Rozdział III

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tydzień później...

ALLISON
Więc tak, rok szkolny się skończył i zaczęły się wakacje. Niestety, nie takie jak sobie wymarzyłam. Zaczęto bombardować całą Anglię, na szczęście nie doszło jeszcze do bombardowania Londynu, ale to tylko kwestia czasu, niestety.

Obawiam się, że tata będzie musiał wyjechać na front. Był kiedyś żołnierzem więc nie będzie to dla mnie wielkie zdziwienie, ale nadal mam tą cichą nadzieję, że go oszczędzą. Przecież iść tam, to jest jak iść na pewną śmierć.

Wracając do rzeczywistości, państwo Pevensie zaprosili nas dzisiaj na kolację. Co do tych ludzi, przez te kilka dni polubiłam ich, oprócz jednego, blondaska. Cały czas sobie dogryzamy, pewnie wygląda to jakby sama Łucja była od nas starsza, z uwagi na nasze zachowanie. A to pójdzie o to, a to pójdzie o tamto i tak wychodzą coraz bardziej niemające sensu sprzeczki.

Było dopiero południe, więc postanowiłam wyjść na pole. Przejrzałam się w lustrze, wyglądam znośnie. Mam na sobie top odkrywający trochę brzucha i spodenki dżinsowe. Wzięłam telefon i wyrazie czego portfel i zeszłam na dół.

- Wychodzę! - krzyknęłam. Wyszłam po usłyszeniu krótkiego „okej”.

Gdy byłam na zewnątrz zauważyłam rodzeństwo Pevensie i moją siostrę. Nie wiedziałam, że wychodziła.

- Allison! - krzyknęła Łucja i podbiegła do mnie, przytuliłam ją i przywitałam się. - Przyjdziesz do nas?
- No... - spojrzałam w stronę ich domu i zobaczyłam, że Piotr też tam jest, nie byłam zbyt zadowolona, ale z jednej strony nie chciałam jej zrobić przykrości, a nie miałam co robić i nie chciałam sobie też psuć wakacji przez pewnego blondyna. - No dobrze, chodź - wzięłam mała za rękę i poszłyśmy.
- Cześć - powiedzieli.
- Hejka, co robicie?
- Gramy w chowanego - odpowiedział Edmund.
- Okej, kto liczy?
- Ty - powiedział Blondasek.
- Czemu ja?
- Bo doszłaś, proste.
- Dobra, liczę - postanowiłam, że specjalnie będę wszystkich omijać i będę szukała jego.

Zaczęłam liczyć, doliczyłam do stu. Zaczęłam szukać i minęłam chyba wszystkich poza Zuzą i Piotrkiem.

W końcu znalazłam wczesniej wymienionego blondyna, siedział na drzewie, akurat na mnie nie patrzył, więc weszłam na drzewo.

- Bu - rzuciłam się na niego, chyba zbyt mocno, ponieważ spadliśmy z drzewa. Niestety, spadliśmy tak, że ja leżałam na nim, a on pode mną.
- Widzę, że nie przestajesz na mnie lecieć - zaśmiał się, szybko z niego zeszłam i odeszłam.
- Nie rozumiem - powiedziała moja siostra z Zuzią.
- We wtorek jak szłem po nią, żeby iść do szkoły.
- Przestań, to był przypadek!
- A więc jak byłem pod domem, wybiegła z domu i wpadła na mnie - zaczął się śmiać, a reszta z nim.
- To był przypadek, myślałam, że się spóźniłam, proste? Proste.
- Dobra, może pobawimy się w coś innego? - zaproponował Blondasek. Podeszłam do niego.
- Czyli teraz odechciało ci się grać jak przegrałeś? - uśmiechnęłam się ironicznie.
- Przecież to i tak było nie fair, specjalnie innych nie szukałaś, żeby znaleźć mnie.
- Skąd wiesz? Jesteś moim umysł...
- Dość! Wasze przekomarzania robią się już denerwujące! - krzyknęła Zuzia. Spojrzeliśmy w je stronę.
- Chodźmy nad jezioro, znam jedno fajne w okolicy - zaproponował Edek.
- Chodźmy! - krzyknęła Łucja.
- Jeżeli ten palant wrzuci mnie do wody, to nie ręczę za siebie! - pokazałam na blodaska.
- Jasne, będę go pilnowała - uśmiechnęła się zadziornie siostra, chyba jej się spodobał, przebiegła jędza, żeby się z wrogiem zaprzyjaźnić, phi.
- Nie jestem małym dzieckiem, nie potrzebuje opieki. Potrafię sam doskonale trzymać się na wodzy, gdy jest to potrzebne - zaśmiałam się ironicznie.
- Nie uf...
- Dobra, albo zostajecie tu sami, albo idziecie z nami. - odezwała się Zuzia.
- Idziemy - odparłam zrezygnowana.
- Przyniosłam ręczniki! - przybiegła radosna Łucja.

Poszłam z Charlotte do domu, żeby wziąć stroje kąpielowe i ręczniki. Spakowałam do torby strój kąpielowy, ręcznik, krem na opalanie, przyda się.

*

Szliśmy na plażę, słoneczko nam dopisywało i cały czas pięknie świeciło. Droga nie zajęła nam długo, jakieś 15 minut. Edmund doprowadził nas idealnie.

Przy jeziorku było nawet dużo piachu, myślałam, że będzie trawa, miłe zaskoczenie. Znalazłam przebieralnie, w której mogłam się przebrać, więc weszłam i założyłam dwuczęściowy strój kąpielowy.

Wzięłam ręcznik i rozłożyłam go niedaleko od jeziorka, to samo zrobiła Zuzia i Charlotte. Nasmarowałam się kremem na opalanie i położyłam się na plecach. Nie wiem ile tak leżałam, przyznam, że chyba nawet usnęłam.

Spałabym sobie tak dalej, gdybym nie poczuła, że ktoś mnie podnosi. Otworzyłam oczy i zobaczyłam plecy Piotra. Głupia idiotko, mogłaś nie iść spać. Zaczęłam mu się wyrywać i krzyczeć na pół okolicy.

- Zostaw mnie! Jak mnie zaraz nie puścisz, to zobaczysz! - krzyczałam i okładałam go pięściami w plecy.
- Skończyłaś?
- Nie! Masz mnie natychmiast puścić!
- Proszę bardzo, wedle twojego życzenia - jak powiedział, tak zrobił. Wrzucił mnie do wody, gdy wydostałam się na powierzchnię, zobaczyłam rodzeństwo i Charlotte śmiejących się. Zaczęłam chlapać blondyna. Tak rozpętałam bitwę... Nie, nie bitwę, wojnę.

Po paru minutach chlapania zmęczona położyłam się spowrotem na ręcznik.

*

Nad jeziorem spędziliśmy jeszcze jakieś trzy godziny, gdy stwierdziliśmy, że robi się już późno pozbieraliśmy rzeczy i wróciliśmy do domu.

Po powrocie wykąpałam się i ubrałam czarną, skórzaną spódniczkę i białą koszulę, a do tego czarny żakiecik, bo robiło się już zimniej, z uwagi na późniejszą porę. Związałam swoje długie kudły w kucyka i biorąc telefon zeszłam na dół.

- Jestem już gotowa - powiedziałam do taty i siostry. Ubraliśmy buty i wyszliśmy z domu. Zakluczyliśmy drzwi i ruszyliśmy do domu Pevensie.

- Dzień dobry - przywitała się pani Pevensie, wyglądała na smutną, weszliśmy do środka i zdjęliśmy buty.

Przyjrzałam się pani Pevensie, wyglądała na przygnębioną czymś, gdy zobaczyła, że się jej przyglądam uśmiechnęła się przyjaźnie, ale po paru sekundach jej uśmiech zniknął. Nie była zbyt zadowolona z czegoś, widziałam, że miała podkrążone oczy, pewnie nie spała całą noc, ale dlaczego?

Przywitaliśmy się i usiedliśmy, tym razem usiadłam pomiędzy Zuzią, a Piotrem, bo ostatnie wolne miejsca były tylko przy blondynie, niestety.

Podano nam obiad, wzięliśmy się za jedzenie i zaczęły się różne rozmowy, bardziej pomiędzy nami, dorośli siedzieli w ciszy. Zaczęłam się im przyglądać, byli czymś przybici.

- Co jest? - spytała się Zuzia, gdy zobaczyła, że przyglądam się rodzicom.
- Spójrz, są czymś przybici - wskazałam na nich. - Wiesz może, o co chodzi?
- Nie wiem, rodzice faktycznie od paru dni udają, że wszystko jest okej, ale gdy nas nie ma są smutni i nie raz widziałam jak mama płacze.
- Dziwne.

- Dzieci, musimy wam coś powiedzieć - powiedział tata, gdy skończyliśmy jeść.
- Ja i Tom, musimy wyjechać.
- Gdzie? - spytałam.
- Kiedy wrócicie? - tym razem spytała Łucja, spojrzałam na nią.
- Nie wiem, kiedy wrócimy, córciu.
- Ale gdzie jedziecie? - ponowiłam pytanie.
- Wyruszamy na front - odparł ojciec, po usłyszeniu tego, w oczach zebrały mi się łzy. Nie wyśle go na pewną śmierć, nie mogę na to pozwolić.
- Nie wyśle cię na pewną śmierć, niby co ma być potem z nami? - wstałam i wskazałam na siostrę, widziałam, że przytulała Łusię, obie płakały za ojcami. Najstarsi z rodzeństwa próbowali nie okazywać łez, ależ ile można ukrywać emocje?
- Zostaniecie u nas - powiedziała pani Pevensie.
Wtedy już nie tamowałam łez, pozwoliłam im wypłynąć. Podeszłam do taty i przytuliłam go najmocniej jak potrafiłam, nie dość, że straciłam już mamę, to jeszcze mam stracić ojca? 

*

Kończyłam pakować swoją walizkę, sytuacja z początku się powtarza, mam ich aż trzy. Wzięłam komórkę i sprawdziłam godzinę, jest przed dwunastą. Nie długo wychodzimy, zeszłam na dół, by poczekać na tatę i Charlotte, myśląc, że to mogą być nasze ostatnie chwile z tatą i możemy zostać osierocone zaszkliły mi się oczy, a po chwili zaczęłam płakać jak małe dziecko, gdy tata opuszcza je na chwilkę, bo idzie do sklepu.

Usiadłam na sofie i ukryłam twarz w dłoniach. Wspomnienia o tym jak spędzaliśmy wszyscy razem czas, same zaczęły wracać.

- Gotowa? - spytał tata, podeszłam do niego szybkim krokiem i przytuliłam najmocniej jak potrafiłam.
- Proszę cię, zostań - szepnęłam, chociaż wiedziałam, że to nic nie da.
- Muszę jechać, skarbie, też tego nie chce, ale nic nie mogę zrobić.
- Już jestem - powiedziała brunetka schodząc po schodach, widząc nas, przytuliła się do taty jak i do mnie. Płakałyśmy i płakałyśmy, ale to nic nie dawało, nie da rady zmienić czegoś, co jest już przesądzone.
- Trzeba już iść - powiedział tata, odkleiłyśmy się od niego i wziełyśmy swoje walizki.

*

Siedziałam w „swoim” nowym pokoju, rozpakowałam się już i nie miałam nic do robienia, oprócz płakania. Dwie godziny temu tata i pan Harold wyjechali. Rodzeństwo razem ze swoją mamą siedzą na dole, pani Helena, bo tak miała na imię ich matka, powiedziała, że jak się pozbieramy, możemy przyjść. Szczerze, nie mam ochoty tam siedzieć, nawet nie ze względu na Piotra, nawet on nie miałby sumienia teraz mi dogryzać. Jeżeli by to robił, musiałaby być podłym człowiekiem do granic możliwości

Ostarłam ostatnie łzy, które spłynęły mi po policzkach, płakałam już tyle, że już chyba nie będę miała w sobie łez na długi czas.

Wyszłam z pokoju zobaczyć do Charlotte, jest ode mnie młodsza i bardziej była przywiązana do taty, dlatego może znieść to gorzej.

Zapukałam do drzwi i weszłam, nie czekając na pozwolenie.

- Nie przeszkadzam? - uśmiechnęłam się lekko. Zobaczyłam ją zapłakaną z albumem. Weszłam nie zamykając drzwi i przytuliłam ją.

Wtuliła się we mnie i zaczęła cicho łkać. Po paru chwilach oderwała się ode mnie i popatrzyłam w oczy.

- Tata wróci, prawda? - spytała.
- Obiecał, prawda siostrzyczko? - przytaknęła - Czy kiedykolwiek złamał obietnice? - pokiwała przecząco głową, w kącikach oczu zaczęły zbierać mi się łzy na widok zapłakanej siostry. Parę łez wypłynęło mi spod powiek, wytarłam je i przymrużyłam na chwilę oczy - Tym razem też nie złamie.

Jeszcze raz się we mnie wtuliła, a potem zasnęła przez ciągłe płakanie. Wyszłam i wróciłam do siebie.

PIOTR
- Zaraz wrócę - powiedziałem do rodziny i poszłem na górę.

Przeszłem koło pokoju Charlotte, usłyszałem ciche łkanie. Miała uchylone drzwi, więc zobaczyłem o co chodzi. Zauważyłem Allison przytulającą Charlotte.

- Tata wróci, prawda? - spytała młodsza z sióstr, gdy się od siebie oderwały.
- Obiecał, prawda siostrzyczko? - brunetka przytakneła - A czy kiedykolwiek złamał obietnice? - zadała kolejne pytanie, siostra kiwnęła przecząco głową, zobaczyłem, że Allison wytarła mokre od łez policzki i, najwyraźniej z bezsilności, przymknęła na chwilę oczy - Tym razem też nie złamie.

Jeszcze raz się przytuliły i młodsza poszła spać, odeszłem od pokoju, żeby białowłosa nie zauważyła mnie wychodząc.


Spodobał ci się rozdział? Napisz co o nim myślisz☺️
Zachęcam również do pozostawienia gwiazdki
Kolejny rozdział wleci dzisiaj lub we wtorek. Nie jestem jeszcze pewna. W każdym razie do zobaczenia w kolejnym rozdziale ♥️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro