Rozdział 41

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Lauren p.o.v.

Był piątek, czyli dzień przyjazdu rodziny Camili do Miami. Dziewczyna zwolniła się wcześniej z pracy, aby odebrać bliskich z lotniska. Ponieważ nie miała samochodu, poprosiła Dinah o pomoc, natomiast ja musiałam szybko dokończyć swoje sprawy w biurze i pojechałam prosto do mieszkania, aby dopilnować wszystkiego zanim zjawią się u mnie w mieszkaniu.

Biegałam jak oszalała między salonem, a pokojami gościnnymi, żeby upewnić się, że niczego im nie zabraknie. Nie pomagały moje zszargane nerwy. Prawdę mówiąc, przed żadną rozprawą nie stresowałam się tak jak w tej chwili. Moja głowa była pełna obaw. Czy mnie polubią? Czy im się spodobam? Czy jestem dość dobra dla Camili? Jak zareagują na związek Camili z kobietą? Czy spodobają im się atrakcje, które przygotowałam?

Myślom nie było końca. Postanowiłam, że nie dam sobie rady i zadzwoniłam do jedynej kobiety, która potrafiła mnie teraz podnieść na duchu.

- Mani, boje się – powiedziałam, gdy tylko usłyszałam jak przyjaciółka odbiera telefon.

- Co się stało?

- Boje się, że rodzina Camili mnie nie zaakceptuje.

- Już myślałam, że coś się stało – zaśmiała się kobieta.

- To jest bardzo poważna sprawa, a ty się śmiejesz? – oburzyłam się.

- Lauren na pewno wszystko będzie dobrze, musisz się tylko uspokoić.

- Łatwo ci mówić.

- Laur jesteś wspaniałą kobietą, Camila cię kocha. Na pewno jej bliscy też dostrzegą, że jesteście razem szczęśliwe i wszystko będzie dobrze – uspokoiła mnie. - A teraz weź dupę w troki, idź szybko zapalić przed ich przyjazdem, a później weź się w garść. Na pewno dasz radę.

- Chyba pierwszy raz zachęcasz mnie do palenia – zaśmiałam się.

- Bo widzę, że sytuacja tego wymaga. Mam tylko nadzieję, że nie będziesz palić przy dziecku.

- Spokojna głowa. Potrafię się powstrzymać. Dzięki Mani za wsparcie, muszę kończyć.

Po tej krótkiej rozmowie od razu zrobiło mi się lepiej i nieco się uspokoiłam. Pozostało czekać.

Camila p.o.v.

Dzisiaj był wyjątkowy dzień. Skończyłam pracę wyjątkowo wcześnie, podjechała po mnie Dinah i razem pojechałyśmy na lotnisko, aby odebrać moich bliskich.

Gdy Dinah zaparkowała, weszłyśmy na halę przylotów, szukając na tablicy odpowiedniego lotu. Według informacji samolot właśnie wylądował, co oznaczało, że zostało już bardzo mało czasu do naszego spotkania.

Nagle w tłumie ludzi, zobaczyłam moją rodzinę. Poczułam ogromną radość, a moje oczy zrobiły się mokre ze szczęścia. Gdy tylko Sofi mnie dostrzegła, podbiegła w moja stronę, a ja wzięłam ją w swoje ramiona mocno ściskając. Gdy moi dziadkowie także do nas doszli, mocno wyściskałam każdego z osobna. Na ich twarzach również pojawiły się łzy wzruszenia.

- Jak dobrze was widzieć – powiedziałam.

- Dzień dobry państwu – przywitała się Dinah. – Cześć księżniczko, przywitasz się z ciocią – zwróciła się do Sofii.

Mała od razu szeroko się uśmiechnęła i wskoczyła w objęcia Dinah. Moja przyjaciółka podniosła ją nad ziemie mocno ściskając, a w hali rozniósł się śmiech dziewczynki. Ta chwila była bezcenna.

Gdy wszyscy się już ze sobą przywitali, zapakowaliśmy bagaże i wsiedliśmy do samochodu.

- Jesteście bardzo zmęczeni? – zapytałam moich dziadków. – Pomyślałam, że moglibyśmy wstąpić na coś do jedzenia – zaproponowałam.

- To dobry pomysł – zgodziła się moja babcia.

- Mogę wybrać jakieś miejsce? – zapytała Sofi.

- Jeśli chcesz, to twoje święto – zgodziłam się. – Na co masz ochotę?

- Hmmm – zastanowiła się moja siostra – Już wiem! Chciałabym zjeść burgera „U Paula" – powiedziała, a po moich plecach przeszły aż ciarki na wspomnienia o mojej dawnej pracy.

- Jesteś pewna, że nie chcesz wybrać innego miejsca? – zapytałam.

- Jestem pewna.

- Wiesz, że już tam nie pracuję? – zapytałam.

- To chyba nie oznacza, że nie możesz tam jeść – odezwał się mój dziadek, widząc posmutniałą buźkę mojej mniejszej wersji.

- No dobrze Sofii, skoro takie masz życzenie – zgodziłam się niechętnie. – Dinah, wiesz, gdzie jechać – powiedziałam, a przyjaciółka zerknęła na mnie, dobrze wiedząc co czuję.

Gdy zaparkowałyśmy pod restauracją moi dziadkowie wyszli jako pierwsi za moją siostrą, która od razu wyleciała z auta.

- Dasz radę, to nic takiego – pocieszyła mnie Dinah, zamykając samochód.

Weszłyśmy razem do restauracji rozglądając się za moją rodziną, gdy za ladą zobaczyłam Isabelle. To chyba jakiś żart! Na tyle kelnerek, trafiłam akurat na nią? Nasze spojrzenia się spotkały, a ja znieruchomiałam. Odruchowo złapałam za rękę Dinah, która dopiero zorientowała się co się dzieje.

- Głowa do góry, uśmiech i idziemy przed siebie – powiedziała przyjaciółka najciszej jak potrafiła.

Spróbowałam zrobić tak jak mówiła. Na moich ustach pojawił się delikatny uśmiech, pomachałam do niej i poszłam razem z Dinah do stolika.

- Wybraliście coś? – zapytałam, gdy usiadłam naprzeciwko mojej siostrzyczki.

W tym momencie do naszego stolika podeszła brunetka, aby przyjąć zamówienie.

- Cześć Izzy – odezwałam się nieśmiało.

- Cześć Camila – odpowiedziała, odwzajemniając nieśmiały uśmiech.

- Cześć – przywitała się również Dinah, a brunetka odpowiedziała tym samym.

- Poznajcie proszę Isabelle – powiedziałam. – To moi dziadkowie i moja siostra Sofii, przyjechali właśnie do Miami.

- Bardzo mi miło – odpowiedziała dziewczyna. – Wybrali państwo już swoje zamówienia? – zapytała.

Sofii od razu zaczęła składać swoje zamówienie, a następnie moi dziadkowie i Dinah. Ja nawet nie musiałam patrzeć do menu, tak dobrze pamiętałam całą kartę dań.

Po odejściu dziewczyny odetchnęłam z ulgą. Nie wiedziałam, że nasze spotkanie może być aż tak krępujące. Na szczęście moi bliscy jakby niczego nie zauważyli, rozmawiali z Dinah w najlepsze, gdy ja pogrążyłam się we własnych myślach. Czułam, że muszę porozmawiać z Isabelle, ponieważ nasze ostanie spotkanie nie zakończyło się najlepiej. Kiedy ją zobaczyłam, odezwały się we mnie wyrzuty sumienia. Postanowiłam skorzystać z okazji i wymknęłam się na zaplecze w poszukiwaniu dziewczyny.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro