To jeszcze nie koniec

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Thomas

Strzeliłem. Nie miałem innego wyjścia, spojrzenie Devona mówiło mi, że on się nie zawacha. Upadł. Podbiegłem szybko by zabrać mu broń. Nie, nie zabiłem go,trafiłem w prawe ramię. Policjanci się nim zajęli. Ja mogłem wreszcie zająć się moimi skarbami.Sanitariusze chcieli zająć się Sarą,ale im czmychnęła i wpadła prosto w moje ramiona. Moja malutka siostrzyczka. Przytuliłem ją mocno na co cichutko syknęła.Odsunąłem ją od siebie na długość ramion i dopiero wtedy zauważyłem jej obrażenia. Co ten sukinsyn jej zrobił?
-Sara,siostrzyczko kto ci to zrobił?-zapytałem.
-To to nic Tomi jest już dobrze-powiedziała ale po jej policzkach popłynęły pojedyncze łzy. Nagle jakby sobie coś przypomniała.
-Tomi a co z Jasonem?
-Z Jasonem?dlaczego o niego pytasz?-nie rozumiałem.
-On mi pomógł,uratował ,proszę dowiedz się co z nim. Obiecałem to sprawdzić i przekazałem siostrę przybyłym sanitariuszom. Już miałem podejść do Lizie, którą właśnie przestała badać sanitariuszka,gdy do pomieszczenia wszedł Shawn. Wyminął mnie i  porwał w objęcia Lizie,a ona się w niego wtuliła. Obrócił ją w koło i wtedy nasze spojrzenia na krótką chwilę się skrzyżowały. Musiałem stamtąd wyjść.

Elizabeth

Widziałam jak Thomas tulił Sarę. Tak bardzo chciałam być na jej miejscu. Nie,nie jestem zazdrosna o nią tylko nie mogę się doczekać kiedy to ja znajdę się w jego ramionach. Tymczasem sanitariuszka ogląda moje zadrapania i zadaje mnóstwo pytań. Staram się odpowiedzieć na każde ale moje oczy wciąż szukają Thomasa. Idzie tu moje serce bije tak szybko.Nagle ktoś chwyta mnie w ramiona i mocno przytula.
-Jesteś bezpieczna skarbie.Słyszę głos przy uchu i już wiem że to Shawn. Oddaje uścisk bo mimo wszystko za nim też tęskniłam. Będąc tu miałam dużo czasu na przemyślenia i uporanie się z uczuciami. Nic już nie czuję do Shawna. Od dłuższego czasu łączyło nas tylko przyzwyczajenie. Próbowałam na siłę wskrzesić ten ogień ale bez skutku. Przy Thomasie czuję się inaczej. Czuję, że to właśnie mężczyzna z którym chce być.
Shawn podnosi mnie i okręca. Moje i Thomasa spojrzenie się krzyżuje. Potem Thomas wychodzi. Shawn stawia mnie na podłodze i chwyta moją twarz w dłonie. Chce mnie pocałować,ja jednak odchylam się nieznacznie.
-Shawn proszę odwieź mnie do domu,nie mam na nic siły-mówię i na potwierdzenie moich słów przymykam oczy i ciężko wzdycham.
-Oczywiście, choć- odpowiada i prowadzi mnie do wyjścia. Staram się dyskretnie wypatrzyć Thomasa,albo chociaż Sarę. Niestety. Wracam do domu. Nareszcie wracam do domu,chyba dopiero to do mnie dociera. Zasnęłam. Obudziło mnie lekkie szturanie.
-Elizabeth jesteśmy na miejscu-Shawn pochylony nade mną bacznie mi się przygląda.Jeszcze trochę otępiała gramole się z samochodu przy jego pomocy. Wchodzimy do mojego domu i przyznam,doznaje lekkiego szoku.
-Co tu się stało?-wszędzie  pełno jakiegoś sprzętu i na każdym możliwym meblu stoją papierowe kubeczki po kawie.
-A no tak zapomniałem, przez ostatnie dni policja i ochrona zrobiła sobie tu coś na wzór centrum dowodzenia. Jestem zdziwiona,ale w tej chwili mam to gdzieś. Marzę o kąpieli i łóżku. Nadal też nie wychodzi mi z głowy wyraz twarzy Thomasa. Czy on był zazdrosny?
-Jutro będę się martwić tym bałaganem,dziś chce tylko odpocząć- mówię i kieruje się na górę do swojego pokoju. Po cichu mam nadzieję że Thomas nadal tu jest,ale wiecie jak to jest z nadzieją. Shawn idzie za mną. Czuję się dziwnie skrępowana jego obecnością. Gdy wchodzę do swojego pokoju z ulgą stwierdzam,że nic się w nim nie zmieniło.
-Może weźmiesz kąpiel,a ja przygotuję ci coś do jedzenia?-proponuje Shawn. Jak na zawołanie mój brzuch zaczyna się odzywać. Miałam zamiar go spławić i zadzwonić do Thomasa. Może to dobry moment na rozmowę z Shawnem? Zjemy coś i porozmawiamy.
-Dobrze,niech będzie- mówię po czym biorę czyste rzeczy i idę do łazienki.

Shawn

Wchodzę na dół. Kurwa ale tu syf. Mam nadzieję, że te darmozjady zostawiły coś do jedzenia. Zaglądam do lodówki i szafek. Z braku lepszych pomysłów zrobię spaghetti. Wstawiam wodę na makaron i wyciągam garnek do sosu. Czuję wibracje w kieszeni. Wyciągam telefon. To mój ojciec.
-Tak tato-mówię.
-Shawn i jak tam udało się? -pyta.
-Tak,jest już w domu. Przywiozłem ją a teraz robię jej kolację -mówię
Słyszę śmiech mojego ojca.
-Tak,staraj się przecież ma zostać twoją żoną-prawie się dławi ze smiechu,ale mi do śmiechu nie jest.
-Wiem przecież się staram-cedze przez zęby, bo ten stary dziad mnie już wkurza. Myśli sobie,że to wszystko sprawia mi radość. Kolacyjki,randeczki, wysłuchiwanie jej pretensji. Myśli, że jego kochany syn i córka jego przyjaciela wezmą ślub z powodu wielkiej miłości. Nic bardziej mylnego.
-Tato muszę kończyć Elizabeth jest glodna.
-Tak oczywiście, dbaj o nią.
-Tak jasne,narazie -mówię i się rozłączam.
Kończę sos i nakładam na talerz. Słyszę nadchodzącą Elizabeth. Zapraszam ją do stołu. Jemy w ciszy. Po skończonej kolacji,zastanawiam się jak to wszystko rozegrać. Muszę przyśpieszyć ten ślub.
-Shawn myślę, że musimy porozmawiać- mówi nieśmiało, patrząc na swoje ręce. Uroczo ona się krępuje to do niej nie podobne.
-Słucham
-My ..my już nie możemy być razem-mówi. Że co kurwa?!
-Co!?-krzycze, no bo jak ona może. Nie po to tyle lat z nią byłem żeby mnie teraz zostawiła bez niczego! Już mam jej coś powiedzieć, gdy ktoś wchodzi. Thomas. Jeszcze jego mi tu brakowało. Zaraz zaraz to przez niego to wszystko. Widziałem jak na niego patrzy. O nie nie pozwolę.
-O Thomas,myślałem, że już zakonczyłeś swoje zlecenie.Co cię tu sprowadza?-pytam wesoło.
-Przyjechałem po swoje rzeczy-odpowiada.
-No to mamy okazje pochwalić ci się z Elizabeth bierzemy ślub za tydzień - mówię obejmuje zdezorientowaną kobietę całuje w usta, zaszokowana nie wie co zrobić. Thomas na te słowa natychmiast wychodzi, a ja znoszę się śmiechem. W chwilę potem czuję piekący ból policzka,ale było warto.
-Jak mogłeś!-krzyczysz.
-Jak ja mogłem? Jak ty mogłaś zostawić mnie po tylu latach!-warcze i wychodzę. Przy drzwiach jeszcze się odwracam i mówię: To jeszcze nie koniec Elizabeth!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro