24. Nieprzekraczalne bariery [5/5]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

[Alicja]

Wychodzę spod prysznica i obwiązuje włosy ręcznikiem, a następnie zakładam ciepły Peterowy szlafrok i opuszczam łazienkę, zostawiając za sobą kłąb pary. Nigdy nie mogłam zrozumieć tej tendencji do ciągłego podkradania ubrań swojego partnera. Cóż, teraz chyba już wiem, o co chodzi.

Po prostu daje to poczucie jego obecności, nawet gdy jest daleko, gdy długo go nie ma. Zwłaszcza wtedy, gdy pojęcia "długo" i "daleko" stają się bardzo względne.

Rozsiadam się na kanapie w salonie i sięgam po laptopa. Włączam go i wpisuję hasło, a na ekranie wyświetla się informacja o aktualizacji systemu. Wzdycham ciężko i idę do kuchni zrobić sobie herbatę, korzystając z chwili, zanim laptop będzie gotowy do pracy.

Kiedy wracam z pękatym kubkiem parującej herbaty, wita mnie już pulpit z milionem ikonek, których nigdy nie mam czasu posprzątać. Otwieram przeglądarkę i popijając herbatę wpisuję w pasku wyszukiwania kilka haseł, które mnie interesują.

Podczas mojego ostatniego pobytu tutaj, coś nie dawało mi spokoju. Przez ostatnie tygodnie, problem ten cały czas czaił się gdzieś z tyłu mojej głowy, by w końcu stać się czymś na kształt teorii. Korzystając z wolnej chwili postanowiłam ją sprawdzić.

Przeglądam kolejne strony w języku słoweńskim i zapisuję sobie kilka numerów telefonu oraz dwa adresy. Jestem już niemal bliska rozwiązania zagadki, kiedy nagle rozlega się dzwonek do drzwi. Prycham poirytowana i zamykam ekran laptopa, biorę kubek z połową herbaty i idę otworzyć, pewna że to Peter wraz z Cene i Katką, którzy nie posłuchali mnie i nie wzięli kluczy.

- Mówiłam wam, że będę pod prysz-... - urywam w pół słowa, bo osoby stojące na progu absolutnie nie są tymi, których się spodziewałam.

- Dzień dobry. Ty pewnie jesteś Alicją, prawda?

- Tak, dzień dobry - odpowiadam słabo, lustrując wzrokiem stojącą przede mną kobietę w średnim wieku i kryjącą się nieco za jej plecami nastoletnią dziewczynkę. - Pani musi mamą Petera. A ty to pewnie Nika, zgadza się? - zwracam się do dziewczynki, która bez słowa kiwa głową.

- Możemy wejść? - pyta pani Prevc, a ja odsuwam się od drzwi robią przejście.

- Jasne, przecież to w końcu pani dom... - odpowiadam, czując się nagle niesamowicie głupio.

Bo cała ta sytuacja jest mocno... krępująca.

- Chłopcy są na treningu? - pyta kobieta, a ja kręcę głową.

- Odwołany. Poszli biegać, ale za pół godziny powinni już wrócić - wyjaśniam i przypominam sobie o Katce. Odczuwam dziwną satysfakcję, na myśl, że nie będę sama w tym mocno kuriozalnym położeniu.

Choć ona przynajmniej będzie mieć na sobie coś więcej niż bieliznę i szlafrok. Na dodatek nie swój.

- Może zaparzę herbaty? - proponuję, by jak najszybciej móc urwać kontakt wzrokowy.

- To dobry pomysł. Jeśli można to owocową, jest na drugiej półce...

- ...w szafce nad piecem - wyrywa mi się, a pani Prevc uśmiecha się do mnie.

- Zdaje się, że obie lubimy tę samą herbatę. Nika - zwraca się do córki - idź po swoje rzeczy na górę, dobrze?

Dziewczynka wciąż nie wypowiadając ani słowa znika mi z oczu, a mama Petera siada przy stole w kuchni obserwując mnie jak nalewam wody do czajnika. Nadzieja na chwilę osamotnienia dla pozbierania myśli znika, jak kamfora.

- Nika chyba jest nieco nieśmiała - zagajam ostrożnie i wyciągam z lodówki mleko. - Ja w jej wieku też nie czułam się pewnie w obecności obcych osób - wyznaję.

- Niemożliwe, przecież jest pani psychologiem! - dziwi się pani Prevc, a ja uśmiecham się wąsko.

- To raczej nie ma wiele do rzeczy. I, naprawdę, wystarczy Alicja - dodaję, podchodząc bliżej. - Alicja Mittner, chyba zapomniałam się przedstawić, przepraszam.

- Julianna Prevc - odpowiada, ściskając zdecydowanym gestem moją dłoń. - Miło mi cię w końcu poznać, Alicjo, choć w nieco niespodziewanych okolicznościach.

- Mnie również miło panią poznać. - Odwzajemniam uśmiech, nieco uspokojona i podaję jej kubek z herbatą. - Bardzo przepraszam za ten strój, dopiero co wyszłam spod prysznica. Nie spodziewałam się nikogo przez najbliższe pół godziny.

- Nic nie szkodzi. Powinnam uprzedzić Petera, że przyjedziemy na chwilę. Nika dostała dziś rano wiadomość, że jutro ma wystąpić w zawodach - wyjaśnia. - Nie wzięła na ferie ze sobą sprzętu narciarskiego, więc musiałyśmy po niego przyjechać. Mój mąż został z drugą córką u teściów, bo to ja wyciągnęłam krótszą zapałkę - śmieje się.

- Naprawdę? - wtóruję jej i podchodzę do pieca, gdzie mleko właśnie zaczyna się gotować. Dosypuję do garnka kakao, cukier i wrzucam odrobinę masła i zaczynam energicznie mieszać.

- Tak, oboje mieliśmy ciężki czas w pracy i chcieliśmy odpocząć, ale niestety, zawody sportowe w tej rodzinie stoją zawsze na pierwszym miejscu - wzdycha, a ja przelewam kakao do kubka i dosiadam się do niej.

- Musi pani być w ciągłym stresie - czterech skoczków w rodzinie! - uświadamiam sobie. - Chyba że i Ema zaczyna się interesować skokami? - pytam.

- Dzięki Bogu, nie - odpowiada pani Prevc z ulgą, biorąc kolejny łyk herbaty. - Ale masz rację, to nie jest dla mnie łatwe. Zwłaszcza, że każde kolejne z nich, jest coraz bardziej szalone na tym punkcie.

- Myślałam, że Cene i Domen nie biorą tego aż tak poważnie jak Peter - dziwię się. - Ale w sumie nie wiem jak to było z nim, gdy był w ich wieku - dodaję.

- Jak dla mnie niewiele się zmienił... Ale jestem jego matką, bez względu na okoliczności, zawsze będzie moim dzieckiem - odpowiada i przenosi wzrok na Nikę, która po cichu wsuwa się do kuchni. - Masz wszystko? - pyta, a dziewczynka kiwa głową, unikając mojego wzroku.

- Zrobiłam dla ciebie kakao, mam nadzieję, że lubisz. - Uśmiecham się do niej zachęcająco i podaję kubek.

- Dziękuję - mówi cicho i nieśmiało odpowiada uśmiechem. - Bardzo dobre - dodaje, upijając łyk.

- Zaraz wrócę, kochanie, muszę zadzwonić. - Pani Prevc podnosi się z krzesła i wychodzi, a ja zostaję sama z siostrą Petera, która popija zrobione przeze mnie kakao.

- Będziesz z nami mieszkać? - pyta nagle, zupełnie mnie zaskakując tym pytaniem.

- Nie, raczej nie - odpowiadam, kiedy mija pierwszy szok. - Mam mieszkanie niedaleko, wbrew pozorom, jestem jednie waszym gościem.

- Szkoda - wzdycha dziewczynka. - Domen i Cene mówią, że jesteś fajna. Petera nie biorę pod uwagę, bo wiadomo. - Wywraca oczami. - Ciężko jest mieć trzech starszych braci, wiesz?

- Mogę się jedynie domyślać, jestem jedynaczką - odpowiadam.

- Szczęściara! - woła Nika i dopija kakao. - Nie przejmuj się mamą, polubiła cię.

- Tak myślisz? - pytam.

- No. Już dawno chciała cię poznać, ale Peter jakoś unikał tematu. Chyba nie chciał zapeszyć, czy coś. No wiesz. Chciał być pewien.

- Zdaje się, że los zadecydował za niego. - Uśmiecham się. - Ale nie ma się czego bać. Nigdzie się nie wybieram - dodaję, kiedy nagle rozbrzmiewa dzwonek do drzwi. - Oho, o wilku mowa.

Idę otworzyć, a Nika idzie za mną, by przywitać się z braćmi. Naszym oczom ukazuje się jednak jedynie Kasia.

- Mittner, ty jeszcze w piżamie...!? - wykrzykuje zdyszana, nim dostrzega najmłodszą znaną mi latorośl Prevców i milknie zaskoczona.

- Zostałam zaskoczona. Kaś poznaj Nikę. Nika, to moja przyjaciółka Kasia - zwracam się do dziewczynki, przyglądającej się nam ciekawie. - Twoi bracia nazywają ją Katką, pewnie słyszałaś.

- Ty jesteś dziewczyną Cene? - pyta rezolutnie, a w oczach przyjaciółki dostrzegam przerażenie. - Mówi o tobie tak dużo, że nie może być inaczej! - Sama sobie odpowiada, a ja uświadamiam sobie, że pierwsze wrażenie o jej nieśmiałości było błędne. Wbrew pozorom zdaje się, że Nika jest całkiem śmiałą dziewczynką.

- Gdzie Peter i Cene? - pytam. - Zgubiłaś ich?

- Nie, muszę wejść przez garaż, bo wpadli do strumyka. - Kaś wywraca oczami. - Założyli się, czy dadzą radę go przeskoczyć. Obaj się przeliczyli - wzdycha, a ja wybucham śmiechem.

- Czemu mnie to nie dziwi? Wchodź, poznasz zaraz mamę Prevc - dodaję, a na twarz Katki powraca wyraz przerażenia.

- Co ona tu robi? - pyta scenicznym szeptem.

- Mieszka - odpowiadam. - Nika potrzebowała kilku rzeczy na zawody. O, jesteście! - wołam, na widok skoczków wyłaniających się z drzwi prowadzących do garażu.

- Peter! - Nika rzuca się na szyję zaskoczonemu bratu, a Cene zerka zdezorientowany na bladą Katkę, to na mnie.

- Cześć, co ty tu robisz? - pyta oszołomiony Peter, odstawiając siostrę na ziemię.

- Przyjechałam z mamą, bo jadę jutro na FisCup! Rozumiesz? Jednak pozwolili mi jechać, więc mama mnie przywiozła, żebym mogła się spakować.

- Mama tu jest? - powtarza jak echo Peter i przenosi na mnie wzrok.

- Tak. Bardzo miła kobieta, lubi tę samą herbatę, co ja - odpowiadam z uśmiechem. - Pozwolicie, że was zostawię, co? Chciałabym się w końcu ubrać - wzdycham.

- Alka, ja się muszę stąd ewakuować! - syczy za mną po polsku Kasia, jednak ignoruje ją i zamykam się w łazience.

Niech też trochę pocierpi.

Zaplatam włosy w warkocz i ubieram się nieco bardziej elegancko niż planowałam wcześniej i przeglądam się w lustrze. Nachodzi mnie dziwna myśl, że jestem w takim miejscu mojego życia, o którym wiedziałam, że nadejdzie, jednak jakaś część mnie nie wierzyła, że jest to w ogóle realne.

A jednak tu jestem. Z mężczyzną, który mnie kocha, na którym mi zależy. Z jego rodziną, która, mam wrażenie, w pełni mnie akceptuje oraz Kasią, która jest najlepszym uzupełnieniem tego obrazka, jaki mógł mi się trafić.

Jeszcze całkiem niedawno nie pomyślałabym, że coś takiego jest w ogóle możliwe.

Teraz pozostaje mi jedynie wierzyć, że wykorzystałam już limit nieszczęść w moim życiu. Że przekroczyłam magiczną barierę, za którą może nie będzie zawsze dobrze, ale na pewno będzie lepiej.

Stawiam stopę po raz pierwszy na gruncie, który nie jest mi znany. Mijam bariery, które były dla mnie dotąd nie do przejścia. Mam teraz jedno, jedne zadanie: nie wystraszyć się i nie zawrócić.

Biorę głęboki oddech i wychodzę z łazienki.

W końcu mam pewność, że naprawdę zaczynam od nowa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro