Rozdział 11.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Powinnam stąd wyjechać. Zabrać Theo i zniknąć ponownie. Tym razem wybiorę się do Australii, jednak nie do Sydney ponieważ tam urzędują chłopaki. 

Chociaż to może dobrze, że tam są. Pomogli by mi. Może by się nawet nie wygadali o mojej obecności w mieście.

Nie to zły pomysł.

Australia to zły pomysł.

Rosja. Jest dość daleko, jest duża i ciężko będzie mnie znaleźć. Języka można się zawsze nauczyć. 

Albo Chiny. Co prawda z językiem będzie dużo gorzej ale może jakoś dam radę?

Kogo ja chce oszukać. Kanada zawsze była moim marzeniem, a chęć zamieszkania tutaj wreszcie się spełniła. Nie chcę stąd wyjeżdżać i zostawiać wszystkie poznane tu osoby. Ale jeśli będę musiała to ucieknę. Przeniosę się do Stanów. Może do Nowego Jorku albo Waszyngtonu?

Chociaż jest wiele miast, które chciałabym odwiedzić. Problem w tym, że w małej ilości ludzi będzie łatwiej mnie znaleźć, a taki Nowy Jork jest ogromny z olbrzymią ilością ludzi, co mi bardzo sprzyja. Ciężko będzie mnie w tym tłumie znaleźć, a powiem nawet więcej. To graniczy z cudem by mnie tam znaleźć.

Ilość kamer mogłaby im w tym pomóc, ale po co mają mnie szukać skoro Zayn posądza mnie o zdradę z Marcusem? 

Właśnie.

Mimo to i tak powinnam zniknąć z tego miasta dla pewności. Uruchomię kontakty i dostanę się na lotnisko niezauważona. Pieniędzy mam na pęczki dlatego też nie potrzebuje ich więcej. Myślę iż Nowy Jork to najlepsza opcja.

Mam tylko nadzieje że Theo się zaaklimatyzuje i nie będzie zły za wywiezieniu go do innego kraju. W końcu ma tu przyjaciela, ja zresztą też.

Właśnie co z Em i Marcusem, no i z Katy. Ta kobieta jest pełna temperamentu ale za to bardzo ją polubiłam. Można by powiedzieć, że zrobiła na mnie dobrze pierwsze wrażenie przez co ją polubiłam. No, a poza tym nasze dzieci się lubią więc byłabym zmuszona spędzać z nią czas. 

Oby mi to wybaczyli. W końcu się przyjaźnimy, dlatego nie powinni mieć z tym problemu. Przecież będę utrzymywać z nimi kontakt. Nie chce ich stracić.

Ruby będzie pewnie zła ponieważ znowu uciekam, jak ona to powiedziała "od problemów". Zmieniam miejsce zamieszkania i kraj. Chociaż Nowy Jork jest oddalony od Toronto o kilkanaście tysięcy kilometrów to i tak nie jest to bliżej Londynu, a powiedziałabym nawet, że dalej.

Pod kolejną kwestię podchodzi Cameron. Czy już wie co zrobił Zayn? Raczej nie. Z tego co mi mówił o brunecie, wynika iż mało z kim rozmawia. Bardziej się wyżywa, niż wdaje w jakąkolwiek rozmowę. 

Teraz pora na Zayn'a. Dupek, słodziak, skurwiel i osoba którą darze większym uczuciem, w jednym. Wiem że bolało go moje odejście i dalej boli, a w tamtym momencie był zły oraz może nie koniecznie kontrolował to co mówi, ale zabolało. Cholernie zabolało.

Dzięki niemu pogodziłam się z śmiercią Evana i oddałam mu serce. Nie byliśmy z sobą jakoś wybitnie długo, ale wystarczyło, że moja miłość do niego wzrosła. Niekoniecznie tak bardzo jak miłość do Evana bo wiem iż nie pokocham Zayn'a tak mocno jak jego jednak sam fakt że pozwoliłam mu na zbliżenie się był czymś wielkim dla mnie. Zwłaszcza kiedy myślałam że nie będę już w stanie kochać. 

Oskarżenie o zdradę, której swoją drogą nie znoszę, jest okropne. Jak mógł pomyśleć o Theo jako synu Marcusa. Jak mógł nie zauważyć ich podobieństwa, skoro są tak podobni do siebie. Prawie, że identyczni. Dodatkowo zabolało mnie to jak go nazwał - "bachor". Może i nie wiedział, ale dziecka nie powinno się tak nazywać, nie ważne czyje jest.

Dobrze jest czasem pomyśleć, w czym bardzo dobrze pomaga świeże powietrze. Będąc w parku kiedy słońce zaszło za horyzontem, przechadzam się po pustym placu zabaw. Żadnego dziecka biegającego i piszczącego tak głośno aż bębenki pękają. 

Huśtam się na huśtawce już kolejną godzinę, analizując wszystko by potem podjąć odpowiednią decyzję. Ale chyba już wybrałam.

Wyjadę.

Nie chce tu zostać, nawet jeśli tego chce. Przynajmniej na razie nie mogę tu zostać. Wyjedziemy i za rok wrócimy. Może trochę dłużej, ale wrócimy. 

Oddycham głęboko zaciągając się chłodnym powietrzem i przytrzymując go chwilę w płucach. Moją ciszę i spokój przerywa dzwonek wydobywający się z mojego telefonu, w tylnej kieszeni spodni.

Wyciągam go i odbieram połączenia, dostrzegłszy zdjęcie blondyna. 

- Gdzie ty jesteś! - Krzyczy do słuchawki. Wywracam oczami i powoli wstaje z wcześniej zajmowanego miejsca.

- W parku. Już wracam. - Tłumaczę, wzdychając.

- Wiesz, która jest godzina? - Pyta oburzony.

- Nie. - Uśmiecham się pod nosem.

- Dwudziesta druga piętnaście. Masz szczęście że położyłem młodego spać, bo cały czas o ciebie pytał. - Sarka.

- Zaraz będę daj mi tak z dziesięć minut. - Wywracam oczami.

- W ogóle po co ty poszłaś i gdzie? - Pyta zainteresowany.

- Do parku. Musiałam pomyśleć o tym co się wydarzyło w tym sklepie jak już wyszliście i co dalej. - Wzdycham przeciągle, bawiąc się rąbkiem skórzanej kurtki.

- A co dalej? - Docieka.

- Wyjedziemy. - Stwierdzam przekonując samą siebie.

- Chyba zwariowałaś. Niby gdzie?

- Nowy Jork. Może gdzie indziej, ale na razie nie mam poję... - Zanim kończę czuje jak ktoś łapie mnie w pasie, a ręką zakrywa usta. Szarpię się i staram uderzyć z łokcia czy nogi, jednak napastnik dobrze wie co robi. Zduszony przez rękę pisk wydobywa się z moich ust, a telefon upada z hałasem na ziemie, odbijając się od niej.

W słuchawce słyszę jeszcze nawoływania Marcusa, a później głośne przekleństwo. Kiedy mam ugryźć rosłego mężczyznę za mną, ten przykłada mi do ust szmatkę namoczoną chloroformem. Wiem, że nawet jeśli będę się starać nie zaciągać, wdychając środek to długo nie wytrzymam, ale sam fakt iż dam Marcusowi czas jest dla mnie ważny. 

Kiedy moje płuca pilnie potrzebują tlenu, a ja odczuwam ścisk w gardle staram się nabrać powietrza wiedząc że zaraz usnę. 

Powieki stają się ciężkie i próba utrzymania ich jak najdłużej w górze ledwo mi się udaje. Opadają z każdą chwilą coraz niżej, a mi jest coraz ciężej je podnieść. Są niczym dwa kamienie na powiekach. 

- Kurwa, ale się trzyma laska. Twarda sztuka z niej. - Ledwo rejestruje słowa mojego oprawcy, usilnie starając się zapamiętać jego głos i ciemne brązowe oczy, błyszczące w świetle latarni. Kiedy już prawie odpływam do moich uszu dociera jedno imię, bardzo dobrze mi znane. 



To się porobiło. Jak myślicie kto jest jej porywaczem. Zapewne większość z was pomyślała że to Zayn, ale ja wam nic nie zdradzę i dowiecie się w następnej części. 

Mam nadzieję że się podobał i do następnego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro