17. Zimno

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Emil? Oni chyba już poszli? - moja warga drżała w niekontrolowany sposób.

   Deszcz nieprzerwanie padał z nieba jakby miał zamiar zalać cały świat. Pomimo tego spróbowałam pozbyć się dreszczy z ciała, jak na na razie na darmo. Moje zesztywniałe mięśnie dygotały w rytm padających kropel. Ciało Emila również drżało i mogłam założyć się o wszystko, że jest mu zimniej niż mnie. Ja przynajmniej miałam oparcie i coś dzięki czemu chłodny wiatr mnie omijał.

- Emil? - zsiniałymi wargami wyszeptałam imię chłopaka, który ciężko uniósł głowę z mojego ramienia -  Musimy się ruszyć.

   Pokiwał głową, po czym zaczął rozprostowywać nogi i ręce. Zmęczenie na jego twarzy mogło dorównywać temu co czułam. Oczy mi się lepiły i każde kolejne mrugnięcie wymagało coraz więcej wysiłku, ale jeśli zaśniemy umrzemy, a do tego nie mogłam dopuścić.

   Emil powoli ześlizgnął się na niższą gałąź. Poszłam w jego ślady, chociaż ciężko było używać skostniałych rąk. Dodatkowo ściekająca ze mnie woda również zbytnio nie ułatwiała zadania. Dopiero po jakichś dwóch kwadransach udało nam się zejść na ziemię. Emil od razu zebrał (choć trochę ociężale) porozrzucane gałązki oraz pale i zaczął rozpalać ognisko. Kiedy ogień radośnie zaczął trzaskać, przybliżyłam się do mężczyzny, pocierając ramiona. Pragnęłam odrobinę się rozgrzać, aby później przekazać część ciepła jemu.

- Trzeba się rozebrać - oznajmił Ratero. - Ubrania muszą wyschnąć, tak jak i my, a z nimi będzie trudniej.

- A na czym ty chcesz usiąść? - zapytałam bojąc się, że obsiądą mnie robale.

   Zza pleców wyjął jakąś połatana kurtę, która zdecydowanie nie należała do niego. Z lekkim uśmiechem, wzruszył ramionami. Zapewne ktoś porzucił ją z powodu tak wielu łat albo dlatego że nie nadawała się już do użytku.

- Musieli zostawić.

   Rozłożył ubranie na ziemi, po czym zaczął się rozbierać aż został w samych bokserskich. Przyłapał mnie na podglądaniu, ale zbytnio się tym nie przejął tylko usiadł na kurcie. Zawstydzona powoli ściągnęłam bluzkę przez głowę, następnie - nie patrząc na Emila, ponieważ to jeszcze bardziej by mnie skrepowało - zrzuciłam spodnie. Ułożyłam ubrania na jednej z pobliskich gałęzi, po czym podeszłam do Emila. Z niewysłowioną ulgą spostrzegłam, że przez cały ten czas miał zamknięte oczy. Otworzył je dopiero wtedy kiedy usiadłam blisko niego i się przytuliłam.

- Dziękuję.

- Uznałem, że już wystarczająco się nacierpiałaś... - przyciągnął mnie bliżej - po za tym sam wolę rozbierać kobiety. No i jest jeden plus tej sytuacji - uniósł brew z cieniem uśmiechu na ustach. Jego dłonie zaczęły badać każdy dostępny skrawek mojego ciała - A wiesz jaki?

- Zapewne masz zamiar obmacywać mnie przez cały ten czas - przekrzywiłam głowę. Odrobinę mi to przeszkadzało, ale był ciepły, a teraz bardzo potrzebowałam ciepła.

- Nie nazwałbym tego w ten sposób. Bardziej emm... - pochylił się do mojego ucha - poznawaniem cię z zupełnie innej strony.

   Roześmiałam się i skostniałe palce przesunęłam tak, by schować je między nasze ciała. Prawie zadziałało, prawie, bo Emil czując jak zimne są, przystawił je do swojego brzucha, a później na swoją klatkę piersiową. Przez co dłońmi przejechałam po wielu bliznach.

- Wiem są paskudne. Wszystkie dziewczyny mi to mówiły - rzucił, rozglądając się za niebezpieczeństwem.

- Ja tak nie uważam - zaoponowałam.  - Każda z nich opowiada o jakimś skrawku twojego życia. Opowiada historię.

- Jesteś dziwna - oznajmił mi prosto w oczy. Niespodziewanie jego szare oczęta zabłyszczały - ale to jest w tobie cudowne! Zdajesz sobie sprawę z tego co robisz?

- A co ja takiego robię? - zapytałam zdezorientowana.

- Od czasu siedzenia na drzewie flirtujesz ze mną. Mógłbym się nawet pokusić o stwierdzenie, że mnie podrywasz, zaś to z kolei bardzo mi imponuje, ponieważ ostatnio tylko ja flirtuje, a odzewu z drugiej strony nie ma. To fajne uczucie być podrywanym przez dziewczynę.

   Moje policzki zapłonęły purpurą. Pośpiesznie ukryłam twarz w jego ramieniu, może nie pachniał najlepiej, ale przynajmniej naturalnie, a nie tak sztucznie jak chłopcy z miasta. Oni woleli się wyperfumować wodą kolońską albo innym specyfikiem, aby przyciągnąć kobiecy wzrok. Emil wolał być zabójczo szczery, przystojny i naturalny w każdym calu.

- Ależ skąd! - szybko zaprzeczyłam - Ja tylko... tylko...

- Tylko co?

- Tylko z tobą rozmawiałam, po co miałabym cię podrywać skoro... - zaczęłam intensywnie myśleć, aby wymyślić coś sensownego - ...skoro owinęłam cię wokół małego paluszka? To nie miałoby sensu, prawda?

- Cwana - mruknął z przekąsem.

   Objął mnie mocniej jakby nie znał innego sposobu, by się ode mnie odseparować. Wolał mieć mnie na oku. Wolał pilnować każdego mojego ruchu i uważać na to co robię, jednak nadal nie wiedziałam dlaczego to robi. Dlaczego tak bardzo dąży do czegoś, czego tak naprawdę nie wiem?

- Cieplej? - zapytał.

- Troszkę, ale to nie zmienia faktu, że jestem głodna - mruknęłam, przymykając oczy. - No i jestem nadal mokra, i przygnieciona przez podejrzanego faceta.

- Zapomniałaś czegoś dodać.

- Och, rzeczywiście! - uniosłam głowę, by na niego spojrzeć i z ledwo powstrzymywanym śmiechem powiedziałam - Do tego siedzę na podejrzanym czymś co cuchnie.

- Dalio! - krzyknął z pretensją - Miałaś powiedzieć: "Siedzę z najprzystojniejszym mężczyzną na ziemi, którego mam ochotę pocałować".

- Naprawdę? - zamrugałam i rozejrzałam się - W takim razie powiedz mi kiedy to ciacho przyjdzie, bym mogła się odpowiednio ubrać - dodałam szeptem. - W końcu mam taki duuuży wybór!

    Roześmiał się co niezmiernie mnie cieszyło. Wolałam zapomnieć w taki oto sposób o przykrościach dnia dzisiejszego (mam na myśli obdartusów- bandytów oraz wspinaczkę na drzewo tylko po to, aby wziąć zimny prysznic). No i da się zapomnieć o zimnie. Chociaż dzięki rozpalonemu ognisku, które dawało ciepło również zapominało się o chłodzie. A to naprawdę wielki plus.

    Skupiłam wzrok na mężczyźnie, który sprawił, że wcale nie miałam ochoty tak szybko wracać do domu. Przestępcy, który jako pierwszy widział mnie w bieliźnie i sprawił, że nawet tak parszywa sytuacja w jakiej się znaleźliśmy robi się zabawna. Niemniej wolałabym zamiast szczęścia z tego, iż siedzę właśnie z Emilem sama, a powinnam czuć wściekłość, zdenerwowanie faktem, że brakuje części garderoby.

- A wiesz jak możemy się rozgrzać?

- Zgaduję, że nie chcę wiedzieć - wyszeptałam.

- Nawet nie wiesz co mam na myśli.

- Oj myślę, że wiem - moje serce łomotało o żebra w rytmie jego.

- W ramach wyjątku mogę cię pocałować, a potem zawołać konie, co ty na to? - przekrzywił głowę z łajdackim uśmiechem na wargach.

   Zamrugałam. Powoli dochodziło do mnie co właśnie mi powiedział i zatrważająca prawda, dlaczego wcześniej tego nie zrobił. Znaczy... miałam nadzieję, że chodziło mu tylko o rozmowę, ewentualnie całusy, a nie to żebym siedziała przytulona do niego w samej bieliźnie.

- Przez cały ten czas mogłeś to zrobić... - zaczęłam z niedowierzaniem.

- Inaczej nie zobaczyłbym cię w całej okazałości - rzucił z rozbawieniem. - Po za tym zbyt dobrze mi się z tobą rozmawia, żeby od razu wołać konie.

- Mogliśmy zachorować! - spróbowałam się od niego odsunąć, ale zbyt mocno mnie trzymał - Przyszło ci to do głowy? A Nina? Jest tam sama z facetami!

- Którzy jej nie tkną.

   Moje marne próby zostały definitywnie przerwane jego pocałunkiem. Nawet wtedy próbowałam się uwolnić, lecz z mniejszą determinacją. Emil potrafił całować i robił to diabelnie dobrze. Sprawiał, że nie byłam wstanie myśleć, a co dopiero z nim walczyć. Przesunęłam dłonie z powrotem na jego plecy. Znów poczułam te zdechłe motyle, ale tym razem z większą siłą wybuchały w moim brzuchu.

   Nagle Ratero zaczął pocałunkami schodzić do mojej szyi. Na dosłownie chwilę otworzyłam oczy i... od razu tego pożałowałam. Zesztywniałam, przestałam czuć palce Emila wbijające się w moje plecy. Dlaczego? Ponieważ nieopodal, oparty o drzewo stał Dawid ze skrzyżowanymi na piersi ramionami.

- E... Emil?

- Mhm? - znów pocałował mnie w usta, ale czując, że nie oddaje mu tych pocałunków, spojrzał na mnie.

- Och nie przerywajcie sobie! - Dawid machnął nonszalancko ręką - Przecież mamy tyle czasu, a wy w końcu i tak musicie się ogarnąć. Tyle że jest taki malutki problem...

   Ratero odwrócił się do tropiciela, zasłaniając mnie sobą. Przez dłuższy czas siedział i tylko się przyglądał nieproszonemu gościu. Dopiero później przemówił pełnym wściekłości głosem:

- Sarkazm możesz wsadzić sobie w zadek, przyjacielu. Siedzieliśmy w deszczu na drzewie więc musieliśmy się rozgrzać...

- Tyle że mogłeś zawołać konie, prawda? No chyba że nie chciałeś i wolałeś obłapiać swoją żoneczkę, niż ruszyć tyłek, aby przyjść do nas. Wiesz jak twoja siostra się o was martwi? Wiesz jak trudno uspokoić histeryzującą kobietę? Bo Tom był tak zdeterminowany uspokojeniem Niny, że zaproponował mi... że tak to ujmę... ululaniem jej. Oczywiście dostał za to po łbie, ale sam muszę przyznać, iż dokładnie to samo przeleciało mi przez głowę chwilę wcześniej - Dawid zaczął oglądać swoje paznokcie z niezwykłym spokojem.

- Daj nam chwilę - warknął Emil. - Zawołam konie i wracamy.

- Ależ daj spokój - ponowne machnięcie ręką. - Mamy tyle czasu, że zdążysz jeszcze zrobić to co zamierzałeś. 

   Zasłaniający mnie mężczyzna warknął przekleństwo pod nosem zaadresowane do Dawida, a dopiero potem kazał mu się odwrócić. Po chwili zagwizdał, odwrócił się i cmoknął mnie w kącik ust. Czyżby za coś przepraszał czy miał po prostu nadzieję, że do tego wrócimy?

   Nie! Nie możemy do tego wrócić! Muszę w końcu zapanować nad sobą i znaleźć potrzebną siłę, aby go od siebie odsuwać za każdym razem, gdy zbyt blisko podejdzie.

************

    Zapłakana Nina siedziała koło Tom' a, który z niemą ulgą przyjął nasz powrót. Zmarszczył aż nazbyt dyskretnie nos czując nasz smród, chociaż próbowaliśmy prawie wszystkiego, aby go zatuszować. Znalazłam buteleczkę drogich perfum, którą opryskałam ubrania - ciemnozielone dżinsy oraz bladoniebieską bluzkę wraz z szarą, ciepłą bluzą. Zdołałam również rozczesać włosy, dzięki czemu wyczesałam liście oraz gałązki.

   Emil zaś ubrał się na czarno. Wyglądał jakby przeżywał żałobę, a aby to dowieść skrzywił się widząc blisko Niny siedzącego Tom' a. Dodatkowo zrobił cierpiętniczą minę skierowaną w moją stronę kiedy jego siostra z płaczem do niego przylgnęła. Trochę drętwo poklepał ją po plecach, co wywołało jedynie koleiną salwę lamentu dziewczyny. Przez co poczułam wstyd, iż wcześniej nie zrobiłam czegoś, aby wrócić... dodatkowo fakt, że myślałam o powrocie z taką niechęcią...

- Nic ci nie jest? - zapytałam dotykając ramienia nastolatki. Nina rzuciła się na mnie i mocno się do mnie przytuliła.

- Tak bardzo się o was martwiłam!

- Jak sama widzisz, niepotrzebnie - Emil odkaszlnął. - Jedynie uciekliśmy, potem ukryliśmy się na drzewie, a na koniec zostaliśmy umyci przez deszcz. Dlatego musieliśmy trochę się spóźnić.

- Tylko dlatego? - Dawid uniósł z rozbawieniem brew.

   Pośpiesznie przytuliłam się do Niny, aby nie zauważyła rumieńców moich i Emila. Wołałam, żeby nie wiedziała co takiego zatrzymało mnie oraz jej brata dłużej niż oboje zdawaliśmy sobie z tego sprawę. Skąd miałam wiedzieć, że spędziliśmy sam na sam pół dnia, a nastolatka bała się i zamartwiała o nas aż do nocy. A my jak te samoluby w ogóle się tym nie przejmowaliśmy.

- A żebyś, kurna, wiedział - warknął Ratero.

   Drugi mężczyzna spojrzał na Emila z wyraźnym powątpiewaniem, które miało na celu kolejne zawstydzenie naszej dwójki. Prawdopodobnie pragnął również zalać nas wyrzutami sumienia, ale zapomniał o jednym ważnym fakcie - mój towarzysz nie ma w swoim słowniku czegoś takiego. Zaś ja czułam je z podwójną siłą i łajałam się za to, że wcześniej nie pomyślałam o tym, aby zmusić Ratero do wezwania koni. Nawet to nie przeszło mi przez głowę!

    Czemu, och, czemu nie potrafię skupić się na czymś ważniejszym, gdy Emil Ratero znajduje się w pobliżu? Jakże byłoby łatwiej, gdybym była w stanie zmusić myśli do funkcjonowania nawet wtedy kiedy mężczyzna jest przy mnie.

- Musimy znaleźć wioskę albo jakąś mieścinę, w której będziemy mogli wynająć pokój - powiedziałam odsuwając się od koleżanki. - Muszę sie dokładnie wykąpać.

- Chyba chciałaś powiedzieć "koniecznie" - poprawiła mnie Nina marszcząc noc. - Wszyscy śmierdzimy na kilometr, ale jeśli mam być szczera... wy dwoje śmierdzicie najwięcej.

   Emil z uśmiechem cwaniaka spojrzał na mnie.

- A więc idziemy! - mrugnął do mnie - Jeśli miałabyś problemy z myciem... zawsze jestem pod ręką!

- Przestańcie tak krążyć wokół siebie i po prostu przyznajcie, że macie na siebie chrapkę! - parsknął Dawid z chichotem szaleńca.

   Błyskawicznie odsunęłam się od mężczyzn i pociągnęłam Ninę do koni. Bałam się nawet odwrócić za siebie, gdyż to mogłoby pokazać, iż Dawid ma rację. Znaczy ma ją tak czy siak, ale... wolałabym tego nie pokazywać.


   Następny rozdział 16.06.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro