Rozdział 10.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Cały dzisiejszy poranek siedziałam jak na szpilkach, bojąc się wyjrzeć choćby przez okno z obawy odkrycia mojego miejsca zamieszkania.

Od spotkania Camerona minął tydzień, a ja od tamtej pory mam złe przeczucia. Boje się spotkania Zayn'a po takim odstępie czasowym, jednak sama jestem sobie temu winna. Zostawiłam go.

Jeśli Zayn jest taki jak przedstawił go Cam, wolałabym uniknąć konfrontacji z nim. Nie z obawy o siebie, a o nasze dziecko. Theo jest dla mnie wszystkim i to dzięki niemu jeszcze nie sfiksowałam.

Balkon został zamknięty i zasłonięty, jak reszta okien. Nie wychodziliśmy z domu, no a przynajmniej ja. W końcu dziecko potrzebuje świeżego powietrza. Jest godzina południowa i niestety zostałam zmuszona iść na zakupy. Plus taki iż Marcus wraz z Theo idą ze mną. 

Dlatego też ubieram na siebie białe conversy, poprawiam podkoszulkę malucha, która podwinęła się nieznacznie do góry i wychodzimy z mieszkania. 

Na zewnątrz jest duszno przez słońce grzejące coraz mocniej w wcześniej mokry od deszczu, beton. Teraz ciesze się że wzięłam białą czapkę z daszkiem dla Theo, gdyż wówczas musiałabym się wracać na górę po nią.

Wolnym krokiem kierujemy się do jednego z większych supermarketów w Toronto, ponieważ w tych mniejszych nie zawsze jest wszystko co akurat potrzebuje bądź jest droższe. Coś jak porównanie McDonald's  do ekskluzywnej restauracji. Żarcie jak żarcie jednak różnica w cenie i jakości jest dość spora. Fakt, faktem jest też że w jedna porcja w takiej restauracji nie jest zbyt pożywna, a głodu nie zaspokoi co innego taki fast food. 

Chociaż, taki "fast" to on nie jest.

Przekroczywszy próg sklepu, zabieramy ze sobą ulubiony wózek malucha. Wsadzam dziecko do środka ruchomego przedmiotu, w akompaniamencie jego uroczego śmiechu.

Pierwszym przystankiem jak zawsze jest regał z słodyczami. Do wózka pakuje ciasteczka i parę paczek żelków, które Theo uwielbia. Nie obyłoby się również bez lodów, co na tak upalny dzień jest aż wskazane.

W połowie zakupów, rozdzieliliśmy się gdzie ja poszłam na dział z pieczywem natomiast Marcus wraz z Theo przebywającym w  wózku, na konserwy i słoiki. Mam przynajmniej taką nadzieje.

Czytając etykietę kaszy, znajdującej się na wprost chlebów i innego rodzaju pieczywa, dociera do moich uszu zadziwiająco znany mi głos. Nie jestem w stanie go rozpoznać mimo wrażenia, iż jest mi on naprawdę bardzo dobrze znany. Jest mocny i ostry, nieznoszący sprzeciwu.

Z każdą chwilą jest coraz bardziej wyraźny, przez co domyślam się że kieruje się w moją stronę, kłócąc się z kimś przez telefon. 

Odkładam kaszę chwytając do ręki musli i sprawdzając ich skład. 

Uwielbiam musli w połączeniu z owocami i jogurtem. Takie zdrowe śniadanko.

- Po chuja mnie tu wysłałeś cwelu jebany. - Warczy mężczyzna, który zbliża się coraz bardziej. Przez myśl mi ucieka by na niego spojrzeć jednak wzrok wciąż uparcie trzymam na płatkach, bojąc się tego co zobaczę. Mam przeczucie, że podniesienie spojrzenia w jego stronę, nie skończy się dobrze.

Nagle jego głos cichnie, urywając w połowie zdania. Nie słychać żadnego ruchu, ani słowa wydobytego z jego ust. Zapadła kompletna cisza niczym płyta, która się zacięła w połowie piosenki. Czuje baczny wzrok wbity w moją twarz, a kiedy powoli ją podnoszę słyszę przełknięcie śliny, a następnie jedno słowo, sprawiające iż moja głowa unosi się nieznacznie do góry, spoglądając w oczy sprawcy. "Cassie". To jedno słowo, wprawiające mnie w osłupienie, a jeszcze większe przez osobę stojącą przede mną.

Zayn Malik we własnej osobie stoi właśnie przede mną. Przełykam ciężko ślinę, patrząc na niego przerażona.

Wyprzystojniał i to znacznie. Jednak wygląda dużo groźniej, a jego aura aż bije grozą i niebezpieczeństwem. Ma dłuższe włosy, roztrzepane na wszystkie strony i odrobinę mocniejszy zarost, a jego oczy w tym momencie aż błyszczą z niedowierzania. Natomiast dostrzegam w nich gdzieś zboku tą grozę i chęć mordu na wszystkim co się rusza. Jego skórę na rękach pokrywa większa ilość tatuaży niż pamiętałam, a styl ma czarno szary. 

Jest też dużo chudszy wręcz za chudy, kości policzkowe dość mocno odstają, a oczy są podkrążone więc wnioskuje iż słabo sypia. Jak to możliwe? 

- Cassie? To...  naprawdę ty? - Jego głos się łamie, a w oczach kręcą łzy. Nie wiem nawet co powiedzieć więc pozostaje mi tylko zamykać i otwierać buzię na przemiennie.

Kiedy robi krok w moją stronę, ja robię to samo z tą różnicą że mój jest do tył. Spuszczam wzrok nie mogąc dużej patrzeć w te urzekające miodowe oczy, które w tym momencie przeszywają mnie na wylot.

- Powiedz coś. - Niemal błaga. Zaciskam szczękę i przymykam oczy by nie rozpłakać się przed nim. 

Od kiedy ze mnie taka beksa?

- Zayn. - Dukam przełykając gule w gardle. Wzdycha uchylając wargi, a mi od razu robi się gorąco. Chyba to czas by się ulotnić. 

Nie powinnam w ogóle się odzywać tylko po prostu uciec. Jak tchórz. 

Ja jestem tchórzem.

Powoli robię krok do tył co nie uchodzi jego uwadze. Oczy rozbłyskują się przerażeniem. 

Przerażeniem że znów mnie straci. Ale nie pozwolę mu wejść w moje życie. W nasze życie. Nie mogę.

- Nie odchodź ode mnie, proszę. Porozmawiajmy. - Wyciąga ręce przed siebie, robiąc uspokajający gest. Otwieram usta by zaprzeczyć jednak żaden dźwięk z nich nie wychodzi. 

- Nie powinniśmy. - Mówię szybko, przekrzywiając głowę w bok.

- Dlaczego? 

- Bo nie zrozumiesz. - Przenoszę na niego swój wzrok, próbując mu w ten sposób wszystko przekazać. Mężczyzna najwyraźniej nie zrozumiał przekazu albo go olał, ponieważ podchodzi do mnie szybko.

- Tego nie wiesz. - Próbuje złapać mnie za ręce, ale udaje mi się odsunąć. W jego oczach dostrzegam smutek i zawód.

Czuje kłucie w sercu widząc go w takim stanie. 

- Usunęłam się z twojego życia byś mógł się rozwijać i spełnić swoje marzenia, prowadząc gang. Po prostu zapomnij o mnie i żyj dalej, Zayn. - Tłumaczę wolno.

- Ale co to ma do gangu. Nawet jakbyś już nie chciała do niego należeć, to chyba mogłabyś być ze mną. - Przełyka ślinę, próbując przeszyć moją duszę.

- Są pewne rzeczy o których nie masz pojęcia, a one zepsuły by wszystko. - Poprawiam włosy i próbuje się wycofać.

- Nie odpuszczę. Nigdy. - Mówi hardo, zaciskając szczękę. Przymykam powieki biorąc głęboki wdech, a następnie powoli wypuszczając dwutlenek węgla.

- Proszę cię odpu... - Wcina mi się w słowo wysoki blondyn pchający wózek.

- Nie znalazłem tych suszonych pomidorów na warzywach. - Mrugam szybko oczami, przyswajając informacje

- Szukałeś suszonych pomidorów na warzywach? - Pytam.

- Przecież pomidory to warzywa. - Tłumaczy nie rozumiejąc mojego pytania.

-A chipsy to ziemniaki, ale nie ma ich na warzywach. Suszone pomidory w oleju, mówiłam. One są w słoiku. - Kiwam głową na boki, unosząc brwi. Tak to jest zabrać faceta do marketu. 

Marcus przenosi wzrok ze mnie na Zayn'a, a jego oczy rozbłyskują zdziwieniem. Spoglądam na mojego małego urwisa, dostrzegając jego wzrok wbity w mężczyznę. Zawsze krzyczący imię mulata, kiedy go tylko widział na zdjęciu bądź w telewizji Theo, teraz siedzi i patrzy się na niego niczego nie mówiąc.

- Marcus. - Syczy, a jego oczy zmieniają się z tych smutnych na wściekłe. 

- Malik. - Mówi przeciągając samogłoski i uśmiechając się sztucznie. - Kope lat stary.

- Nie pozwalaj sobie. - Spogląda nagle zaciekawiony na chłopca siedzącego w wózku, który się w niego wpatruje.

- Marcus zabierz go stąd. - Mówię szybko, rzucając okiem na niego. Blondyn kiwa głową i posłusznie odjeżdża z brunetem w wózku.

- Sądziłem, że nie znosisz Marcusa a tu proszę. Jaka niespodzianka. - Kpi sobie, prychając. - bawicie się w niańkę czy to jego bachor? A może mnie zdradzałaś i masz z nim dziecko? - Rozszerzam oczy, a po chwili zaczynają mnie piec. On to powiedział naprawdę? 

Zagryzam dolną wargę, a do oczu napływają mi powoli łzy. 

Po raz kolejny mnie zranił. Chciałam rozstać się w zgodzie i prosić go o zapomnienie o mojej osobie, mimo moich uczuć. Raniłam go i zdaje sobie z tego sprawę, jednak oskarżenie o zdradę uważam za jeszcze bardziej okrutne niż ucieczka, która swoją drogą była dla niego. 

Przełykam gorycz na wskutek odczuwanych emocji i podnoszę rękę, by następnie zdzielić go w twarz. Głośny plask dochodzi do moich uszu, a głowa mulata przekrzywia się w prawo, przez zadany mu cios.

Zaciskam wargi w wąską linie i nie mówiąc już żadnego słowa odwracam się, odchodząc. Kiedy tylko znikam za regałem, zrywam się biegiem ku wyjściu. Dopadam do drzwi i przeciskając się między ludźmi oburzonymi moim zachowaniem, wydostaje się na zewnątrz.



Ah ten niedobry Zayn. Znowu narozrabiał, a mógł wszystko naprawić.

Mam nadzieje że się podobało.

Dlaczego jak jest szkoła to nie ma czasu na nic? Nawet na zdalnych. Kiedy ja mam pisać tak żeby jedynki nie dostać? Chciałabym serio skończyć już kolejną książkę i zacząć kolejną ale kurde nie mam kiedy. Jest tyle seriali które muszę obejrzeć kilka filmów do tego treningi dojadą za niedługo. Książki które czytam i szkoła i korki. Coś za dużo tego się nazbierało. Ale damy radę najwyżej będzie większy odstęp czasowy do kolejnej książki. Choć zostało nam kilka rozdziałów więc może za ten czas skończę już pisać a przynajmniej się postaram.

Tak się spytam macie może Krasza? Bo ja mam od niedawna i to takie dziwne. Każde myśli kierują się w jego stronę już nie mówiąc o akrobacjach w brzuchu na sam jego widok na ig. Przerażające to jest. Dlatego może się pojawić książka o bokserze xd. Heh

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro