Rozdział IV

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

ALLISON
Usiadłam na łóżku i wzięłam zdjęcie taty, tak bardzo chciałabym, żeby tu był. Nie miałam już siły płakać, nie miałam po co. I tak nie wróci.

Położyłam się na łóżku i leżałam napawając się piękna ciszą. Ta chwila była dla mnie wspaniała, przez całą wczorajszą noc płakałam, rano też i teraz to już chyba najwięcej. Na pewno wykorzystałam już zapas swoich łez na parę tygodni.

Z zamyślenia wyrwało mnie pukanie do drzwi. Wstałam otworzyć, ku mojemu zdziwieniu stał tam Piotr.

- O co chodzi? - spytałam ledwo słyszalnym głosem.
- Możemy... - uciął na chwilę, jakiś niepewny się zrobił - pogadać? - nic nie mówiąc uchyliłam drzwi, a blondyn wszedł do środka.

- Więc o co chodzi? - spytałam, podchodząc do niego.
- Bo... Wiesz, widziałem jak rozmawiałaś z Charlotte...
- Jak to? Przecież byłyśmy w jej pokoju, wogóle skąd wiesz, szłeś za mną? - zdenerwowałam się, a nie chciałam się kłócić, przynajmniej nie teraz.
- Nie, po prostu przechodziłem i usłyszałem. Nie wiedziałem, że aż tak to przeżyjecie, a zwłaszcza ty. Ja byłem na to przygotowany, w końcu musieli ich wezwać, niestety, już to zrobili.
- Wiesz... ty chociaż masz matkę - ucięłam i odwróciłam wzrok.

PIOTR
- Wiesz... ty chociaż masz matkę - zrobiło mi się jej żal, nie wiem nawet kiedy przytuliłem ją, cóż emocje wzięły górę.

Dziewczyna oddała uścisk, zdziwiłem się, że mnie nie odepchnęła, a wręcz przeciwnie. Wtuliłem twarz w jej włosy, a ona w zagłębienie mojej szyi. Zaciągnąłem się zapachem jej pięknych, pachnących wiśniami włosów.

Po paru sekundach, dziewczyna odeszła na bezpieczną odległość. Zapadła cisza, która po pewnym czasie stała się niekomfortowa.

- To... Ja już pójdę - powiedziałem i skierowałem się do wyjścia z pokoju.
- Dziękuję - odparła cicho dziewczyna, przed moim wyjściem. Odwróciłem się do niej i uśmiechnąłem, a następnie wyszłem, kierując się do swojego pokoju.

ALLISON
Chłopak wyszedł, a ja nadal stałam w tym samym miejscu i patrzyłam na drzwi, za którymi zniknął. Mimo, że chciałam się ruszyć, moje ciało odmówiło mi posłuszeństwa. Po chwili ocknęłam się, słysząc charakterystyczny dźwięk powiadomienia.

Ruszyłam się z miejsca i wzięłam telefon do ręki, odblokowałam go i spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Zadzwoń! Och, zapomniałam wczoraj tego zrobić. Wykręciłam numer przyjaciółki i po usłyszeniu „halo” zaczęłam rozmowę.

- Cześć kochana - krzyknęła uradowana Amanda.
- Hej - przywitałam się zachrypniętym od płaczu głosem.
- Co się stało? - spytała zmartwiona.
- Pamiętasz, jak mówiłam ci, że w tej przeklętej Anglii zaczyna się wojna?
- No tak.
- To... Tata wyjechał na front, wezwali go do wojska.
- Co?! Czemu wcześniej nie dzwoniłaś?!
- Nie miałam ochoty, z resztą nie myślałam wtedy o tym.
- To gdzie mieszkasz teraz z Charlotte?
- U rodziny Pevensie, ojciec rodzeństwa też wyjechał.
- Przykro mi. Wiesz, może bym przyjechała do ciebie na wakacje? Przynajmniej połowę, stęskniłam się.
- Jasne, dziękuję, czuje się strasznie samot... - ucięłam, gdy usłyszałam głos pani Pevensie, wołała nas.
- Co jest?
- Muszę kończyć, zadzwonię za pół godzinki, pani Helena nas woła.
- Dobrze, czekam.

Rozłączyłam się i zeszłam na dół, zastałam tam siostrę, rodzeństwo i ich matkę, którzy na mnie czekali.

- Już jestem, o co chodzi?
- Musimy porozmawiać. - ucięła na chwilę i wzięła głęboki oddech, a następnie kontynuowała. - Musicie wyjechać do przyjaciela rodziny, Diggory'ego Kirke.
- Co?! - krzyknęła Zuzia.
- Dlaczego?
- Co będzie z tobą? - zadał pytanie Piotr.
- Po kolei, wyjeżdżacie, bo jest coraz więcej bombardowań Londynu, niedługo dojdzie do Finchley. Ja zostaję, nie martwcie się. Nic mi nie będzie.
- Ale co z nami? - spytała, jak dotąd milcząca Charlotte.
- Jedziecie z resztą, obiecałam was chronić, nie mogę was zostawić, nie miałabym sumienia. - przytaknęłyśmy i po paru próbach przekonania pani Pevensie, żeby pojechała z nami, oczywiście nieudanymi, poszliśmy się pakować do pokoju.

Kolejne pakowanie w ciągu jednego miesiąca, cieszę się niezmiernie, to będzie już trzecie.

*

- Czyli wyjeżdżacie do jakiegoś tam przyjaciela rodziny  tej mamy rodzeństwa? A ty kompletnie nie wiesz kto to? - chciała upewnić się Amanda.
- Tak - potwierdziłam przy pakowaniu drugiej walizki.
- A jak on się nazywa?
- Kto? Ten przyjaciel?
- Tak, tak.
- Diggory Kirke - odparłam, gdy spakowałam ostatnie zdjęcie do walizki i zaczęłam pakować trzecią.
- Allison, to mój wujek! - tak wrzasnęła, że aż lekko podskoczyłam. Drzwi otworzyły się z hukiem. Podeszłam w ich stronę i zauważyłam Piotrka i Zuzię. Uśmiechnęłam się lekko do dziewczyny.
- Co?
- Co to było?
- Ale co?
- No ten wrzask - powiedział Piotr, martwił się, że tu przyszedł, czy co?
- A, to ja - powiedziała Amanda. Spojrzeliśmy w stronę telefonu. - Sorry, że was wystraszyłam, ale dowiedziałam się, że osoba, do której jedziecie to mój wujek i mam jechać do niego na pierwszą połowę wakacji, bo rodzice wyjeżdżają gdzieś w długą delegacje. - uśmiechnęłam się, że w końcu będę mieć swoją przyjaciółkę przy boku chociaż na połowę wakacji.
- Wy to pewnie rodzeństwo Pevensie?
- Tak, skąd wiesz? - spytała Zuzia, ona ma być inteligenta?
- No przecież gadam jej o wszystkim, to moja przyjaciółka - odparłam zirytowana.
- Dobra, to my idziemy.

Wyszli z pokoju, a ja kontynuowałam pakowanie i rozmowe z przyjaciółką.

- Wydają się irytujący.
- I czasem tacy są, zwłaszcza jeden, a schodząc z tematu, to skąd wiesz, że tam jedziesz?
- Bo mama mi powiedziała, jak się rozłączyłaś.
- Okej, wiesz, kończę już. Muszę dopakować walizkę i przygotować się na jutro. Pa, kochana, nie mogę się już doczekać, aż przyjedziesz.
- Pa, Allison.

Zakończyłam połączenie i widząc niski stan baterii telefonu, podłączyłem go do ładowarki, a następnie spakowałam ostatnią walizkę.

*

- Nie zgub tej karteczki, dobrze? Ciepło ci? - pytała pani Helena swoją najmłodsza córkę, obie były bliskie płaczu, a zwłaszcza Łusia.

Gdy tylko zobaczyłam, że mama odeszła od niej do Zuzi, podeszłam do niej i mocno przytuliłam, dziewczynka wtuliła się we mnie i pozwoliła łzom wypłynąć. Biedna, straciła w tym tygodniu i ojca, i matkę. Nie wyobrażam sobie, być na jej miejscu.

Dziewczynka oderwała się ode mnie i spojrzała na mnie swoimi zaczerwienionymi oczkami.

- Wszystko będzie dobrze, Łusia - szepnęłam i pociągnęłam ją za rączkę do mamy, aby jeszcze chwilę z nią była.
- Allison - pani Pevensie podeszła do mnie - proszę, opiekuj się nimi i nie kłóćcie się dużo z Piotrem.
- Obiecuję i przepraszam za te kłótnie.
- Nie przepraszaj, też byłam w twoim wieku - uśmiechnęła się smutno - W końcu tak poznałam Harolda.
- Pani chyba nie myśli... Jesteśmy tylko znajomymi - wyjaśniłam i przytuliłam kobietę, a następnie wraz z rodzeństwem poszliśmy do pociągu.

Stanęliśmy przy oknie i pomachaliśmy matce rodzeństwa. Spojrzałam na siostrę, widziałam na jej twarzy smutek, rozumiem ją, przywiązała się do tego domu, pani Heleny i ojczyzny. Na szczęście, ja będę tęsknić tylko za wcześniej wymienioną kobietą, a chęć wyjechania dodaje mi jeszcze myśl, że zobaczę się z przyjaciółką.

CHARLOTTE
Szukaliśmy przedziału w pociągu, prawie wszystkie były pełne. Zajrzeliśmy do kolejnego. Siedziała tam dwójka chłopców.

- Możemy się dosiąść? - spytała Allison.
- Jasne, i tak zaraz wysiadamy - odpowiedział jeden z nich. Weszliśmy do środka, a Piotr powkładał wszystkie bagaże, no z wyjątkiem Edmunda, do schowków.

Nie było za bardzo jak usiąść, bo była za mało miejsc, dlatego Łucja usiadła na kolanach Zuzi, a Allison została zmuszona do siedzenia na kolanach Piotra.

- Jak się nazywacie? - spytała Łucja
- Filip - odparł jeden.
- Maciek.
- Okej, gdzie jedziecie? - zadała kolejne pytanie.
- Do wujka i cioci.
- Mhm - i na tym konwersacja się skończyła.

Spojrzałam na siostrę, widziałam na jej twarzy obojętność, pomieszaną ze smutkiem i radością. Popatrzyłam na resztę, Łucja usnęła na kolanach Zuzanny, która czytała książkę, szczerze, to chyba najbardziej zaprzyjaźniłam się z nią, jeżeli chodzi o rodzeństwo, Piotr był wpatrzony w jeden punkt, widocznie nad czymś rozmyślał, Edek patrzył na widoki za oknem. Mi za to nudziło się niemiłosiernie, dlatego wzięłam książkę i zaczęłam czytać. Podczas czego nawet nie wiem kiedy zasnęłam.

ŁUCJA
Obudziłam się słysząc czyjąś rozmowę. Otworzyłam oczy i spojrzałam w stronę dźwięku. Charlotte i Zuzia o czymś gadały, przy okazji zobaczyłam, że ktoś chyba przeniósł mnie na drugą stronę przedziału, bo chłopcy wyszli.

Poprawiłam się na siedzeniu i jeszcze raz spojrzałam na dziewczyny, które jako jedyne nie spały. Charlotte uśmiechała się, a Zuzia... Była sobą, czyli po prostu siedziała z obojętną twarzą, chociaż w głębi siebie taka nie jest.

Zuzia widząc, że się obudziłam uśmiechnęła się, po czym siostra Allison zrobiła to samo i pokazała na siedzącego koło niej mojego starszego brata. Przeniosłam na niego wzrok i zobaczyłam śpiących jego i siedzącą na jego kolanach Allison. Zasłoniłam usta ręką, żeby się nie roześmiać na cały wagon. Zuzia i Charlotte zrobiły to samo.

Siostra dziewczyny jeszcze zrobiła im zdjęcie i każdy wrócił do swoich zajęć.

ALLISON
Obudziłam się czując poruszanie się. Spojrzałam się na sprawcę zagłuszenia mojego spokoju. Ujrzałam piękne, niebieskie tęczówki... Czekaj, co? Allison, jakie piękne? Chyba od tych zdarzeń w głowie coś ci się poprzewracało.

- Allison, obudź się - powiedział Piotr, tym samym wybudzając mnie z zamyślenia.
- Jasne, sorka.

Zabraliśmy swoje bagaże i wyszliśmy z pociągu, przy okazji widziałam, że Łucja z Zuzą i moją siostrą dziwnie się do mnie uśmiechają, a przynajmniej te dwie ostatnie. Spojrzałam na nie pytającym wzrokiem, a one udając, że nie wiedzą o co chodzi odwróciły wzrok.

Usłyszeliśmy nadjeżdżające auto, więc zeszliśmy, ale nie zatrzymało się, a jeszcze zatrąbiło, weszliśmy spowrotem na stację.

- Profesor na pewno wie, że mamy przejechać? - spytała Łucja.
- Może źle nas zaadresowali? - mruknął Edek, patrząc na swój bilet.
- Nie, to raczej tu - mówiąc to usłyszeliśmy rżenie i zobaczyliśmy nadjeżdżającego konia z jakąś staruszką.

- Rodzeństwo Pevensie i siostry Rose? - spytała oschle.
- Tak, to my - odparł niepewnie Piotr.
- To wszystko? - spojrzała na nasze bagaże?
- Tak - odparłam.
- Jeden kłopot z głowy, wsiadać.

Wzięliśmy nasze walizki i pokierowaliśmy się do bryczki. Blondyn pomógł wszystkim wejść   - oprócz, oczywiście bratu, bo uparł się, że sam chce - i pojechaliśmy do posiadłości Kirke.

Mamy kolejny rozdział!
Standardowo zapraszam do gwiazdkowania i napisania w komentarzu, co sądzicie o rozdziale.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro