1. To nie jest wasza wina [2/2]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

[Klemens]

Kiedy budzę Łukasza, Alicja jeszcze śpi. Nie, to nie tak. Lubię czasem rano do niej zajrzeć i popatrzeć jak spokojnie oddycha, uśmiechając się przez sen. Ten widok bardzo mnie uspokaja, czuję, że wszystko jest na właściwym miejscu.

Choć jest zupełnie na odwrót.

Trener nie jest zadowolony, że wyrywam go ze snu o siódmej rano w dzień, w którym nie mamy zaplanowanych żadnych porannych zajęć. Zgadza się jednak spotkać ze mną o ósmej w sali konferencyjnej, więc uspokojony wychodzę przed hotel by przemyśleć jeszcze parę spraw.

W oddali widzę profil skoczni w Klingenthal, gdzie właśnie jesteśmy. Ostatni konkurs sezonu letniego. Ostatni mój konkurs, jak się niedługo okaże. Zastanawiam się, jak Łukasz przyjmie tę wiadomość, ale wiem, że nie będzie mógł mnie zatrzymać. Bo robię to, żeby nie przedkładać swojego szczęścia nad sukces całej drużyny. Nie tylko ja jej potrzebuję. Bez niej polskie skoki nie były by takie same, jakie stały się w ciągu ostatniej zimy. Przełom za przełomem, a wystarczył tylko taki niewielki promyczek. Mój promyczek...

Chciałbym, żeby był mój.

Nigdy nie wyobrażałem sobie życia bez skoków, ale przecież mam rodzinę, która wymaga mojej uwagi. To dobry kierunek na początek, pozwoli zapomnieć...

Ja nie chcę zapominać.

Ze złością uderzam ręką w pień pobliskiego drzewa, aż sypią się na mnie igły. Pat, sytuacja bez wyjścia. Albo ona, albo ja. Nie możemy tkwić w tym samym miejscu, bo dojdzie do tragedii. Nigdy nie pragnąłem uszczęśliwić kogoś, tak jak pragnę jej szczęścia. Ale ona nie może być szczęśliwa, jeśli wie, że jest puzzlem, który nie pasuje do układanki szczęśliwej rodziny.

Ale również jest puzzlem, który pasuje idealnie do mnie.

Biorę głęboki oddech i idę do sali konferencyjnej. Mijam Dawida, który pyta czy nie widziałem Ali, bo natychmiast potrzebuje konsultacji psychologicznej. Mówię, że jeszcze śpi i znikam za drzwiami pomieszczenia, w którym umówiłem się z trenerem. Ten przychodzi dwie minuty później. Zamyka za sobą drzwi i siada naprzeciwko mnie.

- O co chodzi? – pyta rzeczowo.

Wstaję, bo nie jestem w stanie siedzieć. Obchodzę stół trzy razy nim w końcu wyduszam z siebie.

- To już koniec.

Łukasz patrzy na mnie dziwnie, a ja nie jestem w stanie mówić dalej.

- Ale koniec czego? – dopytuje się trener.

Otwieram usta, jednak nim straszne, ale koniczne słowa wychodzą z moich ust, słyszę za sobą inny głos, idealnie opanowany, rzeczowy. Kompletnie bez emocji.

- Sezonu. I mojej współpracy z kadrą. Przykro mi, ale to już nieodwołalne. Oto moje wypowiedzenie – Alicja, która bezgłośnie wsunęła się do sali, wyciąga przed siebie jakiś dokument i nie patrząc na mnie podaje go oniemiałemu Łukaszowi. 

- Co? Ale... Co się stało? I co do tego ma Klemens...? – patrzy na wypowiedzenie, jakby było napisane po chińsku.

- Klemens pewnie przyszedł prosić, byś nie przyjmował mojej rezygnacji – tłumaczy rzeczowo, a w jej głosie nie czuć żadnej emocji. – Tylko on o tym wiedział. Ale nic nie zmieni mojej decyzji.

Wbijam w nią wzrok. Jest tak cudownie piękna, kiedy mierzy trenera swoim lodowatym spojrzeniem. Liczę, że na mnie spojrzy i uda mi się rozmrozić jej upór, ale nawet nie spogląda w moim kierunku.

- Ale powiedz co się stało? – dopytuje się Łukasz. – Uraziliśmy cię jakoś? Ktoś ci zaproponował lepszą ofertę?

- To nie wasza wina – mówi. – A nie przyjęłabym innej propozycji, nawet jakby mnie mieli codziennie obsypywać złotem. Zadecydowały sprawy prywatne, wybacz, ale nie chcę ujawniać szczegółów.

- Ale nie możesz nas tak zostawić... - widzę, że Kruczek łapie się ostatniego argumentu.

- Pod spodem masz wizytówkę mojego dobrego kolegi. Przez ostatnie dwa lata pracował z siatkarzami, wcześniej trochę z alpejkami. To bardzo zdolny chłopak, ręczę za niego. Wyznaje podobne zasady do moich i na pewno godnie mnie zastąpi. Już z nim rozmawiałam, jest bardzo zainteresowany tym stanowiskiem.

Każde słowo, które wypowiada jest tak rzeczowe i odarte z emocji, że aż boli. Zapomniałem już jak zimna potrafi być. Z wierzchu lodowa statua, ale wewnątrz płonie ogień, który ogrzewa serca.

- Nic nie zmieni twojej decyzji...? – pyta zrezygnowany Łukasz.

Do cholery, walcz o nią! Walcz, bo ja nie mogę...

- Nie.

- Odjedziesz natychmiast, czy...?

- Zostanę do końca letniego sezonu. Potem nasze drogi się rozchodzą. Proszę, nie mów na razie innym, chcę, aby mieli miłą końcówkę lata... - w ostatnim zdaniu odzywają się w niej ludzkie uczucia i wypuszcza z wnętrza odrobinę ciepła. Kruczek też to dostrzega, bo uśmiecha się lekko.

- Dobrze, ani słowa do końca sezonu. To pozostaje między naszą trójką – składa wypowiedzenie na pół i chowa do kieszeni. Wbijam w tę kieszeń wzrok, licząc, że moje spojrzenie spali kartkę na popiół, sprawi, że wyparuje.

Nic takiego się nie dzieje.

A mnie zostają trzy dni. Trzy dni, których i tak nie mogę spędzić z osobą, którą kocham. Której nie powinienem kochać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro