Rozdział VI

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

ALLISON

- Nie sądziłem, że tak ładnie śpiewasz - otworzyłam oczy słysząc czyiś głos.

Spojrzałam w stronę, z której wydobywał się dźwięk, napotykając piękną blondwłosą czuprynę z niebieskimi, jak morze tęczówkami.

- Widzę, że nie potrafisz słuchać - zadrwiłam wstając od pianina.
- Nie rozumiem - odpowiedział, podeszłam do niego.
- Mówiłam, że śpiewam, gdy pierwszy raz do was przyszłam - uśmiechnęłam się.
- Tak, mówiłaś, ale nie sądziłem, że aż tak dobrze.
- Czyli myślałeś, że mój śpiew to jękot? - zmarszczyła brwi?
- Tego nie powiedziałem, ale nigdy cię nie słyszałem.
- Jasne - mruknęłam, i wymijając go pokierowałam się do swojego pokoju.

*

Byliśmy w naszym „saloniku” każdy był czymś zajęty, tylko nie ja. Na podwórku padało, więc nie mogłam wyjść na dwór. Książki wszystkie przeczytałam, bynajmniej te co były interesujące. Do gry na pianinie też nie mam chęci.

Siedziałam więc na sofie, i obserwowałam Piotra i Zuzię, jak grają w jakąś zabawę wymyśloną przez brunetkę. Dziewczyna mówiła różne słowa ze słownika, a chłopak miał za zadanie odgadnąć z jakiego to języka i jakie to słowo ma znaczenie.

- De - fe - ne - stra - cja - wypowiedziała kolejne słowo. - Defenestracja, no zgaduj, defenestracja - spojrzała wyczekująco na blondyna.
- Nie wiem, to z łaciny? - odparł znudzony chłopak.
- Tak.
- Pewnie znaczy najgorsza gra świata - powiedział prześmiewczo Edmund. Zaśmiałam się na jego słowa, co udzieliło się także Charlotte i Łucji.
- Nie, to znaczy akt wyrzucenia kogoś lub czegoś przez okno - powiedziała Amanda wchodząc.
- Wreszcie ktoś, kto coś potrafi - Zuza pokręciła głową z niedowierzaniem. I wrócili do gry.

Amanda uśmiechnęła się i podeszła do mnie, przesunęłam się robiąc jej miejsce. Usiadła koło mnie i zaczęłyśmy rozmowę. Głównie rozmowa opierała się,  jak minął nam ostatni miesiąc. Nie zbyt dużo się tam działo od mojego wyjazdu, z resztą jak zwykle. Sztokholm zwykle był spokojnym miastem.

- Pobawmy się w chowanego - powiedziała Łucja podchodząc do brata.
- Naprawdę chcesz przerwać tą jakże porywającą grę? - spojrzał wymownie na Zuzię, która z hukiem zamknęła słownik.
- Proszę, Piotruś - zrobiła oczka kota ze shreka. Uśmiechnęłam się, układając w głowie plan, gdzie się schowam, wiedząc, że blondyn nie odmówi małej.
- 1, 2, 3...
- Na serio?

Wyszliśmy z pokoju w poszukiwaniu kryjówek. Poszłam z Amandą, bo jak to ona powiedziała „ Nie pozwolę ci przegrać, a jak zostawię cię samą to tak się stanie ” zaśmiałam się pod nosem na to wspomnienie.

- Chodź, tu może być dobrze - wbiegłyśmy do pustego pokoju, w którym nawet okna nie było.

Zamknęła drzwi i wtedy zrobiło się już całkiem ciemno. Chciałam poszukać włącznika światła, ale dziewczyna uprzedziła mnie, że nie znajdę, bo tutaj tego nie ma. Przynajmniej mamy większe szanse, że nas nie znajdą, pomyślałam.

PIOTR
- 100 - krzyknąłem, a następnie wyszłem szukać.

Szłem przez przeróżne korytarze. Schody to na dół, to w górę, korytarz w lewo, a potem w prawo.

- Już jestem! Już wróciłam! - usłyszałem krzyki, więc zawróciłem i poszłem w tamtą stronę.

Zobaczyłem Edmunda i Łucję.  Naprawdę nie potrafią nawet w to grać, pomyślałem.

- Naprawdę muszę wam tłumaczyć zasady gry? - zapytałem znudzony.
- Nie interesuje was gdzie byłam?
- Nawet bardzo, on cię nawet szukał, sieroto jedna - spojrzałem w jego stronę pogardliwym spojrzeniem, na co on tylko wzruszył ramionami. Parę chwil później pojawiła się koło mnie Zuzka z Charlotte.
- To co? My wygrałyśmy?
- Nie, bo my! - krzyknęła Amanda przychodząc z Allison.
- Łucji się chyba bawić odechciało bawić.
- Nie było mnie całe godziny... Chodźcie!

ALLISON
- Nie było mnie całe godziny... - zamieszała się Łucja. Ale jak to całe godziny, nie minęło nawet pięć minut, pomyślałam. - Chodźcie! - pociągnęła najstarszych Pevensie i przeszła przez jakieś drzwi, a za nimi tylko stara szafa i martwa mucha na parapecie.

Dziewczynka zaczęła opowiadać nam o jakiejś Narnii w szafie. Nie wiedziałam czy mam jej wierzyć, bo pukaliśmy w szafę i wchodziliśmy do niej, a tajemniczej krainy nigdzie nie było.

- Może ty się naftaliny nawdychałaś?

- Lepiej chodźmy się bawić w chowanego, bo wiesz, my już wyrośliśmy z bajek.
- Nie wymyśliłam Narnii - w jej oczkach zabłyszczały łzy. Podeszłam do niej i przytuliłam dziesięciolatkę.
- Daj już spokój - powiedziała znudzona Zuzanna.
- Ja ci wierzę - powiedziałam, gdy oderwałyśmy się od siebie.
- Ja też.
- Naprawdę? - Łusia spojrzała w stronę Edmunda.
- Tak, a w szafie widziałem 150 krasnoludków.
- Lubisz się nad nią znęcać, co?! - krzyknął zdenerwowany Piotrek.
- Żartowałem tylko...
- Może wreszcie byś spoważniał?
- A co ty tata jesteś?! - krzyknął zbulwersowany Edmund i wybiegł z pokoju, a za nim Zuzia.
- Nie wymyśliłam Narnii - szepnęła dziewczynka.
- Łucja - uśmiechnęła się Charlotte - musisz nauczyć się odróżniać świat rzeczywisty, czyli nasz, od tego fikcyjnego, czyli tego w naszej główce, rozumiesz? - popatrzyłam na nią jak na wariata.
- Nie potraficie rozważyć, że mówi prawdę? - spojrzałam na nich, a gdy zrozumiałam, że nie odpowiedzą kontynuowałam. - Piotr, Łusia nigdy was nie okłamała, na chorą psychicznie też nie wygląda, więc pozostaje nam uwierzyć. Z resztą po co miała by nas kłamać?
- Ja naprawdę tam byłam - powiedziała dziewczynka.
- Przepraszam, ale ja naprawdę nie mogę w to uwierzyć, często tu bywałam po płaszcze na zimę, a nigdy nie widziałam Narnii. - odparła smutno Amanda.

Dziewczyna posłała mi smutne spojrzenie i wyszła. Charlotte popatrzyła na mnie jak na wariatkę i bez zbędnych słów poszła w ślady czarnowłosej.

- A ty coś powiesz, czy jak moja siostra uznasz nas za wariatki i odejdziesz? - spytałam ze złością w głosie, jak mogli nie uwierzyć małej dziewczynce, przecież nie miała po co kłamać.
- Zuzia ma rację, dajcie już spokój.

Wyszedł i zamknął drzwi. Nie wiem dlaczego, ale to właśnie jego słowa zabolały mnie najbardziej. Wzięłam Łusię za rączkę i spojrzawszy na nią wyszłam z pokoju, udając się do naszego pokoju.

*

- Allison, wstawaj, wstawaj - usłyszałam szepty przy moim uchu.

Uchyliłam lekko powieki i odwróciłam się w stronę, jak się okazało, Łusii. Zdziwiona przetarłam oczy ręką i podniosłam się na łokciach.

- O co chodzi, skarbie?
- Idziemy do Narnii? - po jej słowach natychmiast się rozbudziłam.
- Jasne, kochanie - ubrałam szlafrok i kapcie, a następnie wzięłam Łusię za rękę i ruszyłyśmy do wyjścia. Chciałam przekonać się, czy nie myliłam  się wierząc w jej słowa.

Szłyśmy wieloma korytarzami, aż w końcu dotarłyśmy do drzwi od pokoju ze starą szafą. Nacisnęłam klamkę i popchnąwszy drzwi weszłyśmy do środka, a naszym oczom ukazała się wielka szafa.

Dziewczynka podeszła do niej niepewnym krokiem i otworzyła drzwiczki szafy, z której powiewał wiatr. Uśmiechnęłam się z dziewczynką. Łusia postawiła świece na podłodze i spojrzawszy na mnie weszła do środka szafy. Patrzyłam jak brunetka znika za futrami, aż całkiem straciłam ją z pola widzenia. Weszłam niepewnie do środka, wystawiłam ręce przed siebie i szłam pomiędzy futrami. Nagle zamiast futer na twarzy poczułam gałęzie drzew, a zamiast drewna pod nogami zadźwięczył śnieg.

Hejka!

Mam nadzieję, że rozdział się spodobał ♥️
Kolejny rozdział przewiduje, że będzie za sześć, cztery dni.

Jeżeli rozdział się spodobał, napiszcie co o nim sądzicie, chętnie poczytam 💙

Zapraszam również do zostawienia gwiazdki ⭐

Do kolejnego 💕

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro