od razu Victorię, aby wpuściła Camilę, na którą oczekuję.

Miałam jeszcze chwilę, aby przemyśleć co chcę jej powiedzieć. Prawdę mówiąc dawno się tak nie stresowałam.

Kwadrans później, brunetka zapukała do moich drzwi.

- W czym mam ci pomóc? – zapytała, zachowując profesjonalizm.

- Chodź tu – poprosiłam siadając na kanapie i wyciągając do niej rękę.

- Nie chcesz rozmawiać o pracy – stwierdziła Camila, niepewnie podchodząc do mnie.

- Camila, kocham cię i nie mogę przestać o nas myśleć. Proszę, powiedz co mogę zrobić, aby dostać drugą szansę?

- Nie wiem Lauren – przyznała spuszczając głowę.

- Powiedz mi co czujesz – poprosiłam łagodnym tonem.

- Po prostu mam wątpliwości. Boje się. Skoro teraz tak łatwo poszłaś z kimś innym do łóżka, boje się co będzie jeśli coś w naszym związku zacznie się sypać. Czy wtedy mnie nie zdradzisz?

- Camila, rozumiem, że się boisz i że mi teraz nie ufasz, ale nawet nie masz pojęcia jak mi na tobie zależy. Nie wyobrażam sobie cię stracić. Ta wizja przez cały weekend spędzała mi sen z powiem.

- Lauren mi też na tobie zależy – powiedziała smutno.

- Proszę daj mi jeszcze jedną szansę – odezwałam się, chwytając jej twarz i nakierowując tak, aby nasze oczy się spotkały. Musiała wiedzieć, że mówię szczerze. – Nigdy na nikim nie zależało mi tak jak na tobie. To co zrobiłam... To był tylko mechanizm obronny, bo tak bardzo bałam się cierpieć po twojej stracie. Tamta dziewczyna nic dla mnie nie znaczyła. A ty znaczysz dla mnie wszystko. Nie jestem nawet tego w stanie wyrazić, chociaż użyłabym tysiąc słów. Nigdy się tak nie czułam. Przysięgam ci, że jeśli dasz mi szansę, to nigdy więcej już tego nie zrobię. Wiem, że razem nam się uda.

- Lauren, bardzo bym chciała ci zaufać.

- Więc daj mi jeszcze szansę, a przekonasz się jak mi na tobie zależy.

- Dobrze – zgodziła się po chwili ciszy, która dla mnie trwała całą wieczność.

Poczułam jak wielki kamień spada z mojego serca.

- Zobaczysz, że przepracujemy to razem. Kocham cię – powiedziałam, chwytając jej twarz w dłonie i łącząc nasze czoła razem.

Camila nie protestowała. Wtuliłam się w jej ciało, czując jak powoli jej spięte mięśnie także się rozluźniają, rozpływając się w tej chwili. Wiedziałam, że będę musiała jej udowodnić swoją miłość, ale wierzyłam, że z czasem odbuduje jej zaufanie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro