☙Rozdział 6|| Cz.1❧

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ciężar, który spoczywał w piersi Larille od początku rozmowy z Thainą nie opuszczał ją przez prawie cały dzień. Uleciał dopiero, kiedy razem z rodziną zajechali karocą zaprzęgniętą w cztery przepiękne siwe konie pod budynek teatru.

Artyści w Celibes co roku wystawiali sztukę specjalnie napisaną na urodziny następcy tronu i stało się to wręcz tradycją, że to wydarzenie otwierało prawie tydzień świętowania, podczas którego zarówno arystokracja, jak i biedniejsi mieszkańcy mogli się zabawić i ucztować na cześć pierworodnego syna ich umiłowanego cesarza.

Larille bardzo lubiła ten moment, więc prawie wyskoczyła z pojazdu, kiedy drzwiczki się otworzyły i pojawiła się w nich pomocna dłoń służącego. Z trudem się opanowała, czekając aż wpierw rodzice wyjdą, a dopiero potem jej siostra i ona. Ekscytowała się nie tylko na przedstawienie, ale też na same przebywanie w tak cudownym miejscy jakim był teatr w Cebiles. Według wielu osób magia zaniknęła wraz z ostatnią zimą, ale na szczęście przetrwały cuda, które powstały przy jej pomocy, a budynek, przed którym stała Larille i do którego miała zaraz wejść właśnie do takich pereł należał.

Oczywiście gmach był o wiele mniejszy od letniego pałacu cesarza, ale wcale to nie umniejszało jego niesamowitości. Członkowie rodu Spadających Gwiazd weszli przez ogromną bramę, która dzisiejszego wieczoru była otwarta i zapraszała do środka. Jej metalowe pręty przeplatały się ze sobą niczym żywe rośliny, tworząc niepowtarzalny wzór. Zamiast ostrych zakończeń, które Larille zazwyczaj widziała w takich bramach, złoto zmieniało się w różnego rodzaju nuty, instrumenty oraz maski. Piękny był również sam ogród, który otaczał budynek. Różnokolorowe krzewy zdobiły wejście do teatru i od razu było widać, że dba o nie wiele doświadczonych rąk opłacanych z cesarskiego skarbca.

To był dopiero przedsmak, bo prawdziwy zachwyt Larille roztaczała nad samym budynkiem. Pamiętała jak pierwszy raz ujrzała fasadę teatru i stanęła oniemiała na widok pięknego ptaka, który został uchwycony w locie. Owszem też był złoty, lecz w zupełnie inny sposób. Larille uważała, że magia, o której ludzie wspominali w przypadku budowy teatru została właśnie zamknięta w tym zwierzęciu, gdyż nie był zwyczajnie złocisty, lecz ogniście. Wydawało się jej, że gdy dłużej patrzyła, to mogła przysiąść, że posąg ma widoczne niteczki, które pulsują niczym żyły u żywych stworzeń, a złoto zamknięte w jego środku jest płynne i zmienia się w ogień. Tak, Larille była pewna, że ktoś magiczny maczał w tym swoje paluchy.

Na tym czary się nie kończyły, gdyż w samym środku budowli kwitło drzewo, a scena, na której mieli wystąpić tego wieczoru artyści mieściła się w jego ogromnym pniu. Specjaliści czuwający nad budową sceny, zadbali, aby była ona jak najlepiej dostosowana mimo takiego umiejscowienia. Larille nie znała się na tym za bardzo i szczerze aż tak ją nie obchodziło, co trzeba było zrobić, aby dźwięk ze sceny i kwestie wypowiadane przez aktorów dochodziły do każdego służącego, a mimo to była pod wielkim wrażeniem tego kunsztu i to za każdym razem, gdy oglądali spektakl w Cebiles.

Idąc za rodzicami w kierunku wejścia, gdzie zgromadziło się już dosyć sporo gości, napawała się niezwykłością otoczenia i przeczuwała, że i ten wieczór będzie niezwykły. Trupa występująca na deskach tego teatru nigdy nie zawodziła, a ich przedstawienia były chwalone przez krytyków w całym królestwie Alhalii i według Larille nie było to wcale przesadzone, lecz jak najbardziej zasłużone. Wiele razy przyznawała się sama przed sobą, że w trakcie letniej podróży do Cebiles Larille nie mogła się doczekać aż zobaczy premierę przedstawienia, które będą wystawiać dla poddanych cesarza przez najbliższy rok. Oczywiście dwór Jaśnie Panującego musiał jako pierwszy obejrzeć to, co mieli do zaoferowania, a gdy cesarz wyrażał się o występnie pochlebnie, mógł być on grany dalej.

Weszli do środka, gdzie już był spory tłum. Służący krążyli zarówno z nakryciami gości, jak i z tacami, z których można było się częstować i smakować wina z najprzedniejszych winnic oraz soczystych owoców. Na to wszystko było czas, ze względu na to, że z tutaj obecnych wiedział, jak to w dobrym tonie leży wcześniejsze przybycie. Był to idealny czas, aby porozmawiać między sobą, wymienić swoje spostrzeżenia na jakiś temat lub usłyszane plotki dotyczące najnowszych skandali, jakie wybuchły na przestrzeni tego krótkiego czasu, pomiędzy podróżą ze stolicy, a kilkutygodniowym pobytem w pałacu.

W taki właśnie sposób zarówno lord Moskar, jak i lady Alosa postanowili wykorzystać wcześniejsze przybycie. Larille wiedziała, że zarówno papa, jak i matka wykorzystają pozyskane informacje na dworze, sama też z chęcią słuchała, gdyż czasem i jej przydawały się pewne zasłyszane informacje. Cóż jak było się tak blisko z rodziną panującą czasem trzeba było mieć nie tylko oczy szeroko otwarte.

Po tym jak zostali należycie obsłużeni, zaczęli do ich rodziny podchodzić osoby zainteresowane uwagą rodu Spadających Gwiazd, a było ich nie mało. Niektórzy wymieniali tylko grzecznościowe formułki, zachwalając wygląd zarówno lady Alosy jak i jej córek. Niektórzy zagadywali lorda Moskara o najnowsze wieści, dotyczące dzikich krain, lecz on zbywał to tylko machnięciami dłoni i zapewnieniami, że patrole cesarza mają wszystko pod kontrolą.

Larille przestała zwracać szczególną uwagę na pozdrowienia, od cały czas podchodzących przedstawicieli niższych rodów i przesunęła wzrokiem po pomieszczeniu.

Architektura nie tylko zachwycała z zewnątrz, lecz i w środku budziła zachwyt. Podłoga została wyłożona kamieniami kwarcytu wydobytego w kopalniach znajdujących się na wschodzie krainy. W tym samym surowcu zostały wykute schody, które po obu stronach pomieszczenia prowadziły na antresolę. Purpurowe dywany, które zostały na dzisiejszy wieczór wyłożone, na rozkaz cesarza zostały wiele lat temu sprowadzone z zzamorskich krain, które szczyciły się wyrobem materiałów, a także niepowtarzalną sztuką ich barwienia. Jednak to podtrzymujące antresolę kolumny były prawdziwym skarbem i dziełem sztuki. Złoto połączone z jadeitem, bogactwem Cebiles. Baza oraz głowica kolumny były mieszanką złota z kruszcem budowlanym i zostały zaprojektowane w taki sposób, aby odzwierciedlały koronę wieńczącą głowę Jaśnie Panującego. Natomiast trzon został wyrzeźbiony w jadeicie i przeplatany żyłkami złota. Artyści pracujący nad tą częścią postarali się, gdyż kolumna wyglądała, jakby żywe rośliny podtrzymywały balkon, a nie szlachetny kamień.

— Drogi przyjacielu! — Przez gwar podniósł się dobrze znany głos Larille, który w ostatnich dniach dosyć często słyszała. Larille obserwowała jak między kobietami w pięknych sukniach, obwieszonych ozdobami, niczym świąteczne drzewka Nahilis oraz eleganckimi mężczyznami, trwającymi przy swoich zapierających dech towarzyszkach, przedziera się pulchny zarządca Cebiles.

Larille upiła łyk z pucharu, aby ukryć uśmiech, kiedy lord Gulier zatoczył się i zasapany w końcu zatrzymał się przed jej ojcem. Przez chwilę łapał oddech, próbując odzyskać odpowiedni oddech i w końcu obdarzył szerokim uśmiechem wpierw Lorda Gwiazd, potem ucałował dłonie po kolei lady Alosy, siostry Larille i na końcu samej Dziedziczki Gwiazd. Larille z trudem powstrzymała się od grymasu zniesmaczenia, a także cofnięcia ręki w wyrazie obrzydzenia, lecz nie wypadało jej, dlatego tylko ukradkiem otarła rękę o materiał sukienki.

— Zarówno twoja małżonka jak i córki pięknieją z każdym kolejnym dniem.

— Służy nam cudowne słońce Cebiles, panie — mruknęła zadowolona z komplementu matka Larille i powolnym ruchem poruszyła wachlarzem, którego końcówki ozdabiały ciemnofioletowe pióra egzotycznych ptaków.

— Zapewne. Nadbrzeżne powietrze na pewno jest o wiele lepsze niż to, które wdychacie w stolicy, moja pani. — Nadzorca skłonił się, a Larille obserwowała z zaciekawieniem, czy jego duży brzuch zahaczy o wypolerowaną podłogę. Niestety zawiodła się, ale niewiele brakowało. Zarządca wrócił do pionu i wciąż się szczerząc, położył pulchną łapę na barku lorda Moscara. — Drogi przyjacielu, to nie tylko powietrze wpływa na rozkwit takich kwiatów. — Tutaj wskazał dłonią na kobiety. — Piękne leży zazwyczaj w kwiatach, a nie w otoczeniu.

W odpowiedzi lord Spadających Gwiazd jedynie się uśmiechnął i z widoczną ulgą malującą się na jego twarzy rozpoczął rozmowę z młodzieńcem, który akurat do niego podszedł.

Larille znała go. Należał do oddziału ojca, ale też do bogatego rodu. Nie pamiętała jego imienia, ale nie raz widziała go u nich w domu, kiedy odwiedzał jej ojca w celach omówienia niektórych rozkazów i rozmieszczeń żołnierzy.

Teraz obaj wydali się jej spięci, gdy prowadzili rozmowę przyciszonymi głosami. Wydawało jej się, że wyłapała takie słowa jak „wrogie siły", „patrole" lub „chłód", a nawet „śnieg". Nie podobało jej się to, szczególnie po jej ostatnich koszmarach.

Próbowała coś więcej podsłuchać, lecz jak na złość zarządca ciągnący rozmowę z jej matką skutecznie zagłuszał jej ojca i młodego żołnierza. Zirytowała sapnęła i zerknął w bok, gdzie powinna stać jej siostra, lecz jej tam nie zastała. Westchnęła i zakołysała pucharem, po czym upiła łyk. Odnalazła swoją siostrę tam, gdzie się spodziewała – u boku jej męża.

Larille im trochę zazdrościła. Ich historia była ciekawa i burzliwa. Wszystko potoczyłoby się bez skandalu, gdyby nie parę szczegółów, które nie mogły zostać pominięte i tak sam cesarz zażądał zmiany dziedziczenia, w wyniku czego to właśnie Larille została Dziedziczką rodu.

— Panienka wygląda na zagubioną? — Niespodziewanie jej ucho załaskotał oddech księcia, który podszedł do niej gdy się rozglądała za siostrą. — Może mógłbym pomóc?

Larille odwróciła się i uśmiechnęła na widok księcia. Prezentował się niezwykle elegancko, przez mundur, który na siebie włożył. Odznaczenia na jego piersi błyszczały, odbijając światło kandelabrów i zabytkowego żyrandola.

Twarz Larille nagle rozjaśnił uśmiech i faktycznie poczuła się, jakby była we właściwym miejscu. Nawet sam zarządca, który wciąż paplał, natychmiast zamilkł i znowu prawie zahaczył swoim brzuszyskiem, gdy kłaniał się tym razem następcy trony. Co więcej z jego twarzy odpłynęły wszystkie kolory.

— Wasza książęca mość! To zaszczyt... — mężczyzna zaczął znowu paplać, wyrzucając z siebie potok słów, od którego Larille zaczęła boleć głowa.

Craldin uniósł dłoń, zmuszając go do ciszy i spojrzał w stronę lorda, z którym chciał zamienić słowo.

— Panie, będę zaszczycony, jeżeli wyrazisz zgodę na to, abym zaopiekował się twoją córką na czas trwania spektaklu. Zadbam o to, aby spędziła miło ten czas w cesarskiej loży u mojego boku.

Zarządcy Celibes zabrakło słów, bo otwierał tylko buzię, jak ryba wyciągnięta z wody i nie był w stanie wydobyć z siebie żadnego sensownego słowa, natomiast rodzice Lairlle spojrzeli po sobie. Lady Alosa zamachała parę razy wachlarzem i skinęła głową w stronę męża.

— Książę, to my będziemy zaszczyceni, za tyle uwagi, względem naszej córki. — W tych paru słowach lord Spadających Gwiazd wyraził zgodę, która uszczęśliwiła Larille.

Więcej nie trzeba było im, mówić. Ukłonili się z szacunkiem rodzicom i udali się w stronę wejścia na widownię. Craldin zaoferował jej swoje ramię i kiedy położyła dłoń na jego silnym ramieniu poprowadził ich sprawnie między poddanymi, którzy z zaciekawieniem ich obserwowali. Dostarczali właśnie plotkującym nowej pożywki, ale nie obchodziło ich to za bardzo. Byli szczęśliwi to było po nich widać. Nie widzieli świata poza sobą i krocząc po miękkich dywanach, wpatrywali się tylko w siebie. Larille skłamała by mówiąc, że nie zwracała uwagi na zazdrosne spojrzenia, jakie były jej posyłane. W końcu odbierała młodym dziewczynom nadzieję, na to, że to właśnie je w trakcie balu urodzinowego wybierze książę na swoją towarzyszkę życia. Jednak dziedziczkę gwiazd najbardziej cieszyło jedno spojrzenie, które wypalało wręcz dziurę w niej, a należało do lady Katriny. Dwórka stała obok księżniczki i z niekrytą złością i zawiścią patrzyła na oddalającą się parę.

— Gapią się na nas — szepnęła Larille, gdy wspinali się po schodach, a ona sunęła dłonią po pięknie wyrzeźbionej balustradzie, której barierka kończyła się podobizną mitycznego ptaka.

— Wiem — uśmiechnął się Crladin.

— A tobie sprawia to przyjemność.

— Ogromną, tak samo, jak tobie spojrzenie lady Katriny, nieprawdaż? — odparował, unosząc brew i posyłając jej bystre spojrzenie.

Jej policzki pokrył róż. Dała się przyłapać.

— Być może — bąknęła, zawstydzona tym, że zdołał to zauważyć.

— Moja mała, mściwa, urocza istota —zaśmiał się.

Dotarli do wejścia, przy którym stało dwóch strażników. Prężyli się w swoich zbrojach, zwarci i gotowi, w razie konieczności szybkiej reakcji, gdyby sam cesarz lub jego najbliżsi potrzebowali pomocy. U boku księcia przekroczyła próg antresoli i została poprowadzona przez ukochanego na zarezerwowane dla niej miejsce.

Widziała stąd niemal wszystko. Bardzo dobrze widoczna była scena, na której za kilka chwil mieli pokazać się pierwsi artyści. Widownię, na której powoli dworzanie zajmowali swoje miejsca. Dostrzegła stąd swoich rodziców, siostrę, a nawet dwór księżniczki i swoją przyjaciółkę, które zasiadały w loży nieopodal nich. Larille nie sądziła, że z nieco wyższego miejsca, można o wiele więcej dostrzec, a los postanowił podarować jej odrobinę wielkości.

— Niesamowite prawda? — Craldin podziwiał twarz Larile i reakcję, która malowała się na niej. Dostrzegał to, co chciał. Zachwyt, pożądanie czegoś niezwykłego. Podobało się jej to. Podobała się jej chwała, a już niedługo miała zaznać o wiele więcej jej u jego boku, a on z przyjemnością zamierzał jej to dać. Wiedział, że władza była czymś, co sporo ludzi pragnęło, lecz tylko wybrani mogli ją mieć. Wybrańcy, tacy jak oni.

Dziedziczka Gwiazd była w stanie jedynie skinąć głową, bo właśnie spojrzała na wiekowe drzewo, które stanowiło samo serce teatru. Jego gruby pień wrastał w jedną ze ścian, lecz grube konary nie miały przez to problemu, aby rozrosnąć się po całym suficie i dotknąć prawie, że każdej ze ścian. Na zakończeniach gałęzi na ciemnozielonych łodygach kwitły ogromne kwiaty. Ich płatki emanowały silnym światłem, które dawało na tyle jasności, że nie trzeba było żadnych innych świeczników, aby przegonić z tej sali ciemność. Podziwiając ten niesamowity okaz, zastanawiała się, jak ludzie są w stanie zmusić, coś takiego do współpracy w trakcie spektakli. To drzewo nie tylko wystarczyło do oświetlenia widowni i loż, lecz także było używane w trakcie występów do oświetlenia. Wtedy też kwiaty zmieniały barwę światła, na taki, aby odpowiadał do danej sceny.

W porywie swoich myśli o wielkości Craldin złapał Larille za dłoń, przerywając jej tym samym i podszedł z nią do barierki i przystanął patrząc na ludzi z góry. Coraz więcej spojrzeń odwracało się w ich stronę. Niektóre były zdziwione inne zawistne, a niewiele naprawdę radosne. Do większości z nich dotarła wiadomość, którą właśnie przekazał i niektórym nie spodobało się to, kogo wybrał na swoją przyszłą żonę i cesarzową, nawet jeżeli jeszcze oficjalnie nie zostało nic ogłoszone.

Dopiero po tym pokazie, zdecydował się zająć swoje miejsce i pociągnął za sobą Larille, która posłusznie usiadła obok, a po krótkiej chwili, światło sączące się z kwiatów drzewa przygasło, aktorzy weszli na scenę i rozpoczęło się przedstawienie.

Larille siedząc obok swojego ukochanego z zainteresowaniem oglądała kolejne sceny, słuchała z przejęciem wygłaszanych dialogów oraz z zachwytem wsłuchiwała się w śpiew. Wszystko wyglądało tak pięknie i była zachwycona do czasu. Niespodziewanie światło na scenie przygasło, a sceneria zmieniała się na coraz mroczniejszą. Ze sceny zniknęli aktorzy. Larille zaniepokoiła się, gdyż to jeszcze nie był czas przerwy. Poruszyła się nerwowo.

Coś było nie tak.

Rozejrzała się, lecz nikt nie poruszył się ze swojego miejsca. Wszyscy nadal oglądali to, co się działo na scenie, mimo że temperatura gwałtownie spadała, a z ich ust wydobywały się obłoczki pary. Spojrzała na Craldina, którego skóra stała się sinawo blada, usta popękały i został,y pokryte szronem, a oczy... Oczy były puste, patrząc w dal.

— Craldin... — szepnęła, nie mogąc poruszyć się ze swojego miejsca.

Tajemnicza siła, która trzymała ją na miejscu, zmusiła Larille do odwrócenia głowy, tak aby znowu spojrzała na scenę. Razem z całym dworem patrzyła na mrożący krew w żyłach spektakl.

Aktorzy się zmienili, tak samo jak dekoracje. Zamiast pięknego pałacu, w którym Pierwsi Rodzice żyli, pojawił się zaśnieżony las, a przez niego biegła dziewczyna, która była bardzo podobna do Larille. Nie... to była Larille. Ona patrzyła na samą siebie i nie mogła się ruszyć, zupełnie jakby przymarzła do siedzenia, a wszystkie jej kości i mięśnie zastały się, przez co nie były zdolne do ruchu. Tak, więc była zmuszona do oglądania po raz kolejny, jak przedziera się przez ośnieżony las.

Jednak tym razem, gdy dotarła do krzaków, gdzie zawsze czaiły się tajemnicze złote ślepia, to tym razem coś się zmieniło. Nim postać, która była nią zapadła się w zaspę śnieżną, dostrzegła, jak z krzaków wychodzi rosły mężczyzna. Nie wiedziała kto to jest. Nie potrafiła rozpoznać rysów twarzy, gdyż te były zamazane, zupełnie jakby nieznajomy znajdował się pod wodą lub za mgłą. Jedyne co była w stanie dostrzec, to na Pierwszych Rodziców, te przeklęte złote ślepia, które się w nią wpatrywały.

Przerażenie jednak wzrosło jeszcze bardziej, kiedy obcy, podniósł swój wzrok i spojrzał prosto na siedzącą w loży, u boku księcia, Larille.

Wtedy wszystko pokryła ciemność, a krzyk dziedziczki gwiazd rozniósł się wkoło. Miała wrażenie, że spada, aż do momentu, gdy powróciło światło i znowu znalazła się w cesarskiej loży, gdzie przedstawienie trwało, a wszyscy oglądali je, zupełnie jakby przed chwilą nic wielkiego się nie stało.

Larille zamrugała przerażona, trzęsąc się na całym ciele, a gdy spojrzała na scenę, gdzie aktorzy nadal odgrywali swoje role, po koszmarnej scenerii nie było już śladu. Tak samo było ze wszystkimi siedzącymi na widowni i z samym Craldinem. Nic im nie było, a po mrozie nie było śladu... zupełnie jakby to się jej przyśniło...

Jakby nawiedził ją kolejny koszmar.

Z szybko bijącym sercem i rosnącą paniką nie zauważyła, że zapadła cisza.

Muzyka przestała grać, siedzący na widowni goście znieruchomieli. Niektórzy w zachwycie obserwowali w pełnym napięcia oczekiwaniu. Damy zamarły, a ich błyszczące uniesieniem oczy, zawilgotniały przez wzbierające w nich łzy wzruszenia. Niektóre odważyły się poruszyć i wyciągnąć chusteczki, aby delikatnie otrzeć je, tak aby nie zniszczyć staranie nałożonego makijażu.

Cisza i bezruch nie trwały jednak długo. Stojące na scenie osoby poruszyły się i wykonały parę ruchów, podskoków, chwyciły parę figur, po czym nagle wybiegły ze sceny. Ciemność zaczęła powoli się rozjaśniać, poprzez lampiony imitujące kwiaty. Nadszedł czas przerwy między aktami. Czyli to, co dwór królewski lubił równie mocno, jak sam występ, gdyż oznaczało to jedzenie, picie oraz czas ploteczek.

Dziękuję za przeczytanie!

Jeżeli Ci się spodobało, to będzie mi miło jak zostawisz po sobie ślad w postaci gwiazdeczki lub komentarza ^_^

Od autorki: Jak mogliście zauważyć zmieniłam okładkę do Ognia Spadających Gwiazd. Podoba Wam się? Bo ja jestem zakochana <3 <3 Wybaczcie mi, że plan dodawania rozdziałów trochę się rozjechał, lecz niestety wystąpiły problemy i niestety nie udało mi się dodać rozdziałów wcześniej. Dodatkowo ten rozdział okazał się o wiele dłuższy niż z początku myślałam, dlatego znowu podzieliłam go na dwie części i mojego ulubieńca poznacie dopiero w kolejnej części. Moi kochani, jeżeli znowu nic nie odmówi mi posłuszeństwa, to jutro ją dostaniecie i pojawi się tam pewien, gburowaty, pozbawiony uczuć bohater, który powoli będzie przejmował Waszą uwagę :D <3 

Alpha (Camille O'Naill)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro