23. Zakazany owoc [2/8]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

[Klemens]

- Jeszcze trzy powtórzenia!

Poprawiam słuchawki na uszach i ruszam w dalszą trasę ścieżką wzdłuż Wisły. Wymieniam spojrzenie z biegnącym z naprzeciwka Szybkim, a potem Olkiem i resztą kadry B. Na końcu ścieżki zawracam i biegnę z powrotem.

Kiedy docieram po raz ostatni na koniec ścieżki, zwalniam tempo, ściągam słuchawki i ruszam z powrotem na teren skoczni, ostrożnie przebiegając przez jezdnię. Kadra A kończy tam rozgrzewkę statyczną, a na wyciągu dostrzegam pierwszych zawodników.

- Ej, kto jedzie na górę? - pytam Kamila, który właśnie kończy rozgrzewać się na barierkach.

- Słoweńcy. Dziś część trenuje z nami - odpowiada lakonicznie.

- Już przyjechali? - dziwię się, czując dziwne uczucie radości.

...które jednak szybko zostaje zalane przez poczucie winy, kiedy uświadamiam sobie, z czym, a raczej z kim, jest związane.

Czy to znaczy, że ona też już tu jest?

Trener woła mnie na imitację, więc porzucam te myśli. Naprawdę nie czas teraz na to. Zresztą sam widziałem - jest z nim szczęśliwa i nic tego nie zmieni.

Koniec. W końcu jakoś udało się nam wygrzebać z tej porąbanej sytuacji.

A przynajmniej jej.

Ale chyba nawet mnie to cieszy. W końcu zależy mi na jej szczęściu. A to coś, czego nie byłem w stanie jej dać. Być może nie wszystko poszło nie tak i da radę zacząć od nowa, beze mnie.

Je też muszę zapomnieć. Tak będzie najlepiej.

Imitacja jest w porządku, trener więc poleca mi się przebrać i jechać na górę. Kombinezon już czeka, podobnie jak kask, a Kacper właśnie kończy smarować mi narty. Czekam, aż mi je poda, poprawiając pasek od gogli i ruszam na wyciąg.

- Hej! Strasznie tam wiucha na górze! - W ostatniej chwili dosiada się do mnie Cene, ściągając gogle na szyję. - Ale skocznię macie przygotowaną ekstra! Na progu nie telepie, a lądowanie, jak po maśle. Skaczesz jutro w kwali? - wyrzuca z siebie na jednym oddechu.

- Tak, teraz nie odpuszczamy żadnych skoków - odpowiadam krótko, by nie zdradzać za dużo z naszego planu treningowego.

- No tak, Igrzyska... To już niedługo, kurcze! A jeszcze niedawno przecież było Soczi! Jak dziś pamiętam, jak Peter cieszył się z tych medali. - Cene gestykuluje tak gwałtownie, że zastanawiam się, czy zaraz nie spadną mu narty. - No ale w tym roku zasadza się na złoto, choć nie będzie łatwo. Z drugiej strony, Ala na pewno mu pomoże. Kurcze, szkoda, że nie poznał jej wcześniej, przed tą całą aferą z Katją - wzdycha młodszy Prevc.

- Jaką aferą? - wyrywa mi się, choć najdobitniej docierają do mnie jego inne słowa.

Szkoda, że nie poznał jej wcześniej.

Ileż to razy zastanawiałem się, co by było, gdyby nasze ścieżki przecięły się kilka lat wcześniej? Gdybyśmy dorastali wspólnie, tak jak ja dorastałem z Agnieszką? Czy wszystko byłoby prostsze?

A może właśnie nic by się nie wydarzyło? Może jesteśmy dla siebie po prostu zakazanym owocem, owocem, którego pragnie się najmocniej?

- ...no a potem zostawiła go bez słowa. Dopiero Ala pomogła mu się pozbierać - dociera do mnie głos Cene. - W sumie nie wiem, czy powinienem ci to mówić... Nie powtarzaj tego dalej, ok? - Patrzy na mnie z lekkim niepokojem w oczach, a ja uspokajająco kiwam głową.

- Spoko, to nie mój interes przecież - odpowiadam nieco ozięble, zsiadając z krzesełka.

A jeśli Prevc po prostu przeniósł na Alicję swoje uczucia? Jeśli okaże się, że jednak nie będzie w stanie jej uszczęśliwić? Jeśli to tylko mrzonka, tylko...

Kręcę głową, by odgonić te myśli i skupiam się na czekającym mnie skoku. Wiem, że od tego treningu i najbliższych zawodów wiele zależy. Nie mogę zawieść, nie mogę dać Kruczkowi powodu, by musiał zostawić mnie w domu.

W tym roku nie mogę nie pojechać na Igrzyska. Po prostu muszę tam być.

Skok nie wychodzi tak, jakbym sobie tego życzył. Następne trzy również. Przy piątym krawędziuje mi narta i przewracam się przy lądowaniu, a z ust wyrywa mi się soczyste przekleństwo. Natychmiast podbiega do mnie fizjoterapeuta i Dawid, jako stojący najbliżej, gdyż skakał tuż przede mną.

- Wszystko w porządku? - upewniają się obaj, a ja kiwam głową.

- Tak, nic mi nie jest, tylko się poobijałem. - Podnoszę się ze stęknięciem, a Kubacki podaje mi narty ze zmartwioną miną.

Gębala zagania mnie do boksu, stanowczo twierdząc, że musi mnie dokładnie obejrzeć, a przez jego krótkofalówkę dobiega skrzekliwy głos Kruczka, dopytującego się, co się wydarzyło.

Okazuje się, że poza kilkoma siniakami nic mi nie jest, ale mimo to zostaję odesłany do hotelu. Nawet nie próbuję się kłócić, bo i tak zbyt wiele bym dziś nie pokazał. Nieco zdemotywowany prezentowaną przeze mnie dziś formą dopiero po chwili zauważam, że towarzyszy mi Kamil.

- Ty już nie skaczesz dziś? - pytam.

- Trzy skoki wystarczą. Nie mogę się przemęczać, stawy już nie te. - Klepie się żartobliwie po kolanie.

- A u mnie forma nie ta. - Krzywię się.

- Klimek, myślałeś może o tym, żeby... - Kamil waha się nieco, nim kończy. - Żeby nie podchodzić do tego wszystkiego tak osobiście?

- O czym ty mówisz? - Marszczę brwi, nie rozumiem, o co mu chodzi.

Nie może przecież wiedzieć, że...

- O skoki. Między innymi - dodaje, kiedy niemal już oddycham z ulgą. - Wiem, że przyjaźnisz się z Alicją, ale ona naprawdę wygląda na szczęśliwą. Nie musisz się o nią martwić. Powinieneś się skupić teraz na sobie.

- To nie o to chodzi... - próbuję zaprzeczyć, ale raczej kiepsko mi idzie. - Ja po prostu... po prostu boję się, że nie pojadę na te Igrzyska. Znowu.

Nie o to do końca chodzi, ale to też prawda. Chcę tam jechać. A na razie się na to nie zapowiada.

- Za bardzo martwisz się na zapas. I za siebie, i za Alicję. - Uśmiecha się lekko Kamil. - Dasz sobie radę. Ona też. Wasza przyjaźń nie ucierpi, nawet jeżeli teraz z jakiegoś powodu jest między wami nieco chłodniej. - Klepie mnie w plecy i wchodzi do hotelu, zostawiając mnie na parkingu. Nawet nie wiem, kiedy minęła nam cała droga.

Oddycham głęboko i rozglądam się dookoła. Skoro nie było jej na skoczni, to albo jest w hotelu, albo jeszcze nie przyjechała...

Stop.

Stanowczo zakazuję sobie myśleć o Alicji. Stanowczo zakazuję sobie szukania jej na skoczni podczas zawodów. I stanowczo postanawiam przestać się wtrącać w jej życie.

Kamil ma rację. Jest szczęśliwa.

Ale nasza przyjaźń już ucierpiała. Być może wtedy, kiedy próbowaliśmy sięgnąć po zakazany owoc.

Być może dobrze, że teraz jest poza moim zasięgiem

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro