⚜XII⚜ Przeszłość Ru (cz. 1)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po ucieczce z domu, jeszcze jako niespełna dziewięcioletnie dziecko, Rugon żerował na złomowiskach. Był dzieckiem drobnej postury, więc wkradanie się do różnych miejsc nie stanowiło dla niego większego problemu. Tym bardziej pomocne były mu jego skręcane z łupów gadżety. Właśnie im zawdzięczał życie, choć nie wyglądało to tak, jak można by sobie wyobrażać. Potrzebował ich do obrony, bo wiedział, że od bezdomnego dzieciaka nikt nic nie kupi. Otóż te dwie rzeczy mocno działały na jego niekorzyść. Każdy wątpił w jakoś jego towarów. Słabe materiały i krótki staż naprawdę odpychały normalnie żyjących, a wchodzenie w układy z innymi odrzuconymi było ryzykowne. Podstęp stanowił rzecz oczywistą w ich przypadku. Zabraliby owoc jego ciężkiej pracy, zostawiając go z niczym. W tamtym świecie nie należało nikomu ufać, dlatego musiał radzić sobie samotnie. Było to najlepszym rozwiązaniem. Dodatkowo wszystko utrudniała mu jego choroba, której obecność był zmuszony ukrywać najlepiej jak mógł. Nawet wśród odrzuconych była symbolem nieszczęścia. Wśród Notise osoby nią dotknięte nie miały wartości. Wyniszczała ich oryginalny dar, a cóż innego było dla nich cenniejsze? Ta rasowa zdolność stanowiła ich życie, które ulatywało niemiłosiernie wraz z tym przekleństwem. Mając niewiele czasu, tym mniej istotni byli. Utożsamiano ich z hańbą całej tej populacji twórców. Znaczyli tyle co uszkodzony sprzęt niezdatny do jakiegokolwiek użytku.

Z tego powodu Rugon nie mógł dać nikomu odkryć swojej wady. Chciał istnieć choć jeszcze przez chwilę. Marzył o tym, aby pokazać wszystkim, że ma wartość. Dopiero po osiągnięciu sukcesu ujawniłby swój sekret dając dowód na to, że nie jest to powód, aby wykluczać takie osoby. Droga do tego wydawała się niemożliwa do przebycia i nawet zdarzały się momenty, kiedy faktycznie wszystko miało lec w gruzach. Mimo tego nawet w najgorszych przypadkach zawsze istnieje cień szansy na cud. To właśnie takie, wręcz niemożliwe zdarzenie, pozwoliło mu dobrnąć do obecnego momentu. Wraz z tą historią poznał również osoby, które ukierunkowały jego życie.

Po zakradnięciu się na kolejne złomowisko, poszukiwał potrzebnych mu rzeczy. Przyglądał się następnej stercie gratów, kiedy zauważył przydatną dla siebie część. Musiał się spieszyć, gdyż słyszał zbliżającą się szajkę złodziei złomowych, które potocznie nazywano hienami. Spotkanie z nimi nie miało dobrego końca, bo w tym odrzuconym świecie nie było miejsca na litość. W pośpiechu wyciągnął przygnieciony element zastępując go kamieniem. Zrobił może krok, a prowizoryczne zaparcie omsknęło się z miejsca i część żelastwa runęła w dół. Otworzył przymrużona oczy i rozejrzał się orientacyjnie. Na widok małej dziewczynki zamarł. Nie powinien spotkać nikogo, gdyż zagrażało to jego misji oraz, co ważniejsze, życiu. Musiał być nieuchwytny, aby jakoś przeżyć takie wyprawy. Nigdy nie wiedział czy przypadkiem wybrane złomowisko w danym momencie nie jest okupowane przez jakąś szajkę. Na jego nieszczęście znalazł się właśnie w takiej sytuacji i obecność dziewczynki raczej nie zwiastowała nic dobrego. Mogła niechcący wpakować ich oboje w poważne tarapaty. Brudna i w zniszczonych ubraniach, które luźno wisiały na chudym ciele, patrzała wprost na niego. Te wielkie oczy nic nie zdradzały, choć budziły niepokój. Rugon przypuszczał, że mieszkała w tym miejscu. Bolała go ta myśl, bo musiała ona zostać porzucona przez rodziców. Owładnął nim żal i już chciał do niej podejść, kiedy wykrzyknęła ona na cały głos: „intruz".

Rugon od razu zrozumiał, jak bardzo się mylił i rozpoczął swoją ewakuację. Ta dziewczynka mogła być dzieckiem hien. Pomyśleć, że rodzice wysłali ją na zwiady. Przecież to tak, jakby nie liczyli się z zagrożeniem, które mogło na nią spaść. W tym miejscu moralność faktycznie się zagubiła, a raczej pozostała poza jego obrębem. Rugon często kwestionował jej obecność nawet tam, wśród lepiej żyjących. Gdyby tamci faktycznie ją egzekwowali, czy nie powinni przejąć się losem osób walczących o przeżycie na złomowiskach? Czy pozostawienie dzieci spisanych na śmierć w tych ciężkich warunkach można było nazwać moralnym zachowaniem? Widok drobnych ciał gnijących po kątach nie był rzeczą abstrakcyjną. Rugon nierzadko je grzebał, gdyż żal mu było rówieśników, którymi nikt się nie przejmował. Ubolewał nad tym, że nikt nie zrobi tego wobec niego. Myśl o śmierci towarzyszyła mu prawie każdego dnia. Zastanawiał się tylko, w jaki sposób umrze. Choroba była dla niego najmniejszym zmartwieniem. Polowania na pobliskich terenach łączyły się z zagrożeniem płynącym od tamtejszych dzikich zwierząt. Wprawdzie niejednokrotnie słyszał, jak krążyły one przy jego kryjówce o zmroku i przeważnie były to dla niego noce bezsenne. Musiał być gotowy na ucieczkę w każdym momencie, w razie gdyby zaczęły się do niego dobijać. Miał w zanadrzu kilka systemów obronnych, ale nie podołałyby one całemu stadu.

Rugon zawsze nosił przy sobie kilka gadżetów na wyjątkowe chwile i czuł, że właśnie tego dnia będzie musiał je wykorzystać. Już słyszał głosy dorosłych osób gdzieś w oddali. Wymijał sterty złomu i uważnie obserwował otoczenie. W ostatnim momencie udało mu się schować przed serią strzałów. Tego typu grozy nie miał okazji jeszcze poznać. Spokojnie przechadzające się zwierzęta nie mogły się równać z niszczycielskimi pociskami energii. Bez zwlekania chwycił umieszczoną przy jego pasie kapsułkę wielkości palca i lekko ją przekręcił nastawiając czas. Dłonie niemiłosiernie mu drżały i ledwo czuł własne nogi. Prowizorycznie uspokoił oddech, nasłuchując kroków hien. Puścił połowę podłużnego obiektu, pozwalając mechanizmowi wystartować. Miał kilka sekund zanim by się aktywował, więc trochę się wycofał i rzucił gładki przedmiot wysoko w górę. Za chwilę obie części się rozsunęły, a między nimi powstała jasna iskra. Zawisła ona w powietrzu niczym gwiazda, którą przypominała. Po łagodnym impulsie broń atakujących została gwałtownie przez nią przyciągnięta. Tym ruchem Rugon kupił sobie trochę czasu.

Na swych chudych nogach pędził tak szybko jak tylko mógł. Brakowało mu już niewiele do siatki, w której zrobił sobie przejście. Całe ogrodzenie było pod wysokim napięciem, ale udało mu się obejść to zabezpieczenie na jednym jego odcinku. Czekał go ostatni zakręt, więc poczuł lekką ulgę. Nieoczekiwanie zaraz po ominięciu ostatniej ściany żelastwa został uderzony z zardzewiałej rury. Ból w ramieniu został stłumiony przez adrenalinę, ale wciąż nie było to przyjemne uczucie i wywołało to chwilowe odrętwienie jego lewej ręki. Prawdopodobnie gdyby nie pancerz, który właśnie ujawnił swoją obecność przez pęknięcie podobne do szyby, kości Rugona byłyby ciężko pogruchotane. Za chwilę osłona zamigotała i znikła, okazując swoje zużycie. Wystraszony podniósł wzrok na mężczyznę przed nim. Ta wysoka osoba odziana w skurzany płaszcz i podniszczone ubrania o ciemnofioletowych włosach już przymierzała się do kolejnego uderzenia. To była ostatnia chwila na reakcję. Metalowy drąg łupnął o ziemię, a Rugon, który błyskawicznie przetoczył się w bok rzucił w niego garścią drobnych kuleczek. Przywarły one do broni, ubrań i skóry napastnika. Za chwile między nimi zaczęły wędrować wiązki prądu, rażąc mężczyznę.

To była ostatnia szansa, więc mimo blokującego przerażenia i wyczerpania, ogarniającego całe jego ciało, Rugon rzucił się do ucieczki. Już niewiele go dzieliło od wyjścia i ukrytego w zaroślach pojazdu. Błyskawicznie prześlizgnął się przez szparę w siatce. Zerwał swój dezaktywator i wskoczył do ciasnego kokpitu, który od razu się zamknął. Spomiędzy jego lekko zgiętych nóg wysunął się dżojstik o jednym przycisku na swej górze ikilku pomniejszych po bokach. Rugon trącił palcem przełącznik dźwigniowy po swojej prawej, a wiele kolorowych kontrolek zamigotało, oznajmiając aktywację całości systemu. Wąski pojazd wystrzelił niczym pocisk pozostawiając za sobą kłąb kurzu. Nie cieszył się udaną ucieczką, wiedział, że to nie był koniec. Skierował oczy nieznacznie w stronę szczytów gór złomowiska i dostrzegł kilka zniszczonych konstrukcji wyrzuconych w jego kierunku. Nie stanowiły one dla niego wyzwania. Zwinnie uniknął ataku, ale nie spodziewał się następnego ruchu hien. Po ominięciu ostatniego żelastwa zauważył potężny pancerz tuż po lewej stronie. Nie zdążył nawet zareagować, to był ułamek sekundy. Uderzony od boku zaczął dachować. Migające kontrolki oświetlały wnętrze na czerwień. Dźwięk alarmu mieszał się z odgłosami niszczejącego i uderzającego o ziemię pojazdu.

W tamtej chwili Rugon żałował, że jeszcze nie zamontował tam pasów bezpieczeństwa. Mimo niewielkiej przestrzeni obił się o każdą powierzchnię, jaka go otaczała. Przypuszczał, że to będzie jego nieszczęsny koniec. Ostatecznie zatrzymał się na większej skale, o którą powolnie oparł się bok pojazdu pozbawiony kół. Rugon opadł bezwładnie na górę kokpitu, skierowanego do dołu. Oszołomiony nie wiedział już czy boli go wszystko, czy nie boli go nic. Był bardzo zmęczony i powoli zamknął oczy. Nie zareagował nawet na obrócenie pojazdu, a raczej tego, co z niego zostało. Niewyraźnie usłyszał mechaniczny dźwięk, a następnie jak do cna kruszeje osłaniająca go szyba. Rozdzielone odłamki opadły na niego deszczem, ale on tego nie poczuł. Potężna, metalowa ręka chwyciła go i wyciągnęła niczym lalkę.

Kobieta wewnątrz masywnej konstrukcji przyglądała się przez chwilę jego zakrwawionej twarzy. Jej włosy żółte niczym płatki słonecznika były zaplecione w warkocz i zawinięte z tyłu oraz dwa mniejsze, które opadały po bokach jej twarzy. Ta dojrzała, lecz wciąż młoda kobieta dowodziła tej grupie, dlatego wkroczyła jako ostatnia. Zapewne tę pozycję zdobyła właśnie dzięki swojemu pancerzowi. Sposób w jaki potraktowała Rugona był prawdziwą oznaką litości, choć raczej ciekawości wobec rabusia, który wkradł się na chwilowo okupowany przez nią rewir. Zaraz pojawiła się zgraja jej podwładnych. Żaden z nich nie wyglądał na zadowolonego na widok tego kłopotliwego intruza. Wciąż nie odzyskali swojej broni, która wisiała w powietrzu. Na szczególnie niezadowolonego wyglądał porażony prądem. Podszedł on najbliżej i stanął tuż przy dowodzącej, więc prawdopodobnie był drugą osobą w hierarchii.

- I co z nim zrobisz?

- Na razie chcę się dowiedzieć, skąd miał cały ten sprzęt.

- Dobrze byłoby odzyskać nasz.

- Tym bardziej musimy zachować go przy życiu. Zajmij się nim – przemieściła chłopaka w jego stronę.

- Chyba sobie żartujesz – powiedział oburzony.

- Nie, ja się bardziej przydam na złomowisku, więc nie dyskutuj.

Jej głos wydawał się pogodny. Najzwyczajniej czerpała przyjemność z tego, że mogła uprzykrzyć mu życie. Mimo wszystko to ona tam rządziła, więc mężczyzna, choć niechętnie, przejął od niej chłopca. Trzymał go porządnie, nie bacząc na swoje ubranie. W końcu było ono już na tyle brudne, że nie miało to znaczenia. Ocenił szybko stan Rugona i nie przypuszczał, aby miał on długo pociągnąć. Spojrzał na równie zmasakrowany pojazd. Był zaskoczony budową, a w szczególności jakością konstrukcji. Nie dziwiło go teraz, że przywódczyni chciała zachować chłopca przy życiu. Ich maszyny wydawały się prawdziwym złomem w porównaniu z tym obrazem wyrafinowanego kunsztu. Zdolność Notise wcale nie była tak prosta. Opierała się na wiedzy i wyobraźni, dzięki którym materiały przybierały kształty, tworząc logiczną oraz funkcjonalną całość. Nieraz idea okazywała się niemożliwa do zrealizowania, a sprzęt wadliwy bądź bezużyteczny. Po zobaczeniu tak doskonałego towaru hieny nie mogły utracić możliwości zdobycia go dla siebie. Może nie przypuszczali, że Rugon jest twórcą tego wszystkiego, ale chcieli dowiedzieć się, skąd to miał.



08.12.2023

Witam tych, co zostali
    (^∀^●)ノシ

Nieco krótszy fragment, ale no cóż
Powiedzmy, że to wyrównanie za poprzedni nieco dłuższy

Zaczynamy podróż przez życie Rugona i jak można zauważyć nie jest zbyt kolorowo 

Trochę się ten rozdział pociągnie tego można być pewnym 

Zauważyłam, że dawno nic tutaj nie wrzucałam, więc się zmobilizowałam 
      /ᐠ。ꞈ。ᐟ\ 

Obym nie osiadła teraz na laurach XD


Niech wena będzie z Wami (ノ◕ヮ◕)ノ*:・゚✧

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro