☙Rozdział 4|| Cz.1❧

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po krótkiej wspinaczce po wykutych w kamieniu schodach znaleźli się na kolejnym piętrze, a tam znajdowało się jeszcze więcej kolorowych stoisk. Larille po ich zobaczeniu od razu zapomniało o dziwnym zachowaniu handlarki sprzed chwili i ruszyła znowu ciągnąć za sobą księcia. Craldin widząc jej zaraźliwą radość, uśmiechał się szeroko, a czasem sam nawet wybuchał śmiechem lub interesował się przedmiotami wystawionymi na sprzedaż. Była to dla niego przyjemna odskocznia po długiej podróży ze stolicy oraz po problemach z jakimi musiał się zmierzyć przed wyjazdem.

Na zachodnim wybrzeżu Alhalli zostały dostrzeżone obce statki, które wywołały niepokój nie tylko wśród strażników, ale i mieszkańców Uritiolu. Następca cesarza wyczytał z raportów, że okręty, które dostrzeżono nie wykazywały żadnej agresji, a też było ich niewiele, bo tylko trzy przepłynęły po wodach cesarstwa. Mimo to zasiały ziarno niepokoju, gdyż były to statki owiane złą grozą. Kapitan stacjonującego tam oddziału opisał je bardzo dokładnie, przez co Crladin od razu rozpoznał jednostki barbarzyńskiego królestwa Danlah.

Przez kolejne dni nim przybył do letniej rezydencji oczekiwał na nowe raporty, które w końcu nadeszły i uspokoiły nieco nastroje, gdyż okręty nie pojawiły się ponownie na wodach Alhalli. Craldin jednak zadecydował o dołączeniu do dworu dopiero wtedy, gdy otrzymał wiadomość potwierdzającą wiadomość od zwiadowców, że po statkach nie było śladu.

Po takich wiadomościach mógł spokojnie odetchnąć, zostawić dowodzenie swoim podwładnym i w spokoju zażywać odpoczynku u boku Larille, ale też popełnić pewne kroki w osiągnięciu celów, które sobie założył już jakiś czas temu. W dodatku sam jego ojciec, sam cesarz je poparł, więc nie chciał już dłużej czekać.

Zerknął wciąż uśmiechając się na towarzyszącą mu dziewczynę, która pochłaniała właśnie zakupioną przez niego słodką bułeczkę pokrytą białym lukrem. Jego uśmiech się pogłębił gdy zauważył, że usmarowała sobie słodką mazią górną wargę, dorabiając się przez to pięknego wąsa. Kiedy zaśmiał się cicho, spojrzała na niego nie rozumiejąc, o co mu chodzi, przez co wyglądała jeszcze bardziej komicznie. Oczywiście Craldin nie byłby sobą, gdyby nie wykorzystał takiej sytuacji zesłanej mu wprost od bogów. Pochylił się nieco w jej stronę i przesuwając wzrokiem po jej twarzy i z psotnie błyszczącymi oczami, po prostu starł jej lukier, po czym oblizał palec, cały czas patrząc na Larille. Z przyjemnością oglądał, jak jej policzki pokrywa powoli róż zawstydzenia. Nie obeszło się oczywiście bez cichego, acz wymownego chrząknięciem madame Trigilis, którym skwitowała ich zachowanie.

Oczywiście następca tronu zignorował jej zachowanie. Przecież podstarzała niania nie będzie mu posapywała nieznośnie nad uchem. Generalnie mało go obchodziło jej zdanie. Gdyby miał taką zachciankę, to odesłał by ją do stu diabłów, żeby dała im spokój, lecz niestety musiał pilnować swoje zapędy. Wolał nawet sobie nie wyobrażać, co by się stało, gdyby ojciec dowiedział się o tym, że złamał zasady etykiety i to jeszcze w towarzystwie Larille.

Jednak zasady i reguły były po to też, aby je łamać lub chociaż je nagiąć. To też planował zrobić Craldin. Musiał tylko zaczekać na odpowiednią okazję i na razie nie wzbudzać podejrzeń ani u niani Larille, ani u swoich strażników.

Tak, więc szli dalej korytarzem razem z innymi odwiedzającymi targ, oglądając przy tym przedmioty na sprzedaż, pysznie pachnące jedzenie, różnego rodzaju trunki czy nawet na tym piętrze pojawiały się klatki z egzotycznymi zwierzętami i różnokolorowymi ptakami.

Od oglądania i spacerowania między handlarzami ich uwagę odwróciła skoczna melodia, którą ktoś przygrywał na jednym z balkonów pokrytych zielenią oraz kwiatami. Zaciekawieni ruszyli tam razem z innymi osobami przyciągniętymi przez muzykę, a kiedy tam dotarli zobaczyli już spory tłum, jaki się zebrał, żeby obejrzeć występ. Z tego co Craldin wiedział, to była to obwoźna trupa, która zawitała do ich letniej rezydencji, gdy tylko usłyszała o tym, że dwór zamierza się w najbliższym czasie tutaj zatrzymać. Przynajmniej takie słuchy chodziły pośród jego poddanych oraz dam dworu. Doskonale wiedział, że musiał uważać na to co udało mu się usłyszeć od dworzan, jednak teraz musiał przyznać, że wcale nie zmyślali mówiąc o talencie muzyków. Owszem kolorowe stroje przyciągały wzrok, lecz to wygrywana przez nich muzyka powodowała, że w altance na balkonie zbierała się coraz większa publiczność.

Kiedy przecisnęli się w miarę możliwości jak najbliżej występujących, zrozumieli, że nie tylko sama muzyka ściągała tutaj ludzi, lecz też pokaz różnych sztuczek. Od żonglowania kolorowymi przedmiotami, które niekoniecznie miały kulisty kształt, przez połykanie niebieskiego ognia, prawdopodobnie pochodzącego z dalekich krain, po akrobacje wykonywane przez bardzo chudego psa. Larille właśnie na to ostatnie patrzyła zaciekawiona, gdyż nigdy wcześniej nie widziała takiego czworonoga. Jego łapy były dziwnie długie i drobne, co według Larille kłóciło się z zadaniem utrzymywania samego ciężaru zwierzęcia, a co tu jeszcze mówić o bieganiu czy pląsaniu. Jednak pies niczego sobie miał jej rozmyślania i wbrew wszystkiemu dalej brykał wypełniając polecenia swojego opiekuna.

Wpatrzone w to uśmiechnięte damy, ochładzały się machaniem kolorowymi piórami lub materiałowymi wachlarzami z często zdobiącymi je legendarnymi scenami lub roślinnością. Towarzyszący im mężczyźni albo stali przy nich, dając znać potencjalnym konkurentom, aby dwa razy się zastanowili nim postanowią się zbliżyć, lub po prostu stali oparci o kamienne kolumny nie będąc zainteresowanym, co w sumie działo się niedaleko. Larille z Craldinem akurat nie należeli do tego typu publiczności. Stali w jednym z pierwszych rzędów i z zaciekawieniem oglądali występ i czynnie brali udział klaszcząc czy nawołując w odpowiednich momentach. A kiedy grający na długim flecie muzykant, zaczął zmieniać utwór na bardziej skoczny, byli jednymi z tych, którzy z chęcią zaczęli pląsać w kole do rytmu melodii.

Niektórzy z obecnych arystokratów, wysoko urodzonych dam lub nawet urzędników ze zdziwieniem przyglądali się jak następca tronu pląsa wśród swoich poddanych, nawet pokazując go sobie palcem, co nie uchodziło za dobre wychowanie, lecz Craldin się tym nie przejmował zbytnio. Skupiony był na bawiącej się u jego boku śmiejącej się dziewczynie i przekucia swojego planu w czyn.

Craldin będąc świadomym tego, że jest pod ciągłą obserwacją, czujnego spojrzenia lady Trigilis, obrócił jeszcze ze dwa razy Larille i przyciągnął ją do siebie odwzajemniając jej szeroki uśmiech. Uwielbiał, kiedy się tak bardzo cieszyła, wtedy jej twarz rozjaśniał szczery radosny uśmiech, a cień zmartwień, którego tak nie lubił znikał. Nie raz chciał ją zapytać o to co ją aż tak gnębi, lecz stwierdził, że poczeka aż nie będą mieli publiczności. Lubił sprawiać jej przyjemności, czy to zabierając na spacer po uliczkach wyłożonymi kamieniami, czy to na przejażdżkę powozem po leśnych okolicach lub po prostu przez podarowanie jej jakiegoś drobnego upominku albo jakieś łakoci. Sprawiało mu to przyjemność odkąd pamiętał, a robił tak już od lat dziecięcych i raczej nie zapowiadało się, aby miał przestać. Szczególnie jeżeli wszystko w tym dniu potoczy się po jego myśli.

Prowadził Larille jeszcze przez chwilę w tańcu, nie spuszczając z niej wesołego spojrzenia. Nie musiał patrzeć ani na kroki, ani na towarzyszące mu pary, gdyż znał ten taniec bardzo dobrze, zresztą jak każdy mieszkaniec Alhalli. Każdy z tańczących wiedział, gdzie postawić kolejny krok, jaką kolejną wykonać figurę i w którym kierunku poprowadzić swoją partnerkę oraz kiedy nią zakręcić czy unieść.

Kolorowy materiał sukien falował w tańcu, który wydawałoby się, że zmierza ku końcowi, lecz wędrowna trupa nie chciała dopuścić do wyciszenia nastrojów, które stały się iście zabawowe. W końcu coraz więcej ludzi do nich dołączało zarówno do samego tańca jak i do jego oglądania, tak więc muzyka zaczynała powoli się zmieniać, cały czas pozostając skoczną i wesołą. Jednak nieco inne rytmy grajkowie przygrywali.

— Piękne pani i przystojni panowie! — Przez tłum przetoczył się mocny męski głos, wzmocniony przez tubę, którą mówiąc przyciskał sobie do twarzy.

Tańczący jeszcze przed chwilą ludzie, zaczęli przystawać z zaciekawieniem przyglądając się sprawcy zamieszania. Larille i Craldin również się zatrzymali i teraz dziewczyna zdążyła zauważyć, że ten który zabrał właśnie głos, jeszcze chwilę temu zabawiał publiczność ze swoim niezwykłym psem. Poznała po skromnej bordowej kamizelce narzuconej na jego opalony tors. Ubranie niewiele zasłaniało, przez co doskonale widać było jego wyrzeźbioną sylwetkę oraz umięśnione ręce, które pokrywały tajemnicze tatuaże. Wcale to go nie oszpecało, wręcz przeciwnie. Nieznajomy zdawał się tym przyciągać wzrok otaczających go ludzi. Te detale nadawały mu trochę egzotycznego wyglądu, jak i bujny czarny wąs oraz kolczyk w lewym skrzydełku nosa.

— Zasłużyliście na wielkie brawa! — Błysnął zadbanymi zębami w uśmiechu i kontynuował. — Przybyliście do nas tłumnie, ale też co najważniejsze potraficie się ponieść zabawie! To takie niezwykłe! Na tyle, że wypadałoby coś z tym zrobić.

Przeszedł parę kroków, a jego kompani, nie przestawali grać. Zatrzymał się niedaleko Larille, przez co była w stanie dostrzec szczegóły malowideł na jego skórze.

— I myślę — ciągnął dalej, rozkładając ręce — że odpowiednią rzeczą będzie zaproszenie was, do kolejnego tańca! Kochani, nie zamierzamy się stąd ruszać przez najbliższe dni, w trakcie których postaramy się przekonać was do tego, że taniec uwalnia nas od wszystkich trosk!

Skoczył w sam środek koła, które się otworzyło przez jeszcze chwilę stojących ludzi, którzy chwilę temu się bawili. Teraz znowu byli zachęcani do tego, a szczególnie stracili jakiekolwiek opory, gdy usłyszeli znajome słowa piosenki opowiadającej o dwójce zakochanych. Właściciel dziwnego psa, zaczął śpiewać, a Larille zauważyła, że miał bardzo przyjemny i silny głos. Znała tę piosenkę oraz taniec, lecz w tym wykonaniu zdawał się nieco bardziej dziki oraz nieokiełznany. Trochę ją to niepokoiło, gdyż miała wrażenie, że to wszystko dokądś zmierza. Do czegoś dziwnego, co miało się za chwilę wydarzyć. Nie miała jak zwrócić na to uwagę Craldinowi, gdyż ten taniec polegał na wykonaniu paru figur i zmianie partnera przez przejście, do kolejnego.

Przypuszczenia Larille okazały się słuszne, ponieważ gdy tylko wróciła na swoje miejsce u boku następcy cesarza, wokół tańczących pojawiła się znikąd chmara śnieżnobiałych gołębi. Ptaki nie były przypadkowymi zwierzętami, które po prostu musiały zmienić swój tor lotu. Pojawiały się kolejne i kolejne, aż otoczyły tańczących i zamknęły ich w kopule z kłębiących się ptasich ciał oraz piór.

Aż do momentu, kiedy wszystko ucichło.

Ptaki zniknęły tak jak i bawiący się przed chwila ludzi, a po obecności tego niezwykłego zjawiska pozostały jednie powoli opadające pomiędzy trubadurów pióra.

Strażnicy księcia wpierw nie do końca zrozumieli co się stało. Dopiero gdy wszystkie gołębie odleciały, a ich oczom ukazał się pusty plac, zaczęli gorączkowo szukać swojego władcy. W dodatku byli strofowani przez wściekłą Trigilis. Niańka strofowała i popędzała mężczyzn do poszukiwań, grożąc, że jeżeli się nie postarają to trafią nie tylko przed obliczę Pana Spadających Gwiazd, lecz także samego Cesarza. Jakby sami o tym nie wiedzieli. Zdawali sobie sprawę z tego, że jeżeli następca tronu się nie odnajdzie, to jeszcze tego wieczora nie będą mieli co szukać na dworze ich władcy. Tak, więc poszukiwania trwały. Humor lady Trigilis uległ zmianie, kiedy wpierw pojedyncze osoby biorące udział w zabawię razem z Craldinem i Larille zaczęły się pojawiać. Kobieta odetchnęła głęboko i zaczęła wyglądać w tłumie swojej wychowanki, a gdy jej nie dostrzegła ponownie poczuła złość i bezsilność, szczególnie, kiedy wszyscy co z zniknęli z placu w gąszczu piór oraz gołębich skrzydeł pojawili się na nowo, prócz następcy tronu i dziedziczki Spadających Gwiazd.


Przeczytałeś? Podobało Ci się?

Zostaw Po sobie ślad w postaci gwiazdki i komentarza ;)

Od autorki: Nie wiem jak Wy, ale bardzo lubię klimat panujący w Cebiles i w samym królestwie Alhalli. Tak samo bardzo podoba mi się dzika kraina, którą już niedługo poznacie :) A co dalej z naszymi bohaterami? Gdzie oni zniknęli? Dowiecie się w następnej części <3

Wasza Alpha (Camille O'Naill)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro