Rozdział 49

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Lauren p.o.v.

Z błogiego snu w objęciach mojej ukochanej wyrwał mnie ponownie przykry dźwięk budzika.

Camila otworzyła nagle oczy nie wiedząc co się dzieje. Powoli podniosłam się z łóżka, gładząc ją po plecach, aby się uspokoiła.

— Która godzina? — zapytała, nieprzytomnym głosem.

—Dochodzi szósta.

— Łeb mi pęka —jęknęła.

— Nic dziwnego — odezwałam się, patrząc na nią z lekką dezaprobatą.

Nie powinnam traktować jej inaczej, ale doskonale zdawałam sobie sprawę, że nie będzie z niej dzisiaj żadnego pożytku, nawet jeśli uda jej się zebrać do pracy.

— Idź spać dalej, daje ci dzisiaj wolne — powiedziałam, całując jej głowę i podnosząc się z łóżka.

— Ale... — próbowała się postawić Camila, jednak jej zachrypnięty głos nie chciał z nią współpracować. Z ust brunetki wydobył się raczej cienki jęk, który pozbawił jej sprzeciw jakiejkolwiek powagi.

— Przyniosę ci aspirynę, jeśli tylko uda mi się ją znaleźć.

— W szafce w łazience — pomogła mi Camila, opadając ciężko na poduszkę.

Po krótkich poszukiwaniach udało mi się namierzyć odpowiedni lek. Po drodze wstąpiłam jeszcze do kuchni, aby nalać wodę do szklanki, po czym wróciłam do Camili, kładąc szklankę i leki na szafce obok łóżka.

— Weź to, na pewno poczujesz się lepiej — poinstruowałam ją. — Ja muszę się zbierać do pracy — dodałam zerkając na zegarek.

Schyliłam się, ponownie całując kobietę, która leżała bezwładnie na łóżku.

— Zadzwoń do mnie jak wstaniesz, kocham cię — powiedziałam zbierając swoje rzeczy i wychodząc z pokoju.

Szybko skorzystałam z łazienki i dokończyłam ubierać swoje ubrania. Nie miałam już czasu, aby podjechać do domu, na szczęście w swoim biurze zawsze trzymałam czystą koszulę i spodnie na wypadek nieprzewidzianych sytuacji.

Zamknęłam drzwi i wsiadłam do swojego auta. Pojechałam prosto do kancelarii, myśląc o długim dniu, który czekał mnie w pracy.

***

Kiedy skończyłam spotkanie z klientem, oddzwoniłam do Teda, który prosił mnie o kontakt.

— Hej Ted, masz dla mnie coś nowego?

— Dowiedziałem się, że w sobotę przyjdzie do ciebie moja znajoma.

— W sprawie opieki? Tak szybko?

— Zgadza się.

— Dziękuję ci za informację i oczywiście za pomoc — powiedziałam uradowana tą nowiną.

— Acha Lauren, jeszcze jedno, uważaj na nią. Jest znana ze swojej dokładności. Lepiej się przygotuj na dużo pytań.

— Nie mam niczego do ukrycia — odparłam.

— Naturalnie, ale wolałem cię ostrzec.

— Jeszcze raz dziękuję Ted. Camila na pewno się ucieszy.

— Cała przyjemność po mojej stronie.

Gdy tylko się rozłączyłam, chciałam zadzwonić do Camili, jednak musiałam powstrzymać swój entuzjazm.

Spojrzałam na zegarek. Dochodziło dopiero w pół do dziesiątej, byłam pewna, że kobieta jest dalej nieprzytomna po wczorajszym. Poza tym poleciłam jej, żeby do mnie zadzwoniła, gdy wstanie. Postanowiłam wrócić do swoich obowiązków i poczekać, aż sama się odezwie.

Camila p.o.v.

Obudziłam się zdezorientowana przez chwilę nie wiedząc co to za dzień i pora. Ociężale uniosłam głowę w poszukiwaniu telefonu. Leniwie sięgnęłam po niego ręką, sprawdzając godzinę.

Co?! Już dwunasta! — pomyślałam w momencie przytomniejąc i otwierając szerzej oczy. Podniosłam się gwałtownie z łóżka, co sprawiło, że zakręciło mi się w głowie.

Usiadłam z powrotem na materacu, patrząc na szklankę z wodą, leżąca na nocnym stoliku i przypomniałam sobie, jak Lauren mi ją rano zostawiła. Całe szczęście, że znalazła dla mnie leki, przynajmniej moja głowa już nie pulsowała cała z bólu.

Miałam wspaniałą dziewczynę, ale zdawałam sobie sprawę, że zachowałam się nieodpowiedzialnie. Męczyły mnie wyrzuty sumienia, gdy pomyślałam jak bardzo się załatwiłam.

Wstałam wreszcie z łóżka i poszłam do łazienki. Stanęłam przed umywalką, patrząc z dezaprobatą w lustro, gdzie zobaczyłam kobietę w rozsypce z potarganymi włosami i resztkami makijażu. Szybko obmyłam swoją twarz, a następnie zrzuciłam z siebie piżamę, w którą z tego co pamiętałam, pomogła mi się wczoraj ubrać Lauren i weszłam pod prysznic. Strumień letniej wody spływał po mojej skórze, mocząc również włosy. Tego było mi trzeba.

Po orzeźwiającym prysznicu ubrałam się w luźne domowe dresy i przypomniałam sobie, że miałam zadzwonić do Lauren.

— Hej piękna, wstałaś dopiero? — odezwała się kobieta, wywołując uśmiech na mojej twarzy.

— Może z pół godziny temu, ale dopiero po prysznicu naprawdę oprzytomniałam — przyznałam.

— Jak się czujesz?

— Nie zbyt dobrze, dziękuję, że dałaś mi rano leki, pewnie teraz umierała bym z bólu.

— Nie ma za co.

— I przepraszam.

— Za co?

— Dobrze wiesz, za to, że się tak załatwiłam w środku tygodnia i nie wstałam do pracy.

— Nie jestem złaz miałyście powód. Gdyby nie to, że miałam dzisiaj rano spotkanie, którego nie mogłam przełożyć, świętowała bym z wami.

— Nie masz czego żałować. Teraz odczuwam konsekwencje.

— To na pewno. I widzisz, jak mogłabym się jeszcze na siebie złościć? Sama się ukarałaś — zaśmiał się kobieta. — A właśnie mam dla ciebie dobrą wiadomość.

— Jaką? — zaciekawiłam się.

— W sobotę będziemy miały wizytę w sprawie opieki nad Sofi. Ted dzwonił dzisiaj rano.

— To wspaniale. Tak szybko?

— Też byłam zaskoczona, ale im szybciej tym lepiej.

— Naprawdę się cieszę.

— Kochanie, nie obraź się, ale muszę już kończyć, do później.

— Do zobaczenia, kocham cię.

Rozmowa z Lauren bardzo mnie ucieszyła i dała nadzieję. Wreszcie wszystko zaczęło się układać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro