13. To ty o niczym nie wiesz? [7/7]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

[Peter]

W konkursie startujemy w okrojonym składzie, bo ani Hvala, ani niespodziewanie Nejc nie przechodzą pomyślnie kwalifikacji. Zdaje się, że brak Alicji nam szkodzi. Widzę krążącego dookoła skoczni Klemensa, jednak nie wchodzę mu w drogę, poranna, niespodziewana, spontaniczna rozmowa wyjaśniła mi więcej, niż mogłoby się wydawać. Wygląda na skupionego i to procentuje, bowiem w konkursie skacze fenomenalnie. Plasuję się tuż za nim. Ponownie drugi, wczoraj musiałem ustąpić miejsca Freundowi, znowu. Klątwa drugiego miejsca wciąż się za mną ciągnie, ale teraz mam przynajmniej szansę poprawić się w drugiej serii. Tam towarzyszy mi jedynie Jurij, bo reszta niestety nie dała rady zapunktować. Janus będzie szalał wieczorem.

Alicja ma naprawdę chyba jakąś supermoc. Czekamy na górze na nasze skoki, w końcu zostajemy sami z Klemensem. Znowu, to od pewnego czasu staje się regułą. A jeszcze na początku sezonu nie zapowiadało się, że to on będzie w tym roku moim głównym sportowym rywalem. Czyżby znów zbawienna moc Alicji?

Staram się nie myśleć o niej w kategoriach jakiegoś talizmanu, czy czegoś w tym rodzaju, w końcu bez niej też dawaliśmy sobie radę, inni zresztą też sobie jakoś radzą, choć nie mają jej do pomocy. A jednak...

A jednak jest nam potrzebna.

Zostawiam Klemensa z tyłu i siadam na belkę. Sprawdzam raz jeszcze wszystko i ruszam. Czuję, że to będzie dobry skok. I taki jest w rzeczywistości. Telemark jest ciężko utrzymać, ale walczę z własnym ciałem i dojeżdżam do linii choinek nieruchomy jak kamienna statua, co zostaje docenione przez sędziów w postaci not, które dają mi prowadzenie.

Zostaję na arenie, czekając na rozstrzygający skok Klemensa. Widzę, jak szybuje wysoko nad zeskokiem, niemalże równolegle do niego. To będzie daleki lot. Nawet bardzo daleki. Klemens spokojnie przekracza rekord skoczni, jednak ląduje niestabilnie. Skok podpiera, ratując się przed upadkiem. Ląduje tak daleko, że z trudem udaje mu się uniknąć zderzenia z kamerzystą i bandą. Zdejmuje narty, widać że jest na siebie wściekły o to lądowanie, i otrzepuje się ze śniegu.

Oboje wpatrujemy się w tablicę wyników, ciekawi czy jego przewaga nade mną z pierwszej serii starczy mu, by utrzymać prowadzenie, czy też podparcie zniweczy jego szanse na wygraną. Nie umiem liczyć tak szybko, jak system, więc kiedy wynik pojawia się w postaci jedynki przy jego nazwisku, przez chwilę jestem mocno zawiedziony. Potem jednak dociera do mnie wrzask radości moich kolegów i uświadamiam sobie, że przecież liczba punktów, która wyświetliła się obok jego nazwiska jest równa tej ilości, którą udało zgromadzić się mnie.

Wygraliśmy ex aeqo.

Klemens ściska mnie, wykrzykując gratulacje i obaj giniemy w eksplozji radości Polaków, którzy wiwatują na cześć swojego kolegi. Konkurs kończy się dwoma hymnami i ogólną radością. Co prawda nie udało mu się pobić rekordu, ale i tak jest szczęśliwy. Kiedy schodzimy, Klemens zwraca się do mnie:

- Rywalizacja z tobą nie jest wcale taka łatwa.

- Mógłbym powiedzieć to samo – odpowiadam.

Przez jego twarz przemyka jakiś dziwny grymas, jakby dostrzegł w moich słowach jakiś dodatkowy sens. Nie wiem, co o tym myśleć. Uśmiecha się jednak do mnie i rozchodzimy się w swoje strony.

Pierwsze co robię, po przyjściu do hotelu to telefon do Alicji. O dziwo, odbiera.

- I jak poszło? - pyta.

- To ty o niczym nie wiesz? - dziwię się.

- Mam coś jakby kaca – odpowiada. - Ogólnie to cały konkurs przespałam, względnie spędziłam pod prysznicem, więc mów po prostu, co mnie dziś ominęło.

- Nic takiego, Jaka i Nejc odpadli w kwali, reszta oprócz Jurija nie dotrwała do finału, czyli krótko mówiąc brakuje nam ciebie – droczę się z nią trochę.

- I co? To wszystko, co masz mi do powiedzenia? - upewnia się.

- Myślę, że istotna może być również dla ciebie informacja, że wygrałem dziś. – Z jakiegoś powodu przemilczam informację, że Klemens również wygrał. Przecież i tak się o tym dowie.

- Czyli mam składać oficjalne gratulacje? - śmieje się, nawiązując do tego, jak zwykle domagam się jej pochwał.

- Szczerze, to wolałbym je odebrać osobiście... - Przez chwilę zastanawiam się, czy nie przeholowałem, ale głos Alicji nie zdradza żadnego skrępowania, które wtedy zazwyczaj da się u niej wyczuć.

- Przemyślę to – mówi radośnie. - Jakieś specjalne życzenia? Mam zamiar cię obdarować gratulacjami spersonalizowanymi, skoro stawiasz takie wysokie wymagania, jak odbiór osobisty.

- Nie wiem, określę się w najbliższym czasie....

- Okej, to daj znać, jak już będziesz wiedział. Muszę kończyć, pogadamy potem, dobrze?

- Jasne rozumiem... A, Alicja? - przypomina mi się coś.

- No?

- Fajnie, że w końcu odebrałaś.

W odpowiedzi słyszę tylko jej śmiech.

Śmiech, który brzmi wyjątkowo lekko, aż sam zaczynam się uśmiechać.

Tak po prostu, bez powodu.

Ot, supermoc Alicji.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro