19. Poszczuję cię krokodylem! [8/12]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

[Peter]

Udaje mi się szybko spakować, zresztą Jurij znowu pogania nas wszystkich, przebierając niecierpliwie nogami. Pośpieszany jego gniewnymi pomrukami, pakuję rzeczy do busa i opadam na moje ulubione miejsce. Chwilę później w wejściu pojawiają się mój brat wraz z Katką i, nie przerywając rozmowy, sadowią się zaraz za mną.

Minuty mijają szybko, bus się zapełnia, na miejsce dociera nawet Janus, a Alicji nadal nigdzie nie widać. Obracam się więc do tyłu, by zapytać o to Katkę.

- Nie wiesz może...

- Nie, nie mam pojęcia, gdzie jest Alicja, nie jestem jej matką – odpowiada mi nim zdążam skończyć pytanie. Zaskakuje mnie jej wrogi ton, po chwili jednak reflektuje się nieco. - Wybacz, po prostu nie wiem, czemu wszyscy pytają o nią właśnie mnie - przeprasza mnie. - Ale odpowiadając na twoje pytanie, ostatnio widziałam ją pod skocznią... Albo nie! Jakąś godzinę temu gadała z Kamilem pod sklepem spożywczym – przypomina sobie jednak.

- Z Kamilem? - dziwię się. - Niby o czym...?

- O tym, że powinien w końcu poinformować żonę o naszym ognistym romansie - słyszę sarkastyczny głos Alicji za plecami. - Trenerze, żelki! - obraca się do Janusa i rzuca mu dużą paczkę Haribo, po czym ponownie przenosi wzrok na mnie. - Uważasz więc, że kiedy spotykam w sklepie przyjaciela, powinnam w niego czymś rzucić? Albo przyłożyć mu w twarz...? - pyta dalej ironicznie.

- Nie, po prostu... - urywam, bo w sumie nie wiem, jak się wytłumaczyć. - Byłem po prostu ciekawy.

- Oj, Prevc... - wzdycha Ala i kręci głową. - Przecież żartuję, myślałam, że wiesz... - wsuwa się na siedzenie obok mnie i wyciąga z torby cukierki, które jej dałem.

- No, wiesz, ten ognisty romans zabrzmiał bardzo realistycznie – rzuca Kasia zza siedzenia, Ala jednak nie śmieje się, jak się tego spodziewam, tylko rzuca jej ciężkie spojrzenie, a jej przyjaciółka natychmiast się peszy. - Racja, Kamil i ogniste romanse to raczej mało prawdopodobny scenariusz...

Alicja uśmiecha się lekko, dostrzegam jednak na jej twarzy jakieś dziwne napięcie, które wydaje mi się niezbyt na miejscu przy okazji tak niewinnego żartu.

- Alicja... - zaczynam.

- Ani słowa – przerywa mi. - Mam zamiar teraz iść spać i nie obchodzi mnie, że będziemy jechać krótko. Dobranoc!

Odwraca się do mnie bokiem, opiera głowę na moim ramieniu i w zaledwie parę chwil zasypia. Przez dłuższy moment obserwuję, jak oddycha spokojnie, zastanawiając się, czy mógłbym już powiedzieć, że mi ufa. Wiem jednak, że do tego jeszcze długa droga.

Jest między nami coś, co nie pozwala nam sobie w stu procentach zaufać.

I mam wrażenie, że tu nie chodzi jedynie o Katję.

- Peter? - woła mnie cicho Cene.

- No? - oglądam się do tylu i zauważam, że i Katka zasnęła z głową opartą o szybę. Uśmiecham się lekko, widząc ich splecione dłonie, bluzie rzuconej niedbale między nich nie udaje się mnie zwieść.

- Powinieneś porozmawiać z Alą. O Katji – mówi ostrożnie, jakby obawiając się mojej reakcji. I całkiem słusznie, bo przez długi czas, to imię w naszym domu było okryte tabu.

Odkąd jednak poznałem Alicję, jakoś łatwiej jest mi myśleć o tamtej dziewczynie, która tak wiele zmieniła w moim życiu. Jakoś łatwiej jest mi pogodzić się z tym, co się wydarzyło. Pojawiła się w moim życiu w momencie, w którym jej najbardziej potrzebowałem, choć nie do końca zdawałem sobie z tego sprawę.

- Wiem – odpowiadam cicho, nie chcąc jej obudzić. - Ale to jeszcze nie teraz.

- Może w domu? - sugeruje Cene.

- Może – zgadzam się, bo to naprawdę nie brzmi źle.

Tutaj Alicja jest w pracy. A ta rozmowa na pewno będzie wykraczać poza jej „obowiązki".

- Rodzice wiedzą? - pytam, łagodnym gestem wskazując na Katkę.

- Rodzice wiedzą? - odpowiada kpiącym tonem, wskazując na Alicję. - Wbrew pozorom, jestem dorosły, Peter – przypomina mi.

- Racja – wzdycham. - Wybacz, ciągle o tym zapominam.

Milczymy chwilę, nim Cene znowu odzywa się niepewnie:

- Myślisz, że mama ją polubi...?

Uśmiecham się pod nosem na te słowa.

- Oczywiście, że tak – mruczę sennie. - Nie masz się czego obawiać – dodaję jeszcze, nim zasypiam.

Zdaje mi się, że mija zaledwie parę minut, nim budzi mnie mało delikatne dźgnięcie w żebra.

- Wstawaj, śpiochu, dojechaliśmy! - dociera do mnie dziarski głos Alicji, nim jednak otwieram oczy, ona już znika z zasięgu mojego wzroku.

Razem z resztą ekipy niemrawo wygramalam się z busa, podczas gdy Ala już od dobrych paru minut konwersuje z panią z recepcji. Zdaje się, że ma jakieś problemy, ale kiedy tam docieramy, już ponownie ma wszystko pod kontrolą.

- Znowu nie ma jedynek – krzywi się, podając nam klucze do pokojów.

- Okej, to ja się wyniosę do Robiego – podchwytuje natychmiast Jurij, puszczając do mnie mało dyskretnie oko. - Skoro ostatnio nie skorzystaliście z propozycji...

- ...dlatego domówiłam jeszcze jeden pokój dla mnie i dla Katki – kończy Alicja lodowatym tonem, nie zaszczycając Tepesa ani jednym spojrzeniem. - Odpiszę to sobie od wypłaty – zwraca się do Gorana.

- Nie ma problemu, to nie twoja wina – wzbrania się trener i odbiera od niej klucz.

Towarzystwo szybko się rozłazi, tak że przy blacie recepcji zostaje tylko Alicja, Cene, ja i Katka. Ta pierwsza przegląda jeszcze jakieś papiery, mrucząc coś pod nosem, a Katka i Cene dzielą między siebie ostatnie żelki.

- Okej, to ja lecę pod prysznic – odzywa się nagle Kasia, a Ala nie odrywając głowy znad papierów, podaje jej klucz. - Śpię pod oknem! - woła jeszcze ze schodów.

- Mhm – mruczy tylko pod nosem jej współlokatorka. - A wy śpicie razem? Bo został mi jeden klucz... - zwraca nagle na nas uwagę.

- Nie, no co ty! - obrusza się Cene. - Wystarczy mi, że przez pierwsze dziesięć lat życia spałem z nim w jednym pokoju i wiesz co ci powiem? NIGDY WIĘCEJ.

Ala patrzy na mnie zaskoczona, jakby zastanawiała się, co też czyni ze mnie tak okropnego współlokatora.

- Chrapiesz może? - strzela na chybił-trafił.

- Gorzej – Cene nie ma oporów, by wyjawić mój sekret. - Jak był mały, to lunatykował i kiedyś obciął mi przez sen włosy – krzywi się na to wspomnienie.

- Tylko raz mi się to zdarzyło! - bronię się jak zawsze.

- A raz przestawił kuwetę kota pod moje łóżko, tak że rano wdepnąłem prosto w... sama wiesz co – dodaje, marszcząc nos.

- To też zdarzyło się raz!

- Mama pozwoliła mi się wynieść do Domena, kiedy obwiązał mnie tak prześcieradłem, że nie mogłem się ruszyć i dopiero rano tata musiał pociąć je, żeby mnie uwolnić... - dodaje gorzko.

- Ej, teraz to już koloryzujesz...! - przerywam mu. - To wcale nie było tak...!

Alicja przenosi wzrok z Cene na mnie i z powrotem, a jego ostatnia rewelacja wywołuje u niej wąski uśmiech. To jednak jedyna reakcja, jakiej się doczekujemy, bo po chwili ponownie zerka na swoją listę.

- Dobra, to mówcie, czyj to klucz, bo nie wiem, co wpisać w papiery – wzdycha jakby zmęczona.

- Mój – zgłasza się Cene. - Myślałem, że Anze go wziął, ale jak widać kwitnie teraz na wycieraczce.

- Prevc, rusz zadek! Ile można plotkować z recepcjonistką!? - dobiega nas krzyk z pierwszego piętra.

- Idę, już idę, nie drzyj się tak... - wzdycha Cene i rusza w kierunku pokoju, machając nam na odchodne.

Odwracam się w stronę Alicji, która właśnie składa podpis na jakiejś kartce i oddaje ją recepcjonistce.

- Czyżbyś poszerzyła swoje kompetencje o specjalizację z logistyki? - pytam, przyglądając się, jak mocuje się z rączką od walizki. - Daj, pomogę.

- Nie trzeba – kręci głową, a oporny sprzęt rzeczywiście poddaje się jej woli. - Nic z tych rzeczy, po prostu Goran jest już tak wykończony tym wszystkim, że postanowiłam go trochę wyręczyć. On też musi być wypoczęty w czasie zawodów – zauważa.

- A ty? Nie jesteś zmęczona? - pomagam jej wnieść walizkę po schodach, a Ala opiera się o ścianę obok drzwi do swojego pokoju.

- Ja? Może trochę – zgadza się niechętnie. - Ale ja mogę być zmęczona. Wy – nie.

- Przydałyby ci się długie wakacje – zauważam.

- Odpocznę po sezonie – wzdycha. - Taką przynajmniej mam nadzieję – dodaje ciszej.

- To już ci nie przeszkadzam, wypocznij – nachylam się i całuję ją w policzek. - Dobranoc, Ala.

- Dobranoc, Peter – uśmiecha się słabo i znika za drzwiami.

Kiedy wchodzę do pokoju, z łóżka pod oknem dobiega już głośne chrapanie Jurija. Biorę szybki prysznic i padam na łóżko, gotów do zbliżającej się ostatecznej walki o złotego orła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro