32.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

60 gwiazdek = nowy rozdział!







-Zamknij oczy. - polecił. Spojrzałam na niego zdezorientowana. Przewrócił oczami wzdychając. - Daję słowo, że przeżyjesz. - zaśmiał się. Westchnęłam.

-Lepiej żebyś miał rację. - mruknęłam przymykając powieki. Wzięłam głęboki wdech i całkowicie zamknęłam oczy. Czuję się odrobinę niekomfortowo. - Nie podoba mi się to. - stwierdziłam, gdy poczułam jak samochód się zatrzymuje.

-Jeszcze nic nie zrobiłem. - parsknął śmiechem - Daj mi chociaż dziesięć minut i dopiero stwierdzisz, że Ci się nie podoba, okey? - skinęłam głową - Okey. Wychodzę i zaraz otworzę Ci drzwi, ale nie otwieraj oczu. Jasne?

-Tak. - mruknęłam niechętnie. Usłyszałam trzask drzwi, a po chwili powiew powietrza z prawej strony i dłoń Josepha na swojej. Powoli pomógł mi wyjść z auta wciąż trzymając mnie za rękę. - Jeżeli się potknę i wywrócę, to zniszczę Ci tą ładną buźkę. - syknęłam. Usłyszałam jego piękny śmiech.

-Czyli uważasz, że jestem przystojny? - dopytywał, prowadząc mnie gdzieś. Mocno zacisnęłam dłoń na jego dłoni. Drugą ręką obejmował mnie w talii. Weszliśmy do jakiegoś pomieszczenia, bo jest mi cieplej.

-Gdzie jesteśmy? - zignorowałam jego wcześniejszą wypowiedź.

-Cicho bądź. - zaśmiał się - Dowiesz się na miejscu. Puścił moją dłoń i przełożył swoją, aby zakryć moje oczy.

- Nie fajnie. - westchnęłam kręcąc głową. W odpowiedzi usłyszałam jego śmiech.

-Powiedz mi, lubisz pizzę? - usłyszłam dźwięk zamykanych drzwi.

- Czy możesz już odsłonić mi oczy? - Nie odpowiedział tylko zabrał rękę, więc szybko uchyliłam powieki, aby móc się rozejrzeć. Dom? Aczkolwiek wygląda jak apartament czy willa. Wow... Gdzie ja jestem? W raju?

Zdezorientowana spojrzałam na Josepha, który wzruszył ramionami.

-Pytam o pizzę, bo jesteśmy u mnie w domu, a jestem fatalnym kucharzem i nie chcę Cię otruć... - wyjaśnił. Jestem w szoku. Zabrał mnie do siebie? Tak po prostu? Czyli, że mi ufa? Czy po prostu ma ochotę na pizzę?

-Uwielbiam pizzę. - odparłam uśmiechnięta - Ale chyba nie rozumiem, dlaczego po prostu nie powiedziałeś, że jedziemy do Ciebie? - zapytałam. Wzruszył ramionami.

-A bo ja wiem? Pomyślałem, że niespodzianka dobrze Ci zrobi... - zmarszczyłam brwi. Pierwszy raz w życiu mam wrażenie, że on kłamie.

-A teraz powiedz prawdę. - zagryzłam dolną wargę i skrzyżowałam ręce na piersi. Roześmiał się kręcąc głową.

-Chciałem Cię zabrać do genialnej restauracji, ale zobaczyłem, że jest zamknięta i to pierwsze co przyszło mi do głowy. - parsknął głośnym śmiechem i zakrył twarz dłonią. Wybuchłam śmiechem.

-Mogłeś mi o tym powiedzieć. - mruknęłam - Jeśli Ci zależało na tamtej restauracji to mogliśmy przełożyć naszą randkę. - wzruszyłam ramionami.

-O nie. Charles już dziś chciał mi Cię zabrać sprzed nosa, nie dam mu ku temu szans. - pokręcił głową. Zagryzłam wargi, aby się nie uśmiechnąć. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że wyglądam teraz jak napalona psychopatka. Nie dobrze.

-Charles wcale mi się nie podoba, grzecznie mu podziękowałam za propozycję i tyle. Koniec tematu. - wyjaśniłam z lekkim uśmiechem na twarzy. Przechylił głowę i przymrużył oczy, dokładnie mnie obserwując.

-Skoro on wcale? To znaczy, że ja jednak trochę tak? - i ten diabelski błysk w jego oczach. Myśl. Wymyśl coś!

-Ładny dom. Oprowadź mnie. - warknęłam. Zachowuję się jak psychopatka... Zaczynam się bać sama siebie.

- Nie zmieniaj tematu. - uśmiechnął się przebiegle. Wytrzeszczyłam oczy.

-Sama się oprowadzę! - pisnęłam i odwróciłam się na pięcie ruszając przed siebie. I niby gdzie ja mam teraz iść? Przecież nie będę mu szperać po mieszkaniu, nie wypada. Usłyszłam jego śmiech za plecami.

-Chodź. - stanął obok mnie i wyciągnął dłoń w moją stronę - Oprowadzę Cię. - splątał nasze palce i pociągnął za sobą. Mam banana na ryju i policzki koloru pomidorów. Pochyliłam głowę, aby włosy zasłoniły twarz. Po raz pierwszy w życiu, cieszę się, że moje włosy są jakieś są! Dzięki tej szopie nie widać mojego zażenowania. Obrócił się i spojrzał na mnie. - Na jaką pizzę masz ochotę? - wzruszyłam ramionami.

-Kocham każdą, więc mi to bez różnicy. - mruknęłam.

-Z ananasem? - puścił mi oczko.

-Dobra. Prawie każdą. - syknęłam - Żadnych ananasów ani bananów! To wbrew naturze! - zbulwersowałam się - Pizza to nie miejsce na jakiekolwiek owoce. To w ogóle nie powinno być legalne! - wyrzuciłam ręce w powietrze. Blondyn cały czas się ze mnie śmiał.

-Rozumiem. - skinął głową.

-Lubisz pizzę z ananasem? - spojrzałam na niego mrużąc oczy. Próbowałam wyglądać groźnie, ale pewnie wyglądam żałośnie.

- Nie. - pokręcił głową. Odetchnęłam z ulgą. - A co? Gdybym powiedział, że lubię to zmieniłabyś crusha? - zaśmiał się, a ja znów spaliłam buraka.





******
Btw, jak jest z wami? Lubicie pizzę hawajską?

Gwiazdki i komentarze mile widziane, do następnego rozdziału kochani! 🖤

Xoxo Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro