Rozdział 34

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Camila p.o.v.

Kolejne dni mijały. Lauren miała dla mnie jeszcze mniej czasu. W kancelarii dalej nikt o nas nie wiedział. Tak było dobrze. Nasz związek był cały czas wystawiany na próbę, dlatego nie chciałyśmy się śpieszyć.

Jednak wszystko zmieniło się pewnego popołudnia. Akurat zastępowałam Allyson na recepcji, która wzięła dzień wolnego, gdy do kancelarii wszedł pewien wysoki i przystojny mężczyzna. Był ubrany w elegancki płaszcz, a gdy podszedł do recepcji na jego ręce zobaczyłam z pewnością drogi zegarek.

Brunet uśmiechnął się do mnie szarmancko, pewny swojej atrakcyjności.

- Dzień dobry – przywitałam się z nim.

- Z pewnością dobry, odkąd panią zobaczyłem – powiedział, uśmiechając się do mnie, a ja musiałam z całych sił powstrzymywać się, aby nie przewrócić oczami.

- Był pan umówiony na spotkanie? – zapytałam.

- Tak. Adam Angelo, byłem umówiony do pani Jauregui – powiedział, dalej opierając się o ladę recepcji.

- Tak, zgadza się. Jest pan umówiony na trzynastą – powiedziałam, sprawdzając w kalendarzu. – Dam znać, że już pan przyszedł – powiedziałam, dzwoniąc do asystentki Lauren.

Jednak mężczyzna cały czas stał przy recepcji, bacznie mi się przyglądając.

- Mogę panu pomóc w czymś jeszcze? – zapytałam.

- Pomoże mi pani trafić do pani Jauregui, jestem tu pierwszy raz – powiedział.

- Do windy, na drugie piętro i cały czas prosto do końca korytarza – wytłumaczyłam, wskazując windę.

- Zostawi mnie pani tak samego? – zagadywał mnie dalej mężczyzna.

- Chyba jest pan dorosłym mężczyzną i potrafi znaleźć drogę.

- Z taką piękną kobietą u boku na pewno droga upłynęłaby mi przyjemniej.

- To nic trudnego, na pewno pan trafi. A teraz przepraszam, ale muszę wracać do moich obowiązków – powiedziałam wychodząc zza lady i chcąc uciec do pokoju ksero, aby już więcej mnie nie zagadywał.

- Nalegam – powiedział mężczyzna, patrząc na mnie przekonującym wzrokiem.

Popatrzyłam na niego niezadowolona, jednocześnie zerkając na zegarek. Było już po trzynastej. Chcąc się jak najszybciej pozbyć natarczywego mężczyzny, poszłam z nim w stronę windy.

- Chyba teraz już pan trafi – powiedziałam, naciskając przycisk od windy.

- Proszę mi przypomnieć jeszcze raz drogę – poprosił.

- Na drugie piętro i do końca korytarza – powiedziałam, odwracając się do niego i chcąc odejść, ponieważ usłyszałam telefon dzwoniący na recepcji.

Za nim zdążyłam się jednak odwrócić, mężczyzna wykorzystał chwile mojej nieuwagi i zbliżył się niebezpiecznie blisko mnie, sprawiając, że zostałam przyparta do ściany.

- Co pan wyprawia?!

- Chciałem się tylko przyjżeć z bliska - powiedział mężczyzna, chcąc dotknąć mojego policzka.

Chciałam go odepchnąć, ale był silniejszy. W tym samym momencie usłyszałam jak drzwi windy się otwierają oraz stukot czyichś butów.

- Co tu się dzieję? Łapy precz! Odsuń się od niej! – usłyszałam rozłoszczony głos Lauren.

- To nie tak! Ja chciałem tylko nacisnąć przycisk windy – skłamał mężczyzna, unosząc ręce w obronnym geście.

- To nie prawda – odezwałam się.

- Wyjdź natychmiast z mojej kancelarii, albo wezwę ochronę! – krzyczała Lauren.

- Spokojnie, po co te nerwy, już wychodzę – powiedział mężczyzna, wychodząc w pośpiechu.

- Camila, nic ci nie jest? – zapytała zielonooka, podchodząc do mnie.

Wszystko działo się tak szybko, a ja dalej stałam pod ścianą w szoku. Poczułam ciepłą dłoń Lauren na swoim policzku. Dopiero wtedy odżyłam.

- Tak, wszystko ok – powiedziałam, patrząc w jej zmartwione oczy.

- Całe szczęście, że zeszłam na dół – powiedziała z ulgą. – Coś mi się nie zgadzało. Odkąd zadzwoniłaś do Victorii minęło sporo czasu, a na recepcji nikt się nie zgłaszał.

Kobieta wzięła mnie w swoje ramiona, mocno ściskając. W jej ramionach poczułam się bezpiecznie jak nigdzie indziej. Po moim ciele rozlała się fala gorąca, a serce, które dopiero przestało walić jak oszalałe, znowu przyśpieszyło.

- Kocham cię – powiedziałam do niej słabym głosem.

Lauren wzięła moją twarz w swoje dłonie i spojrzała w moje oczu. Nasze usta połączyły się w namiętnym pocałunku na który przelałyśmy wszystkie nasze emocje.

W tym momencie nie przejmowałyśmy się, że stoimy na środku korytarza i każdy może to zobaczyć, liczyła się tylko ta chwila.

Niestety ta sytuacja nie pozostała nie zauważona i wieść o naszym związku błyskawicznie rozniosła się po całej kancelarii. Widziałam te oceniające spojrzenia skierowane w moją stronę i szepty wypowiadane za moimi plecami. Właśnie tego najbardziej się obawiałam, ale wiedziałam, że moja miłość do Lauren jest silniejsza i nie chciałam pokazać innym własnej słabości.

Na szczęście miałyśmy wsparcie w Ally, a reszta się nie liczyła.

- Dlaczego mi nie powiedziałyście? – zapytała Ally, podczas jednego ze wspólnych lunchów, gdy wieści rozeszły się już po kancelarii.

- Nie bądź zła. Chciałyśmy jeszcze poczekać, to świeża sprawa. Z resztą sama widzisz co się dzieje – powiedziała Lauren.

- Dlatego właśnie nie chciałyśmy nic mówić – dodałam smutna.

Lauren chwyciła moją dłoń, próbując dodać mi otuchy. Popatrzyłam na nią, słabo się uśmiechając.

- Nie możecie się tym przejmować – stwierdziła Ally. – Ludzie zawsze gadali i będą gadać. Niedługo znajdą sobie inny temat do plotek. Myślicie, że nie wiem, mnie i Chrisa też obgadują, ale staram się tym nie przejmować.

- Masz rację – przyznała Lauren.

- Macie moje wsparcie - dodała Ally.

- Dziękujemy ci Ally – powiedziałam, uśmiechając się do niej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro