2. Tak bardzo ich ranię... [1/3]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

[Alicja]

Kiedy wsiadam w samolot, nie jestem w stanie wyrzucić z pamięci ich twarzy. Ten zawód i niedowierzanie będą mi się śnić przez wiele miesięcy. Boli mnie wzrok Klemensa, który patrzył na mnie tak, jakby wierzył, że zdoła mnie jeszcze zatrzymać, zamknąć w objęciach i już nigdy nie puścić. Wcale mi nie ułatwił pożegnania.

A ja musiałam schować mój żal głęboko w sobie i udawać kawał lodu. Rzeczowy ton, która informacja i „przepraszam", które jest jedynie pustym słowem. Tyle po roku pełnym radości, sukcesów i wspólnie spędzonych chwil. Więzi jakie się między nami wytworzyły zerwane momentalnie przez trzy krótkie zdania. Nawet zapewnienie „To nie było uzależnione od was" nic nie dało. Tak będzie lepiej, wmówiłam sobie i w takim przekonaniu próbowałam wytrwać aż do Polski.

W Balicach jak zwykle czeka na mnie tata. Obejmuje mnie na przywitanie, chowa walizkę do bagażnika, włącza radio i wyjeżdża na autostradę. Na pytania odpowiadam lakonicznie, więc szybko zauważa, że coś jest nie tak. Ścisza radio i patrzy na mnie wymownie.

- Patrz na drogę – upominam go, co skutkuje tylko przez krótką chwilę.

- Powiesz, co się stało?

- W domu – mówię i nawet nie mam siły szukać wymówek. Po prostu powiem im prawdę. Komuś muszę.

Dojeżdżamy do domu w milczeniu. Tata bierze moje walizki i wnosi po schodach – awaria windy. Ostatnio są coraz częstsze. Mama otwiera nam drzwi i natychmiast znikam w jej objęciach. Wdycham jej zapach, za którym tak tęskniłam.

- Kochanie, tak się stęskniłam...!

- Ja też cię kocham, mamo... - mruczę i ukradkiem ocieram łzę, która bez mojej zgody uciekła z kącika oka. Ostatnio bardzo ciężko jest mi utrzymać emocje na wodzy.

- Ale się zmieniłaś... nie widziałyśmy się od... od lipca! – wykrzykuje przyglądając mi się uważnie.

To prawda, całe LGP spędziłam poza domem. Kiedy nie byłam na zawodach to spędzałam czas w Zakopanem na treningach, sypiając kątem u kolegów z kadry.

Lub u kolegi, jak kto woli.

- Teraz będziecie się mogli mną nacieszyć – mówię gorzko. – Odeszłam ze sztabu.

Uśmiechy zamierają na twarzach moich rodziców i pojawia się na nich niedowierzanie.

- Ale... Ale przecież kochałaś tę pracę... - mówi niepewnie mama.

Kochałam... aż za bardzo. I to nie tylko pracę.

- Nadal kocham i bardzo żałuję, że odeszłam. Ale nie miałam wyboru...

- Ktoś ci postawił ultimatum...? – pyta tata, a po jego głosie słyszę że jest gotowy pójść i stłuc na kwaśne jabłko osobę, która jest powodem nieszczęścia jego małej córeczki. Gdyby to było takie proste...

- Tylko życie tato, tylko życie – wzdycham.

Siadamy przy stole, na którym magicznym sposobem pojawia się herbata. Tak, moja mama zawsze przygotowana. Perfekcyjna pani domu. Rodzice nic nie rozumieją, ale nie ciągną mnie za język, a ja jestem im za to wdzięczna. Sama muszę się zastanowić co tak właściwie mam im powiedzieć...

- Zakochałam się – mówię.

Rodzice spoglądają na siebie z lekkim niepokojem. W duszy uśmiecham się na myśl, że już tworzą w duszy najgorsze scenariusze.

- Czy to któryś z twoich kolegów...? – pyta ostrożnie tata.

Przymykam oczy i oplatam kubek rękami.

- Tak – podnoszę oczy na mamę i pytam z żałością, która nagromadziła się we mnie w ostatnim czasie. – Powiedzcie, co ja takiego zrobiłam, że zakochałam się ze wzajemnością w żonatym facecie...?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro