Rozdział 9
Camila p.o.v.
- Dinah, jesteś? Nie zgadniesz co się stało! – krzyknęłam, wchodząc do naszego mieszkania.
- Nic nie mów. Rzuciłaś pracę! – stwierdziła blondynka, wyłaniając się ze swojego pokoju.
- Jesteś jasnowidzem, czy co? – zdziwiłam się, odkładając siatki z zakupami na blacie w kuchni.
- Normani już do mnie dzwoniła – powiedziała, wzruszając ramionami.
- Naprawdę nic się przed wami nie ukryje – zaśmiałam się.
- Mani zadzwoniła do mnie od razu po wspólnym lunchu z Lauren.
- A podobno była dzisiaj taka zajęta...
- Każdy musi coś jeść, najważniejsze, że znalazła czas dla ciebie – zauważyła Dinah, dziwnie poruszając brwiami.
- Czy coś sugerujesz? – zapytałam.
- Zupełnie nic – stwierdziła, zaglądając do reklamówki z zakupami, które zrobiłam wracając z kancelarii.
- Muszę zanieść jutro wypowiedzenie do Paula, a później podjadę do Lauren podpisać umowę.
- Powiedz, jak to się stało? Wczoraj jeszcze nie byłaś pewna co zrobić – zaciekawiła się Hansen.
- Wszystko przez to spóźnienie. To była chwila, spontaniczna decyzja. Nie wiem, czy dobrze zrobiłam, może trochę mnie poniosło – przyznałam.
- Bardzo dobrze, nie masz czego żałować.
- No nie wiem Dinah, dalej mam wątpliwości...
- Nie potrzebnie, nie mogłaś podjąć lepszej decyzji. Gdzie dostaniesz lepszą szansę na rozwój?
- Naprawdę nie mam pojęcia. To wszystko dalej wydaję mi się zbyt piękne, aby mogło być prawdziwe, ale skoro powiedziałam już A to muszę powiedzieć B. Cały czas myślę o Sofii, to wszystko dla niej.
- I tego się trzymaj Mila. Zobaczysz, że będzie dobrze – zapewniła mnie moja przyjaciółka, kładąc rękę na moim ramieniu, chcąc w ten sposób okazać mi wsparcie.
- Powinnam zadzwonić do dziadków, dawno z nimi nie rozmawiałam – stwierdziłam.
- Więc na co czekasz, pochwal się nowiną!
- Jeszcze nie ma czym – stwierdziłam.
- Jak to nie ma! Już, dzwoń do nich i pozdrów koniecznie Sofii od cioci Dinah – rozkazała mi DJ.
Namówiona przez moją przyjaciółkę udałam się do mojego pokoju i wybrałam odpowiedni numer. Po kilku sygnałach usłyszałam po drugiej stronie tak dobrze mi znany głos.
- Camila to ty? – odezwała się moja kochana babcia.
- Tak, to ja. Co u was słychać? – zapytałam wzruszona.
- W porządku, tęsknimy za tobą. Sofi się o ciebie pytała.
- Jest teraz w domu, będę mogła z nią porozmawiać?
- Tak oczywiście, mała na pewno się ucieszy, ale powiedź wcześniej co u ciebie?
- W porządku. Właśnie zwolniłam się z pracy.
- Jak to się stało? Masz kłopoty? – zmartwiła się babcia.
- Nie, wszystko w porządku. Dostałam lepszą ofertę, mam nadzieję, że dzięki temu uda mi się odłożyć trochę pieniędzy i może wreszcie mój plan się uda.
- To świetnie. Co to za posada?
- Będę pracować jako asystentka w kancelarii prawnej.
- Brzmi poważnie, ale na pewno sobie poradzisz. Wiesz, że razem z dziadkiem bardzo w ciebie wierzymy i trzymamy za ciebie kciuki.
- Wiem babciu, kocham was bardzo mocno i tęsknie za wami.
- Kto to, to Camila? – usłyszałam cieniutki głos w tle.
- To Sofii, chce z tobą porozmawiać – poinformowała mnie babcia.
- Daj mi ją – poprosiłam.
- Camila!
- Hej mały skrzacie? Co u ciebie?
- Już nie jestem taka mała!
- Dla mnie zawsze będziesz moją małą siostrzyczką.
- Wiem, wiem, tęsknimy za tobą.
- Wiem kochanie, właśnie dostałam nową pracę, może dzięki temu niedługo się zobaczymy.
- Obiecujesz?
- Obiecuje. Ciocia Dinah przesyła uściski.
- Pozdrów ją też ode mnie!
- Tak zrobię.
- Muszę kończyć i odrobić lekcje – powiedziała moja mała siostra.
- Dobrze, ucz się pilnie, wiesz, że cię kocham!
- Ja ciebie też. Pa Camila!
Po rozmowie z Sofii i dziadkami, wróciłam do kuchni, aby rozpakować pozostałe zakupy. Jakie było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam, że wszystko zostało już zrobione, a Dinah wzięła się nawet za gotowanie obiadu.
- To jakieś święto? – zapytałam zszokowana.
- Dzisiaj możesz sobie odpocząć, ja się wszystkim zajmę.
- Naprawdę jestem w szoku Dinah – powiedziałam, siadając na krześle i przyglądając się mojej przyjaciółce.
- Tylko się nie przyzwyczajaj za bardzo! – stwierdziła DJ wystawiając mi język.
- A już myślałam, że cię ktoś podmienił – zażartowałam.
- Haha, bardzo śmieszne.
Taka była właśnie moja przyjaciółka, zawsze mogłam na nią liczyć w kwestii porady czy wsparcia moralnego, ale gotowanie i sprzątanie w domu nigdy nie było jej specjalnością. Dinah lubiła żyć w artystycznym nieładzie, dlatego ten widok był miłą odmianą.
Lauren p.o.v.
Mimo że dzisiejszego dnia miałam mnóstwo pracy, cały dzień chodziłam uśmiechnięta. Zostałam do późna w biurze, aby dokończyć wszystkie sprawy. A musiałam jeszcze przygotować umowę dla Camili. Co prawda mogłam to zlecić komuś innemu, ale wołałam się tym zając osobiście. Jeśli chcesz, żeby coś było zrobione porządnie i szybko, najlepiej zrób to sam.
Nagle usłyszałam jak ktoś puka do mojego biura, a w drzwiach pojawiła się Victoria.
- Pani Jauregui, mogę jeszcze coś dla pani zrobić? – zapytała grzecznie.
- Nie, dziękuję jest już późno, idź do domu – odparłam łagodnym tonem. Naprawdę nie mogłam narzekać na pracę mojej nowej asystentki. Wywiązywała się ze wszystkich swoich obowiązków i dobrze sobie radziła na swoim stanowisku, poza tym nie bała się pracy po godzinach, co niestety zdarzało się tutaj bardzo często.
- Dobrze, dowidzenia pani Jauregui, proszę za długo nie siedzieć – powiedziała, uśmiechając się do mnie nieśmiało.
- Nie martw się o mnie, do jutra – odparłam, również się do niej uśmiechając.
Dochodziła już dziesiąta wieczorem, gdy ktoś ponownie do mnie zapukał, przerywając tym samym moją pracę. Tym razem była to Ally.
- Lauren ty spędzasz tutaj całe dnie, na pewno umierasz z głodu. Niedługo to biuro stanie się twoim domem – powiedziała zaniepokojona.
- O tobie mogę powiedzieć dokładnie to samo. Spędzasz w tej pracy całe dnie tak samo jak ja – odparłam zupełnie poważnie.
- Ale ja przynajmniej dbam o siebie. Przyniosłam ci jedzenie – powiedziała, kładąc na biurku styropianową tackę z jedzeniem na wynos.
- Jesteś aniołem.
- Daj spokój, ktoś musi przypilnować tego interesu i zadbać o ciebie. Nad czym pracujesz?
- Właśnie załatwiam ci pomoc.
- O czym mówisz? – zdziwiła się blondynka, marszcząc brwi.
- Przygotowuję umowę dla pani Camili Cabello, zaproponowałam jej posadę.
- Jako kto? To ta ładna kobieta, która była tu dzisiaj? Będzie twoją nową asystentką? A co z Victorią?
- Nie, jestem zadowolona z pracy Victorii. Wiedziałam, że mogę ci ufać, ty najlepiej wiesz, czego mi trzeba. Ale pomyślałam, że czas zadbać o ciebie i przyda ci się prawa ręka, która pomoże ci ogarnąć kancelarię – wytłumaczyłam.
- Jesteś pewna, że ona się do tego nadaję? To do ciebie nie podobne, żeby dawać szansę komuś z ulicy.
- To nie tak, widzę w niej potencjał. Ale oczywiście zostawiam ci wolną rękę w tej kwestii, ty musisz ją wszystkiego nauczyć, to oczywiste, że nie rzucimy jej na głęboką wodę od razu.
- Lauren Jauregui, chyba nie chcesz mnie zastąpić? – zapytała pół żartem moja starsza koleżanka.
- Oczywiście, że nie Ally! Co ja bym bez ciebie zrobiła? Wierzę, że jest tu miejsce dla was obu, sama przyznaj, że przydałaby ci się pomoc.
- To prawda. Nie musisz się martwić, skoro wyprowadziłam ciebie na ludzi, to z panią Cabello też dam sobie radę.
- Jestem przekonana, że tak będzie – stwierdziłam, z uśmiechem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro