⚜VIII⚜ Jeszcze ktoś

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Czy wszystko w porządku? – zapytał, wpatrując się w oczy nad nim.

- Już tak.

Inari naprawdę doceniał poświęcenie swojego brata. Na samą myśl, że ten wybiegł do niego, mimo swoich lęków, uskrzydlała jego duszę. Niezmierzone szczęście wypłukało z niego troski. W tamtym momencie liczyła się dla niego jedynie obecność Kumiego. Pełne uczuć spojrzenie zatopione wyłącznie w nim. Przejechał dłonią po jego niesfornych włosach, które w dotyku były niezwykle miękkie. Uwielbiał je i każdy cal ciała, jakie mógł właśnie silnie trzymać w swoich ramionach. On jeden tak blisko. Za każdym razem, kiedy jego brat sam podejmował jakąś interakcję z nim, sądził, iż radość go rozniesie. Był niczym pies ubiegający się o uwagę swojego pana. Zawsze uparcie zaczepiał Kumiego, byleby ten zareagował i przejął inicjatywę. Nierzadko wymuszał to na nim, ale starał się zachować przy tym umiar. W końcu nie chciał go do siebie zrazić. Nie mógł jednak ukryć, że onieśmielony wygląd młodzieńca był rozkoszą dla jego serca. Mimo takich odczuć wyznaczał sobie granice, przecież chodziło o ważną dla niego osobę. Skoro Kumi nie chciał iść w to dalej, musiał uszanować jego decyzję. Cieszył się samą możliwością przebywania w jego pobliżu. Zachowanie, które zdenerwowało Sanana było jedynie oznaką prawdziwej tęsknoty. Długo go nie widział, więc musiał się nasycić i wypełnić pustkę, jaką czuł przez czas rozłąki. Dopiero słowa przyjaciela go otrząsnęły. Wiedział, że za bardzo lgnie do swojego brata, ale ciężko mu było nad tym zapanować. Na szczęście jego osobowość go tuszowała i wołające w niebogłosy uczucia zdawały się znacznie cichsze. Może wciąż wybrzmiewały głośno, lecz zdawały się dźwiękiem naturalnym, zwyczajnym. Przynajmniej tak uważał Inari, który bał się wyznać Kumiemu, co czuje. Chciał ukryć to za silną rodzinną więzią, gdyż uważał to za bezpieczniejsze rozwiązanie.

- Wracajmy, jest chłodno. – powiedział, delikatnie gładząc dłoń spoczywającą na jego policzku – Zaniosę cię, więc złap się mocno.

Młody chłopak powoli przełożył ręce za szyję brata, który lekko pochylił się ku niemu. Ostrożnie podniesiony schował twarz w jego ramieniu. Ciepło bijące od ciała Inariego było dla niego niezwykle przyjemne i kojące. Właśnie tego mu brakowało, to wyjątkowe uczucie bliskości, którym tylko on w takim stopniu go obdarowywał. Ledwo pamiętał, jak to było w objęciach matki. Zastąpił ją przybrany brat, ofiarowując mu wszystko. Zasługiwał na miano wspaniałego opiekuna. Z początku Inari miał trudności w nawiązaniu bliższego kontaktu z nowym członkiem rodziny. Kumi zwyczajnie bał się obcych, którzy nagle zabrali go i matkę do swojego domu. Był zbyt mały, żeby zrozumieć te rzeczy, dlatego wiecznie trzymał się przy rodzicielce. Niestety, czasami musieli być rozdzielani, gdyż pani Sefira udawała się na spotkania towarzyskie z Idorim. Dostojnik prawdziwie pokochał nową partnerkę, zresztą z wzajemnością. Przez to też chcieli spędzać trochę czasu tylko we dwoje. Wtedy trzeba było zrobić coś z małą przylepą. Lęki Kumiego znacznie utrudniały sprawę. Istniało jedno, dość absurdalne rozwiązanie. Zamykali go w pokoju na klucz. Mimo wszystko, było to najbardziej komfortowe wyjście dla samego dziecka. Czuł się bezpiecznie, ponieważ Sefira sprytnie powiedziała mu, że zamyka go jak w sejfie, do którego tylko ona ma klucz.

Miało to na celu zapewnienie Kumiego, że jego biologiczny ojciec do niego nie przyjdzie. Nie pamiętał tego mężczyzny, ale emocje, które panowały w czasie, kiedy mieszkali razem, mocno na niego wpłynęły. Fleno już nie żył, lecz niepokój pozostał. Sama Sefira nierzadko wpadała w stany lękowe przez wspomnienia. Wolała nie mówić o tym, czego doświadczyli, ale coś zawsze ją męczyło. Śledziło krok w krok i dopadało w chwilach pustki umysłu. Miała bowiem jeszcze jednego syna, znacznie starszego niż Kumi. Zostawiła go, co przyprawiało ją o wyrzuty sumienia. Nie potrafiła ochronić siebie ani własnych dzieci. Te myśli boleśnie raniły jej serce. To właśnie ten młody chłopak, którego porzuciła wyzwolił ją od przerażającego męża. Nie była w stanie wybaczy sobie posłuszeństwa wobec planu syna. Zrobiła to, jedynie ze względu na Kumiego. Później udało się jej posłyszeć, gdzieś wśród towarzystwa jak mówią o jej pierworodnym, ale bała się przyznać do ich pokrewieństwa. Cieszyła się w duszy z sukcesów swego dziecka, lecz już nigdy nie wypowiedziała jego imienia. Czuła się niegodna, by stanąć przed nim po ucieczce, mimo że sam ją do tego nakłonił. Wiele mu zawdzięczała i wiecznie w swoich modlitwach błagała o opiekę bóstw nad nim.

Kumi nie pamiętał swojego brata. Nosił pierścień, ale nie miał świadomości, że była to rzecz właśnie od niego. Tak samo było z pierścieniem, który pozostał mu po matce. Za każdym razem powtarzała ona, że jest to prezent od ważnej osoby. Brak informacji znacznie utrudniał poznanie jej tożsamości. Nawet Inari, który chciał pomóc Kumiemu odnaleźć kogoś, kto mógłby wiedzieć cokolwiek o jego rodzinie był bezradny. Tak właściwie młodzieniec nigdy nie przejawiał ciekowości wobec tej sprawy. Raczej wolał unikać tego tematu. Nawet jeśli posiadał odrobinę pozytywnych odczuć wobec nieznanych mu krewnych, to w głównej mierze zawładał nim lęk. Bał się, że powróci do emocji, które dostatecznie odbiły się na jego psychice. Gdy powiedział to Inariemu, mężczyzna przestał o tym wspominać i porzucił poszukiwania. Wolał skupić się wyłącznie na teraźniejszości.

Po wejściu do mieszkania mężczyzna wciąż trzymał Kumiego na rękach. Ostrożnie zdjął buty na korytarzu i skierował się do salonu. Na widok zniecierpliwionego Rugona, ucałował głowę brata, po czym odstawił go. Chciał przeprowadzić poważną rozmowę z gospodarzem. Oczywiście nie miał zamiaru wyprosić stamtąd młodszego. Zależało mu na jego obecności.

- Wybacz mi tamto Ru. Ja po prostu...

- Nie mam ci nic za złe, to Sanan postąpił karygodnie. – powiedział pospiesznie – Ja wiem, że potrzebujecie tej bliskości.

- Dziękuję, za twoją wyrozumiałość. Czy u ciebie wszystko w porządku? – zapytał, widząc jak tamten stopniowo przygasał.

- Spokojnie, też posiadam przyjaciela, na którym mogę polegać w takich sprawach.

- To czemu go tutaj nie zaprosisz? – zapytał podekscytowany.

- Cóż... Jest ostatnio zapracowany, ale obiecał, że odwiedzi mnie, jak tylko uporządkuje kilka spraw. – powiedział przy czym lekko uśmiechnął się do siebie.

- To ulga usłyszeć od ciebie takie słowa.

Inari pogładził ciemne włosy chłopaka i objął ręką Kumiego. Cieszył się, że Rugon odnalazł kogoś, kto potrafił wywołać u niego uśmiech na samą myśl o tej osobie. Miał nadzieję na wyleczenie chorobliwego przywiązania przyjaciela do Sanana. Zapragnął poznać tę drugą osobę. Zobaczyć jaki jest i jak zachowuje się w stosunku do niego. Może by coś doradził Ru w sprawie tej znajomości. Tajemnicą nie było, że żaden z obecnych tam Sanara nie popierał wchodzenia w głębszą relację z Sananem. Sami nie byli chętni do spotkań z nim, ale i tak przystawali na to. Nikt poza nimi nie chciał mieć z nim zbyt wiele wspólnego. Można by rzec, iż trzymała ich przy nim jedynie litość, lecz było to najprostsze w świecie przywiązanie. Sentyment do osoby, która sprawiła, że oni wszyscy są teraz razem. Tego przypisu nie można było odebrać temu aroganckiemu mężczyźnie.

- Co to za przyjaciel? Skąd jest?

Inari nie mógł się powstrzymać od pytań. Był naprawdę wielkiej nadziei, że znajdzie się ktoś na miejsce Sanana. Musiał też wiedzieć czy kandydat jest właściwy. Nie widywał się zbyt często z Rugonem, ani też nikt mu nie wspominał o tej osobie. Kumi również wydawał się zaciekawiony tą sprawą, co świadczyło o tym, że nikogo nie widział. Stąd też pytanie o pochodzenie. Skoro nie widują się zbyt często, musi być z daleka. Zakłopotanie na twarzy zapytanego wprawiło mężczyznę w śmiałe przekonanie, iż jest to bliższa znajomość. Może nie powinien wyprzedzać faktów, ale chciał, żeby tak właśnie było. Ledwo mógł uspokoić swoje myśli.

- Tylko nie oceniajcie go ze względu na rasę.

Błagalne spojrzenie i samo wypowiedziane przez Rugona zdanie, wywołało w Inarim lekkie obawy. Znając szczęście młodzieńca, nie mógł odpędzić od siebie złych myśli. To było jak przeczucie rodzica, kiedy dziecko zaczyna rozmowę od słów „tylko się nie denerwuj". Efekt odwrotny stanowił rzecz oczywistą. Musiał odpędzić od siebie wszystkie czarne scenariusze i wysłuchać dalszej części wypowiedzi. Nawet Kumi wyczuł jego niepokój, przez co bardziej się w niego wtulił. Inari od razu też się rozchmurzył. Na jego twarzy zagościł ten sam promienny uśmiech, co zawsze przy obecności brata. Podniósł oczy na Rugona, wykazując tym gotowość na kolejne informacje. Młodzieniec zebrał się w sobie i uspokojony przeszedł do rzeczy.

- Jest Otire.

Bracia spojrzeli na niego szeroko otwartymi oczyma, które zaraz skierowali na siebie. Wszyscy doskonale wiedzieli, jak niebezpieczna jest to rasa. Można się było po nich spodziewać wszystkiego, prócz szczerej i przyjacielskiej relacji. Przynajmniej taka opinia o nich istniała. W przypadku Rugona rzecz wydawała się prosta. Był odmienny, więc nic dziwnego, że ta istota się nim zainteresowała. Stanowił dla nich idealny obiekt badawczy. W końcu głodni wiedzy Otire z chęcią obserwowaliby przebieg jego choroby aż do samego końca. Po prostu patrzeli i wyciągali wnioski, a w gorszym przypadku sprawdzali wpływ różnych czynników na tę przypadłość. Przy tak straszliwej opinii Inari nie mógł pozostać spokojny.

- Ru czy ty masz pojęcie...?

- On taki nie jest! – przerwał mu i postanowił wyjaśnić – No dobra, może na początku właśnie moja choroba go przyciągnęła, ale traktuje mnie normalnie. Jak równego sobie. Nigdy nie zrobił nic wbrew mojej woli. Martwi się o moje zdrowie tak samo jak wy i nawet chce wynaleźć dla mnie lekarstwo.

- Wybacz, ale ja bym mu nie ufał. Otire są podstępni, to prawdopodobnie tylko pretekst, który kryje jego prawdziwe zamiary.

- Kumi, a ty co sądzisz?

- Otire nie angażują się, jeśli nie widzą korzyści.

- Mieliście nie oceniać. – objął się rękoma.

- Póki go nie poznamy, raczej nie zmienimy zdania. – powiedział nieco bezradny Inari.

- Przysięgam, że jak tylko będzie okazja to wam go przedstawię.

- W porządku, jeśli nie stchórzy przyrządzę waszej dwójce ucztę. – wyciągnął ku niemu rękę.

- Umowa stoi.

- Teraz nie możesz się nam wykręcić. – zaśmiał się i obejmując bardziej Kumiego, przymilił do jego głowy – Ja chętnie go poznam, ale nie wiem jak pozostali. Dla mojego skarbusia nie byłoby to wygodne, więc dajmy mu czas. Wiel raczej nie pozwoli nawet zbliżyć się komuś tej rasy do Niriena. Sanan prawdopodobnie nie będzie zainteresowany, chyba że nagle sobie coś ubzdura.

- Na początek ty wystarczysz.

- Lepiej usiądźmy, bo chciałbym jeszcze trochę o niego wypytać. Gdzie jest nasze miejsce? – zapytał, patrząc na dwa spore, przygotowane materace. 





26.04.2023 

Witam tych, co zostali 
    (^∀^●)ノシ

Dawno już nic nie dodawałam, więc postanowiłam trochę ruszyć 
Dzisiaj Odmienni, a w najbliższym czasie Adna - po bardzo długim czasie 
Zbliża się majóweczka, zatem będzie się działo 
  (✿◡‿◡) a przynajmniej taki jest plan 
Potem mam jeszcze tydzień wolny od zajęć, bo idę na kilkudniowy kurs barmański 😎🍹
Jednakże chcę trochę usiąść do pisania - no zaniedbałam to niestety 
Przyczyna tego jest zbyt oczywista, żeby ją po raz kolejny wypisywać 
Plus trochę skupiłam się bardziej na rysunku 

Tak czy siak wiem, że ten rozdział nie jest wybitny 
Przy następnych postaram się bardziej, bo widzę, że te opisy są średnie
Najwyżej jeszcze się kiedyś je dopracuje 

Mam nadzieję, że błędów nie ma 


Niech wena będzie z Wami (ノ◕ヮ◕)ノ*:・゚✧

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro