Rozdział I

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

ALLISON
To już dziś, dzisiaj wylatujemy ze Szwecji do Anglii. Nie jestem z tego zadowolna, no bo, halo, kto by się cieszył, porzucając przyjaciół. Z resztą, Szwecja jest dla mniej jak ojczyzna, w niej się wychowałam, przywiązałam się do niej, mimo że ojczyzną jest Anglia, to czuje zupełnie odwrotnie.

Zamknęłam walizkę, już trzecią. Zauważyłam, że dzwoniła do mnie Amanda, moja przyjaciółka. Miałam wyciszony telefon i nie słyszałam, postanowiłam do niej oddzwonić. Odebrała po drugim sygnale.

- Cześć kochana!
- Cześć, przepraszam, że nie odebrałam, ale miałam wyciszony telefon. Za to teraz mogę z tobą gadać, dopóki tata mnie nie zawoła.
- Na prawdę musisz jechać?
- A co mam zrobić? Może spać pod mostem? - zadrwiłam.
- Przepraszam, ale byłaś i jesteś moją najlepszą przyjaciółką.
- Myślisz, że ja się cieszę, że opuszczam kraj, w którym się wychowałam? Też mi przykro, próbowałam przekonać tatę, ale na nic. W dodatku słyszałam, że w tej przeklętej Anglii zaczyna się wojna - mruknęłam - oby nic nam się przez to nie stało.
- Oby... - usłyszałam, że tata mnie woła, więc postanowiłam się pożegnać i zejść na dół.
- Kochana, zadzwonię później, muszę już kończyć.
- Dobrze, obiecuj, że będziesz dzwonić.
- Przyrzekam.
- Pa.
- Pa, Kochana.

Parę łez wyleciało mi z moich, już i tak zaczerwienionych oczu. Szybko je starałam i zeszłam na dół, słysząc kolejne wołanie ojca.

*

Jedziemy taxówką do naszego nowego domu. Cały czas patrzę przez okno auta i obserwuje spadające krople deszczu, nawet pogoda jest przygnębiająca.

Wysiedliśmy przed domem i uprzednio biorąc swoje bagaże, weszliśmy do domu. Pomieszczenia były ogromne i takie nowoczesne.
Weszłam do swojego pokoju, był śliczny. Ściany były szare, meble białe i czarne. W rogu stało też piękne, białe pianino. Położyłam walizki i zaczęłam się rozpakowywać.

Tata mówił, że obok w sąsiedztwie mieszkają państwo Pevensie, dawni znajomi taty. Podobno mają czwórkę dzieci - dwóch synów i dwie córki. Mam nadzieję, że okażą się w miarę spoko i chociaż ktoś będzie w przybliżonym do mnie wieku. Mamy iść dzisiaj do nich na kolację.

Wzięłam z walizki ramkę ze zdjęciem, na którym byłam ja, tata, Charlotte i szczęśliwa mama. Pamiętam ten dzień, to były jej urodziny. Zrobiliśmy jej przyjęcie niespodziankę. Ucieszyła się i to bardzo. Przytuliłam zdjęcie do piersi i zamknęłam na chwilę rozmarzona oczy, aby chociaż chwilę poczuć się, jakby była tutaj, przy mnie.

Usłyszałam pukanie do drzwi, wybudzona z transu powiedziałam ciche „proszę”.

- Córeczko, o 18 idziemy na kolację do państwa Pevensie. Przygotuj się - powiedział.
- Dobrze, tato.
- Zostawię cię, rozpakuj się i spotkamy się w salonie - kiwnęłam twierdząco głową, a tata wyszedł.

Położyłam ramkę na szafce nocnej przy łóżku i wróciłam do rozpakowywania się.

*

Siedziałam w salonie i oglądałam telewizję, gdy siostra i tata zeszli na dół.

- Jesteś gotowa?
- Tak, tato - wyłączyłam telewizor i poszliśmy się ubrać. Założyłam swój ulubiony, beżowy płaszcz i piękne czarne botki na małym obcasie.

Wyszliśmy z domu, szliśmy w ciszy. Nie długo nam zeszło dojście do domu rodziny Pevensie. Po minucie czekaliśmy przed drzwiami.

- Ah, dzień dobry, dziewczynki. Witaj, Tom. Wchodźcie - powitała nas pani Pevensie. Weszliśmy do środka i rozebraliśmy się, a następnie przeszliśmy do jadalni.
- Dzień dobry - powiedziałyśmy razem z siostrą.
- Witaj Harold.
- Oh, cześć Tom, miło cię widzieć po tylu latach - podali sobie rękę. - To zapewne twoje córki?
- Tak, Allison i Charlotte Rose.
- Piękne imiona. To są nasze dzieci - wskazał na czwórkę dzieci siedzących przy stole, wyglądali... sympatycznie. - Piotr - wskazał na najstarszego.
- Dzień dobry.
- Zuza - wskazał na brunetkę.
- Witam.
- Edmund.
- Dzień dobry.
- I Łucja.
- Dzień dobry - najmłodsza, przynajmniej tak myślę, chyba trochę się nas bała. Usiedliśmy przy stole i postanowiłam usiąść przy tej małej brunetce.

- Cześć, mała - powiedziałam.
- Cześć - odparła nieśmiało.
- Nazywam Allison, a ty?
- Łucja. Ile masz lat? - przestała się bać.
- 16, a ty zgaduje, że 11?
- O rok młodsza.
- Dobrze, później porozmawiacie, obiad gotowy.

Zaczęliśmy jeść, muszę przyznać, że ta kobieta gotuje na prawdę dobre jedzenie. Po skończonym posiłku przeszliśmy do drugiego pokoju, żeby móc spokojnie się zapoznać. Podobno mamy chodzić do jednej szkoły.

- No to... Może powiecie ile macie lat? - zaczęłam.
- 15 - odparła brunetka.
- 14 - powiedział brunet.
- Ja mam 10.
- 16 - powiedział blondyn... Piotr.
- Tak jak ja - uśmiechnęłam się, spojrzałam na siostrę, czekając aż coś powie, ona widząc to powiedziała ile ma lat.
- No to może czym się interesujemy? - zagadnęła... Zuzia.
- No to ja interesuje się rysowaniem - zaczęła Łucja.
- Ja kocham czytać i... w sumie uczyć - odparła Zuzia.
- Ja lubię grać w szachy - powiedział Edmund.
- Tak samo jak ja, ale oprócz tego kocham śpiewać i grać na pianinie.
- Ja jestem całkiem dobry w szkicowaniu - jakiś małomówny ten Piotr... chyba, że to tylko do mnie taki, może nie jest do mnie zbyt dobrze nastawiony.
- Ja podobnie jak siostra kocham grę na instrumencie, tylko że na skrzypcach.
- Muzykalna rodzina - prychnął Piotr, znam go parę minut, a już go nie lubię.
- A z was za to malarska - uśmiechnęłam się ironicznie.
- Dobra... - próbowała złamać to napięcie Łucja - Może pobawimy się w coś?
- Okej - mruknęła Zuzia. - To w co?

*

Właśnie wracamy do domu z tatą, spędziliśmy godzinę z nimi i wszyscy oprócz Piotra wydają się mili, ten człowiek się na mnie uwziął. Cały czas mi ubliżał, a moją siostrę traktował normalnie. Nie wiem co o tym myśleć.

Po powrocie do domu poszłam się wykąpać i przygotować do spania. Gdy się już położyłam leżałam tak z godzinę, ale nie zasnęłam. Wstałam i usiadłam do pianina. Postanowiłam zagrać „Sonatę księżycową”, mama zawsze mi to grała, gdy nie mogłam spać.

Wyjęłam nuty i zaczęłam grać, czułam się wspaniale, zapomniałam o wszystkich problemach. Przypomniałam sobie czasy z mamą, uśmiechnęłam się na samą myśl o niej. To właśnie jest najważniejsza rzecz, dla której gram na pianinie. Potrafi mnie to rozluźnić i pomaga zapomnieć o wszystkim.

Po skończonym utworze położyłam się spać i tym razem zasnęłam.

*

Obudziła mnie moja ulubiona piosenka, „Somebody”, otworzyłam oczy, przewróciłam się na plecy i zaczęłam nucić.

Po przebudzeniu się wstałam i wybrałam ubrania na dzisiaj. Poszłam do łazienki umyć się i ubrać, założyłam granatowe ogrodniczki, a pod spodem białą koszulkę. Na szczęście, już za tydzień wakacje. Nie mogę się już doczekać. Nie mam ochoty już tak wstawać o Bóg wie której, żeby wyrobić się do szkoły. Zwłaszcza gdy już nie mam tam swoich przyjaciół.

Spakowałam plecak i zeszłam na dół, na śniadanie.

- Cześć - przywitałam się z tatą.
- Cześć, kochanie - usiadłam przy stole, a tata podał mi naleśniki z dżemem i sok pomarańczowy.
- Hej - Charlotte usiadła przy stole.
- Cześć.
- Cześć, córeczko, jedzcie. Jak wrażenia po wczorajszym? Polubiliście się z rodzeństwem Pevensie?
- Ja tak średnio - odparłam. - Ten Piotr chyba mnie nie lubi, z resztą po wczorajszym, z odwzajemnieniem.
- Ja tam lubię wszystkich. Są mili, nie wiem o co ci chodzi.
- O to, że cały czas mi dokucza... Z resztą, nie mam ochoty o tym gadać. Chodź do szkoły, spóźnimy się zaraz.
- Ach tak, nie mówiłem, pójdziecie do szkoły z rodzeństwem Pevensie.
- Okej.
- Dobrze - odpowiedziałam i założyłam płaszcz i czarne botki. - Idziemy?
- Tak, pa, tato.
- Pa, tato.
- Pa dziewczynki, miłego dnia.

Wyszłyśmy i poszłyśmy pod dom państwa Pevensie. Zapukaliśmy, gdy pani Helena nam otworzyła przywitaliśmy się, a ona zawołała dzieci.

- Cześć - przywitałam się.
- Hej Allison - Łucja mnie przytuliła.
- Cześć - powiedzieli.
- Idziemy? - spytała Zuza.

Ruszyliśmy do szkoły. Przez całą drogę gadałam, albo z Zuzią, albo z Łucją, trochę też z Edmundem. Widziałam, że Charlotte gada z Piotrem, nie wiem dlaczego akurat tak mnie nie polubił, ale okej.

Po dziesięciu minutach byliśmy już w szkole. Okazało się, że ja chodzę do tej samej klasy zgadnijcie z kim. Piotrem! Na serio, nie mogli mnie dać do „b”, tylko dali do „a”. Zuza i Charlotte mają tą samą klasę, a Edek i Łucja na tym samym piętrze.

Poszłam odebrać plan lekcji z sekretariatu, ale nikogo nie było. Nie no, ja to mam szczęście. Poszłam szukać Piotra, i nie uwierzcie, nie znalazłam. Nie wiem o co chodzi. Jestem przeklęta.

Znalazłam sale pięć minut po dzwonku, genialnie. Zapukałam i gdy usłyszałam „proszę”, weszłam.

- Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie, ale nie mogłam znaleźć sali, a nie dostałam planu lekcji.
- Dobrze, chodź tu i przedstaw się.
- Więc, mam na imię Allison, mam 16 lat. Lubię grać na pianinie i śpiewać... Mogę usiąść?
- Tak, usiądź koło... Piotra, ten w pierwszej ławce.

Co dzisiaj jest piątek trzynastego, czy co? Widziałam po nim, że też nie był zadowolony. Czyli będę od teraz musiała z nim siedzieć, nie no, ja to mam szczęście.

No to mamy pierwszy rozdział. Jeżeli ci się spodobał droga/i czytelniczko/czytelniku zapraszam do pozostawienia po siebie gwiazdki i napisaniu w komentarzach co o nim myślisz. Do następnego💙

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro