18. To nie tak, jak myślisz! [10/10]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

[Alicja]

Kiedy Peter dołącza do mnie po swoim pierwszym konkursowym skoku, jestem odrobinę spięta. Do tej pory udało mi się go dość skutecznie unikać, nie licząc jakiegoś „cześć" i „powodzenia" rzuconego w biegu. Im dłużej myślę o tym, co się wydarzyło poprzedniego wieczora, tym bardziej sobie uświadamiam, że po pierwsze Peter naprawdę stał się dla mnie kimś bliskim, a po drugie, że mimo wszystko pozwoliliśmy sobie wczoraj chyba na zbyt wiele.

Nawet jeżeli znaczna część wyszła zupełnie przez przypadek.

Podchodzi do mnie zadowolony z siebie, bo w cuglach wygrał pojedynek z Kornilovem i podaje mi do potrzymania narty, kiedy przebiera buty.

- Kasia nie czeka z tobą na Cene? - pyta, odbierając je ode mnie i opierając się o nie w swoim stylu.

- Właśnie jestem zaskoczona, ale nie – mówię, obserwując jak ten ostatni sadowi się na belkę gdzieś wysoko ponad nami. - Oboje jakoś się dziś unikają, mam wrażenie.

- Ty też mnie unikasz od rana – zauważa Peter, przyglądając mi się bacznie, a ja wbijam wzrok w zeskok, uważnie obserwując sylwetkę jego młodszego brata, który bez przeszkód ląduje równo pomiędzy dwiema czerwonymi liniami.

- Peter... - wzdycham w końcu, kiedy nie przestaje świdrować mnie swoim spojrzeniem i przenoszę wzrok na jego twarz. - Ja jestem w pracy, jakby na to nie patrzeć. I niezależnie od wszystkiego, nie powinnam...

- Ej, Ala nie widziałaś Katki? - Cene przerywa mi w pół słowa, walcząc z zapięciem kasku.

Wzdycham i jednym ruchem rozpinam je, a młody Prevc posyła mi wdzięczne spojrzenie.

- Nie, nie widziałam. Ale powiem jej, że jej szukałeś – mówię tonem sugerującym, że powinien sobie stąd pójść.

- Okej, to jak coś daj znać – zbiera swoje manatki i ulatnia się, jakby go tu wcale nie było.

- Czasem mam ochotę zepchnąć go z jakiegoś mamuta... - mówi Peter, podążając za nim wzrokiem. - A Domen jest jeszcze gorszy... - przenosi na mnie wzrok i oboje zaczynamy się nagle śmiać, tak zupełnie bez powodu.

Łzy ciekną mi z oczu, szukam więc w kieszeni chusteczki, a kiedy ją znajduję mój wzrok pada nagle na Klemensa, który właśnie oddał swój pierwszy skok. Z relacji spikera wiem, że zajmuje teraz drugie miejsce, więc mimowolnie posyłam mu uśmiech, krótszy od mgnienia oka. Cieszę się, że mimo wszystko daje sobie radę. Dla mnie to znak, że być może jeszcze wszystko się poukłada. Tak naprawdę poukłada.

- Ej, daj tę chusteczkę, bo chyba jakiś katar mnie łapie – Peter ciągnie mnie żartobliwie za warkocz, skupiając na sobie moją uwagę. Podaję mu chusteczki, grożąc mu, że jeśli się rozchoruje, to będę go karmić moimi wątpliwej jakości rosołkami.

Peter śmieje się serdecznie, po czym nachyla się do mnie i obejmuje lekko.

- Co dostanę w nagrodę za dzisiejszy konkurs? - pyta cicho z dziwnym uśmiechem na twarzy.

- Porozmawiamy o tym, jak już wygrasz – mówię z lekkim uśmiechem.

- Pamiętaj, że wtedy będziesz już po pracy – unosi lekko brew, a ja daję mu kuksańca w żebra.

- Oj, idź ty już lepiej do szatni, bo jakieś dziwne rzeczy ci się roją w głowie...! - mówię i popycham go lekko w odpowiednim kierunku. Peter śmieje się, po czym naciąga mi czapkę na głowę i oddala się z szerokim uśmiechem na twarzy.

Wzdycham z politowaniem, poprawiając fryzurę i mój wzrok ponownie pada na Klemensa. Ten robi krok w moją stronę, więc szybko kręcę głową i po prostu uciekam, zanim nogi poniosą mnie w jego stronę.

Uciekam, bo nie chcę zepsuć tego, co narodziło się ostatnio pomiędzy mną i Peterem, nie chcę wprowadzić do tej relacji jeszcze więcej niepewności, której wszak w niej nie brakuje. Przepycham się przez tłum i ku swojej uldze dostrzegam Kasię.

- Kaś! - wołam ją głośno, a ona zwraca w moim kierunku głowę. - Cene cię szuka od rana, gdzie cię wcięło...? - mówię, kiedy udaje mi się do niej dotrzeć.

- A idź ty mi nawet o nim nie wspominaj...! - mruczy z gradową miną, ku mojemu ogromnemu zdziwieniu.

- Słucham? Czy możesz powtórzyć jeszcze raz? Rozmawiamy o tym samym Cene Prevcu, z którym pół ostatniej nocy grałaś w pokera, ponoć nie rozbieranego, a teraz nie chcesz go widzieć na oczy...? Coś mnie ominęło, bo nie rozumiem...? - pytam, mając oczy jak spodki.

Kasia wzdycha ciężko i wbija wzrok w przedskoczka, który jest jasnym znakiem, że druga seria powinna się zaraz rozpocząć.

- No bo... widziałam go w trakcie serii próbnej. Jak dawał kwiatki jakiejś lasce – krzywi się. - I to takiemu pasztetowi. I się uśmiechał, coś tam szwargotał po angielsku i słodkie minki robił... - mamrocze coraz ciszej, za to coraz mocniej zaciska ręce na barierce. - Co ja znowu do cholery robię nie tak...?

- Chwila... - mówię, bo coś mi tu zaczyna nie pasować. - Czy to nie była przypadkiem taka szatynka o ciemnych oczach, trochę wyższa ode mnie...? - pytam podejrzliwie.

- No tak, mówię ci, że pasztet – potakuje Kasia. - I zęby miała krzywe i piegi jakieś takie okropne. Ale była ode mnie szczuplejsza... - dodaje ponuro, a ja uświadamiam sobie, co tu się właśnie wydarzyło.

- Prevc, czy ty zawsze musisz wszystko przeinaczyć....? - wzdycham głośno, wznosząc oczy do nieba.

- To znaczy? - Kasia patrzy na mnie podejrzliwie, a na belce zasiada ostatni już przedskoczek.

- Ta laska, to dziewczyna Freitaga – wyjaśniam. - Więc nie mów o niej tak głośno takich niepochlebnych komentarzy, okej? I rano widziałam jak robiła wyrzuty Richardowi. Wiesz, że mój niemiecki nie stoi na jakimś powalającym poziomie, ale takie słowa jak „blumen" i „verloren" jeszcze rozumiem – tłumaczę jej powoli, zastanawiając się, czemu moje dobre rady zawsze odnoszą odwrotny skutek.

- No i co z tego, że laska Freitaga była na niego zła, bo zapomniał dać jej kwiatków...? - wzrusza ramionami Kaś. - Co, Cene zaraz musiał ją pocieszać...? - prycha.

Wzdycham ciężko, widząc, że Kasia nie odnalazła związku między kwiatkami Richarda i tymi, które otrzymała od Cene.

- Cene gwizdnął Freitagowi kwiatki, w związku z tym dziewczyna Richarda się na niego śmiertelnie obraziła – wyjaśniam więc szybko. - Poradziłam więc Prevcowi, że jeżeli nie chce mieć na sumieniu ich związku, to powinien im to jakoś zrekompensować i wykombinować nowy bukiet.

- Co?! - oburza się Kasia. - Kazałaś mu dać kwiatki jakiemuś niemieckiemu pasztetowi?!

Wywracam oczami.

- Miałam na myśli, żeby odkupił je Richardowi, ale on to oczywiście zrozumiał na opak. I nie dość, że ściągnął na siebie twojego focha, to jeszcze grozi mu pobicie przez Freitaga, bo on jest strasznie zazdrosny o ten swój „pasztet" - mówię z przekąsem.

- Czyli... - mówi Kasia już spokojniej, kiedy na belkę siada pierwszy zawodnik. - Czyli... Czyli muszę go natychmiast przeprosić! - orientuje się Kaś i w trzy sekundy znika z mojego pola widzenia.

Wzdycham ciężko, licząc, że moje przywidywania się nie spełnią i Freitag nie uszkodzi Cene zbyt dotkliwie, za obdarowywanie kwiatkami jego dziewczyny. Mimowolnie zauważam też, że rozmiar problemów uczuciowych Kasi i moich to jednak niebo a ziemia.

Szukam wygodnego miejsca do obserwacji i skupiam się na konkursie. Ze Słoweńców jedynie Nejc i Anze nie zakwalifikowali się do serii finałowej, notuję więc prędko by dowiedzieć się po konkursie, co poszło nie tak. Peter oczywiście prowadzi, Cene jest tuż za podium, jednak skoro jego relacje z Kasią zdążyły się już unormować, przewiduję, że uda mu się nieco podciągnąć, gdyż jego wcześniejsze skoki były odrobinę spóźnione. Cała reszta plasuje się gdzieś w połowie drugiej dziesiątki po swoich przyzwoitych skokach.

Seria finałowa mija szybko i zgodnie z moimi oczekiwaniami. Z lekkim żalem, zauważam spadek Klemensa z drugiego miejsca na piąte, podczas gdy na jego miejsce rzeczywiście wskakuje młodszy Prevc. Peter oczywiście nie daje sobie odebrać zwycięstwa, a podium, ku mojej uciesze, uzupełnia Kot.

Kasia dołącza do mnie tuż przed dekoracją, cała rozpromieniona. Częstuje mnie jakimiś chrupkami i wzbija wzrok w podium, na które właśnie wspina się Maciek.

- No, masz w tym jakiś swój udział – szepczę, kiedy Cene rozradowany staje na drugim stopniu, a Kasia wywraca oczami.

- No ba! Ty też, nie? - szturcha mnie, kiedy Peter z najwyższego stopnia posyła mi uśmiech. Odwzajemniam go i tak przyglądamy się sobie, aż do końca dekoracji.

Obaj bracia podchodzą do nas, ja jednak wcześniej zostaję dorwana przez Maćka.

- Ala! Patrz, znowu podium w Ga-Pa! - woła rozradowany, pokazując mi jakiś wazon, który robi za nagrodę. - Dzięki! - ściska mnie i w euforii całuje w oba policzki.

Mierzwię mu czuprynę, gratuluję wyniku i odsyłam do szatni, widząc, że Peter zmierza powoli w moim kierunku, wciąż jeszcze zaczepiany przez fotoreporterów.

- A to co to było? - pyta niby podejrzliwie.

- To? Maciej Kot aka Gato Locco aka w-końcu-znowu-stoję-na-podium, czyli typowy Kocur, kiedy da mu się wazonik i kwiatka – mówię, wzruszając ramionami. - Dzień jak co dzień. A co? - pytam zaczepnie.

- Nic - odpowiada, patrząc jak kilka metrów dalej Cene rozmawia z Kasią z ogromnym bananem na twarzy.

- Na gap się tak na nich, dorośli są, to raz. Nic złego nie robią, to dwa. A poza tym mają za sobą właśnie pierwsze „ciche dni", więc daj im się sobą nacieszyć trochę – mówię z poważną miną, a Peter uśmiecha się wąsko.

- Przecież nic nie mówię... A Cene w końcu nie jest małym dzieckiem, mimo iż tak wygląda – dodaje złośliwie.

- Odezwał się staruszek! - szturcham go i biorę do ręki trofeum. - Masz jeszcze w ogóle gdzieś w domu miejsce na te wszystkie graty...? - pytam, ważąc je w dłoni.

- Sama zobaczysz niedługo – uśmiecha się jeszcze szerzej i odgarnia mi z twarzy kosmyk włosów. - A teraz pozwolisz, że ci przypomnę, że przed chwilą wygrałem konkurs... - zwiesza znacząco głos.

- Do dziewiętnastej jestem w pracy – zaplatam ręce na piersi, drocząc się z nim odrobinę. - Ale potem...

- No...? - pyta przeciągle, zbliżając się do mnie.

Zagryzam wargę i przekrzywiam figlarnie głowę, nim jednak zdążam coś odpowiedzieć dopada nas Tepes.

- Dobra Peter, gratki i tak dalej, a teraz pytanie natury logistycznej – w Innsbrucku mam się wynieść do Kranjca i Damjana, czy wzięliście trochę na wstrzymanie...? - pyta zdecydowanie za głośno.

- TEPES! - warczymy jednym głosem, lekko odsuwając się od siebie i posyłając mu mordercze spojrzenie. - Jeszcze jedno słowo, a wsadzę ci te twoje narty tam, gdzie światło nie dochodzi! – grożę mu, a Peter robi lekko zaskoczoną minę.

Jurij odchodzi, rechocząc głośno, a ja przenoszę pytający wzrok na Petera.

- No co?

- Nic, po prostu już gdzieś słyszałem ten tekst... - mówi, a po twarzy błąka mu się dziwny uśmiech.

- Ileż to razy uziemiałam tak Kubackiego i Kota... - wywracam oczami. - Zawsze działa. Chodź już lepiej, nie lubię być wiecznie ostatnia – ciągnę go za rękę w kierunku busa, a on mocniej ściska moją dłoń.

- To... co z tą nagrodą...? - pyta natrętnie.

- Spacyfikuj porządnie Tepesa, to porozmawiamy.

Peter zarzuca narty na ramię i bez słowa idziemy przed siebie, każde pogrążone w swoich myślach. Po głowie wciąż krążą mi strzępki wspomnień z ostatnich paru dni, a perspektywa następnych zaczyna podobać mi się coraz bardziej.

Kiedy wsiadamy już do busa, nachodzi mnie dziwna myśl, że kiedy już Peter wygra ten cały Turniej to... To chyba rzeczywiście będzie mu się należeć jakaś nagroda.

A zdaje się, że najlepszym prezentem jaki będę mu mogła ofiarować, będzie po prostu szczerość.

__________

*na potrzeby opowiadania zwycięzcą Turnieju Czterech Skoczni w sezonie 15/16 został Kamil Stoch, sezon 16/17 padł łupem Fannemela, natomiast 17/18... Zobaczycie już wkrótce ;).

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro