21. W dobrą stronę [5/6]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

[Peter]

Prowadzę po pierwszej serii, wyprzedzając Cene i Kamila. Czekając na swoją kolej, spoglądam przez okno na arenę skoczni i tłumy kibiców, uśmiechając się lekko do siebie. Wiem, że gdzieś tam na dole jest Alicja, która mocno ściska za nas kciuki, mimo iż zapytana o to, pewnie kategorycznie by zaprzeczyła.

Mam wrażenie, że przez ostatnie trzy dni stąpamy wokół siebie jakby nieśmiało, z pewną dozą ostrożności. Myślę, że oboje pamiętamy o tym, co się wydarzyło między nami w Kranju. Być może pozwoliliśmy sobie na zbyt wiele, być może Alicja tego... żałuje?

A może po prostu jest coś - wręcz jestem pewien, że coś takiego istnieje - co nie pozwala jej na pełną swobodę w wyrażaniu uczuć?

Jedno jest pewne: muszę z nią o tym porozmawiać. Najlepiej jak najszybciej.

Cene szturcha mnie, zsuwam więc gogle na oczy, biorę narty i ruszam za nim na zewnątrz. Pogoda nie rozpieszcza i niemal od razu zimno przenika mnie do szpiku kości - cienka pianka i termiczna bielizna niewiele pomagają. Próbuję się jeszcze rozgrzać, mięśnie jednak nie chcą do końca współpracować. Patrzę jak po kolei na belce siadają: najpierw mój brat, potem Polak i w końcu nadchodzi moja kolej.

Warunki jednak są bardzo niekorzystne, wieje tak mocno, że trzy razy jestem ściągany z belki. Jury ostatecznie obniża ją o trzy pozycje i dopiero wtedy zapala się dla mnie zielone światło. Goran jakby z lekką obawą macha chorągiewką, a ja, nie pozwalając sobie na jałowe dywagacje, odpycham się od belki.

Już w momencie wybicia wiem, że ten skok nie będzie najlepszy. Mam słabą prędkość, poza tym tuż za progiem dostaję podmuch w plecy, który dociska mnie do zeskoku. Szukam wiatru, rozpościerając szeroko ręce, jednak nie mam szans zbytnio poprawić swojej sytuacji, robię co w mojej mocy, by nie najlepszą odległość nadrobić stylem i liczę, że bonifikata za belkę i wiatr pozwoli mi utrzymać choćby podium.

Dojeżdżam do bandy i ściągam powoli narty, wpatrując się w tablicę wyników, na której ostatecznie pojawia się liczba trzy. Uśmiecham się do kamery, bo choć spadłem o dwa miejsca, to wynik i tak jest satysfakcjonujący. Podchodzę do brata, który na miejscu lidera już udziela wywiadu dla jakieś telewizji, kiwam mu głową z uznaniem, wymieniam uścisk dłoni z Kamilem i odszukuję wzrokiem Alicję, która stoi oparta łokciami o barierkę i z uśmiechem obserwuje Cene.

Ruszam w jej stronę, kiedy jakaś rudowłosa kobieta przecina mi drogę i zamaszystym krokiem podchodzi do niej. Ala jest chyba równie zaskoczona co i ja, kiedy wyciąga w jej kierunku mikrofon, a w tym geście jest tyle drapieżności, że przystaję nieopodal, by w razie potrzeby interweniować.

Jak się jednak okazuje, zupełnie niepotrzebnie.

- Dzień dobry, pani Alicjo, Lana Osolnik*, "Echo Słowenii". Czy mogę zadać kilka pytań?

Alicja taksuje ją wzrokiem, po czym powoli odrywa się od barierki, wyrzuca kubek po herbacie do stojącego obok kosza i odpowiada nieśpiesznie:

- Jestem w pracy, nie mam zbyt dużo czasu.

- Och, zajmę tylko minutkę, dobrze? - Po czym nie czekając na odpowiedź, zadaje pierwsze pytanie. - Długo zna pani Petera Prevca?

Ala mruży oczy i na sekundę przenosi na mnie wzrok, a ja schylam się do torby, udając że wcale nie podsłuchuję.

- Pracujemy razem od października - odpowiada chłodno, patrząc dziennikarce prosto w oczy.

- I od razu między wami zaiskrzyło? Czy była to raczej kwestia czasu? - pyta bezpardonowo, a ja o mało nie przycinam sobie palca zamkiem od torby, zaskoczony tak jawnym wścibstwem.

- Iskrzyć może się w gniazdku elektrycznym, a nie między ludźmi, których łączą stosunki zawodowe. - Głos Alicji jest tak idealnie opanowany, że gdybym jej nie znał nie dostrzegłbym tej niewielkiej dozy ironii, którą w nim zawiera.

- Czyli zaprzecza pani jakimkolwiek kontaktom innym niż zawodowym z którymkolwiek z zawodników, tak? - pyta napastliwie dziennikarka.

Robię krok w ich stronę, bo ta rozmowa zaczyna przybierać mało ciekawy obrót, a ja, jakby nie było, jestem odpowiedzialny za zainteresowanie mediów, które skupia się wokół Alicji. Ona jednak absolutnie nie potrzebuje mojej pomocy w starciu z upierdliwą dziennikarką.

- Jeżeli szuka pani taniej sensacji kosztem dobrego imienia mojego, bądź któregokolwiek z moich podopiecznych - mówi Ala cichym, ale zdecydowanym głosem - to uprzejmie panią informuję, że rozpowszechnianie nieprawdziwych informacji na temat osób publicznych grozi grzywną wysokości do tysiąca pięciuset euro lub pozbawieniem wolności do lat dwóch, a jeżeli dojdzie do zniesławienia, nawet do lat pięciu. Czy chce mi pani zadać jeszcze jakieś pytania? - dodaje miłym tonem na koniec, ale kobieta wybąkuje pod nosem coś w stylu "dziękuję, do widzenia" i czym prędzej znika z zasięgu naszego wzroku.

Alicja odprowadza ją wzrokiem, uśmiechając się pod nosem, a ja podchodzę do niej bliżej.

- Nie wiedziałem, że interesujesz się prawem - mówię, delikatnie dotykając jej ramienia. Przenosi na mnie spojrzenie, a w jej oczach pojawiają się psotne ogniki.

- Nie interesuję się - odpowiada i uśmiecha się szelmowsko. - Zmyśliłam to. Co do słowa.

Śmieję się głośno, bo pewność siebie bijąca z jej głosu była tak autentyczna, że nie przyszło mi nawet na myśl, że blefuje.

- To było dobre, przyznaję - mówię po chwili, a Ala wzrusza ramionami.

- Ludzie mają alergię na słowa "grzywna" i "pozbawienie wolności", zwłaszcza gdy mają nie do końca czyste zamiary - stwierdza i marszczy brwi. - Co to w ogóle za gazeta, "Echo Słowenii"?

- Z tego co mi wiadomo, największy portal plotkarski w tym kraju - odpowiadam. - Ala... - zaczynam, ale ktoś klepie mnie w ramię, bo zaraz zaczyna się dekoracja, ściskam więc ją tylko przelotnie za rękę i odchodzę.

Wchodzę na trzeci stopień podium, gdzie po chwili dołączają do mnie Kamil i Cene, dostaję puchar, kwiatki i czek, następnie odegrany zostaje hymn, chwila dla reporterów i zasadniczo jestem już wolny. Oddaję narty serwisantowi, udzielam trzech krótkich wywiadów i wymieniam kilka uwag z Janusem, jednak ciężko jest mi się skupić na jego słowach. Trener zresztą szybko dostrzega moje rozkojarzenie.

- Alicja jest w bufecie, mówiła coś o grzańcu - odpowiada z westchnieniem, kiedy trzeci raz proszę go o powtórzenie pytania. - Idź do niej, porozmawiamy o tym lądowaniu wieczorem.

Jestem nieco zaskoczony jego domyślnością, a może moja bliska relacja z Alicją po prostu rzuca się w oczy. Odmrukuję podziękowania oraz przeprosiny i czym prędzej ruszam do bufetu, gdzie faktycznie znajduję ją pogrążoną w rozmowie z fizjoterapeutą Norwegów. Staję nieco z boku, nie chcąc jej przeszkadzać, ale kiedy zauważa mnie po chwili, szybko żegna się z rozmówcą i podchodzi do mnie.

- Pierniczka? - pyta, wyciągając w moim kierunku ciastko.

- Chętnie. - Odgryzam kęs, nim wracam do naszej przerwanej rozmowy. - Ala?

- Mhm?

- Nie wiem jak ty, ale ja jakieś... dziesięć minut temu skończyłem pracę - rzucam luźno, czekając na jej reakcję.

Zerka na mnie z ukosa i robi duży łyk grzańca, nim odpowiada:

- Hmm, a co proponujesz?

Zastanawiam się sekundę, szukając czegoś w miarę neutralnego. Odpowiedniego na rozmowę.

- Spacer? - proponuję.

Ala sięga do kieszeni bluzy - mojej bluzy - i wyciąga z niej telefon. Przebiega wzrokiem treść SMSa, zerka na czas i odpisuje coś szybko, marszczy brwi, po czym kasuje wiadomość i chowa go, a następnie przenosi na mnie z powrotem wzrok.

- Mam do obgadania jeszcze jedną rzecz z Nejcem, szybka odprawa u Janusa i jestem do twojej dyspozycji. - Uśmiecha się wąsko. - W granicach rozsądku, oczywiście - dodaje niemal natychmiast, uprzedzając moją złośliwą uwagę.

- Okej, zapukaj do mnie, jak będziesz gotowa. - Kiwam głową, dokańczam pierniczka i całuję ją w policzek.

- Jasne, w godzinkę powinnam się uwinąć - odpowiada, a ja wychodzę z bufetu, z rękami schowanymi w kieszeniach, nucąc pod nosem.

Dopiero po chwili dociera do mnie, że wiadomość, którą dostała nie mogła być od Janusa, bo niemal na pewno była napisana po polsku. Zaczynam z tego powodu odczuwać irracjonalny niepokój, jednak nie pozwalam mu mnie opanować, tłumacząc sobie, że już wkrótce wszystko sobie z Alicją wyjaśnimy i nie będzie między nami żadnych niedomówień.


*jeśli Was to ciekawi, nazwisko dziennikarki pożyczyłam od jednego z byłych prezydentów Słowenii ;).

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro