7. Potańcówka

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

      W związku z tym, iż moje matury już się zakończyły (wreszcie!) mam dla Was prezent. Dziś nie będzie tylko jednego rozdziału, ale dwa ;)

    Emil pomimo swojego słabego zdrowia, w miarę energicznie parł do przodu za grupą. Nawet jeśli czuł się źle, nie pokazywał tego po sobie do czasu aż przed parkietem, gdzie tańczyli wszyscy, powiedział, że idzie po coś do picia. Dodał, bym nigdzie mu nie uciekała. Ta, jakbym miała jak uciekać! Matrona chyba specjalnie krążyła zawsze gdzieś przy mnie, aby dopilnować... czego? Zapewne chciała byśmy z Emilem ze sobą zatańczyli.

   Mężczyzna na szczęście długo nie wracał. Wobec tego wzięłam z tacy przechodzącej dziewczyny, kieliszek z alkoholem i szybko go wypiłam. Cierpki płyn podrażnił moje gardło jednocześnie sprawiając, że zrobiło mi się ciepło. To ta lepsza strona pijaństwa. Ostatecznie odłożyłam kieliszek.

- Zatańcz - rozległy się nalegania ze strony dziewczyn, których wianki zostały złapane. - Za chwilę będzie piosenka specjalnie dla nas!

- Nie, ja nie umiem tańczyć - skłamałam ze strachu, iż ta piosenka będzie balladą miłosną, a tego raczej bym nie ścierpła. - Zawsze uważałam, że jestem z tego paskudna, bo depczę mężczyzną po nogach... - westchnęłam zrezygnowana, widząc ich uśmiechy - No dobra! Z kim?

- Z twoim uroczym towarzyszem - zaświergotały, chichocząc i spoglądając na siebie porozumiewawczo.

- Z Emilem? - upewniłam się z perfidnym uśmiechem - Ach, w takim razie z przyjemnością!

   Ruszyłam w stronę siedzącego na ławce chłopaka, który wyglądał jakby zaraz miał zejść z tego świata. Widocznie to całe łażenie sprawiło mu więcej trudności niż sądziłam. Prawie się zawahałam czując współczucie wobec niego, ale gdy mnie dostrzegł i pomachał mi moim wiankiem... Ruszyłam w jego stronę z gniewem krążącym mi w żyłach.

- Zatańczysz ze mną?

- Czemu nie? - wstał z lekkim trudem.

   Pociągnął mnie na parkiet, jednocześnie wkładając na głowę przemoczony wianek. Jakoś mi to nie przeszkadzało. Szczerze powiedziawszy to jedyne co teraz czułam to dziwną radość z tego powodu, iż jednak ktoś złowił mój wianek. Nawet jeśli to oznacza, że Emil będzie upierdliwy aż do końca naszej podróży. Zapewne tylko czeka na odpowiednią okazję, by mi dopiec albo już teraz obmyśla obleśne żarty.

   Przyznam, iż nie spodziewałam się po Ratero takiego wyczucia rytmu. Tańczył jak urodzony szlachcic, który od małego uczył się wytwornie tańczyć. Idealnie prowadził, idealnie przechodził z figury w kolejną figurę taneczną. Mimo to musiałam mu jakoś podziękować za to, że pofatygował się, aby na złość złowić akurat mój wianek.

- Auć! - jęknął mężczyzna, ale nie schylił się, aby rozmasować obolałe palce.

- Przeprosić? - zmrużyłam oczy i znów nastąpiłam mu na stopę - Coś mi się nie wydaje.

- Za co?

- Oj, dobrze wiesz za co - warknęłam i obróciłam się w tańcu.

- Dobrze wiesz, dlaczego zrobiłem to co zrobiłem - syknął, przyciągając mnie do siebie bliżej. - Nie chciałaś mi dać całusa w podzięce za uratowanie życia więc w ten oto banalny sposób cię ukarałem.

- Idiota.

- Wariatka - rzucił z ogniem w oczach.

    Odwróciłam twarz w bok i wtedy mignął mi facet ubrany w prostą sukienkę w egzotyczne linie. Coś tam mamrotał pod nosem wykonując pokręcone wymachy rąk. Niektóre z dziewcząt spoglądały na siebie i przysuwały się bliżej swoich partnerów, którzy skradali im pocałunki. Zaś dalej zauważyłam matronę z dumnym uśmiechem na wargach. Wydawała się zadowolona z rozwoju wypadków. Ale mnie coś nie pasowało. Coś w tym uśmiechu i mamrotaniu faceta.

- Kim on jest? - zapytałam, podbródkiem wskazując mężczyznę.

- Ach, to tylko wioskowy kapłan - powiedział nonszalancko Emil. Chwile się uśmiechał, po czym jego wytrzeszcz nagle znikł jakby został zmazany. - Niech ich szlag weźmie! - przeklną. - Sprytnie to urządzili. Ślub w czasie potańcówki.

- Ślub?! - pisnęłam przerażona.

- Spokojnie według prawa nie będziemy małżonkami... co nie oznacza, że nie moglibyśmy pozwolić sobie na to i owo - wyszeptał mi do ucha.

   Parsknęłam śmiechem. Temu to się zebrało na żarty, żebym ja skusiła się na jego propozycję? Och, nie! Co najwyżej pozwoliłabym się objąć, ale nic więcej. Nawet jeśli ocalił mi życie, nawet jeśli prowadzi mnie do stolicy, nie oznacza to, że tak po prostu wskoczę mu do łóżka. Za żadne skarby tego świata!

- Możesz sobie pomarzyć - odparłam i złapałam jego zsuwającą się z moich pleców, dłoń.

   Zachichotał cicho. Czyżbym go bawiła? A może moje zachowanie? Albo po prostu nie jest przyzwyczajony do tego, żeby dziewczyna mu odmawiała. Chociaż miał dużo czasu, aby przekonać się, że ze mną nie pójdzie mu tak łatwo jak z innymi przedstawicielkami płci pięknej. Jednak muszę przyznać, iż jeśli tak dalej pójdzie będę musiała powiedzieć mu, że zainteresowałabym się nim gdybym nie miała narzeczonego. Taka prawda. Taki rozrywkowy, zabawny i wkurzający chłopak to ktoś kogo szuka wiele dziewcząt. Zapewnia brak nudy.

   Emil pochylił się do przodu, a jego ręka - ta którą mnie oplątał w pasie - zacisnęła się na moim boku. Marszcząc brwi przyjrzałam się jego twarzy, zapominając o kapłanie, kilka kropel potu spłynęła po czole mężczyzny. Zatrzymaliśmy się akurat w momencie kiedy muzyka ucichła.

- Zapraszam teraz do domów - oznajmiła w ciszy matrona. Po czym podeszła do mnie i Ratero - Pani Ratero - skinęła mi głową, a ja się skrzywiłam - tamten dom jest puki co wasz. Kazałam przenieść rzeczy więc macie tam wszystko czego będziecie potrzebować.

   Podążyłam wzrokiem za jej dłonią i oniemiałam. Domek, który wskazała był mały, drewniany... po prostu uroczy. Jego ściany były oplecione czymś na kształt bluszczu z pięknymi fioletowymi kwiatkami i fluorescencyjnymi liśćmi. Podobał mi się. Może i byłam przyzwyczajona do luksusów, przepychu, ale ten dom był spełnieniem moich najskrytszych marzeń - daleko od komentarzy szlachetnie urodzonych, daleko od intryg czy kłamstw.

   Emil złapał mnie za rękę, ciągnąc w stronę domu. Zauroczona dałam się ciągnąć, nie przejmując się zbytnio tym, że w tym miejscu będę musiała częściej użerać się z kryminalistą. Chociaż może nie będzie aż tak źle... w końcu sama również mogę odpłacić się mu za każde drobne złośliwości.

    Gdy wepchnął mnie do środka od razu wleciałam w coś i wywaliłam się głową naprzód na kanapę. W tym samym czasie usłyszałam szczęk zamka. Zdmuchnęłam z twarzy włosy i zaciskając usta oraz mrużąc powieki spojrzałam na przykucającego przede mną chłopka. Uśmiechnął się jakby przyjmował wyzwanie, które w niego cisnęłam. Następnie z chytrym uśmieszkiem wstał ruszając wgłąb domu.

- Ej, a ty dokąd? - jęknęłam widząc jak penetruje kolejne pokoje, aż znajduje sypialnie.

- Nie widać? - odwrócił się, spoglądając na mnie z kpiną - No chyba nie myślisz, że będę spać na niewygodnej kanapie? Tak robią tylko idioci próbujący przypodobać się kobietą albo frajerzy z bajek dla zadufanych w sobie panienek. Mam zamiar spać w łóżku... a ty rób co chcesz.

   Czyżby rzucał mi wyzwanie? Oj, masz przesrane chłopie!

- Mam zamiar spać w łóżku - odparłam, pośpiesznie ruszając w jego stronę.

- W takim razie, zapraszam - teatralnym gestem wskazał mi drzwi, po czym wszedł do środka.

- Cudownie! - sapnęłam krzywiąc się z niesmakiem - Tylko spokojnie... - potarłam zmęczonym gestem twarz - będę spać koło chłopaka, który rujnuje moje życie, lepiej być przecież nie może co nie?

  W niemej odpowiedzi Emil włączył światło, a moim oczom ukazała się śliczna sypialnia, pośrodku której znajdowało się łóżko. Na pościel rzucił się mężczyzna przez co odechciało mi się odpoczynku po tym jakże męczącym dniu. Ratero z łoskotem zrzucił z nóg buty patrząc na mnie. Wiedziałam co chce przez to przekazać. Czy podejmę się tego wyzwania, czy posunę się tak daleko, aby wygrać nasz zatarg.

   Z chamskim uśmiechem weszłam do pokoju i zamknęłam za sobą drzwi. Następnie zaczęłam rozpinać sukienkę, która na szczęście miała zamek błyskawiczny z boku. Wzrok mężczyzny zjechał na ten odsłonięty kawałek mojej skóry, przekrzywiając głowę. Jego jasne włosy opadły mu na lewe oko, przez co wyglądał naprawdę przystojnie.

- Pójdę się umyć - oznajmiłam przeszukując komody - jeśli wejdziesz w tym czasie do łazienki... to skończy się to dla ciebie bardzo źle. 

- Muszę przyznać, że zaczynasz przypominać mi mnie, gdy miałem dwanaście lat. Ech, musisz się jeszcze dużo nauczyć... Po pierwsze dziewczyna, która chce zaintrygować mężczyźnie prosi o to, aby to on rozpiął zamek. Po drugie robi to bardziej - obrzucił mnie krytycznym spojrzeniem - po dziewczyńsku niż ty.

- Znalazł się znawca - parsknęłam rozbawiona.

- A żebyś wiedziała! - w jego oczach zaskrzyły się iskierki takiego samego rozbawienia jak u mnie - Od jakichś czterech- pięciu lat mam doktorat właśnie ze znajomości kobiecych zachowań.

    Roześmiałam się nie mogąc już dłużej wytrzymać. Ruszyłam do łazienki z głupim uśmiechem na wargach, który pozostał tam do czasu aż zanurzyłam się w wannie z ciepłą wodą. Oczywiście samo wlanie wody było dla mnie nowością. Zazwyczaj to służba przygotowywała mi kąpiel, ja zaś musiałam jedynie wejść do wanny i się umyć. Mimo to przyjemnie było zrobić coś tak prostego samemu. Co prawda wlałam troszeczkę za dużo płynu, ale raczej nie zaszkodzi kąpać się z dużą ilością piany.

   Mięśnie powoli się rozprężały. Cudownie było poleżeć sobie w ciszy w ciepełku i wreszcie dokładnie się wyszorować, spłukując z siebie cały możliwy brud, który podstępnie zagnieżdżał się w porach. Gdy wyszłam z wody, ta była zabarwiona na brązowo co oznaczało, że jednak źle zrobiłam nie myjąc się wczoraj. Przecież nic nie stałoby się, gdybym na chwilę zostawiła Emila samego sobie.

    Ale to byłoby egoistyczne i samolubne.

   Po kolejnych dziesięciu minutach wyszłam ubrana w piżamę - dla bezpieczeństwa w dresowe, zielone spodenki oraz niebieską bluzkę, którą wsadziłam pod spód spodenek. Gdy znalazłam się w sypialni Emil nadal wylegiwał się na łóżku. Rzucił mi karcące spojrzenie.

- A już miałem nadzieję, że utonęłaś w kiblu.

- No cóż jedno powinieneś wiedzieć. Ja nie spełniam twoich życzeń - odparłam z przekąsem. - Po za tym mój instynkt przetrwania działa dużo lepiej niż twój, mam rację?

- I tu mnie masz, kochanieńka - klepnął pościel, wstając. - Idę się myć, jeśli będziesz mieć ochotę możesz wejść do łazienki w dowolnym momencie - mrugnął do mnie.

- Ależ ty zabawny!

   Odsunęłam się na bezpieczną odległość kiedy zaczął iść w stronę łazienki. Żeby upewnić go o swoim zdaniu zrobiłam groźną minę typu: "Jeśli czegoś spróbujesz, będziesz mieć przesrane". Oczywiście nie wiem do końca jak mi to wyszło, ale po kpinie w szarych oczach mężczyzny wnioskuję, że całkiem nieźle.

   Poczekałam aż wejdzie do drugiego pomieszczenia po czym wpakowałam się pod białą, letnią kołdrę. Ugniotłam jeszcze poduszkę i ułożyłam się wygodnie. Miałam dla siebie całe pięć minut nim usłyszałam stukot i jęk bólu dochodzące z łazienki. Ze strachem rzuciłam się w tamtą stronę.

- Emil? - zapytałam pukając w drzwi - Nic ci nie jest?

- No pewnie - doszła do mnie sarkastyczna odpowiedź - pomimo tego, że zahaczyłem nogą o twoją sukienkę, wychodząc z wanny i uderzyłem się o kant zlewu, absolutnie nic mi nie jest. Czuję się wręcz wyśmienicie. Żyć nie umierać!

- A to spoko, wracam do łóżka - rzuciłam radośnie. - A tobie nie radzę długo leżeć na podłodze, bo się jeszcze zaziębisz.

- Jak miło z twojej strony, że się o mnie martwisz! - odparł ironicznie.

- No wiem!

   Zatupałam nogami tak jakbym odchodziła po czym zamilkłam. Przytknęłam ucho do drzwi i wsłuchałam się w to co się dzieje po drugiej stronie. Ratero jak można się było spodziewać, przeklinał. Kiedy usłyszałam jego niezdarne podnoszenie się, zrezygnowana weszłam do środka i zamarłam. Mężczyzna leżał brzuchem na ziemi, ale nie to mnie zatrzymało. Leżał tam nagi.

   Mój wzrok - przysięgam, że wcale nie chciałam żeby tam opadł - trafił na pupę Emila. Jasne włosy pokrywały jego ciało tak jak u każdego człowieka, ale... Matko! On wyglądał jakby został ukształtowany w marmurze. Te wszystkie mięśnie...

- Wiem - usłyszałam chichot Ratero - jestem idealny.

- Chyba w swoich snach - mruknęłam z rumieńcami na policzkach. - Jeśli mam ci pomóc wstać, musisz się czymś okryć w pasie...

- Przecież według prawa wioskowego jesteś moją żoną, po co miałbym ukrywać to cudowne ciało przed moją...

- Och, przymknij się!

   Chwyciłam go za jedno ramię i ciągnąc w górę, zacisnęłam oczy.

*******

   Roześmiany wpatrywałem się w jej kurczowo zaciśnięte powieki i zaczerwienione z zawstydzenia policzki. Również w jej rozpuszczonych, mokrych, czarnych włosach wyglądała jak siódme nieszczęście. Wstyd Dalii wyczuwalny był na pewno na dużej odległości.

- Daj spokój - przewróciłem oczami - przecież mi nie będzie przeszkadzać jeśli sobie popatrzysz.

   Z oburzenia zapomniała o dalszym zamykaniu oczu. Dalia spojrzała na mnie czekoladowymi oczyma, mierząc się ze mną wzrokiem. Po jakiś pięciu sekundach dotarło do niej, że nadal dotyka mojego ramienia i według swojego mniemania, stoi za blisko mnie.

- Zachowujesz się jak... Od kiedy się spotkaliśmy po raz pierwszy zauważyłam, że zachowujesz się zwyczajnie niebezpiecznie. Czasami dochodzi do tego brawura, która sprawia, że narażasz nas na zagrożenia. Czy kiedykolwiek pomyślałeś, że swoim zachowaniem możesz zrobić krzywdę komuś innemu niż sobie?

- Uratowałem cię - zauważyłem unosząc brew.

- Nie okłamuj mnie ani siebie. Zrobiłeś to, aby albo sobie coś udowodnić albo żeby coś zyskać.

   Wyszła trzaskając drzwiami. Wzdrygnąłem się. Skoro chce tak pogrywać ze mną to niech będzie. W końcu zauważy, że świat nie jest taki jakim chce go widzieć, ludzie także.

**********

   Przyznam, że chciałem ją zdenerwować, ale myślałem, że samym chrapaniem - zresztą udawanym - nie dojdzie do kolejnego podduszenia. Niemniej bardzo ułatwiła mi zadanie. Jeszcze lepiej było kiedy nagle poczułem ciężar na klatce piersiowej, nie była zbyt ciężka, ale do lekkich również nie należała. Gdybym musiał kiedykolwiek nosić Dalię, podejrzewam, iż już po pięciu kilometrach ręce by mi wysiadły.

   Minusem tej sytuacji był właśnie fakt, że zaczęła dusić mnie poduszkę, znowu! Czy ona naprawdę nie może znaleźć innej broni? Ma jej w pokoju aż po czoło, ale nie! Uparła się na cholerną poduchę.

   Rzuciłem się przeświadczony, że tym ją zwalę. Kiedy to zawiodło (a już cholernie potrzebowałem powietrza), wyrzuciłem biodra do góry, lecz Dalia widocznie była na to przygotowana. Wbiła mi swoje na wpół kościste kolana w boki, brawurowo utrzymując się na moim torsie. Wobec tego wczepiłem palce w jej boki. Syknęła, lecz nie zeszła. Musiałem przyznać, że jest uparta pomimo swojej...

- Powiedz czego ty ode mnie chcesz?! - krzyknęła.

   Zamarłem. Nie, ona nie może się przecież domyślać, prawda? Nie ma dowodu ani dostępu do...

   Przesunąłem dłonie i przygniotłem ją do swojej klatki piersiowej, po czym obróciłem nas. Poduszka zlecała mi z twarzy. Dalia szarpała się pode mną z przerażeniem w oczach. Myślała, że mam ochotę posiąść ją siłą, ale bardziej zależało mi na złapaniu oddechu i zrzucenia z żeber takiego ciężaru.

- Sama mnie wynajęłaś, prawda? Więc chcę zabrać cię do tej pieprzonej stolicy i odzyskać wolność, a teraz zrobimy tak, albo się uspokoisz albo będziemy tak spać. Mnie jest bardzo wygodnie.

  Zacisnęła wargi co uznałem za poddanie się, wobec czego stoczyłem się z niej. I ułożyłem się ponownie na swoim miejscu tyle, że tyłem do niej. Usłyszałam jak mamrocze pod nosem po czym, kopnęła mnie - niby przypadkiem - w udo. Dość mocno. Co za irytująca kobieta!


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro