17. Jesteśmy sobie potrzebni [6/6]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

[Alicja]

Ostatecznie okazało się, że Jurij nieco dramatyzował, więc kiedy prawie dwie godziny później Peter wsiada do busa i opada na miejsce obok mnie, brakuje jeszcze paru osób. Ja sama przyszłam zaledwie dwie minuty wcześniej, gdyż po całym dniu pod skocznią byłam tak zmarznięta, że stwierdziłam, że bez gorącego prysznica nigdzie się nie ruszam.

- A jednak nie odjechali bez nas, widzisz? - mówię, wpuszczając go na miejsce koło okna.

- Jurij kiedyś odpowie za te wszystkie wkręty – odpowiada, kiedy moszczę się na siedzeniu obok.- A nazbierało mu się przez te wszystkie lata – Peter przybiera groźną minę lecz siedzący z tyłu Tepes jest zbyt zajęty grzebaniem w swoim plecaku, by zwrócić na to uwagę.

- Pssst...! - słyszę nagle. - Ala! - dobiega mnie sceniczny szept, a jego źródło lokalizuję w okolicy wejścia do busa. Podchodzę tam i moim oczom ukazuje się Cene, rozglądający się konspiracyjnie.

- O co chodzi? Czemu nie wchodzisz? - pytam, zaskoczona jego tajemniczym zachowaniem.

- Jest już Janus? - szepcze.

Kręcę głową w odpowiedzi, a młody Prevc oddycha z ulgą.

- Myślisz, że Katka może z nami jechać? - pyta normalnym, choć nadal ściszonym głosem.

- Katka? - powtarzam, całkowicie zaskoczona tym pytaniem.

- No tak.

- Ale jaka Katka? - pytam dalej, bo nadal nie wiem o kogo mu chodzi.

- Noo.... Katka – tłumaczy, zdziwiony, że nie rozumiem.

- Cene, mówże po ludzku, do cholery! - denerwuję się w końcu. - Nie znam żadnej Katki!

- Ładnie to tak wypierać się najlepszej przyjaciółki...? - zza drzwi wychyla się Kasia, włączając się do tej absurdalnej rozmowy. - I ile razy mam ci powtarzać, że masz na niego nie krzyczeć...? Przecież mówi po polsku...! Po słoweńsku, znaczy się – poprawia się natychmiast.

- Ciężko bym się zdziwiła, jakby mówił po polsku... Choć... - mruczę do siebie. - Rozumiem, że nie chce ci się tłuc autobusem i masz zamiar jechać z nami, tak...? - domyślam się. - A co na to Janus?

- Noo... - Cene uśmiecha się do mnie niewinnie, a ja momentalnie wyczuwam tu jakiś haczyk. - Myśleliśmy, że jak go ładnie poprosisz, to się zgodzi...

- Aha – kwituję to krótko. - To ja już wszystko rozumiem... Właźcie – wzdycham i robię im miejsce, a Cene obdarza mnie jeszcze jednym uśmiechem.

- Kaś... - zaczepiam ją, kiedy mnie mija. - Skąd masz te kwiatki...? - pytam podejrzliwie, patrząc na bukiet, który jest dziwnie podobny do tego, który otrzymał Peter na podium.

- Dostałam od Cene – odpowiada i siada obok młodego Prevca, który usadowił się za starszym bratem.

Wracam na swoje miejsce i patrzę na nich karcąco.

- No co? - pyta żałośnie Cene.

- Peter swoje kwiatki rzucił w tłum, a Kamil na sto procent swoje zabrał dla Ewy, nie raz wspominała, że tymi badylami mogłaby już cały ogródek obsadzić – mówię powoli, przyglądając mu się z zamyśleniem. - Z tego wynika, że te należą do Richarda. Jesteś pewien, że nie chciał ich dać swojej dziewczynie, która kibicowała mu niedaleko nas, zresztą...? - przenoszę wzrok na Kasię.

- Yyy... No chyba nie - odpowiada lekko zmieszany Cene.

- A zapytałeś go, hmm? - drążę dalej.

- Nie było go, ale jak zapytałem Wanka to odparł coś w stylu „Ja, ja, aber...", więc chyba się zgodził, nie? - relacjonuje mi. - Zdaje się, że mówił coś jeszcze, ale ja już musiałem iść.

Wzdycham ciężko i opadam na swoje siedzenie.

- Nie mam słów – wywracam oczami, a Peter śmieje się cicho z całej tej sytuacji. - To nie jest zabawne! Co ja niby teraz powiem Goranowi? - karcę go, a trener pojawia się jak na zawołanie, przepraszając za spóźnienie i siada za kierownicę.

- Nawet nie zauważy – szepcze do mnie i rzeczywiście, nim zdążam się odezwać, już jesteśmy na zjeździe na autostradę.

- Kaś...? - po kilku minutach odwracam się w kierunku szpary między siedzeniami, bo dręczy mnie jeszcze jedna sprawa. Moja przyjaciółka wyciąga z ucha jedną ze słuchawek, które dzieli z Cene, oglądając jakiś film na jego tablecie.

- No? - pyta zniecierpliwiona, a Cene wciska pauzę.

- Skąd wam się wzięła ta Katka, w ogóle? - dociekam.

- No, bo Cene miał problem z „ś" i cały czas wychodziła mu Kasza – krzywi się, a Cene robi zawstydzoną minę. - Dlatego postanowiliśmy wymyślić coś bardziej słoweńskiego. Najpierw pomyślałam o Katji, ale Cene powiedział mi, że tak miała na imię by-...

- Uznaliśmy, że Katka pasuje do niej o wiele lepiej – przerywa jej gwałtownie Cene, zupełnie nie w swoim stylu.

Mam wrażenie, że coś przede mną ukrywają, ale wiem, że i tak nic mi nie powiedzą, więc uśmiecham się delikatnie.

- Rzeczywiście ładnie. A co do Gorana, to... Jakby co udawajcie, że to było z góry ustalone, okej? - mrugam do nich i odwracam się z powrotem do kierunku jazdy.

Peter pogrążony jest w lekturze jakiejś sportowej gazety, wyciągam więc telefon oraz słuchawki i przymykam oczy, próbując się zdrzemnąć. Szum silnika usypia mnie powoli, a głowa opada mi mimowolnie na ramię skoczka. Nie zauważam momentu, kiedy naprawdę zasypiam, budzi mnie dopiero gwałtowne hamowanie i mamrotane przez Janusa przekleństwa, rzucane w kierunku jakiegoś pijanego kierowcy.

- Dobrze się śpi? - pyta Peter, przecierając oczy, widocznie też uciął sobie drzemkę.

- Mhm – mruczę i mocniej wtulam się w jego pierś, a on delikatnie obejmuje mnie ramieniem.

- Ala...? - słyszę jego cichy głos w lewym uchu, po jakiejś chwili.

- Mhm?

- Jest chyba coś, co powinnaś o mnie wiedzieć – mówi wciąż bardzo cicho, jakby te słowa miały być przeznaczone jedynie dla mnie.

Rozbudzam się nieco bardziej i przekręcam głowę tak, by móc na niego spojrzeć. Jest poważny, więc i ja poważnie traktuję jego słowa. Mam wrażenie, że jest to coś, z czym nosi się od jakiegoś czasu. Kiwam więc głową, by mówił dalej.

- Bo... - bierze głęboki oddech, gotując się do swojego wyznania.

- Może żelka?

W dziurze między siedzeniami pojawia się paczka słodyczy i uśmiechnięta twarz Cene. Przez moment mam wrażenie, że Peter oddycha z ulgą, jakby stracił nagle całą odwagę.

- Skąd masz żelki...? - pytam i wyciągam z paczki kilka miśków. - Choć w sumie, po co ja pytam...? Skoro kumplujesz się z największym żelkożercą na tej planecie...

Peter też wyciąga rękę po żelka, jednak odsuwam je poza jego zasięg.

- Ej, a za konkurs...? - oburza się.

- Za konkurs już dostałeś nagrodę – mówię. - Jak wygrasz w Ga-Pa to porozmawiamy o słodyczach...

- Już raz tam wygrałem – zwraca mi uwagę.

- Pamiętam – odpowiadam. - Nie bardzo mi się to wtedy spodobało...

- Czemu...? - pyta zaskoczony.

- Bo mi popsułeś biało-czerwone podium – wyjaśniam, wspominając tę chwilę.

- A no tak, zapomniałem, że to było dwa sezony temu... - mruczy, a do jego głosu wkrada się jakaś dziwna nuta. Chcę go o to zapytać, jednak przeszkadza mi donośny głos Laniska z końca busa:

- EJ, JA TEŻ CHCE ŻELKA...!

- Dla mnie też weź! - dołącza się Jurij, kiedy Anze przepycha się w naszym kierunku.

- I dla mnie!

- Ja też chcę!

- I widzisz co narobiłaś...? - syczę do Kasi, która jest oczywiście właścicielką paczki. Minutę później żelków już nie ma, a Cene zostaje z pustym papierkiem w dłoni.

- A dla kierowcy znajdzie się jeszcze jakiś żelek...? - pyta Goran, obserwując nas we wstecznym lusterku.

Z westchnieniem podnoszę się z miejsca i podaje mu garść moich słodyczy, zostawiając sobie tylko jednego miśka. Trener obdarza mnie wdzięcznym uśmiechem i mruga do mnie porozumiewawczo, a ja wracam na siedzenie i ponownie obracam się do Kasi.

- Chyba wiem, co powinnaś zrobić, by móc się wozić z nami aż do Bischofshofen – mówię.

- No? - pyta, otwierając kolejne opakowanie jakichś innych słodyczy.

- Kup Janusowi dużą paczkę Haribo jutro – proponuję. - Wtedy dalej będzie udawał, że cię nie widzi.

- A więc tylko ja zostałem oddelegowany na antyżelkową dietę...? - kiedy się obracam, Peter patrzy na mnie tak, że wzdycham ciężko i oddaję mu ostatniego, cudem ocalałego miśka. - A z jakiej okazji tyle łaskawości z twojej strony...? - pyta, pożerając go jednym ruchem.

- Po prostu mam do ciebie słabość, Prevc – odpowiadam, opierając się o jego pierś. - Nie mlaszcz tak głośno, to może uda mi się jeszcze zasnąć.

Zamykam oczy i poddaję się lekkiemu kołysaniu, szumowi silnika oraz usypiającemu rytmowi kółek, które Peter zatacza kciukiem po moim ramieniu. Nic więcej nie jest mi potrzebne, by zapaść w spokojny sen.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro