VIII. Lustro pełne obrzydzenia

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

     Ania Shilery – Cuthbert popatrzyła z obrzydzeniem w okrągłe lustro przed sobą. Widziała piegi podobne do (kamyków na drodze) obrzydliwych, czerwonych pozostałości po pokruszonych liściach. Tuż nad nimi strzępiły się włosy (jak bursztyny), które przeklinała w myślach każdego dnia. I te cholerne, chude ręce jak (smukłe drzewa) patyki. Szlag!

     Dlaczego musiała mieć te okropne, rude włosy? Jeszcze teraz, gdy trzeba było je ściąć. Gdyby były zielone, może pasowałyby do jej sukienki. Może wtopiłyby się w choinkę i Gilbert Blythe by jej nie zauważył. Cholera, dlaczego myślała o Gilbercie Blythe'cie?

     Odwróciła się od lustra i wygładziła sukienkę, po czym wplotła we włosy niebieską wstążkę, którą podarowała jej Maryla. Delikatnie zawiązała kokardkę i ze świstem wypuściła powietrze.

     — Witaj, Królowo Śniegu, ja także cieszę się na spotkanie z tobą! — Porwała jedną z firanek i otoczyła nią głowę, wyciągając rękę przez okno, by dotknąć drzewa.

     Wychyliła się nieco bardziej, by strzepnąć biały puch, gdy zobaczyła dwie postacie idące po wydeptanej dróżce. Cofnęła się w głąb pokoju i położyła rękę na sercu. Idą tu. O n tutaj idzie.

      Usiadła na ziemi i zbliżyła się do krawędzi okna, wystawiając przezeń zaledwie połowę twarzy. Brunet mówił coś do czarnoskórego mężczyzny. Nigdy wcześniej nie widziała go w Avonlea, musiał przyjechać z Blythe'm. Czy Maryla o tym nie wspominała?

     Gilbert uniósł lekko głowę, a wtedy Ania ponownie opadła na ziemię. Oparła się o ścianę i popatrzyła na toaletkę z lustrem, które zerkało w jej stronę, spragnione jakichś ciekawszych obrazów od szafy naprzeciwko. Szafa nie potrafiła robić takich min jak Ania i wygłaszać takich monologów.

     — Och, Królowo Śniegu — szepnęła dziewczynka. — Gdzie ty wywiodłaś tego Kaja?

     Przeczesała dłonią krótkie włosy i podkuliła kolana pod brodę. Uspokój się, Kordelio. Jest dobrze. Wszystko jest w porządku.

     Spojrzała na drzwi i powoli podniosła się z podłogi. Nie mogła zawieść Maryli i Mateusza. Trzeba było zajść na dół i przywitać gości, tak zrobiłaby dobra córka. Tak zrobiłaby Diana Barry.

     — Życz mi powodzenia, Królowo Śniegu — powiedziała w przestrzeń i powoli skierowała się w stronę schodów.

•♡•

I po maturach, matko, nawet nie wiecie jak mi ulżyło!

Lubicie swój wygląd?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro