[LietPol] Spotkanie międzynarodowe

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Od dawna to wiedziałem, ale nie umiałem tego przyznać. Nie tyle przed nim, co przed samym sobą. Nie potrafiłem zrozumieć jak to możliwe, że czuje coś takiego do mężczyzny, skoro sam nim jestem. Przez wiele lat byliśmy przyjaciółmi, niczym bracia i towarzysze broni. Każdą noc spędziliśmy razem, każda chwila była przepełniona jego obecnością. To on wprowadził chrześcijaństwo do mojego kraju, a potem przez ponad 400 lat trwaliśmy jako jedność, przez co niektórzy myślą, iż nadal jesteśmy małżeństwem... Podzieliły nas rozbiory, a po nich wiedzieliśmy, że między naszymi państwami już nigdy nie będzie tak, jak kiedyś. Czekałem na wyznanie mu tego wiele lat, ale za każdym razem brakowało mi odwagi. Kiedy już nadarzał się odpowiedni moment... nie byłem w stanie nic powiedzieć... Koniec końców ciągle byliśmy dla siebie tylko przyjaciółmi...

***

-Dobra, dziś mi się uda, nie spaprze tego- myślałem ubierając się na kolejne spotkanie międzynarodowe. Szczerze mówiąc, nienawidziłem ich z całego serca. Musiałem wtedy patrzeć na Białoruś, od widoku której robiło mi się już niedobrze. Istotnie, kiedyś może i mi się podobała, ale jej hipokryzja i chorobliwa miłość do brata robiły swoje, także na dłuższą metę miłość zamieniła się w nienawiść. Jak to mówią, te dwa uczucia dzieli bardzo cienka granica... 
Za każdym razem gdy przechodziłem na spotkania tuż obok mnie siedziały inne kraje Bałtyckie, które były jeszcze bardziej tchórzliwe ode mnie. Oczywiście nie można zapomnieć, że ciągle zerkał na mnie ten Niemiec z rozdartą gębą, a szale goryczy przelewał fakt, iż był tam Rosja. Już samo to powinno być dostatecznym powodem dlaczego z szczerego serca nienawidziłem i nadal nienawidzę tych spotkań. Oby kraje słowiańskie nie urządziły dziś "tradycyjnego picia", bo normalnie szlag mnie trafi.

Zaczyna się od pierwszego polania, wtedy jeszcze wszystko jest w porządku. Potem nadchodzi drugie, piąte... szkoda wyliczać... Feliks i Ivan przyspieszają, gdzieś nieopodal za nimi podąża Białoruś, potem Ukraina z Bułgarią, Czechy z Słowacją a na końcu kraje z rozpadu Jugosławii. Zawsze gdy urządzają zawody pierwsi odpadają Chorwacja z Serbią, niby różnią się wyglądem, ale dzielą tolerancję na alkohol... Głowy chyba mają jeszcze słabsze ode mnie, a przecież to słowianie... Chwile po nich zgonuje Czarnogóra ciągnąc za sobą Słowenie lub Macedonie, różnie bywa. Koniec końców jeden z nich i tak rezygnuje i wraca do domu niosąc na plecach drugiego... Czasami mam wrażenie że wcześniej umawiają się który ma się upić a który nie, aby obaj bezpiecznie wrócili... Ach, nie można zapomnieć o Hercegowinie, który odpada ostatni z jego licznego rodzeństwa. Jego żona, Bośnia, przychodzi zwykle klnąc pod nosem i zabiera go do domu. Zazwyczaj przychodzi do nas w "stanie surowym" (czyli ubrana po domowemu). Ostatnio wbiła do baru w brudnym fartuchu i z wałkiem w ręku...

Potem jest już z górki, bo zostali "sami twardzi zawodnicy". Zwykle Czechy zaczyna się kleić do Bułgarii mówiąc, że Słowacja nigdy na prawdę jej nie kochał (nawet jak starszą siostrę) a ona potrzebuje czułości... No dobra, wszystko super gdyby nie fakt, że Bułgaria ma już Rumunię... Pozostawię to bez komentarza... Oczywiście Polska i Rosja w tym momencie wyciągają po trzeciej lub czwartej flaszce (w zależności od tempa picia) i żebrzą o popity, obojętnie jakie, bo cola już im się skończyła...
Turniej na utrzymanie minimalnej trzeźwości toczy się dalej. Słowacja nie wytrzymuje i zaczyna rzygać, oczywiście pod stół albo na Czechy, która zdążyła przyczepić się do niego niczym rzep do psiego ogona. Ukraina płacze i mówi, że to się zawsze tak kończy (kto by się spodziewał) a ostatecznie ląduje twarzą na kolanach Ivana. Tutaj do gry wchodzi Białoruś, która zwykle pije bardzo (oj bardzo) dużo, ale jej umysł pozostaje trzeźwy... do czasu... Oczywiście tym momentem przełomowym jest właśnie zgon Ukrainy. Od tamtej chwili zaczyna się akcja "poderwać braciszka", gdzie wszystkie chwyty są dozwolone (dosłownie wszystkie, uwierzcie). Gdy jednak i ona przestaje dokazywać i zasypia szepcząc pod nosem jakieś rosyjskie przekleństwa   zaczyna się walka ostateczna. Bułgaria idzie do łazienki i już z niej nie wraca (zwykle odnajdujemy go z głową w sedesie w damskiej toalecie, ale bywało gorzej). Czechy ocierając łzy stwierdza że nie umie się jednak gniewać na Słowacje bo to taki dobry chłopak i zasypia kładąc mu się na kolanach (które zazwyczaj kleją się piwem/wiśniówką/spirytusem czy tanią odmianą koniaku). W grze pozostają tylko odwieczni rywale, którzy od stuleci toczą ze sobą zacięte boje, a chodzi tu oczywiście o Rosję i Polskę. Podobno żaden nie wygrał więcej niż dwa razy pod rząd, więc szanse są jak najbardziej wyrównane. Oczywiście na ten moment wszyscy czekali, zaczyna się obstawianie. Holandia przyjmuje zakłady i akcja toczy się dalej. Polewają sobie wódki z sokiem czy co tam zdołali uprosić i tak raz, drugi, trzeci, piąty, dziesiąty... Po prostu aż do porzygu w dosłownym tego słowa znaczeniu. Zazwyczaj zanim Feliks padnie włącza jakieś swoje lokalne piosenki i podśpiewując pod nosem stwierdza, że "wasi artyści powinni się uczyć od moich piosenkarzy discopolo"... Dobra, chyba wolę nie wiedzieć...
Cokolwiek z Polską da się jeszcze wytrzymać... z Ivanem już nie jest tak łatwo, bowiem gdy jest na skraju świadomości zaczyna się robić jeszcze bardziej sadystyczny niż zazwyczaj. Wtedy lepiej się od niego odsunąć, tak daleko jak tylko się da, zwłaszcza jeśli jesteś tylko małym, słabym krajem Bałtyckim. Oczywiście Polsce nic nie zagraża, bo gdy są pijani Feliks i Ivan stają się najlepszymi przyjaciółmi na świecie. Podśpiewują, rapują, wymyślają wierszyki, snują plany na otworzenie wspólnego biznesu, dyskutują o polityce i religii, haftują serwetki, wymieniają się przepisami na ciasta, składają modele samolotów, opowiadają o swoich miłosnych wzlotach i upadkach (każdy wie, że wszystko wymyślali na poczekaniu), obgadują wszystkich na około (nawet jeśli osoba obgadywana siedzi tuż obok nich), komentują sprawy z globalnym ociepleniem, wspominają dawne czasy, śmieją się z siebie nawzajem i opowiadają beznadziejne suchary. Zdarzyło się im nawet tańczyć makarene (pewnie mieli wtedy z 7 promili, na pewno nie wiele mniej). W każdym razie gdy Ivan jest nawalony może przy nim przetrwać tylko Feliks...

Przypomniawszy sobie koszmar z ostatniego zebrania nogi się pode mną ugieły. Nie, nie pójdę tam, za żadne skarby. Dosyć! Jeszcze znowu wcisną mi Feliksa bo oczywiście tak się spije, że nie obudzi się przez 2 dni! Dość!

... Koniec końców i tak poszedłem... Świadomość że znoszę te udrękę dla dobra moich szlachetnych Litwinów podtrzymywała mnie przy życiu. Była jeszcze jedna cicha nadzieja dla której wyszedłem z łóżka, a była nią próba wyznania mu moich uczuć... Ale czy to się uda...?

***

-Litwo, nareszcie jesteś! -zawołał Ameryka gdy wszedłem do sali. Z wszystkich tu obecnych tylko jego jakkolwiek lubiłem, przynajmniej mnie nie torturował jak niektórzy... Łotwy i Estonii jeszcze nie było. Sowieckie kraje też się jeszcze nie zjawiły, to samo Polska. Są za to zakochane ptaszki- Wampir i Jogurt, które jak zwykle żartują sobie z czegoś na boku. Kto jeszcze... Eee... Pedofilia, pedofilia dwa, Wurst i Pasta, Fortepian z Patelnią, Anime, kilka krajów słowiańskich, aaa, no i kot i maska, no tak z grubsza to chyba tyle... Czyli ciekawie się zapowiada...

-Tak generalnie to sorki za spóźnienie. -wrzasnął donośnie Feliks otwierając drzwi z hukiem (oczywiście z buta, bo jak by inaczej...).

-Polsha, twoje wejście jest zaiste bardzo efektowne, ale może postaraj się być trochę delikatniejszy. -oświadczył Rosja, który razem z Ukrainą i Białorusią wszedł tuż za nim.

-Ludziska, słuchać mnie, bo nie będę drugi raz szczępił ryja. -zaczął Polska, po czym złapał Ukrainę za rękę. -Od wczoraj ja i Katya totalnie jesteśmy razem, więc wara od niej, zwłaszcza ty, Sadik- mówiąc to zerknął na Turka, który bardziej interesował się Grekiem, aniżeli Ukrainką. Zaraz, co?! Feliks jest z Kaśką?! Ale jak to?!

-Nie mam pojęcia po co nam ta informacja, ale jeśli to wszystko, to proszę zająć miejsca. -odpadł szybko Ludwig.

No to, kurna zajebiście, po prostu super, czyli przegrałem zakład. Kłóciłem się z Czechami jakiej orientacji seksualnej jest Polska. Ona twierdziła że bi, ja że homo... Czyli jednak wyszło że ona miała rację... Ale co teraz ważniejsze, od kiedy Feliks podkochiwał się w Kaśce?! Zawsze byli dobrymi przyjaciółmi, to fakt. W końcu Felek bardzo zbliżył ją do krajów zachodnich i zaprosił jej ludzi do pracy w swoim kraju, ale... oni do siebie nie pasują! Feliks... pasuje do mnie! Ehh, kogo ja oszukuje, może i Kaśka i Feliks to dobra para... Gdyby nie Ela Kasia byłaby jedynym przyjacielem Feliksa płci pięknej... Ale są dla siebie bardziej jak rodzeństwo! Chociaż... Ehh, mam dość, daruje sobie dzisiaj, i tak zawsze kończy się tym samym. Po prostu zapytam jutro Estonie czy doszli do czegoś czy nie, tak, to będzie najlepsza decyzja... -pomyślałem i prędko wstałem od stołu, po czym opuściłem salę.

-Liciek, generalnie to gdzie ty idziesz? -usłyszałem za sobą głos Polaka. Odwróciłem się i ujrzałem go zamykającego drzwi od sali. Na jego widok serca zabiło mi mocniej. Gdy byliśmy tylko we dwoje... coś się ze mną działo... Ale sam nie mam pojęcia co.

-O, cześć Feliks, idę do domu, źle się czuje. -odparłem bez zastanowienia.

Chłopak podszedł do mnie i mocno mnie przytulił, tak jak miał w zwyczaju za każdym razem, gdy się spotykaliśmy. Wbrew pozorom Polska nie lubił dotyku i innego kontaktu fizycznego, ale do mnie kleił się niesłychanie. Zazwyczaj nie miałem ochoty odwzajemniać uścisku, ale tym razem to zrobiłem. Po chwili Feliks odsunął się ode mnie i położył mi dłoń na policzku.

-Licia, ty masz gorączkę. -powiedział zaniepokojony.

Gdy dotknął mojej twarzy mocno się zarumieniłem, a gdy jeszcze to powiedział...

-Chodź, odprowadzę cię do domu, totalnie nie chce żeby coś ci się stało. -powiedział zdejmują dłoń z mojego policzka i pociągnął mnie za nadgarstek.

-Nie powinieneś opuszczać zebrań, poradzę sobie. -odparłem bez przekonania, słaby ze mnie aktor...

-Liciek, weź mnie nie próbuj przekonać, bo generalnie to ci przywale. Nie będziesz decydować gdzie mam iść a gdzie nie. -mruknął pod nosem i pociągnął mnie w stronę wyjścia. Szedłem za nim. Wiedziałem, że opór nic nie da.
Gdy wyszliśmy na świeże powietrze od razu poczułem się inaczej. Było chłodno, nawet stosunkowo zimno, w końcu był koniec marca, więc to jeszcze nawet nie wiosna. Przymrozek szczypał w oczy, że też nie ubrałem się cieplej...

Polak zerknął na mnie i pobladł trochę, po czym zdjął swój ciemnozielony płaszczyk i zarzucił mi  na ramiona.

-Załóż to, bo się totalnie przeziębisz jeszcze bardziej. -mruknął obojętnie i powoli szedł dalej.

Lekko się zarumieniłem. Od kiedy Polska potrafi być tak... uczynny?

-Nie mogę, teraz tobie będzie zimno. -odparłem cicho.

-Przestań, to jest rozkaz! Jeśli tego nie zrobisz Warszawa zostanie twoją stolicą. -powiedział zdecydowanym tonem. Wtedy już wiedziałem, że nie mam nic do gadania. Szybko założyłem płaszczyk i zapiąłem go. Był taki cieplutki i miał jego zapach, najpiękniejszą woń na świecie... Jedyny zapach, który mnie uspokajał...

-Liciek, no chodź. -ponaglił odwracając się w moją stronę, po czym chwycił mnie za rękę. Zarumieniłem się, jego dłoń była taka miła i ciepła, miała wszystko, czego brakowało mi na codzień...
Szliśmy w stronę naszych domów. Temperatura z chwili na chwilę robiła się coraz niższa, przez co nasze oddechy odznaczały się w chwili wydychania. Feliks nie okazywał że mu zimno. Szedł przed siebie nie bacząc na narastający mróz, jakby miało mnie coś zaatakować w drodze do domu. Kiedy tak trzymałem go za rękę, całkowicie nieświadomie rumieniłem się jeszcze bardziej, niż wcześniej. Bałem się, że spojrzy na mnie i zaniepokoi się, a tego raczej nie chciałem.
Para z naszych ust pojawiała się coraz częściej. Wtedy temperatura na pewno zeszła do zera, jeśli nie niżej. Czułem się okropnie, bo Feliks szedł tak lekko ubrany, a mi było dosyć ciepło. Czułem jednak, że wreszcie muszę się odezwać, ale nie miałem na języku żadnego odpowiedniego tematu, poza zapytaniem o Kaśke albo...

-Liciek, wtedy jak wszedłem do sali... Zdziwiło cię to, co powiedziałem? -zapytał cicho Feliks nawet się do mnie nie odwracając. Jego pytanie mnie zakłopotało, no bo co miałem odpowiedzieć?

-S-Skąd takie pytanie? Masz prawo się umawiać z kim chcesz, i nic mi do tego. -odparłem z udaną obojętnością. Chyba powinienem iść do jakiejś szkoły aktorskiej...

-Liciek, chyba powinienem cię w coś wtajemniczyć... -powiedział chłopak i gwałtownie przystanął. -Wiesz jaki dzisiaj dzień?

Co? Czekaj, ale o co mu chodzi? Skąd w ogóle takie pytanie?

-O co ci chodzi? Dziś jest 31 marca, i co z tego?

Po tych słowach Polska zaczął się głośno śmiać.

-Czyli się nabraliście, i to wszyscy! -powiedział nie przestając się śmiać.

Wtedy to już kompletnie nie ogarniałem o co mu może chodzić. Co jest w tym takiego śmiesznego?
Po chwili Feliks zdołał powstrzymać śmiech i popatrzył na mnie wciąż rozbawionym spojrzeniem.

-Liciek, dzisiaj jest 1 kwietnia...

Zarumieniłem się. Nie... To nie był rumieniec... Zrobiłem się czerwony jak burak... Więc to wszystko miał być tylko żart?!

-Czekaj, czy ty sugerujesz, że... -wymamrotałem niepewnie.

-Tak, ja i Kaśka totalnie was wrobiliśmy, i to wszystkich! A wystarczyło jedynie dokleić wam po kartce w kalendarzu!

Byłem zły, nawet bardzo. Jak on mógł?! Zrobił z nas wszystkich idiotów! Ten mały... Już ja mu dam! Nie odezwę się więcej do niego! -tak właśnie powtarzałem sobie w myślach. W praktyce wyglądało to jednak trochę inaczej...

-Licia, chyba się generalnie nie gniewasz co? Możesz mi wyznać miłość teraz, skoro wtedy wszystko zniszczyłem. -powiedział obojętnie Feliks.

... CO?! ALE... SKĄD ON WIE, ŻE JA...?!

-Liiiiiiiiciek, ziemia do Lici! -powtarzał Polska wymachując mi dłonią przed oczami. Byłem w szoku, nie wiedziałem co mu odpowiedzieć... Czyli zauważył... No świetnie, czyli teraz będzie się albo śmiał, albo powie że jestem dla niego tylko przyjacielem i nic z tego nie będzie, no po prostu super... Can you kill me?
Do oczu napłynęły mi łzy, nawet nie wiedziałem kiedy. Zrozumiałem że moja miłość wszystko zrujnowała, że między nami już nigdy nie będzie tak samo, gdy nagle...

-Kocham cię, Liciek. -powiedział cicho Feliks i szybko pocałował mnie w usta.

Nie, tym razem już nie dam się nabrać, o nie! Dosyć tego!

-Przestań! -wtedy był chyba pierwszy raz od wielu lat, kiedy na prawdę się zdenerwowałem. -Nie rób sobie ze mnie żartów! Już dosyć! Wiem że jest 1 kwietnia, ale już wystarczy! -wykrzyknąłem załamany.

-Ale w Chinach już jest drugi. -dodał uśmiechając się delikatnie.

I koniec końców wyszło że 1 kwietnia był, ale go nie było...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro