33.
65 gwiazdek = nowy rozdział!
-Jak kurwa trzy godziny? - blondyn kłócił się już od dwudziestu minut, a ja pękałam ze śmiechu - Nie! Ja chcę teraz! Maks godzina! - turlałam się po jego łóżku wciąż się śmiejąc. Coraz bardziej kocham tego faceta! - Nie! Nie będę czekał czterech godzin, przed chwilą miałem czekać trzy! - rykłam śmiechem jeszcze głośniej, a ja blondyn zwrócił swoją uwagę na mnie - Ale ja chcę zamówić tylko... - odchrząknęłam.
-Ej. - szepnęłam - Masz w domu makaron, sos i kurczaka? - skinął głową - To zrobię spaghetti i po problemie. - oznajmiłam z uśmiechem.
-Serio? - mruknął zaskoczony, a ja skinęłam głową - Jesteś najlepsza. - uśmiechnęłam się na jego słowa - Facet nie mówię do Ciebie! - prychnął i się rozłączył, a ja po raz kolejny wybuchłam śmiechem.
- Masz branie nawet wśród mężczyzn i to przez telefon. - przygryzłam dolną wargę. Kiwnął głową.
-Widzisz jakie masz szczęście? Mam branie wśród obu płci, a stoję tutaj przed Tobą. - poruszał brwiami.
-Pan gwiazda ma trochę za wysoką samoocenę. - zaśmiałam się.
-Może przyniosę Ci kubek i przypomnę kto jest twoim przyszłym mężem. - zaproponował przygryzając dolną wargę.
- Co z tym spaghetti? Jestem głodna. Gdzie kuchnia? Nie pokazałeś mi kuchni! - pisnęłam i zeszłam z jego łóżka. Szybko ruszyłam na schody i zbiegłam na dół. Zakładam, że kuchnia jest na parterze... - Kuchnia jest na parterze, nie? - krzyknęłam żeby się upewnić.
- Nie powiem Ci! - odkrzyknął.
- To zamów sobie pizzę od faceta, który do Ciebie zarywa! Bo ja ci żarcia nie zrobię skoro nie wiem gdzie kuchnia! - wrzasnęłam roześmiana.
-Idę! - krzyknął i w ciągu kilku sekund minął mnie i zbiegł na dół. - No idziesz? - warknął stojąc u dołu schodów. Szybko zaprowadził mnie do kuchni. Matko boska, nigdy nie czułam biedy, dom miałam bogato urządzony, ale podług jego mieszkałam w taniej klitce. Masakra.
-Wow... - wyszeptałam rozglądając się - Wolę nie wiedzieć ile wydałeś na to kasy. - mruknęłam. Parsknął śmiechem.
-Miałem wizję, że będę kucharzem, ale nie wyszło. - wyjaśnił.
-Boję się czegokolwiek dotknąć. - wyznałam - Nie chcę nic zepsuć. - westchnęłam.
-Uważasz, że co mogłabyś zepsuć? - parsknął. Wzruszyłam ramionami.
-A bo ja wiem? Mam prawdziwy talent do pakowania się w kłopoty i niszczenia różnych rzeczy... - mruknęłam - Na przykład, mówili, że nie da się zepsuć kamienia. - westchnęłam - A ja zepsułam. - wyznałam zażenowana. Parsknął śmiechem.
-Zepsułaś kamień? - wyjąkał roześmiany, pokiwałam głową - Ale jak? - wzruszyłam ramionami.
-A bo ja wiem? - prychnęłam - Pękł, nie mam pojęcia jak. - wyznałam, a blondyn zaczął dusić się ze śmiechu. Nie wierzę... On płacze. Popłakał się ze śmiechu.
-Wybacz. - otarł łzy - Dałbym wiele, żeby to zobaczyć. - skwitował - Ale mniejsza. - machnął lekceważąco dłonią - Nie martw się, nawet jeśli jakimś cudem coś zepsujesz to nic się nie stanie. - spojrzałam na niego niepewnie - Mówię serio. - skinął głową.
-Ale żeby nie było na mnie! - uniosłam ręce w górę - Ostrzegałam! - pokiwał głową uśmiechając się.
-Gdzie masz makaron? I kurczaka? I jaki masz sos? - oparłam dłonie na biodrach. Szybko wyciągnął z szafek poszczególne składniki. Zadowolona od razu zabrałam się za krojenie kurczaka. - Wstaw wodę na makaron. - poleciłam co szybko wykonał - Ostrzegam, że na kucharza to ja się nie nadaję, ale jeszcze nigdy nikogo nie otrułam. - pochwaliłam się.
-Moje gratulacje. - zakpił.
-Nie śmiej się ze mnie! - zbulwersowałam się - To jedno z moich większysz osiągnięć życiowych! - pisnęłam.
- To może ja jednak zadzwonię po pizzę... - spojrzałam na niego z mordem w oczach.
-Zdrajca. - prychnęłam.
-Okey, ale jeśli mnie otrujesz to wiesz, że będziesz musiała się przyznać Danielowi. - mruknął i włożył makaron do garnka, ponieważ woda zaczęła się gotować.
-Przy odrobienie szczęścia otruję też siebie. - wzruszyłam ramionami i skończyłam przyprawiać kurczaka. Szybko wrzuciłam mięso na patelnię i zaczęłam je podgrzewać. To samo zrobiłam z sosem.
-Czyli planujesz zabić mnie i siebie jednocześnie? - zmarszczył brwi.
-Takich rzeczy się nie planuje... - zaprzeczyłam - To się po prostu zdarza. - wyjaśniłam udając pełną powagę.
-Zaczynam się bać... - stwierdził.
- Nie panikuj. - zaśmiałam się.
Rozmawiam z nim i nie panikuje. Jestem spokojna i wyluzowana w jego towarzystwie. Nie sądziłam, że dożyję takiego dnia.
******
Gwiazdki i komentarze mile widziane, do następnego rozdziału kochani! 🖤
Xoxo Emilia Mikaelson
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro