Prolog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jestem miłą dziewczyną, która stara się wybaczać błędy, bo wie, że każdemu może powinąć się noga w najmniej odpowiednim momencie. Jestem dziewczyną, która wspiera swoich przyjaciół, pomaga im i nie osądza ich. Ale ja też mam swoje limity wytrzymałości, i szczerze muszę przyznać, że za moment uśmiech na mojej twarzy przeistoczy się w grymas, który nawet blondynkę znajdującą się po mojej prawej stronie, spłoszy.

– Wiem, wiem – piszczy, zła na siebie. – Ale naprawdę to był wypadek – tłumaczy się, ale na mnie już to nie działa.

– Następnym razem pomyśl dwa razy, zanim coś zrobisz – wściekam się, co tylko powoduje, że dziewczyna skula się w sobie. – Dobra, nieważne – wzdycham głośno. – Długo to jeszcze potrwa? – Opieram dłonie na biodrach, zniecierpliwiona. To nie jest odpowiedni moment na proszenie mnie o jakiekolwiek przysługi, a już na pewno nie o takie, które wiążą się z konsekwencjami, których chciałabym jednak uniknąć.

– Daj mi jeszcze dwie minuty – prosi Willow, otwierając szafkę. – Dobra, może z pięć.

– Laska. – Łapię ją za ramię i odwracam do siebie twarzą. – Zaraz rozpocznie się zakończenie roku, a my siedzimy nie wiadomo gdzie, nie wiedząc nawet kiedy wyjdziemy.

– Obiecałaś, że mi pomożesz. – Przeczesuje palcami włosy. – Dobra, wiem, spieprzyłam, ale to dla mnie bardzo ważne. Myślę, że zostawiłam ją na basenie.

Zaczynam się śmiać, bo ta sytuacja jest tak absurdalna, że jedyne co mi pozostaje, to obrócenie wszystkiego w żart.

– Chcesz powiedzieć, że zgubiłaś tą bransoletkę na basenie, który jest tak wielki, że nawet nauczyciele się w nim gubią? Willow, musimy odpuścić.

– Nie, nie, nie. – Łapie mnie za nadgarstek i w wysokich butach zaczyna biec w stronę windy.

Nasze obcasy stukają o kafelki, a fryzury o mało nie ulegają zniszczeniu. W szczególności moja, bo postawiłam na dwa koczki po bokach głowy, które zrobiła mi Kate i myślę, że byłaby wściekła, gdyby jej ciężka praca została zniszczona.

Za dziesięć minut musimy zjawić się na sali, by odebrać dyplomy, a tymczasem zjeżdżamy windą na najniższe piętro w akademii, bo Willow pół godziny przed rozdaniem przypomniało się, że nie ma przy sobie swojej ulubionej bransoletki. Jako że znajdowałam się najbliżej, poprosiła mnie o pomoc.

– Rozdzielmy się – proponuje, gdy wchodzimy do szatni.

Kiwam głową i ruszam w stronę wielkich drzwi prowadzących do aquaparku. Niedługo zostanie on zamknięty i wcale się nie zdziwię, gdy stanie się to, gdy my będziemy w środku. W końcu szczęście nas dzisiaj nie omija...

Nie sposób będzie odszukać małego łańcuszka w piasku czy pośród leżaków i zjeżdżani. Jeżeli zguba znajduje się w wodzie, to już możemy wracać na górę, bo żadna z nas się nie zmoczy. Sukienka, którą mam na sobie jest moją ulubioną i na pewno jej nie zniszczę, a Willow męczyła się z makijażem przez dobrą godzinę, więc pewnie też zrezygnuje z kąpieli.

Gdzie jesteście?

To wiadomość od Emmy, która rano na śniadaniu wygłosiła małą przemowę, w której zaznaczyła, że mamy się nie spóźnić na uroczystość, bo nikt nas później nie wpuści.

Na basenie.

Ty sobie chyba żartujesz! Zaraz zaczynamy.

Wiem, wiem. Daj nam dwie minuty.

Ta jasne. Nie ma szans, by Willow znalazła bransoletkę w dwie mi...

– Mam ją! – krzyczy podekscytowana, trzymając w dłoniach srebrny łańcuszek, który znajdował się przy drewnianej budce z napojami. – Spadajmy stąd.

– Dobry pomysł.

Nigdy nie sądziłam, że potrafię tak szybko biec na dziesięciocentymetrowych szpilkach. Na szczęście nawet fryzura jest w miarę cała, gdy już docieramy do sali, w której mamy odebrać dyplomy. Mocnym pchnięciem otwieram wielkie drzwi, i obydwie zastajemy w bezruchu, gdy na scenie już znajduje się dyrektor szkoły, a wszyscy zajęli swoje miejsca i zgodnie odwracają głowy w naszym kierunku.

Uśmiechamy się przepraszająco i szybko ruszamy w stronę krzeseł. Po drodze napotykam piorunujące mnie spojrzenie Emmy, ale ignoruję ją, by już nie robić więcej zamieszania.

– Ale wstyd – jęczy blondynka, poprawiając krótką spódniczkę. – Wybacz – szepcze.

– To nic takiego – wzdycham, zamykając na chwilę oczy. – Dobrze, że zdążyłyśmy przed dyplomami.

Przez następne dwadzieścia minut nauczyciele wywołują nas na scenę, gratulując ukończenia roku. Jestem przed Willow i za Kate. Kolejność jest raczej losowa, ale uczniowie z najwyższą punktacją na egzaminach są wyczytywani jako pierwsi. Nie ciężko jest się domyślić, że Emma jako pierwsza odebrała swój dyplom.

W sumie cała uroczystość bardzo szybko się kończy. Już po dziesiątej wracamy do domu, by przebrać się w wygodne ciuchy i gdzieś ruszyć, by świętować rozpoczęcie wakacji. Z tego co rano słyszałam, odwiedzimy plażę, bo dzisiaj jest tak gorąco, że nawet w sukience na ramiączka czułam, jak się roztapiam.

– Można wiedzieć, co was dzisiaj zatrzymało? – Słyszę karcący głos Emmy. Jako że siedzę z przodu, odwracam głowę i uśmiecham się uroczo do blondynki, której zależało, by nikt się nie spóźnił.

– To moja wina – wzdycha Willow. – Nic takiego się przecież nie stało. – Milknie na chwilę, jakby nad czymś się zastanawiała. – Wpadnijcie dzisiaj do mnie. – Patrzy najpierw na Emmę, później na mnie, a na końcu na Stephanie, która nie odezwała się przez całą drogę ani słowem.

– Chętnie. – Szczerzy się Peter, a gdy stajemy w korku, zakłada okulary przeciwsłoneczne na głowę i na moment się odwraca, by posłać swojej dziewczynie chytry uśmieszek.

– To będzie babski wieczór – prycha Willow. – Co wy na to? Spotkamy się zaraz po plaży.

Zastanawiam się czy to dobry pomysł. Nie wiem, czy dam radę wysiedzieć w jednym pomieszczeniu przez kilka godzin ze Stephanie. Po akcji z balu szkolnego, ani razu się do siebie nie odezwałyśmy. Za bardzo się bałam jaką odpowiedź usłyszę, gdy zapytam, czy podarowała ona mojemu bratu kartę.

– Jestem na tak i... – Emma spogląda na telefon. – Kate tak samo. – Pokazuje nam wiadomość od rudowłosej, podczas gdy światła się zmieniają i Peter rusza.

Wiem, że Willow nie chce zawierać w jednym zdaniu imienia mojego i Stephanie, więc tylko kiwa do mnie porozumiewawczo głową, a ja wzruszam ramionami i odwracam się w stronę drogi.

– Ja też wpadnę – odzywa się Steph takim głosem, jakby rzucała mi wyzwanie.

– I ja – mówię, zamykając na chwilę oczy.

Mam nadzieję, że to była dobra decyzja.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro