Początek

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


8 lat temu,Beauclair

Pamiętam jak ją spotkałem

Była późna noc,ja przechadzałem się po mieście, chciałem coś kupić do oświetlenia mojego"mieszkania" w starej wytwórni zabawek,ale nic nie znalazłem.Zrezygnowany poszedłem w stronę domu.

I nie byłoby w tym nocnym wypadzie nic niezwykłego,gdyby nie...

Ona

Była w kapturze,wysoka-śledziła mnie.Zaciekawiła mnie,ale pewnie nie wiedziała z kim,lub z czym ma do czynienia.

Pokazałem jej swoje prawdziwe oblicze.Wysunąłem na wierzch moje zęby i ostre, długie pazury.Spodziewałem,że się przestraszy.

Nic bardziej mylnego.

Nie było żadnej reakcji z jej strony,nie licząc uniesionej brwi,jakby w kpiącym wyrazie.Odsunęła całkowicie kaptur.

-Intrygujące-powiedziała czarnowłosa kobieta.

Całkiem ładna.

-Czego chcesz? Chcesz mnie zabić? Ktoś cię na mnie nasłał?-podszedłem do niej bliżej, starając się zarazem wyglądać groźnie.

Słabo mi wychodziło,bo nadal miała ten bezszczelny wyraz twarzy.

-Nie martw się,nie jesteś aż tak ważny.Po prostu niecodziennym widokiem jest wampir.I to wyższy.

Byłem w szoku.Miała sporą wiedzę w porównaniu z innymi, przeciętnymi kobietami.

-Już wiesz kim jestem.Teraz twoja kolej.

Oparła się o ścianę i milczała chwilę,a wyraz twarzy się nie zmienił.

-Chętnie-rzekła,usmiechając się swoim perłowymi zębami-Ale nie tu.I nie dziś.

Zaniepokoiłem się,o co tu chodzi? Cały czas w głowie miałem jakąś planowaną na mnie zasadzkę,ale przecież nic nie zrobiłem.

-Słucham?

-Jutro o tej samej porze,nad jeziorem obok Placu Turniejowego.

No i po prostu odeszła.

Miałem mętlik w głowie,nie mogłem rozgryźć jej zamiarów.

Może się jej spodo...

Nie.

Napewno nie.

Takiej myśli nawet do siebie nie dopuszczałem.

Bo to nie jest możliwe

Zresztą ona też mi się nie podoba, zwykła kobieta.

Tak sobie wtedy wmawiałem



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro