⚜III⚜ Trochę o nich

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Kumi będzie?

- Jest u Rugona. - uśmiechnął się Inari na samą wzmiankę o bracie.

- Już? – zdziwił się Sanan.

- Od tygodnia.

- Poważnie? Co on tam robi?

- Widzisz, tak się nami interesujesz. Po prostu pomaga Ru.

- Nie sądziłem, że mógłby on chcieć czyjejś pomocy.

- Naprawdę nic o nim nie wiesz – powiedział jakiś przybity.

- Nie przesadzaj.

- Nieistotne – mruknął – Wiesz, że to nie sezon, więc na co liczysz?

- Cokolwiek, byle ładnego i Akise.

- Czyli Ru będzie musiał iść z nami.

- A co to za problem?

- Wolałbym dać mu więcej odpoczynku.

- Przecież łowy są formą odpoczynku. Wystarczy tylko rozłożyć pułapki i potem zabrać zdobycz.

- Bez jego sprzętu niczego nie złapiemy.

- Dlatego już go uprzedziłem, że jest dla mnie ważny.

- Nie traktuj go jak zabawki. – Posłał mu srogie spojrzenie.

- A czy to robię?

- Niewątpliwie tak.

- Coś ty taki poważny się zrobił?

- Szkoda mi tego dzieciaka.

- Już nie przesadzaj, jest dorosły.

- Racja, ma ledwo dwadzieścia lat, a jest bardziej dojrzały niż ty.

- Bardzo śmieszne – powiedział urażony.

- I to jeszcze jak. – Wybuchł śmiechem. – Jesteś tak głupi, że nie mogę.

- Nie chcesz dostać nagrody?

- Wisi mi to. Jestem wystarczająco bogaty.

- No to mój portfel nie ucierpi zbyt wiele.

- Przyznawać się, który coś zniszczył? – zapytał Wiel, schodząc po schodach.

- Nic się nie wydarzyło, więc możemy już lecieć – rzucił Sanan.

- W porządku, zatem załadujcie swoje motory na pokład. Tylko uprzedzam, że mam tam samochód.

- Jasne, jasne – powiedział Inari, wychodząc na zewnątrz.

Za chwilę wszyscy znaleźli się na ekskluzywnym pokładzie przeznaczonym dla pasażerów. Na miejscu pilota zasiadł Wiele, a obok niego Nirien, który założył skórzane rękawiczki i chwycił za ster. Zaraz po tym uruchomił silnik oraz wszystkie niezbędne systemy. W tym czasie drugi zdalnie otworzył zadaszenie, aby mogli jak najszybciej wyruszyć. Turbiny rozgrzały się bardzo szybko, więc za chwilę statek oderwał się od podłoża i wzniósł ponad willę. Nirien wymanewrował, nakierowując ich na wyznaczoną już trasę, potem włączył autopilota. Mimo to nie ruszał się z miejsca i tylko przykrył kocem.

- Może podkręcimy temperaturę? – Spojrzał na niego Wiel.

- Nie ma potrzeby. Zresztą chłopakom będzie za ciepło.

- W takim razie się rozbiorą. – Zmienił ustawienia i wstał. – Ty też zasługujesz na trochę komfortu. – Pogładził jego głowę, po czym zdjął swój płaszcz.

Nirien uważnie go obserwował, zawsze skupiał na nim całą swoją uwagę. Był mu niezwykle wdzięczny za opiekę. Z powodu sporej blizny na twarzy został odrzucony przez społeczeństwo, tak właściwie już w nim nie istniał. Była to skaza nieakceptowalna w tamtym królestwie. Mimo wszystko Wiel miał własne poglądy i większą wartość miało dla niego poświęcenie przyjaciela. Rozpoczynając już ten temat, nie sposób pominąć ich historię. W tej rasie każdy indywidualnie wykazywał skłonności względem magii. Głównymi, a zarazem skrajnymi jej nurtami była ofensywa i uzdrawianie. Poza nimi każdy we własnym zakresie opanowywał pozostałe odłamy. Istniał jednak pewien trapiący fakt, gdyż może ta bardziej niezbędna umiejętność przywracania zdrowia była niezwykle rzadka. Właśnie tą cenną zdolność posiadał Nirien, lecz nawet to nie załagodziłoby podejścia ludności, co do jego wyglądu. Zapewne nie znając najważniejszej zależności każdy pomyślałby, że przecież mógł siebie od tego uratować, uzdrawiając własną ranę. W tym tkwił problem, ponieważ głównych rodzajów magii nie można używać na sobie. Zatem nikt samemu nie mógł się skrzywdzić ani uzdrowić. Pozostaje pytanie, dlaczego inni nie pomogli biednemu dziecku? Dokładnie, byli oni wtedy jeszcze dziećmi liczącymi zaledwie osiem lat.

Wspólnie wracali do siebie po zajęciach, kiedy nieszczęsny los sprawił, że znaleźli się w nieodpowiednim miejscu i w nieodpowiednim czasie. Mimo że była to zazwyczaj spokojna okolica, to akurat wtedy doszło tam do porachunków mafii z jakąś osobą. Zdecydowanie przy takich zdarzeniach lepiej było nie pozostawiać świadków. Oczywiście chłopcy podjęli próbę ucieczki, ale wynik i tak wydawał się już spisany. Szybko się o tym przekonali. W ostatnim momencie Nirien zdołał pociągnąć przodującego przyjaciela, czym też trochę się wysunął. Na jego nieszczęście ostrze zdołało go dosięgnąć. Na moment się skulił, zakrywając twarz. Zrozumiał wtedy, jak poważna jest sytuacja. Był bystrym i zaradnym dzieckiem, a do tego przejawiało się w nim silne pragnienie ochrony innych. Bez zwlekania krzyknął, aby Wiel uciekał oraz odepchnął go, unikając kolejnego cięcia. Niestety, przerażony chłopiec siedział na chodniku i ani drgnął. Napastnik próbował to wykorzystać, ale nie spodziewał się, że Nirien będzie na tyle odważny, aby spróbować zatrzymać ostrze. Czując przeraźliwy ból w dłoniach pozwolił, żeby miecz przebił go pod obojczykiem, między ramieniem a szyją, ale przy okazji przekierował ostrze bardziej na bok. Dzięki temu ominęło ono sparaliżowanego przez strach Wiela. Pod wpływem siły oprawcy Nirien został przewrócony. Drugi, widząc jak ciało jego obrońcy jest lekko ciągnięte za ostrzem, bez zastanowienia wystawił rękę w stronę napastnika. Zaraz po tym prawie całą uliczkę wypełnił szalejący, błękitny płomień. Trwało to tylko chwilę, ale zdołało zwrócić uwagę tamtejszych mieszkańców.

Rodzice Wiela szybko skojarzyli fakty i pobiegli w tamtym kierunku. Po członku mafii pozostał jedynie podejrzanie wyglądający miecz, którego Nirien kazał zabrać przyjacielowi. Ten jednak ani myślał go puścić. Oboje płakali, jeden z bólu, drugi z powodu emocji. Na szczęście za chwilę przybyli rodzice chłopca. Bez zastanowienia pojechali z nimi do najbliższego punktu uzdrowień i poinformowali rodzinę rannego. Ku przerażeniu wszystkich nie byli w stanie pomóc Nirienowi. Jak się szybko okazało, stała za tym broń mafii, która wywoływała, jak stwierdzono, specyficzną odporność na moc. Niestety, był to już nieodwracalny proces. Zastosowali tradycyjną medycynę i pozszywali rany chłopca, po czym podali mu specyfik, który miał przyspieszyć gojenie. Przekazano jego rodzicom, że tych blizn nie będzie szło się pozbyć, gdyż cięcia były zbyt głębokie. Zrozpaczona matka wyszła zalana łzami, aby poprzebywać ze swoim dzieckiem, natomiast ojciec próbował wyciągnąć od medyków choć odrobinę nadziei. Doskonale rozumieli, co to oznaczało. Nirien w tamtym momencie przestał istnieć w społeczeństwie. Od razu też zostało to zgłoszone, zgodnie z wymogami. Jeszcze przez kilka dni chłopiec przebywał w domu. Pozwolono mu trochę wyleczyć rany, po czym przyszedł czas, aby odszedł. Musiał to zrobić ze względu na kontrolę rodzinnej posiadłości. Nie istniała zatem opcja, żeby się tam po prostu ukryć, a proszenie o pomoc było zgubne. 

Na terenie królestwa istniało specjalne miejsce, do którego Nirien dostał przepustkę, a gdzie wysyłano margines społeczny. Panowały tam niepokojące warunki, ale zesłani mieli zapewnione wszystko, co niezbędne do przeżycia. Powierzchownie największy minus stanowił fakt, że byli zupełnie odcinani od świata zewnętrznego. Tamto miejsce stanowiło po prostu poczekalnię na śmierć, w której prędzej czy później większość sama odbierała sobie życie. Nie mówiono o tym głośno, a właściwie tylko nieliczni o tym wiedzieli. Powodem tego było wydobycie tak zwanej esencji, która stanowiła bogate źródło iskry. Z kolei ona oznaczała również życie. Ci totam trafiali, stawali się magazynem tego pożądanego produktu. O tych nieludzkich postępowaniach nie miał świadomości nikt z zewnątrz.   

Spakował niezbędne rzeczy i pożegnał rodzinę. Na pocieszenie powiedział im, że mają pomyśleć o tym, jak o specjalnym wyjeździe na naukę. Zdążył zrobić kilka kroków od willi, kiedy na drodze stanął mu Wiel. Nie potrafił rozstać się z przyjacielem i zaprosił go do siebie. Nirien przystał na to, bo głupio mu było odejść, kiedy nawet nie miał zamiaru się z nim żegnać. Nie dlatego, że żywił do niego urazę, ale chciał mu tego wszystkiego oszczędzić. Tak musiałby pogodzić się z już faktem, zamiast próbować go zatrzymać. Niestety, był wtedy jeszcze osłabiony, więc nawet nie zdołałby uciec przyjacielowi. Tak naprawdę pragnął spędzić z nim jeszcze trochę czasu. Tymczasem Wiel zaprowadził go do swojego pokoju i zapytał czy na pewno chce tam jechać. Odpowiedziały mu jedynie łzy, które jego gość próbował zetrzeć zdrową ręką, gdyż drugą miał wyłączoną z użytku. Odbyli po tym rozmowę na temat tego, żeby u niego został. Wiel zdołał go przekonać, ale warunkiem była zgoda rodziców. Od razu też poszedł to wynegocjować. Po długiej i zaciekłej debacie uzyskał pozwolenie.

Nirien praktycznie nie opuszczał tamtego jednego pokoju. Funkcjonowanie jego organizmu po incydencie zupełnie się zmieniło. Zwykłe czynności zaczęły zabierać masę jego energii, a dodatkowo dotychczas optymalna temperatura stała się dla niego zbyt niska. Z tych powodów przesypiał znaczną część dnia. Dopiero gdy Wiel wracał ze szkoły, budził się, aby ten go uczył i spędzali wspólnie resztę czasu. Dla wygody jego przyjaciel nauczył się zmieniać mu opatrunki. Od tamtego momentu nikt inny nie musiał tam wchodzić, a nawet ukryli drzwi od pokoju. Zresztą Wiel nawet nie chciał nikogo wpuszczać. Można powiedzieć, że Nirien stał się jego największym sekretem. Z początku nie miał zamiaru zgodzić się na odwiedziny rodziców przyjaciela, ale przy chwilowym pogorszeniu się stanu zdrowia chłopca uległ, bo wierzył że to mu pomoże i tak było.

Lata mijały, a jeszcze przed osiągnięciem pełnoletności Wiel się wyprowadził, zabierając go ze sobą. Zamieszkali na odludziu, aby mieć więcej swobody, choć często wyjeżdżali ze względu na pracę. Przeważnie dni upływały im spokojnie, dopóki nie poznali pozostałych. Wtedy trochę się to zmieniło. Nirien w końcu nie czuł się aż tak wykluczony. W przeciwieństwie do wcześniejszych podróży, mógł w końcu rozmawiać zwyczajnie, bez ukrywania swojej skazy. Na początku i tak starał się ją chować, ale z czasem zaczął czuć się swobodnie. Pierwszym, który przełamał te bariery był Sanan.

On tak właściwie połączył całą ich grupkę. Może sam nie angażował się tak bardzo w relacje z nimi, ale oni zbudowali między sobą silne więzi. O dziwo miał w nosie zasady tego królestwa i interesowały go osoby odmienne. Zerei wydawał się wyjątkiem, choć tak naprawdę ten dostojnik miał zaskakującą przeszłość. Dodatkowo ich znajomość miała wieloletni staż. Pozostali tylko o nim słyszeli, gdyż nie mieli okazji do spotkania. Przyczyną było zapracowanie mężczyzny, które ignorował Sanan.



08.02.2023

Witam tych, co zostali
  (^∀^●)ノシ

Stwierdziłam, że skoro jeszcze coś mam plus zaraz koniec ferii, to będę wrzucać 
Adnaren też bym mogła ruszyć 

Ogólnie nie chciałam już urywać, więc rozdzialik wyszedł dłuższy 

Tak patrząc, to mam tekstu jeszcze na na dwa rozdziały 

Ale dobra wiadomość, w następnym już wchodzi Rugon 

W razie uwag proszę krzyczeć, bo z tego fragmentu sama nie jestem zadowolona

To ja już nie przedłużam 


Niech wena będzie z Wami (ノ◕ヮ◕)ノ*:・゚✧

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro