Rozdział 55

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Lauren p.o.v.

Tydzień w pracy zleciał mi na zwykłych czynnościach. Sprawy z Camilą wróciły do normalności. Codziennie starałam się znaleźć dla niej czas, abyśmy mogły spędzić wspólnie chociaż chwilę, a także nie pamiętać o intensywnym weekendzie i miałam nadzieję, że ten nadchodzący będzie znacznie spokojniejszy.

Był już piątek i właśnie skończyłam spotkanie z klientem, gdy zobaczyłam na swoim telefonie połączenie przychodzące od mojej mamy. Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się, o co może chodzić. Zazwyczaj moja matka nie dzwoniła do mnie w trakcie pracy.

— Hej mamo, coś się stało? — zapytałam, odbierając telefon.

— Nie, wszystko w porządku.

— Więc po co dzwonisz?

— Pamiętasz, że jutro są urodziny twojego ojca?

Spojrzałam roztargniona w kalendarz. Faktycznie to już jutro. Kompletnie zapomniałam.

— Tak jutro do niego zadzwonię z samego rana — obiecałam.

— Liczyłam, że wpadniesz do nas chociaż w urodziny ojca — powiedziała zawiedziona.

— To propozycja, czy rozkaz? — zażartowałam, znając trochę charakter mojej rodzicielki.

— Jesteś dorosła, zrobisz jak uważasz. Ale miałam nadzieję, że ten raz w roku możesz się do nas pofatygować — wyraziła swoje niezadowolenie.

— Masz rację. Po prostu miałam nieco inne plany i...

— Wiedziałam, że zapomniałaś — powiedziała z dezaprobatą w głosie.

— To nie tak... — próbowałam się wymigać, ale czułam, że zostałam postawiona przed ścianą. Jak to jest, że nigdy nie umiałam jej okłamywać? Zawsze wyczuwała moje intencje na kilometr. — Dobrze, przyjadę razem z Camilą — odpuściłam.

— Tay wspominała mi, że kogoś masz. Wreszcie ją poznamy — ucieszyła się kobieta w słuchawce.

Widziałam, że tym ją udobrucham, teraz musiałam tylko przekonać Camilę. Prędzej czy później i tak musiała poznać moich rodziców.

— Mamo, przepraszam, ale muszę już kończyć — powiedziałam, widząc Camilę, która właśnie zaglądnęła do mojego gabinetu.

— Jasne już ci nie przeszkadzam, do zobaczenia.

— Gotowa? — zapytała.

— Kochanie, przepraszam cię, ale nie będę mogła dzisiaj zjeść z tobą lunchu. Muszę wyskoczyć na miasto i kupić jakiś prezent na urodziny mojego ojca.

— Kiedy ma urodziny? Może ci pomogę?

— Jutro.

— I jeszcze nie masz prezentu?

— Właśnie dzwoniła moja mama i mnie w tym uświadomiła — przyznałam.

— Jak mogłaś zapomnieć? — zapytała zdziwiona.

— Nie wiem, tak wyszło. Poza tym, jutro jedziesz ze mną. Poznasz moich rodziców.

— Słucham? Dobrze, że powiedziałaś mi dziś, a nie jutro — odparła z sarkazmem.

— Gdybym pamiętała wcześniej — przyznałam, robiąc skruszoną minę.

— Skoro to ma być prezent od nas, idę na zakupy z tobą – zarządziła, a ja byłam nawet szczęśliwa, że nie zostawiła mnie z tym samej.

***

— A co jeśli im się nie spodobam? — zapytała Camila, kiedy jechałyśmy do moich rodziców.

Mieszkali na obrzeżach Miami, w spokojnej dzielnicy, odkąd mój tata miał zawała i zrezygnował ze stanowiska w kancelarii, ja przejęłam wszystko, a moi rodzice stanowczo zwolnili tempo i żyli spokojnie, daleko od zgiełku centrum miasta. Swojego czasu rozważali wyjazd w spokojniejsze tereny, ale oboje za bardzo kochali Miami, aby się stąd wynieść. Poza tym, chcieli pozostać blisko rodziny. Niestety mimo to, zdecydowanie za rzadko znajdowałam czas, aby ich odwiedzać. Musiałam to zmienić.

— Nie martw się, na pewno cię pokochają. Jestem tego pewna — odparłam zupełnie szczerze.

Nie miałam wątpliwości, że tak będzie. Camila była wspaniałą, naturalną dziewczyną, nie można było jej nie kochać.

Camila p.o.v.

Gdy podjechaliśmy pod dom, byłam cała w nerwach, doskonale rozumiałam co musiała czuć Lauren, poznając moich bliskich. Teraz była moja kolej, żeby spotkać jej całą rodzinę.

— Będzie dobrze — Lauren uśmiechnęła się do mnie, chwytając moją dłoń.

Po wyjściu z samochodu, Lauren zapukała do drzwi, a moje serce zabiło mocniej, w oczekiwaniu na gospodarzy.

Minutę później w drzwiach stanęła kobieta, o długich włosach, tego samego koloru co Lauren. Spojrzała na nas radośnie, a koło jej oczu pojawiły się charakterystyczne zmarszczki, wywołane przez uśmiech.

— Cześć mamo, poznaj Camilę — odezwała się Lauren.

— Dzień dobry — powiedziałam, podając jej rękę, chociaż ostatecznie i tak mama Lauren przywitała się z nami uściskiem.

— Witajcie, dobrze was widzieć — powiedziała, zapraszając nas do środka.

Lauren położyła rękę na moich lędźwiach i lekko popchnęła mnie, sugerując abym weszła pierwsza.

Gdy dotarłyśmy do salonu przywitałyśmy się również z ojcem Lauren, składając mu życzenia i wręczając prezent, który wczoraj zakupiłyśmy.

Następnie przywitaliśmy się jeszcze z siostrą Lauren oraz jej bratem, który także przyszedł ze swoją dziewczyną.

Po wszystkich formalnościach, zasiedliśmy razem do stołu.

— Lauren jak w kancelarii? — zapytał jej ojciec.

— Mam sporo pracy, ale wszystko w porządku — zaczęła Lauren.

— Naprawdę tato, spotkaliśmy się tu wszyscy raz do roku, a ty chcesz rozmawiać o pracy? — zaprotestował Chris.

— Przepraszam, ale Lauren tak rzadko do nas wpada, może moja firma już dawno runęła, a ja nic nie wiem — zażartował.

— Spokojnie, do tego na pewno nie dopuszczę — zapewniła Lauren.

— Chris ma rację, są lepsze tematy do rozmowy niż praca — zgodziła się z synem pani Jauregui. — Lepiej opowiedzcie nam, jak się poznałyście — zaproponowała patrząc na nas.

Po chwili oczy wszystkich były skierowane w naszym kierunku, czekając na odpowiedź. Świetnie, pomyślałam, jak ja uwielbiam być w centrum uwagi.

— Powiem tak, myślę, że Camila nigdy nie spodziewała się tamtego dnia, że kiedykolwiek zostanie moją dziewczyną — zaśmiała się Lauren, przypominając mi tamten dzień.

— Wszystko zapoczątkowała moja przyjaciółka Dinah, która umawia się z Normani.

— Twoją Normani? — zapytała pani Jauregui, zwracając się do najstarszej córki.

— Tak.

— I jak to się zaczęło?

— Przyszłam do Lauren, szukając prawnika w pewnej rodzinnej sprawie.

— Ale wynikło między nami nieporozumienie i pomyliłam Camilę z moją nową asystentką – dokończyła Lauren.

— To bardzo ciekawe, niczym przeznaczenie — stwierdziła mama zielonookiej.

— Może masz rację – stwierdziła Lauren, spoglądając na mnie z uśmiechem.

— I jak to się zakończyło?

— Przeprosiłam Camilę i ponownie zaoferowałam pomoc — powiedziała Lauren.

— A co to za sprawa jeśli można wiedzieć? — zapytał ojciec.

Lauren spojrzała na mnie porozumiewawczo, a ja uśmiechnęłam się do niej, pozwalając wyjaśnić sytuację.

— Razem z Camilą staramy się o przyznanie opieki nad jej młodszą siostrą. Sofi obecnie mieszka z dziadkami na Kubie, ale mamy nadzieję, że niedługo zamieszkamy razem – wytłumaczyła zielonooka, ściskając moją dłoń, a gdy mówiła na jej twarzy pojawił się wspaniały uśmiech.

Rodzice Lauren spojrzeli na nas zaskoczeni. Oboje najwyraźniej byli w szoku. Najwyraźniej Lauren naprawdę rzadko tłumaczyła się rodzicom z czegokolwiek.

— A co z rodzicami? — ośmieliła się zapytać, młodsza siostra Lauren.

— Zginęli w wypadku, ponad pięć lat temu — odparłam, smutnym głosem. Mimo upływu czasu, wspomnienia o nich cały czas bolały.

— Przykro mi — odezwała się pani Jauregui.

Po tej informacji, atmosfera przy stole znacząco się zmieniła, rozmowy ucichły i stały się bardziej wymuszone. Nie wiedziałam, co o tym myśleć.

Lauren p.o.v.

Po kolacji, zaoferowałam mamie pomoc w sprzątaniu, podczas gdy Camila została z moim rodzeństwem. Musiałam przyznać, że złapali całkiem niezły kontakt, szczególnie z Taylor.

— Lauren jesteś pewna tej decyzji? — zaczęła moja matka, gdy zostałyśmy same w kuchni.

— Chodzi ci o siostrę Camili? — upewniłam się.

— Tak, a o co innego.

— Tak, jestem pewna.

— Wychowywanie dziecka to poważna decyzja. Jak długo znasz tą dziewczynę, żeby się tak dla niej poświęcać. Co z kancelarią? Myślałam, że nie chcesz mieć rodziny, przynajmniej w najbliższej przyszłości, a tu proszę, dopiero się dowiedziałam, że kogoś masz i od razu coś takiego...

Westchnęłam ciężko, przysłuchując się niekończonemu monologowi mojej matki.

— Mamo posłuchaj. Camila i jej szczęście są dla mnie najważniejsze. Jestem pewna, że to właściwa kobieta dla mnie, a Sofi jest wspaniałą i mądra dziewczyną, która zasługuję na wszystko co najlepsze. Zdaje sobie sprawę, że to ogromny obowiązek, ale dokładnie wszystko przemyślałam i jestem gotowa na takie wyzwanie. Zrobię to bo kocham ją i Sofii.

Po tych słowach mojej matce odebrało mowę. Nie powiedziała już nic więcej, wiedziała, że podjęłam decyzję. Ostatecznie charakter w dużej mierze odziedziczyłam po niej.

— Jesteś dorosła, widzę, że już nie zmienię twojego zdania. Mam nadzieję, że się wam ułoży. Camila wydaje się dobra dla ciebie, dlatego nie będę stawać wam na drodze.

— Dziękuję, że rozumiesz.

Gdy skończyłam pomagać mamie w kuchni, wróciłam do reszty rodziny. Zrobiło się już późno, więc nadszedł czas, aby wszystkich pożegnać i pojechać razem z Camilą do domu.

***

— Twoi rodzice chyba byli w szoku — odezwała się Camila w aucie.

— Nie będę cie oszukiwać, na pewno się nie spodziewali — odparłam, stawiając na szczerość.

— Myślisz, że mnie polubili?

— Zdecydowanie tak było. Wydaje mi się, że wszyscy cię lubią, łącznie z moim rodzeństwem — uśmiechnęłam się.

— Ale nie podoba im się to, co dla mnie poświęcasz.

— Posłuchaj. To jasne, że się o mnie martwią. Może się im wydawać, że dobrze tego nie przemyślałam i nie mam świadomości, w co się pakuję, ale jest wręcz odwrotnie. Podjęłam decyzję bardzo starannie i na pewno jej nie zmienię. Kocham cię — powiedziałam, chwytając wolną dłonią rękę Camili.

— Jesteś wspaniała — odparła z uśmiechem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro