⊙Rozdział 24. Nadszedł kres⊙

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Nora? — spytałem zdziwiony, kiedy kaptur spadł z głowy przeciwniczki.

 Przyjrzałem się jej dokładnie. Niegdyś piękne białe włosy były teraz czarne jak smoła. Dawne lśniące srebrne oczy stały się czerwone, z wydłużonymi jak u kota źrenicami. Jej skóra była bledsza niż ta kilkaset lat temu. Czterysta lat próbowałem zapomnieć o niej, a gdy w końcu po tych wiekach się z tym pogodziłem, ona wróciła zmieniona na gorszę. Widząc mój wyraz twarzy uśmiechnęła się szeroko i zrzuciła z siebie szatę. Miała na sobie czarne, skórzane spodnie i taką samą kurtkę.

  — Kaspuś jak dawno się nie widzieliśmy — powiedziała, a jej głos był chłodny, pozbawiony jakiejkolwiek czułości, którą kiedyś do mnie czuła. Nie była już tym samym aniołkiem, którego pokochałem całym swoim sercem. Na sam jej widok powracały do mnie wspomnienia, które próbowałem zdusić przez te wieki. Po raz pierwszy od tych stuleci chciało mi się płakać, ale nie pozwoliłem sobie na to. —   Ile to lat? Sto? Dwieście?

  — Czterysta... — odpowiedziałem, patrząc na nią jak zbity chłopczyk, któremu odebrano wszelką nadzieje na lepsze jutro.

—   No widzisz, czterysta lat się nie widzieliśmy. Może z tej okazji dostane od ciebie buziaka pełnego twojego soczystego życia? — Uśmiechnęła się jadowicie. Patrzyłem na nią nie mogąc dalej uwierzyć, że moja słodka Nora stała się tym czymś... Ból w sercu nasilał się z każdą chwilą jak na nią patrzyłem

  — Co ci się stało? Myślałem, że...

— Nie żyję? — dokończyła za mnie, a ja pokiwałem powoli głową. — Rada chciała byś tak myślał. Bo mnie spotkał los gorszy od śmierci. Jak widzisz nie jestem już widzącą tylko ślepcem. 

Spojrzałem na nią jeszcze raz. Czułem ogromny smutek i ból, ale nie pokazywałem tego po sobie, nie mogłem bo by to wykorzystała przeciwko mnie. Ślepcy są dosłownym przeciwieństwem widzących. Nie chronią dusz i żyć ludzi wręcz przeciwnie sami je odbierają i wchłaniają by ugasić swój głód. Potrafią też wchłaniać bestie i używać w większym stopniu ich zdolności. 

  — Pozwól, że skrócę twoje cierpienia ukochana. — Zdjąłem z siebie marynarkę i kapelusz i rzuciłem je gdziekolwiek. Teraz mnie one nie obchodziły. Obchodziła mnie tylko i wyłącznie kobieta będąca niegdyś moją ukochaną Norą. 

  — Nie potrzebnie kotku, to ja zabiję ciebie.

//Rebelion// — wypowiedzieliśmy razem. 

W ręku Nory pojawił się czarny pejcz zakończony kolcami i pokryty czerwonymi glifami. W mojej natomiast pojawił się karabin snajperski dragunov. Przekląłem pod nosem na swoje parszywe szczęście. Ona dostał broń krótkiego zasięgu, a ja dalekiego. Dziewczyna się uśmiechnęła i zaatakowała od góry za pomocą swojego pejcza. Odskoczyłem w tył, a on zrobił dziurę w ziemi. Wypuściłem szare skrzydła i wzleciałem ku górze. Nie zostając w tyle dziewczyna zrobiła to samo i wypuściła swoje czarne jak smoła. Leciała jak błyskawica w moją stronę, a ja strzeliłem w nią. Niestety wykonała unik i obwiązała bat w koło mojej nogi i walnęła mną w pobliskie drzewo. Przez co zabrakło mi tchu. Machnąłem ręką, rozcinając skoncentrowanym powietrzem kawałek bata, który mnie trzymał. Nora zaśmiała się perliście, kiedy bat do niej wrócił i odnowił się.

  — Coś słabo kochanie — powiedziała z jadowitym uśmiechem na ustach. 

  — //Funus// — wypowiedziałem, a moja broń zaiskrzyła fioletem .

Wystrzeliłem w nią pocisk skoncentrowanej energii, a ta się tylko ponownie zaśmiała i uniknęła go pojawiając się za mną.

  — Myślałeś, że to zadziała? To było ża... — Nie zdołała dokończyć, gdyż jej lewa ręka została odcięta fioletową wiązką. Wybacz ukochana... robię co mogę by skrócić ci męki.

  — Moje pociski nie pogardzą nikim z tyłu. — Spojrzałem na nią przez ramię i obserwowałem jak unika jednego i tego samego pocisku.

Przyłożyłem lunetę pod oko i zacząłem w nią celować. Nora zniszczyła pocisk batem i wyrwała mi broń za jego pomocą. Przekląłem  siarczyście i uniknąłem kolejnego ataku wymierzonego w moją głowę. Przez dobrą chwilę wykonywałem uniki, ale w końcu trafiła mnie w rękę i obwiązała bat w koło niej.

  — Koniec tego kochaniutki. //Funus// — Przez bat przeszła wiązka elektryczna, która poraziła moje ciało. Poczułem jak moje organy zaczynają płonąć i krwawić, ale zaśmiałem się tylko, a czerwone białko zalało mi oczy.

  — Masz rację Nori to koniec, ale twój. — Uśmiechnąłem się i stanąłem w płomieniach, topiąc bat.

  — Ale kiedy ty... — Mój sobowtór wykręcił jej ręce przypiekając tym samym ubrania i skórę.

 — Shh...— Przystawiłem palec do swoich ust i wbiłem rękę w jej serce. — Powiedz dobranoc.

Z moich oczu popłynęły łzy, które myślałem, że już nigdy więcej nie ulecą. Patrzyłem na twarz mojej ukochanej a po policzku dziewczyny spłynęła łza. Poczułem krew w swoich ustach i spojrzałem w dół. Dziewczyna wbiła mi w brzuch swoją rękę.

— Dziękuje ukochany... i przepraszam... —usłyszałem w swojej głowie, a czerwone oczy Nory stały się puste. Upadła ona w moje ramiona.

 Nie mogłem utrzymać się przez palący ból i wywróciłem się z nią na ziemię. Ból i rozpacz rozrywały mnie od środka. Dlaczego to ją spotkało? Dlaczego akurat ją?! Zadawałem sobie pytania w głowie wiedząc, że nie otrzymam na nie odpowiedzi. Odchyliłem głowę od ciała ukochanej i zwymiotowałem krwią, która stawała się ciemna. Zamrugałem zdziwiony jej kolorem i spojrzałem następnie na mojego sobowtóra, jego włosy były kruczoczarne, a oczy czerwone z podłużnymi źrenicami. 

— To nie możliwe... — wysapałem, a Doppel zniknął.

Zawyłem, zwijając się z bólu.  Wiedziałem co się święci i, że nie mogę już tu zostać. Inaczej skrzywdziłbym Chrisa, Selga, Greeda lub młodego. Położyłem się na plecach i poczułem palący głód w trzewiach. Stałem się ślepcem. Spojrzałem na ciało Nory i przytuliłem ją do siebie. Przestałem wstrzymywać łzy i pozwoliłem im płynąć. Moczyły one czarne włosy mojego słodkiego aniołka.

  — Kocham cię i zawsze będę.

Powiedziałem całując ją delikatnie w zimne czoło i wtulając się w nią. Moim ciałem wstrząsnął dreszcz, spowodowany wylewanymi łzami. Zamknąłem oczy napawając się jej zapachem i przypomniałem jak mi cytowała: Miłość, sen i śmierć przychodzą pomału, schwyć mnie za włosy i mocno pocałuj.  Zaśmiałem się cicho, jednak ten śmiech nie był szczery czy radosny tylko przepełniony smutkiem, bólem i stratą. Już mnie nic nie obchodziło i pozwoliłem zapaść się w bezkresnej ciemności.

Czy tylko mi pod koniec zrobiło się strasznie smutno? Ale to już ostatni rozdział został jeszcze epilog i przygody Kaspra się skończą... Jak się wam podobały? Co was w nich bawiło? Kto jest waszym ulubieńcem?

A epilog juz w sobotę ^^

Ps. Oczy znalazly sie na 3 miejscu w paranormalnych!!! To wszystko dzięki wam dziękuję wam za to ^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro