30. Plany łowczyń

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


   Gdyby ktoś dał mi teraz papierową torbę, abym mogła sobie w nią podmuchać na uspokojenie, skorzystałabym z okazji. W życiu nie spodziewałabym się, żeby ktoś tak groźny jak łowczyni mógłby zeswatać mnie z kimkolwiek, tym bardziej, że miała do dyspozycji jedynie przeczucie. A to zdecydowanie za mało jak na mój gust... znaczy tak czy siak się jej udało, ale to nie wydaje się w porządku wobec mnie czy Emila. To tak jakby ktoś specjalnie grał na swoją korzyść nie biorąc pod uwagę uczuć osób drugich.

- Nie miałaś prawa! – krzyknęłam – Nie miałaś prawa gdybać na nasz temat. Co jeśli któreś z nas zginęłoby? – wskazałam najpierw siebie, później Ratero - Czy przejęłabyś się tym? Czy może byłabyś wściekła, że twoje wielkie plany dały w łeb?

- Wiesz, wolę zostawiać wszystkie możliwości losowi niż brać udział w dalszym pomaganiu pewnym sytuacją się rozwinąć – zareagowała kompletną obojętnością na mój wybuch. – Widzisz moja droga Dalio, każdy człowiek co jakiś czas staje na rozdrożu albo postąpi tak albo zrobi coś zupełnie innego. I pozostaje jedna niewykorzystana możliwość, prawda? A ja jedynie postanowiłam „pomóc" jednej z tych możliwości stworzyć drogę do kolejnej, która toczy się już własnym rytmem – przeczesała wzrokiem las. To wyglądało tak jakby bała się, że ktoś jeszcze może się zjawić, taki ktoś jak żołnierze. – Rozumiesz do czego zmierzam? Wam dane i nie dane było się spotkać. Mogliście się w sobie zakochać, ale również znienawidzić. Mogliście i nie mogliście się ze sobą przespać.

- Skąd wiesz...? – Emil się lekko zarumienił.

- Och, no proszę cię! Miałabym uwierzyć, że własnej żony być nie zaliczył? – uniosła wysoko lewą brew – Co jak co, ale to raczej było łatwe do odgadnięcia, dlaczego tak bardzo na nią uważasz. Chociaż... Dalia jest pierwszą, której istnieniem się przejmujesz. Jednak bardziej interesuje mnie jedno. Po jaką cholerę tkwimy tutaj zamiast iść gdzieś indziej? Żołnierze lada chwila mogą się zjawić, a każdy z nas zginąć.

- Więc teraz jesteś królową zastanawiania się kto zginie następny? – zakpił Ratero. – Od kiedy jesteś taką myślicielką?

    Na pociągłej twarzy przywódczyni łowczyń rozlał się leniwy uśmiech. Zachowywała się jak prawdziwa władczyni, dla której sprzeciw w ogóle nie istnieje. Właściwie nie istnieje jedynie w jej słowniku. Tym bardziej kpina z niej.

- Zawsze mnie ciekawiło ile jesteś w stanie odebrać innym, tylko dlatego że ci jest coś potrzebne. Chyba się właśnie dowiedziałem – rzucił beztrosko jakby mordercze spojrzenie łowczyni napotkało ścianę, nie zaś spotkało się z jego wzrokiem. – Cena życia za to, aby twój plan wypalił. Nie za wysoko cenisz swój umysł?

- Wiesz co mnie najbardziej ciekawiło? – przedrzeźniała go – To gdzie masz mózg: pod włosami czy może w spodniach? Albo to czy w ogóle posiadasz ten skomplikowany organ? Ooo, uraziłam twoje męskie ego?

    Spojrzał na mnie wzrokiem mówiącym: „Ta kobieta zalazła mi bardziej za skórę niż to się udało tobie. Mam nadzieję, że za chwilę walnie w nią piorun". To wyglądało tak zabawnie, że miałam ochotę się roześmiać, ale zamiast tego zaczęłam czkać. Czkać przy kimś tak dziwnym i niebezpiecznym jak zielonooka kobieta przed nami.

    Na szczęście musiała chyba już dawno poznać każdy możliwy sposób wyrażania strachu, ponieważ nie zwróciła na to najmniejszej uwagi. Zamiast tego czekała z wytęsknieniem na ripostę Emila. Przy czym wyglądała jak czający się na swoją ofiarę wąż, gotowy do natychmiastowego ataku. Wzruszające czyż nie?

- Nie, cierpię cię. Jesteś po prostu paskudna i cieszę się, że zerwałaś ze mną, gdy tylko dotarło do ciebie, że cię zdradzam – powiedział mściwie Ratero. – A teraz jeśli nie masz nic przeciwko wolelibyśmy już odejść. Wrócić do wioski.

- Idziemy z wami – oznajmiła.

- Nie – warknął.

- Ależ tak. Dzięki mnie jesteś z Dalią, dzięki mnie ją poznałeś! Dzięki mnie i Edmundowi ją zdobyłeś!

    Po chwili, gdy zrozumiała co jej się wymsknęło, zakryła usta dłonią. Wytrzeszczając oczy zaczęła się przyglądać swoim dłonią, robiąc przy tym zeza. Zaś mnie jakoś niespecjalnie trafiło to, że właśnie oraz coś takiego ukartowała, po za tym słysząc to wszystko co dzisiaj powiedziała, to raczej nie było nic niezwykłego. Dla własnego kaprysu kazała Edmundowi coś takiego zrobić, aby Emil nie skapnął się, że to robota kogoś zewnątrz.

- I zrobił to tak bezinteresownie? – powątpiewał Emil – Przecież pieniądze aż tak go nie kuszą.

- Racja, dlatego właśnie patrzyłam z taką przyjemnością jak idziesz prosto w jego ręce. Pewność, że zgodzisz się na jego warunki oraz moje pieniądze, niezmiernie pomogły w negocjacjach.

   Spuściłam wzrok, a widząc zbolałą i zniechęconą minę Uriela pojęłam, że Emil tak naprawdę zagadywał łowczynię, aby zyskać dla niego na czasie. Lecz nawet to nie było w stanie pomóc nastolatkowi w znalezieniu miejsca na mapie, w którym moglibyśmy aktualnie się znajdować. I coś mi mówiło, że nasze przeciwniczki wiedzą dużo więcej niż mówią.

- No, skoro już sobie pewne sprawy wyjaśniliśmy to może teraz zaczniemy iść w stronę miejsca, w którym leży wioska? W końcu tropiciele potrzebują łowczyń w takim stopniu jak łowczynie tropicieli.

- Dobra – warknął Ratero.

- Zawsze wiedziałam, że myślisz przyszłościowo – ucieszyła się.

- Dawidzie podaj tej lafiryndzie współrzędne wioski. Miejmy to już z głowy i idźmy nim znajdą nas żołnierze lub co gorsza podążą naszym tropem – Emil kompletnie zignorował słowa swojej byłej jakby ta nie istniała. Ta konkretna kobieta była dla niego tylko i wyłącznie powietrzem, gadającym powietrzem.

**********

    Łowczynie wymieszały się z tropicielami, lecz jedno drugiemu nadal nie ufało. Tym bardziej, że Emil musiał iść z przodu wraz z zielonooką dziewczyną, wobec tego dużo więcej facetów szło koło mnie w luźnym, ale ścisłym kręgu. Właściwie cieszyłam się, że cała dwudziestka nie wyznała mi swoich imion. Nie zapamiętałabym ich wszystkich, a nawet gdyby to na pewno pomieszałabym ich właścicieli z innymi członkami wyprawy.

   Co, jednak w jedynym nie pomagało. Byłam zazdrosna o to, że ONA rozmawia z nim non stop, a ja nie mogę się nawet zbliżyć, bo od razu łowczynie zagradzają mi drogę. Znaczy, Emil tak konkretnie - z tego co widziałam - odpowiada raz na jakiś czas, ale to nie zmienia faktu, że od dwóch godzin nie mam z kim porozmawiać. Tropiciele stracili ochotę na pogawędki od kiedy dołączyły się do nas te stuknięte kobieciny. Gdy myślałam, że Uriel jest moją ostatnią szansą... zauważyłam, iż nadal wini się za te mapy. Wobec czego cały czas odpowiadał burkliwie i... cóż nie na temat. Kiedy zapytałam go o to czy ma rodzeństwo, on oznajmił, że "nie, nie mam zapałek, po co byłyby mi one?". Tak, zdecydowanie nadal do siebie nie doszedł.

- Oj, nie wiń się - powiedziałam szturchając go w ramię. - Tak czy siak nas uratowałeś więc nie ma co się martwić o to, iż wpadliśmy w pułapkę łowczyń.

- Tak, wiem jestem głupi - jęknął rwąc rude włosy z głowy. - Nie musisz mi o tym przypominać. Och, jak mogłem nie domyślić się, że to ona? Trzeba być tępotą, żeby tego nie odgadnąć!

- Albo przystojnym ciamajdą - parsknęła jedna z łowczyń do drugiej i z chichotem przebiegły koło nas, aby zatrzymać się tuż za Emilem i ich przywódczynią.

- Co? - Uriel spojrzał na mnie zdezorientowany - Coś mówiłaś? Albo one coś mówiły?

- Przecież... - marszcząc brwi spojrzałam na niego.

- Nie mogliśmy ze sobą rozmawiać - potrząsnął głową - ponieważ byłem zbyt zajęty łajaniem siebie za tę karygodną wpadkę. 

   Otaczający nas mężczyźni zaczęli się wesoło naśmiewać z nastolatka. Po niedługim czasie (gdy Uriel nadal zastanawiał się o co jego towarzyszą chodzi) dołączył się do tego sam sprawca tej wesołości. Ja za to jedynie się uśmiechnęłam, tylko dlatego że zauważałam śmiejącego się z przywódczynią łowczyń, Emila. Moja zazdrość o męża dotarła do najwyższej możliwej granicy.

   Z czego mogliby się tak śmiać? Co ich rozbawiło? Które z nich powiedziało coś zabawnego?

  Dość! - złajałam się - Nie mogę cały czas martwić się o taką błahostkę! Przecież może się śmiać z dowolnej rzeczy. 

- Dlaczego nie możemy podejść bliżej do Emila? - zapytałam.

- Ponieważ Gabriela koniecznie chce nadrobić te lata kiedy mogła jedynie trafiać na jego ślad - odparł Dawid. Następnie rzucił zazdrosne spojrzenie w ich stronę - Tak konkretnie to pewnie rozmawiają na temat naszej wspólnej współpracy między wioskowej. Chociaż to raczej będą musieli po raz kolejny omówić w wiosce. Ale! Ty będziesz musiała przy tym uczestniczyć.

- W takim razie, dlaczego się cieszysz? - zapytałam nie bardzo rozumiejąc o co mu chodzi.

- Muszę wiedzieć czy Emil nie zrobił kolejnego błędu. Jestem jego doradcą - wytłumaczył od razu - lecz nie mogę uczestniczyć w rozmowach między wioskowymi wodzami - to całkowicie głupi zwyczaj - ponieważ dotyczą mnie jedynie sprawy mojej wioski, a nie...

- Rozumiem - przerwałam my. - Tylko co ja mam z tym wspólnego? Dlaczego miałabym być razem z nim na naradzie o wiosce, której tak właściwie nie znam? Tym bardziej, że nie znam waszych zwyczajów, waszej kultury ani...

- Ale znasz kogoś kto w tym ci pomoże - odezwał się głos tuż przy mnie, po czym silne, ciężkie ramię opadło na moje barki. - Nawet nie wiesz jak wsparcie żony pomaga przywódcy. Ona jest pomocna... A teraz moglibyśmy porozmawiać o czymś zupełnie innym? Jestem zmęczony.


    Następny rozdział 17.07. Wybaczcie mi, że dzisiejszy rozdział jest krótszy ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro