KOMPROMIS

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Elizabeth

Joseb Suarez. Przez resztę dnia mojej pracy próbowałam znaleźć rozwiązanie dotyczące tej sprawy. Ktoś, jeszcze nie wiem kto wziął od niego zaliczkę obiecując mu projekt. Zlecenie musi być wykonane inaczej ten Suarez może pogrążyć całą firmę. Jedynym rozwiązaniem będzie zrealizować to zamówienie z firmowych pieniędzy. Muszę to wszystko obgadać z George'em.
Znajduję się przed jego biurem, czuję że to nie będzie łatwa rozmowa. Pukam do drzwi.
- Witaj George - wołam od wejścia, on odpowiada mi skinieniem głowy i gestem ręki zaprasza żebym usiadła
- Co cię do mnie sprowadza Eliz? - pyta, tylko on i ojciec używają tego zdrobnienia.
- Nie będę owijać w bawełnę George, mamy kłopoty. Kojarzysz nazwisko Suarez? - nic nie mówi tylko kiwa głową potwierdzając, czeka na kontynuację.
- Suarez jakiś czas temu zlecił nam zaprojektowane i wybudowanie willi. Wpłacił nawet zaliczkę - mówię.
- Nie rozumiem w czym problem to bardzo wpływowy i bogaty człowiek takie zlecenie jest bardzo cenne dla naszej firmy. Boisz się, że nie podołamy czy jak? - pyta marszcząc brwi w niezrozumieniu
- Nie o to chodzi George. Tych pieniędzy nie ma, projektu nie ma, nie ma nic. On dzwonił jest wściekły. Sprawdziłam już wszystkie możliwości. Dzwoniłam do banku. Sprawdziłam w biurze projektów, są ślady tego że zlecenie zostało przyjęte. Jednak nikt się tym nie zajął. Ja już nie wiem gdzie szukać. Pomyślałam, że może by tak zacząć  realizować to zamówienie z firmowych pieniędzy. Dopóki sprawa się nie wyjaśni. Nie możemy sobie pozwolić na utratę takiego klienta.
George cały czas słucha tego co mam do powiedzenia w zamyśleniu, nie przerywając mi.
- Zaskoczyłaś mnie  - mówi spokojnie ale w jego głosie wyraźnie słyszę gniew. Nie dziwię się mu.
- Zrobimy tak. Zadzwonisz do Suareza i umówisz się na spotkanie. Poprosisz go o dowody wpłaty żebyśmy mogli namierzyć konto złodzieja. Przy okazji omówicie szczegóły projektu i zaplanujecie jakiś termin. Nie będę owijał jak to mówisz w bawełnę Eliz mamy problem i to kurewsko poważny. Ktoś z firmy kradnie i trzeba tego kogoś dorwać - stwierdza stanowczo.
- Rozumiem, już idę do niego zadzwonić - mówię, po czym wychodzę żeby skierować sie do swego biura.
Chwilę później już wybieram jego numer.
- Dzień dobry czy mogę rozmawiać z panem Suarezem? - mówię do słuchawki
- Przy telefonie, z kim mam przyjemność? - odpowiada mężczyzna.
- Z tej strony Elizabeth Johns z firmy Johns & Martinez Home rozmawialiśmy dzisiaj rano.
- A tak pamiętam, co z moim zleceniem?
- Właśnie w tej sprawie dzwonię. Czy moglibyśmy się spotkać żebym mogła z panem wszystko wyjaśnić i omówić szczegóły? - pytam.
- Pojutrze o dwunastej. Proponuję lunch. Co do miejsca, to przyślę pani adres
- Oczywiście, ale mam jeszcze do pana prośbę
- O co chodzi?
- Chodzi o pokwitowanie z banku, musimy. ..
- Ma mnie pani za oszusta, który chce was naciągnąć na pieniądze?! - krzyczy nie dając mi dokończyć 
- Panie Suarez nic takiego nie insunuuje, chodzi mi tylko o numer konta na które pan wpłacił pieniądze nic więcej
-.Mam nadzieję, do zobaczenia - mówi i nie czekając na moją odpowiedź kończy połączenie.
Oddycham z ulgą, bo chociaż mała cześć problemu została rozwiązana. Teraz tylko marzę o powrocie do domu i gorącej kąpieli i lampce czerwonego wina. Ach..  rozmarzyłam się. Jeszcze tylko pół godziny.
Taksówka już czeka pod budynkiem wsiadam i udaję się do domu, mam dziwne wrażenie, że o czymś zapomniałam. Wszystko się wyjaśnia gdy jestem już pod domem i widzę czarne zaparkowane auto.
Thomas.
Przez sprawę z Suarezem zupełnie zapomniałam, że się dziś wprowadza. Płace i już mam wychodzić gdy zatrzymuje mnie taksówkarz.
- Pani Johns czy wszystko w porządku? Wie pani kto jest w tym aucie? Czekać, aż wejdzie pani bezpiecznie do domu? No tak, zapomniałam, że taksówkarz jest wynajęty przez firmę żeby pilnować mojego bezpieczeństwa aż po same drzwi. Uśmiecham się uprzejmie do mężczyzny i zapewniam, że wszystko jest w porządku. W momencie w którym wysiadam z czarnego auta wysiada Thomas.
- Jesteś spóźniona - mówi wyciągając z bagażnika torby  nawet na mnie nie patrząc. No co za gbur! Wchodzi za mną do domu, rozgląda się nadal milcząc.
- Chodź, pokaże ci twój pokój - mówię i prowadzę go do jednego z pokoi gościnnych.
Otwieram drzwi i zapraszam do środka
- Rozgość się - mówię po czym wychodzę, a on nadal milczy.
Postanawiam zrobić jakąś kolację, ale najpierw idę przebrać się w coś wygodnego. Gdy to robię schodzę do kuchni, a tam już przy stole siedzi Thomas.
- Zjesz ze mną kolację? Właśnie będę szykować- pytam.
- Nie jestem głodny, masz już dla mnie gotowy harmonogram? - pyta
- O no właśnie, musimy chyba sobie coś wyjaśnić - mówię opierając się o blat plecami i zaplatam ramiona na piersi.
- Nie podoba mi się to, że chcesz ingerować w moje prywatne sprawy. Rozumiem, że chcesz wiedzieć z kim mam zaplanowane spotkania i tak dalej, niepokojące wiadomości i telefony też ale do cholery - unoszę głos - nie pozwolę ci grzebać w moim osobistym życiu, trzeba wypracować jakiś kompromis!
- Skończyłaś? - tym pytaniem zbija mnie z tropu. Wstaje i powoli podchodzi w moją stronę
- Emm myślę że tak - odpowiadam rozkojarzona, bo stoi już naprawdę blisko. Za blisko jak dla mnie.
- Ja nie uznaje kompromisów - mówi cały czas skanując moją twarz. Już mam coś odpowiedzieć gdy słyszymy dzwonek do drzwi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro