8. Coś jest nie tak, jak być powinno [1/2]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

[Klemens]

Przyglądam się jak siedzi, oplatając pękaty kubek z herbatą obiema dłońmi i wygląda przez duże okno, przy którym usytuowany jest nasz stolik. Mankiety swetra w norweski wzorek ma naciągnięte prawie po same czubki palców i z półprzymkniętymi oczami wygląda jak grzejący się przy kominku kocur. Mógłbym tak patrzeć na nią przez całą wieczność.

Gdyby tylko było mi wolno.

- Klemens? – Odrywa wzrok od okna, odsuwa kubek od ust i w końcu na mnie spogląda.

- Tak?

- Cieszę się, że znów tu jestem – mówi po prostu i uśmiecha się do mnie lekko.

- Mogę mieć pytanie?

Jedynie mrugnięciem oczu mówi mi, że mam pytać. Wciąż jestem w stanie bezbłędnie odczytać te mikrogesty, ledwo zauważalne drgnięcia mięśni twarzy, które jednak niosą ze sobą ogrom emocji.

- W sumie nigdy o to nie zapytałem. Jesteś jedyną osobą, która zawsze mówi do mnie pełnym imieniem... - Nigdy, przenigdy nie zwróciła się do mnie per „Klimek". Zawsze Klemens. Tylko w jej ustach moje pełne imię potrafi brzmieć tak delikatnie i łagodnie. Może dlatego przyjmowałem ten fakt bez zdziwienia, ledwie go zauważając.

- To stwierdzenie, nie pytanie.

- Więc powiedz mi: dlaczego?

Bierze łyk herbaty i uśmiecha się do mnie kącikiem ust. Kolejny mikrogest, dostrzegalny jedynie przez nielicznych.

- Bo Klimek marzył o medalach, zwycięstwach i dalekich lotach – wyjaśnia cicho. – A Klemens nie musi marzyć. 

Po jej twarzy błąka się uśmiech, kiedy próbuję zrozumieć jej słowa. I chyba w końcu dociera do mnie ich sens, a Alicja nadal uśmiecha się tajemniczo. Zastanawiam się czy wie, że gdyby nie ona, to nadal byłbym Klimkiem, nadal byłbym na etapie marzeń. Że to ona daje mi siłę do walki.

Otwieram usta by jej o tym powiedzieć, ale nie jest mi to dane. Może to i dobrze? Może to kolejna rzecz, która sprawia, że przywiązuję się do niej bardziej niż powinienem? Bo czymże jest to co nas łączy, jeżeli nie silnym przywiązaniem?

...pożądaniem?

Nie, to zbyt płytkie określenie naszej relacji. Po głowie snuje mi się inne, ale odtrącam je szybko, bo już raz popełniłem podobny błąd. Pewne rzeczy trzeba po prostu od siebie odepchnąć, dla własnego dobra.

Tylko, że to rzadko bywa łatwe.

Żadna z tych myśli jednak nie zostaje przeze mnie wyrażona w sposób werbalny, bo Alicja zerka nagle na zegarek i wzdycha ciężko.

- Muszę się zbierać. O dwudziestej pierwszej mam odprawę. - Widzę, że podnosi się z żalem, dopiwszy ostatni łyk herbaty. Zaczyna pakować swoje rzeczy, wrzucając je do torby i odgarnia za ucho niesforne kosmyki włosów, które wpadają jej do oczu, gdy się pochyla.

- Masz przecież jeszcze dużo czasu. - Ja również zerkam na zegarek.

- Muszę jeszcze porozmawiać z Hvalą - wzdycha. - A raczej wytłuc mu do głowy takie oczywiste oczywistości, jak to, że na rozbiegu się nie myśli, na rozbiegu działa się instynktownie. Przekombinował dziś po prostu.

Chłodny profesjonalizm, z którym mówi o Słoweńcu napawa mnie dziwnym optymizmem. Może dlatego, że liczę, że nikt nie zajmie w jej sercu naszego miejsca? A tym bardziej mojego?

Wyrzucam ostatnią myśl z głowy akurat, gdy Alicja jest gotowa do wyjścia. Widzę, jak otwiera usta by się pożegnać, więc uprzedzam ją szybką propozycją, powstałą bez udziału rozumu:

- Poczekaj chwilę, odprowadzę cię. – Zrywam się i szybko zakładam kurtkę. – Ciemno już się zrobiło, jeszcze się zgubisz czy coś... - dodaje obudzony nagle rozsądek, próbując racjonalnie uargumentować mój zapał.

Alicja wywraca oczami na podejrzenie, że mogłaby się zgubić. Każdy, tylko nie ona. Pod tym względem nie jest stereotypową kobietą. Pod innymi też zazwyczaj nie.

- Pośpiesz się, nie mam całego wieczora. - Ponagla mnie, już w drzwiach. 

Daję sobie spokój z zapinaniem kurtki i wychodzę za nią. Alicja, widząc moje rozchełstane ubranie wzdycha z politowaniem i swoim zwyczajem próbuje uchronić mnie przed przeziębieniem. Jest w jej ruchach tyle czułości i troski, że przez moment rzeczywiście czuję się jak mały Klimek, którym ponoć przestałem już być. Przestałem marzyć, a zacząłem zdobywać tytuły, które zawsze były moim celem. Ostatnio jednak nie marzyłem z innych powodów. Bo przestałem widzieć cel. On jednak objawił mi się teraz z powrotem, co oznaczało rychły powrót na szczyt, mam nadzieję.

On? A może raczej ona...?

Alicja idzie obok mnie z rękami wbitymi w kieszenie, co oznacza, że znów nie wzięła rękawiczek. Za nic jednak się do tego nie przyzna, bo wie, że wtedy oddam jej swoje. A ja przecież, w przeciwieństwie do niej, nie mam najmniejszego prawa się przeziębić, jak mówi.
Idziemy więc w milczeniu przez śnieżne wieczorne Klingenthal, a ja czuję się tak dobrze, jak nie czułem się od roku.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro