3. Nie będę w stanie spojrzeć im w oczy [2/2]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

[Alicja]

Wyłączam służbowy telefon, szczęśliwa, że już nie będę musiała wysłuchiwać dziś smędzenia nastolatek. Niebieska, zielona, różowa, czy jaka tam to jest, linia nie jest pracą moich marzeń, ale coś muszę robić, by dorobić sobie do pensji psychologa szkolnego w prywatnej szkole. Swoją drogą rozwydrzone bachory to też żadna alternatywa...

W ciągu ostatniego roku pracę zmieniałam... dużo razy. Nigdzie nie zagrzałam miejsca na dłużej niż miesiąc, a poszukiwania pracy związanej ze sportem, sportem, który nie nazywa się skoki narciarskie, okazywały się totalną klapą. Ani piłkarze ręczni, ani siatkarki, ani kulomioci w żadnej lidze w całej Polsce nie potrzebowali pomocy psychologa. Nic, null, zero.

Dziś jednak po wysłuchaniu tuzina nastolatek, które zabierały mój czas, wciągając mnie w rozmowę o nieakceptacji ich rodziców, niechcianej ciąży, ucieczce z domu, głupiej szkole i innych jakże istotnych rzeczach, stwierdziłam, że czas poszukać czegoś bardziej na poziomie. Nie zniosę, jeżeli znów będę musiała pięciokrotnie tłumaczyć trzynastolatkom, dlaczego powinny brać odpowiedzialność za swoje czyny.

Jak na zawołanie dzwoni telefon. Zdziwiona odbieram – dlaczego mój ukochany kuzyn do mnie dzwoni?

- Cześć, co porabiasz?

- Szukam pracy – mruczę ponuro.

- Ooo, a nie znalazłaś jej przypadkiem dwa tygodnie temu? - dziwi się Andrzej. Odkąd zrezygnowałam pracy, którą mi nota bene załatwił, średnio co miesiąc dzwoni do mnie z pytaniem, czy już znalazłam coś w zamian.

- Owszem, ale zdążyłam dojść do wniosku, że wbijanie dzieciom do głowy konieczności antykoncepcji nie jest szczytem moich aspiracji zawodowych.

- Mówiłem ci to już pół roku temu – wytyka mi. – A tak się składa, że mam dla ciebie propozycję...

- Andrzej - mówię ostrzegawczym tonem. – Wszystko, tylko nie skoki...

- Potrzebujesz pracy. Porządnej. Takiej, której oddasz się z pasją. Która sprawiać ci będzie przyjemność...

- Nie mogę tam wrócić.

- Akurat nie to miałem na myśli. Markowi się dobrze współpracuje z kadrą i nie musisz się o nich martwić. Propozycja padła z innej strony.

Kręcę głową do słuchawki. Każda praca związana ze skokami jest potencjalnie niebezpieczna. A poza tym...

- Andrzej... Jakby na to nie spojrzeć, będzie to wyglądać, jakbym się sprzedała... - mówię. – Nie będę w stanie spojrzeć Łukaszowi w oczy. O całej reszcie kadry nie wspominając.

- Nie było cię przez rok – uspokaja mnie. – Nikt tego nie połączy ze sobą.

Mam nieco odmienne zdanie na ten temat, a poza tym nie wyobrażam sobie pracy z kimkolwiek innym. Nawet jeżeli są nacje, które darzę niemal takim samym uwielbieniem, jak polską kadrę, która teraz jest dla mnie niestety poza zasięgiem.

- No to chcesz wiedzieć, kto pozwoli ci na zarobienie na życie, czy nie?

- Mówisz, tak jakbym się już zgodziła... - mruczę.

- Nie masz wyboru, kochana. Stoisz tak jakby pod ścianą, hę?

Andrzej ma niestety, cholera, rację. Jeżeli nie wrócę do tej wersji mojego zawodu, którą kocham, oszaleję. Nie jestem w stanie żyć bez sportu. A że jedyny sport, który chce mnie przygarnąć to skoki narciarskie...

- Dobra, mów - wzdycham. 

- Nie wspominałaś może kiedyś, że swego czasu opanowałaś dość płynnie język... słoweński?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro