Dla ShineGem (na konkurs) + wyjaśnienie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Lawendowa klacz otworzyła oczy. Pomimo tego, iż słońce już zachodziło, wiedziała że nie zaśnie. Znowu przespała cały dzień. Ale nie przejmowala się tym. Podniosła się ze swojego łoża i podeszła do toaletki. Jej grzywa była w kompletnym nieładzie. Chwyciła za pomocą magii szczotkę i zaczeła ją rozczesywać. Nie śpieszyła się, nie miała gdzie. Ostatni miesiąc spędziła w Canterlockim Pałacu z Nim. Nie przeszkadzało jej to, lubiła Jego towarzystwo. Żałowała, że nie mogła zobaczyć się z rodziną czy przyjaciółkami, ale On jej to wynagradzał.

Kiedy skończyła przywracać swoją grzywę do porządku, spojrzała na lewo, w stronę okna. Siedział na nim Spike. Chciała coś powiedzieć, ale usłyszała ciche chrapanie. Biedaczek, pewnie zasnął czekając, aż ona się obudzi. Przeniosła go za pomocą magii do łóżka i nakryła pierzyną. Smok tylko przekręcił się lekko i zachrapał.

Twilight uśmiechnęła się ciepło. Otworzyła cicho drzwi od swojego pokoju i wyszła, starając się nie obudzić swojego asystenta. Ruszyła w kierunku kuchni coś przekąsić. Przechodząc przez korytarz, poczuła coś pod kopytami. Opuściła wzrok i ujrzała płatki czerwonych róż. Były rozsypane przez całą długosć korytarz i znikały za jednym z zaktętów. Poszła ich śladem i po niedługim czasie dotarła do drzwi jadalni. Otworzyła je powoli i to co zobaczyła zaparło jej dech w piersiach.

Stół nakryty był rubinowym obrusem i kryształową zastawą. Znajdowały się tam pięknie przygotowane i udekorowane owoce, jej słabość, wino oraz jej ulubione kanapki z żonkilami i sałatka Stalliongradzka. A to wszystko skąpane w świetle świec. Przed oknem, zwrócony do niej plecami stał On. Miał na sobie czarny garnitur, doskonale komponujący się z jego falującą grzywą i czerwony krawat. Odwrócił się do niej i uśmiechną szczerze, ukazując przy okazji swoje białe zęby.

- Już wstałaś. - Raczej stwierdził niż zapytał.

- Tak. - Odparła. - Co... co to jest? - Zapytała niepewnie.

- Romantyczna kolacja. - Powiedział niewzruszony.

- Ale dlaczego? - Kontynuowała.

- Musi być jakaś okazja? Chciałem zrobić mojej księżniczce małą niespodziankę. Jak widać udało mi się. Proszę, usiądź. - Wyjaśnił po czym odsunął krzesło po krótszej stronie stołu.

Kiedy przysiadła do stołu On zrobił to samo. Zaczeli jeść.

- Mmm... to jest przepyszne. Tak dobrej sałatki nie jadłam nigdy w życiu. - Pochwaliła Go i wzięła mały łyk wina.

- Mam wiele ukrytych talentów. - Odparł krótko, również się napił.

Rozmawiali tak jakiś czas, aż słońce całkowicie nie zaszło. Gdy skończyli kolację, podszedł do niej, wzią jej kopytko i zamieniając ich w czarny dym znaleźli się w jakimś ciemnym pomieszczeniu. Magią zapalił ogień w kominku rozświetlając pokój. Znajdowali się w komnacie, której lawendowy alikorn nieznał. Zewsząd zaczęła grać przepiękna muzyka. On skłonił się lekko, wysuwając swoje prawe kopyto do przodu.

- Mogę prosić? - Zapytał patrząc jej prosto w oczy.

Klacz zarumieniona podała mu swe kopytko i zaczeli tańczyć. Po kilku minutach muzyka przycichła, a para przestała tańczyć. Dopiero wtedy Twilight zorentowała się, że są w pałacowych ogrodach. Sombra wskazał, żeby poszła za nim. Zatrzymali się wśród krzewów czerwonych róż. Nagle On położył się plecami na trawie. Klacz zrobiła to samo. Oboje spoglądali w nocne niebo. Ponownie zaczęła grać muzyka, tym razem spokojniejsza, hipnotyzująca.

- Spójrz w górę i powiedz mi co widzisz. - Z zamyślenia wyrwał ją Jego głos.

- Księżyc, gwiazdy... - Przerwał jej.

- Nie, co widzisz, a nie co jest. - Spojrzała na Niego zdziwiona. Westchnął. - Ja widzę niemego świadka naszej historii. Widziało nasze porażki i sukcesy, nasze wzloty i upadki. Widziało przeszłość, widzi teraźniejszość, zobaczy przyszłość. Widziało nasz początek, zobaczy nasz koniec.

- Trochę... smutne nie uważasz? - Zapytała. On tylko wzruszył ramionami.

- Tak mówił mi mój ojciec. Wtedy napisał ten utwór. "Sonata Al Chiaro Di Luna". Później sam zacząłem to zauważać. Lata mijały, wszystko i wszyscy wokół się zmieniali, ale nie niebo. Ono zawsze będzie takie samo. Wystarczy spojrzeć na to z szerszej perspektywy.

- Nigdy... nie patrzyłam na to w ten sposób. - Przyznała Mu rację. Odkąd była małą klaczką widziała zmiany, zachodziły wszędzie... i we wszystkich. Nagle odwrócił się w jej stronę i spojrzał głęboko w oczy.

- Obiecaj mi coś. Że nigdy się nie zmienisz. Chyba, że na lepsze, co jest raczej niemożliwe. Jesteś idealna. - Musnął jej wargi swoimi.

- Obiecuję.

- I... mam małą prośbę, czy... mogłabyś nikomu o tym nie mówić?

- Oczywiście. To będzie nasza słodka tajemnica. - Odpowiedziała przytulając się do niego.

- Tak... nasza. - Przytaknął, odwzajemniając uścisk. Jego róg zaświecił się. Lawendowy alikorn zniknął. Został sam. Zamknął oczy i wsłuchał się w dźwięki muzyki. Pierwszy raz w życiu przeprowadził z kimś tak... szczerą rozmowę. Na jego pysku pojawił się ciepły uśmiech.

- ...Nasza...

Kilka słów wyjaśnienia, dlaczego "rozdział", a nie rysunek. Powody są dwa: Pierwszy - dopiero później przypomniałem sobie, że moje umiejętności plastyczne są jak moje pisarskie. Czyli ch(yay)we. A drugi - jest prosty i chańbiący mój skromny honor. Zamiast dwójki wcisnąłem jedynke i rozpędziłem się z pisaniem, a nie miałem czasu sprawdzić czy poprawić bo śpieszyłem się na zajęcia. Mam nadzieję, że się spodoba.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro