⊙Rozdział 9. Samotna kropla deszczu⊙

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Krople deszczu spływały po szybie okna, a młoda kobieta patrzyła z zachwytem na tworzące się na niej wzory. Niebieskooka poczuła coś na policzku i otarła kroplę wody. Spojrzała do góry, a sufit pokrywało coś na wzór chmur. Cofnęła się pod ścianę nie wiedząc co się dzieje, a z góry zaczął na nią padać deszcz. Oszołomiona tym zjawiskiem chciała wybiec jak najszybciej z pokoju. Jednak coś nie chciało jej puścić. Spojrzała za siebie, a jej ręce trzymała sylwetka mężczyzny zrobiona w całości z wody. Chciała krzyknąć, ale zasłonięto jej usta czymś na kształt dłoni. Po jej policzku spłynęły łzy, a postać z wody stanęła przed nią przykładając palec do swoich ust.

⊙⊙  

Nie znoszę deszczu. No ja rozumiem, że jest jesień i taka pogoda to norma, ale no ja was proszę. Spacerowałem z parasolem w ręce i z szarym szalikiem zawiązanym w koło szyi. Dalej nie doszedłem do siebie po walce z jeźdźcem i potrzebuje tego szalika by zakryć szwy. Chris kazał mi nie przesadzać bo jak pierdolną to najpierw zaszyje mi usta, a potem doszyję głowę. Czasami się go boje. Zabawne nie boje się tych cholerstw, które chcą użreć mnie w dupę, a boję się zwykłego człowieka. Zaśmiałem się pod nosem i usłyszałem krakanie. Odwróciłem głowę w stronę z której dochodził dźwięk, a na moim ramieniu usiadł biały kruk o srebrnych oczach.

—  Zaakiel? — spytałem ptaka. — Skoro przyleciałeś nie oznacza to nic dobrego.

Tak Kasparze — odpowiedział w mojej głowie męski, lekko zachrypnięty głos.

Nie jestem Kaspar, tylko Kasper i o co chodzi do cholery? — Ruszyłem przed siebie, a kruk dalej siedział na moim ramieniu.

—  W tej okolicy pojawiła się niebezpieczna istota, która chce wywołać chaos.

Wiesz, każde cholerstwo chce to zrobić   — odpowiedziałem.

To jest inne. Nie jest to potwór jak do tej pory.

Wiec co? — zapytałem, zatrzymując się i spoglądając na Zaakiela. 

Staramy się to odkryć, gdy się czegoś dowiemy powiadomimy cię.

Zaakiel zmienił się w pióro, a ja wyciągnąłem telefon, który dzwonił. Był to Chris i kolejna robota. Cholera zaczyna się robić nieprzyjemnie. Coś przywędrowało do Salem i czegoś chce, ale czego?

⊙⊙ 

Przed wejściem do domu ofiary zamknąłem parasol i dałem go do potrzymania jednemu z przydupasów. Czy tam jak ich Chris nazywał asystentów. Od razu po wejściu do środka uderzył we mnie zapach wilgoci. Ruszyłem w stronę salonu, gdzie czekał na mnie Chris.

— Jestem, ciole — powiedziałem na dzień dobry. — Co tym razem?

— To co lubisz najbardziej zwłoki młodej kobiety.

— Czy ty sugerujesz, że jestem nekrofilem? — spytałem, unosząc brew.

— Wiesz ja tam nie wiem co ty robisz na cmentarzu w tej krypcie.

— Zabawne, przypomnę ci o tym jak wpadniesz na ławę.

— Już nie mogę się doczekać, a teraz skończ pierdolić i do roboty.

  — Tak już się za to biorę. 

Podszedłem do zwłok młodej na oko dwudziestoczteroletniej kobiety. Spojrzałem na jej twarz, niegdyś piękna teraz pomarszczona, matowa i biała. Wyglądała jakby została utopiona. Otworzyłem jej usta i przekręciłem głowę w moją stronę. Tak, jak myślałem spowoduje to swego rodzaju wyplucie wody z jej jamy ustnej. niewątpliwie ją coś utopiło, więc dalsze badanie jej ciała było niepotrzebne. Spojrzałem po całym pokoju wstając od ciała. Wyglądał jakby przeszła go ulewa. Podszedłem do okna i ukucnąłem przy kaloryferze.

  — Masz coś? —  spytał Chris.

 — Odciski stóp, wyglądają na męskie glany. Ale są dziwne

  —  Co masz na myśli? 

  —  Normalne ślady butów zostawiają tylko nieznaczny odcisk, a tu został odciśnięty w stu procentach. Jakby składał się jedynie z wody, niczego więcej.

— Wiesz co to może być?

— Trudno mi to dopasować do jakiejś istoty. Wiele stworów składa się z samej wody — odpowiedziałem, zastanawiając się nad sprawcą tych wydarzeń. — No nic — wstałem — cokolwiek to jest i tak zostanie przeze mnie zabite.

 Ruszyłem w stronę wyjścia, a zanim opuściłem mieszkanie powiedziałem Chrisowi by wysłał mi wszystkie potrzebne dane na laptopa.

⊙⊙

Spacerowałem po rynku, gdy poczułem przenikliwy dreszcz, a krople deszczu zatrzymały się w powietrzu, podobnie jak zresztą i zegarek w moim telefonie. Odwróciłem się powoli i ujrzałem mężczyznę. Ubranego w czarny płaszcz przeciwdeszczowy, tego samego koloru spodnie i glany. Pod kapturem skrywał bladą twarz, o czerwonych oczach i blond brodzie. Jego długie włosy wychodziły z kaptura i opadały na jego klatkę piersiową.

  — No proszę nie upiór, a ożywione zwłoki —  powiedziałem, patrząc w jego twarz niewyrażającą niczego.

ON kazał mi cie zniszczyć — powiedział, jego głos brzmiał jakby odbijał się echem od dna.

On? Czyżby ten, który tworzy te maszkary chciał mnie dopaść? Ale czemu? Jestem przecież taki kochany.

  — Chyba ci to nie wyjdzie. — Strzeliłem karkiem i poczułem jak jeden z szwów pęka. 

Przekląłem pod nosem wypowiadając słowo //Rebelion//, a moje dłonie zakryły czarne skórzane rękawiczki. Z palców wyrosły mi srebrne szpony pokryte różnorakimi glifami. Ruszyłem na niego zwinie, a ten schował jedną rękę w kieszeń a drugą pstryknął palcami i rozpłynął się zmieniając w wodę. Zatrzymałem się i zacząłem oglądać w koło. W ostatnim momencie uniknąłem ataku wodą macką i rozciąłem ją na kawałki. Mężczyzna pojawił się przede mną i kopnął z kolana w brzuch, także odleciałem kawałek do tyłu. Zakląłem ponownie, patrząc na znudzonego mężczyznę.

  — Nie jesteś nawet warty zabicia — powiedział, a jego brzuch przeszyły pazury. 

  — Doprawdy? — powiedziałem kpiąco, patrząc na mojego sobowtóra.

— Żałosne... — Z jego ciała wystrzeliły wodne kolce, które przebiły moją kopie powodując, że ta zniknęła. —  Teraz ty. — Wystawił w moją stronę rękę, z której wystrzeliła woda pod ciśnieniem. 

Wykonałem unik, a on zrobił w budynku za mną dziurę na wylot. Był silny, a ja za chuja nie wiedziałem co na niego zadziała. Postanowiłem więc wypowiedzieć słowo //Nebula// i zniknąć, zmieniając się w dym.

⊙⊙

Pojawiłem się w bibliotece mojej krypty i od razu pobiegłem do działu ożywieńców. Przeszmuglowałem wszystkie półki, aż w końcu znalazłem potrzebną mi książkę. Otworzyłem ją na spisie treści i szukałem czegoś o deszczu. Znalazłem to na stronie sto ósmej i od razu na nią przerzuciłem. 

  — Rainman, potężny ożywieniec władający wodą.  Tworzy się go z zwłok człowieka, który odebrał sobie życie wpadając do zbiornika wodnego — czytałem i przyswajałem potrzebne mi wiadomości. — Sprowadza śmierć na ludzi niewiernych i służy osobie, która go stworzyła. Jego ciało składa się z wody przez co ciężko jest go zabić. 

Przerwałem na chwile i spojrzałem na zegarek, który wskazywał w pół do siódmej.

  — Jednak istnieje na to sposób, trzeba przebić jego zgniłe serce srebrną laską pokrytą świętym ogniem.

Wszystkie puzzle zaczęły mi się układać w jedna całość. Rainman powstaje z ciał samobójców, którzy zginęli skacząc do wody.Jedyne takie miejsce, które przychodziło mi na myśl to most Essex nad rzeką Danvers.

⊙⊙

Pół godzinny później stałem na wspomnianej wcześniej rzece w cieniu mostu Essex.

  — //Fraud // //Rebelion// — W mojej dłoni pojawiła się dziewiętnastowieczna laska, z uchwytem w kształcie srebrnej czaszki z rubinowymi oczami.  Fraud pozwala mi raz w miesiącu stworzyć broń, która będzie mi potrzebna w walce. Małe oszustwo, ale jak bardzo pomocne.

Deszcz ponownie się zatrzymał, a metr przede mną stanął Rainman.

  — Sam do mnie przychodzisz, chcesz zginąć? — spytał.

  — Nie kurwa, stęskniłem się za tobą przystojniaczku bo spodobała mi się ostatnia randka — odpowiedziałem sarkastycznie. —  Wiesz normalnie mnie rozpaliłeś. //Incendium// — Zarówno mnie jak i laskę pokrył ogień i bez ostrzeżenia rzuciłem się na trupa.

Ten w odpowiedzi posłał na mnie macki zrobione z wody. Zakręciłem w dłoni laską i przebiłem je na wylot, zmieniając w parę. Pstryknął palcami i zamknął mnie w wodnej bańce, która jak mógł się spodziewać szybko wyparowała.  Od razu ponowiłem bieg na niego, a ten zniknął wchodząc pod wodę. Zatrzymałem się i zamknąłem oczy. Czekałem na odpowiedni moment i kiedy on nastał odwróciłem się gwałtownie wbijając czaszkę w jego ramię. Zdziwiony krzyknął z bólu, a ja wykorzystałem szansę by przebić jego serce na wylot za pomocą broni. Oczy mu się rozszerzyły, a z ust poleciała fala wody. Nagle urósł i pękł jak bańka mydlana. 

  —  Miałeś jeden problem. Byłeś zbyt pewny siebie — powiedziałem, udając się do swojego samochodu.  

⊙Dzień przed atakiem⊙ 

Zakapturzona postać  szła rzeką Danvers w stronę mostu Essex. Krople deszczu spływały po jej czarnym jak smoła płaszczu. Idąc środkiem jej środkiem po jakimś czasie ukucnęła przy dryfujących zwłokach mężczyzny.

— Twój czas nie nadszedł, jeszcze mi się przydasz — powiedziała, dotykając zwłok.

Deszcz zatrzymał się w powietrzu, tak jakby czas zastygł, a mężczyzna zaczął powoli wstawać. Jego ubranie zmieniło się w czarny płaszcz przeciw deszczowy. Źrenice do tej pory niebieskie zrobiły się czerwone. Założył na głowę kaptur, a jego długie blond włosy wystawały z niego.

— Zatopię wszystkich zdrajców w nieskończonej ulewie — powiedział upiór, a jego głos rozchodził się echem.

 — Na to liczę. 

Deszcz na nowo zaczął uderzać o taflę wody, a obie postacie rozpłynęły się w jego kroplach.

Dam da dam! Jest szybciej niż ostatnio XD. Jak widać dostałem nagłego przypływu weny i ta da.

Tajemnicza postać znowu się pojawiła, kim jest? I co chce od Kaspra? Kim tak na prawdę jest Zaakiel? Czy Kasper dostanie wypłatę? 

Dowiecie się tego w najbliższych rozdziałach, a ja wyczekuje teorii spiskowych i komentarzy ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro