Wyjebanizm to straszna choroba

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


               Magdalena siedziała pod jedną z klas na parterze i czytała lekturę na język polski. Od dawna wyznawała zasadę, że podłoga to najwygodniejsze krzesło. W końcu zadzwonił dzwonek na lekcję. Dziewczyna niechętnie zawlekła się do sali, dumnie zwanej pracownią biologiczną, po czym zajęła swoje miejsce. W zeszłym roku był z tym niezły cyrk. Ic liczyła wtedy trzydzieści dwie osoby, a krzeseł było tylko trzydzieści, dlatego jeśli na biologii jakimś cudem stawili się wszyscy uczniowie, pojawiał się problem, który został zauważony dopiero po czterech miesiącach. Uczennica nie posiadała wtedy własnego miejsca, siadała po prostu tam, gdzie było wolne. W tym roku jednak sporo uczniów się wykruszyło. Odpadli przede wszystkim ci, co mieli problemy z frekwencja. Madzia jako jedyna uchowała się z tego grona, dlatego miała teraz podwójnie przesrane.
               Pani Sokół zaplanowała eksperyment z badaniem barwników w roślinie, dlatego kazała się podzielić podopiecznym na kilka zespołów. Magda nienawidziła pracy w grupach. W jej wypadku odbywało się to na dwa sposoby, albo czekała, aż uczniowie się dobiorą, i dochodziła tam, gdzie brakowało ludzi, albo nauczyciel rozdzielał ich losowo. W obu przypadkach koledzy nie byli zadowoleni z tego, że muszą pracować z demonicą, a ona nie wiedziała, czy ma się starać jakkolwiek pracować i starać się o dobrą ocenę, czy po prostu nie robić nic, co zazwyczaj próbowano na niej wymóc.
               Tym razem jej się poszczęściło, trafiła do jednej grupy z Malwiną Piłatnik, a ona nie pozwalała jeździć po nikim. Można by rzec, że była obrończynią moralności w tej szkole. Mimo to wszyscy ją uwielbiali, co w dzisiejszych czasach wydawało się raczej dziwne. Dziewczyna jakimś cudem podbijała serca swoją charyzmą i chęcią do pomocy. Pomogła jej w tym również uroda. Miała piękne, ciemne, kręcone włosy, oliwkową cerę, oraz figurę modelki.
               Uczniowie zdążyli już poprzestawiać stoły. Przedstawiciele zespołów zaczęli kompletować na zapleczu niezbędny sprzęt, z którego zdecydowana większość pamiętała komunizm i Związek Radziecki. W tym samym czasie nauczycielka rozdawała liście oraz kilka innych, równie potrzebnych drobiazgów. Pokrótce wyjaśniła na czym miało polegać doświadczenie, po czym pozwoliła przystąpić do pracy. Madzi przypadło zadanie polegające na utarciu niezbyt dobrze ususzonych, różanych listków. Pracownia nie miała na stanie moździerzy, a wszystkie łyżki, sztuk dwie i pół, były zajęte przez inne grupy.
                Dziewczyna założyła lateksowe rękawiczki, żeby nie musieć później wygrzebywać resztek chwastów spod paznokci. Gdy zaczęła ucierać zielsko w palcach, do klasy weszła dyrektor Barbara Trzeciak, jak zwykle sprawiała ona wrażenie kobiety z klasą. Złudzenie to znikało, gdy tylko się odezwała. Dyrektorka była po czterdziestce i zawsze ubierała się elegancko. Na pierwszy rzut oka wydawała się kimś godnym naśladowania. W jej tonie głosu było jednak coś wulgarnego. Oczywiście potrafiła grać prawdziwą damę, jednak na co dzień uczniom kojarzyła się z ordynarną fajką w ustach, bo chodź żaden jeszcze nie widział jej z papierosem, to wszyscy wiedzieli, że pali jak smok.
               – Sosnowiecka, chodź tu na chwilę – powiedziała z typową dla siebie manierą, która jasno dawała do zrozumienia, że ma wszystko i wszystkich gdzieś.
               Uczennica zdjęła rękawiczki i podeszła do Pani Trzeciak, przeczuwając, że jej wizyta nie wróży nic dobrego.
               – Przyszłam tu, żeby oficjalnie wręczyć ci naganę za nieobecności – oświadczyła kobieta.
               Magdalena czuła, że wszyscy na nią patrzą, niektórzy z pogardą, inni wręcz z satysfakcją. Jeszcze dwa lata temu zapadłaby się pod ziemię, jednak teraz była już zaprawiona w bojach z nieprzychylnymi jej idiotami. Mimo to wciąż miała w pamięci dawną siebie.
               – A dlaczego tak publicznie? – spytała zirytowana nastolatka. – Wie pani jak takie upokorzenie może wpłynąć na osoby ze słabą psychiką?
               – A co mnie to obchodzi? Jak ktoś ma tyle nieobecności, to zasługuje na takie traktowanie – stwierdziła, jakby nigdy nic, dyrektorka. – Upokorzenie jest dobrą karą i motywacją. Tak robi się to od lat i nie mam zamiaru tego zmieniać.
                – A wie pani w ogóle na czym w ogóle polega na przykład fobia społeczna? – spytała Madzia.
                – Powtórzę: Co mnie to obchodzi? Jak ktoś ma problemy ze sobą to niech sobie poszuka pomocy, mnie nic do tego.
                – I pani jest dyrektorem? Boże, chroń nas przed takimi pedagogami...
                – Chcesz, żebym dołączyła do nagany zawieszenie w prawach ucznia? – zagroziła dyrka. Pamiętaj, że po naganie dyrektora następne jest ostrzeżenie o skreślenie z listy uczniów, więc lepiej się ogarnij.
                Nastolatka podpisała dokument, zaraz po tym kobieta wyszła. Magda była na granicy wybuchu. Światło w klasie zaczęło migotać.
               – Wszystko w porządku? – spytała Malwina.
               – Tak – odpowiedziała, po czym odrzuciła kartkę z naganą, ta natychmiast spłonęła w powietrzu, co nie umknęło uwadze kilku osobą.
                Dziewczyna starała się skupić na zadaniu, jednak coraz trudniej było jej utrzymać moc. Ogarnął ją strach, nerwowo zaczęła się rozglądać po klasie. Uczniowie szeptali między sobą, patrzyli na nią z satysfakcją, a jednocześnie z obrzydzeniem. Właśnie dostali kolejny pretekst do wyżywania się na niej. Sasek rzucił w jej stronę jakąś obelgą, jednak ona nie słuchała. Jedna z żarówek pękła, posypały się iskry.
                    – Muszę wyjść – powiedziała Magdalena, po czym wybiegła z klasy.
                   Gdy szła korytarzem, zostawiała za sobą płonące ślady, na szczęście ogniki szybko gasły, a demoniczna emanacja skutecznie zaburzała działanie wszelkiej elektroniki, dlatego kamery nie były w stanie jej w tym momencie uchwycić. Uczennica udała się do toalety, wyszła przez okno i wypuściła swoje ogromne, pokryte czarnymi piórami skrzydła. Chwilę później do łazienki wpadła Malwa, która zmartwiona postanowiła jednak pójść za koleżanką. Zastała jedynie szkarłatne płomienie pod parapetem, które jednak szybko zniknęły.

               Wylądowała na spalonej polanie, oddalonej o jakiś kilometr od szkoły. O tym miejscu krążyły różne legendy. Niektórzy sądzili, że wylądowało tu UFO, inni, że jakaś sekta odprawiała rytuały. Prawda była taka, że Madzia wyładowywała tam swój gniew, podobną miejscówkę miała też w pobliżu swojego domu.
               Dziewczyna schowała skrzydła. Jej ciało cały czas ogarniały płomienie. Spod grzywki wyłoniły się krótkie, czarne rogi, które były niematerialne, podobnie jak ogon. Magdalena potrafiła przyjmować formę demona tylko częściowo, jednak w emocjach nie zawsze nad tym panowała, a im bardziej ujawniała swoje demoniczne jestestwo, tym jej moc była potężniejsza.
               Skupiła swój gniew na drzewie, magia rozsadziła je na kawałki. Magda zaczęła się miotać się po polanie,imitując walkę. Zadawała ciosy nieistniejącym przeciwnikom i ciskała wokoło płomieniami. Była naprawdę świetną wojowniczką. Jako demon wojny miała do tego niesamowity talent. Podczas swoich treningów kopiowała ruchy z różnych gier, w które z powodu swojej samotności uwielbiała grać. Zaczęła je zapamiętywać podświadomie, jeszcze zanim jej moc się ujawniła. Do jej ulubionych ruchów należały te pochodzące z Tekkena,Wiedźmina, oraz Aiona, w który grała ze znajomymi z internetu w czasie ostatnich wakacji.
               Po godzinie wyładowywaniu gniewu dziewczyna leżała po środku spalonej polany, której średnica po raz kolejny się powiększyła się o jakiś metr. Zaczął prószyć śnieg, który nie miał jednak żadnych szans z gorącą aurą tego miejsca. Czarny, dymiący krąg, po środku lasu, pokrytego białym puchem, wyglądał dość malowniczo. Nastolatka była już spokojna, nie chciała tracić więcej czasu. Otrzepała swoje ubranie z pyłu, po czym ponownie wzbiła się w powietrze.
Po kilku minutach wylądowała w krzakach nieopodal szkoły. Właśnie trwała jej ostatnia lekcja. Przynajmniej miała pewność, że nie natknie się na swoich kolegów. Postanowiła załatwić sprawę jak najszybciej. Skierowała swoje kroki do sali biologicznej. Nauczycielka siedziała przy biurku i sprawdzała kartkówki.
               – Przyszłam po swój plecak – powiedziała nieśmiało dziewczyna.
               – Stoi pod szafą – odpowiedziała pani Sokół, nie odrywając wzroku od klasówek. – Malwina cię spakowała.
               – To ja już pójdę.
               – Gdzie się podziewałaś? – spytała kobieta.
               – Źle się poczułam – odpowiedziała nastolatka.
               – I właśnie dlatego wyszłaś przez okno w toalecie?
               – Potrzebowałam świeżego powietrza – oznajmiła, po czym opuściła salę i skierowała się do szatni.
               Gdy z kurtką w ręku szła do drzwi wyjściowych, usłyszała za sobą kroki, kiedy odwróciła się, jej wzrok napotkał szkolną pedagog, panią Jolantę Miszniak.
               – Możemy chwilę porozmawiać? – spytała.
               Nie słysząc sprzeciwu, kobieta zaciągnęła ją do swojego gabinetu i kazała usiąść przy stoliku. Pani Miszniak miała 39 lat i była dość ładna, jak na osobę lekko przy kości. Jej twarz była przyjemna i budziła zaufanie. Była w tej szkole jedynym pracownikiem, na którym można było polegać. Co prawda większość nauczycieli była całkiem spoko, jednak nie lubili się oni zagłębiać w osobiste problemy swoich uczniów. W razie najmniejszych kłopotów odsyłali ich do szkolnej psycholog, która zrobiłaby wszystko dla swoich podopiecznych.
               Magda zawdzięczała jej zaliczenie pierwszej klasy. Gdy większość profesorów postawiła na niej krzyżyk, to właśnie pani Miszniak się za nią wstawiła, ona jako jedyna była pewna, że dziewczyna, w przeciwieństwie do innych wagarowiczów, wcale nie olewała szkoły. Było to przecież doskonale widać po jej ocenach.
               Magdalena jednak nie potrafiła jej zaufać, nie po tym co ją w życiu spotkało. Ostatni raz z własnej woli była u pedagoga w szóstej klasie. Chłopak, który siedział w ławce przed nią, pobił ją na lekcji. Nauczycielka nawet tego nie zauważyła. Wszyscy mieli z tego powodu ubaw, w końcu była dla nich jedynie zabawką, którą tak uwielbiali dręczyć. Uczennica poczuła wtedy, że przesadzili, głównie dlatego, że tydzień wcześniej, na godzinie wychowawczej oglądali film edukacyjny o fali w szkole.
               Wezwano sprawcę pobicia na rozmowę, później przepytano uczniów, jednak wszyscy zgodnie zeznali, że nic takiego nie miało miejsca, a nauczycielka potwierdziła jedynie, że dziewczynka z jakiegoś powodu popłakała się na lekcji. Pedagog zdecydował, że nie ukarzę chłopaka, a dziewczynie wstawił uwagę i obniżył sprawowanie za „tak perfidne kłamstwo". W gimnazjum również się jej nie poszczęściło. Kobieta, na którą trafiła, zdecydowanie nie powinna wykonywać swojego zawodu. W końcu jak można powiedzieć uczniowi w twarz, że te szykany są jego winą, bo nie dość, że jest inny, to jeszcze nie potrafi się bronić?
               Pokój, w którym aktualnie znajdowała się Madzia, był niewielki, a dzięki temu przytulny. Pani Miszniak zadbała o to, aby jej podopieczni czuli się tam dobrze, w zeszłym roku udało jej się nawet wyegzekwować od dyrekcji pomalowanie ścian na kolor głębokiej, uspokajającej zieleni.
               – Dlaczego uciekłaś dzisiaj z lekcji? – spytała kobieta, siadając naprzeciwko nastolatki.
               – Czy będę miała z tego powodu jakieś kłopoty?
               – A jak myślisz?
               – Że gorzej już być nie może – odpowiedziała Madzia.
              Pedagog po raz kolejny rozpoczęła swoje kazanie, starając się przemówić uczennicy do rozsądku i zagrać na jej uczuciach. Skoro nastolatka nie chciała rozmawiać o swoich problemach, czuła, że nie ma innego wyjścia. Można powiedzieć, że odniosła sukces. Światło w gabinecie zaczęło migotać. Po chwili pięści uczennicy, które zaciskała w nerwach, zapłonęły. Dziewczyna natychmiast za pomocą swojej mocy zbiła żarówkę, chciała w ten sposób odwrócić uwagę od dłoni, które właśnie schowała pod stołem.
               – No co się dzieje z elektrycznością w tej szkole?! – Kobieta wstała, by przyjrzeć się żyrandolowi.
               Wykorzystała okazję i wysunęła pazury, po czym mocno zacisnęła palce i cicho jęknęła z bólu. Płomienie natychmiast zgasły. Na podłogę pociekło kilka kropel krwi, jednak demonica miała nadzieję, że kobieta w najbliższym czasie tego nie zauważy. Rany niemal całkowicie się zasklepiły, zanim pedagog zdążyła wrócić na swoje miejsce.
               – To powiesz mi, co się stało? –ciągnęła pani Miszniak.
               – Wie pani, jak się poczułam, gdy dyrektorka kazała mi podpisać naganę? – zaczęła. – Wystawiona na pośmiewisko. – Jej oczy na sekundę zapłonęły czerwienią.
               – Przecież nie tylko ty zostałaś tak potraktowana, co roku prawie setka uczniów dostaje jakieś nagany.
               – No tak, ale niewielu w tej szkole jest w takiej sytuacji jak ja – kontynuowała nastolatka. – Poza tym, miałam znajomych z większymi problemami: z depresją, fobią społeczną, brakiem akceptacji siebie. Wszyscy mieli kłopoty z szykanami w szkole, a nadanie nagany jest idealnym pretekstem do wzmożonego ataku. Ja jakimś cudem jestem wystarczająco silna, ale oni mogliby już tego nie udźwignąć.
               – Może masz rację – westchnęła kobieta. – Pogadam z panią dyrektor, może od przyszłego roku uda się zmienić procedury.

               Z powodu rozmowy z panią Miszniak, Magdalena nie chciała pozostawać w szkole. Miała obowiązek być na miejscu przez najbliższe kilka godzin, dlatego postanowiła pospacerować w pobliskim parku. Łowcy nie byliby zadowoleni z jej samowolki, ale dziewczyna była na tyle blisko budynku, że nie miałaby problemu z zareagowaniem w razie potrzeby. Na terenie liceum znajdowało się jej terytorium, nawet będąc kilkaset kilometrów stąd wyczułaby, gdyby jakiś demon naruszył jego granicę. Stowarzyszenie miało poważne braki w ludziach, dlatego w dni powszednie to ona musiała brać większość dziennych wart.
               Gdy wreszcie wróciła do domu było już po dziewiętnastej. Zostawiła kurtkę, buty i plecak w przedpokoju, po czym skierowała się do kuchni, aby odgrzać sobie obiad. Kiedy była zajęta posiłkiem, do pomieszczenia weszła jej matka.
               – Jak było w szkole? – spytała.
               – Beznadziejnie.
               – To znaczy? – Kobieta, jak zawsze, była bardzo dociekliwa.
               – Dostałam kolejną naganę za nieobecności – odpowiedziała dziewczyna.
               – Aha...
               – Aha? To wszystko, co masz do powiedzenia? – zdziwiła się.
               – A co mam niby zrobić? Być zła, za co? Przecież od początku doskonale wiem o każdej twojej nieobecności, sama usprawiedliwiam ci każdą głupotę, jaką tylko się da, więc tak, nie mam nic więcej do powiedzenia.
              – Aha – powtórzyła za matką.
              – To była ostatnia nagana, prawda?
              – Tak, następne jest już ostrzeżenie o skreśleniu z listy – odpowiedziała nastolatka, po czym skierowała się do swojego pokoju.
              Zamknęła za sobą drzwi i rzuciła się na łóżko. Azazel wskoczył jej na brzuch, i zaczął udeptywać żebra, mrucząc przy tym. Kiedyś Madzia nie mogła tego wytrzymać, lecz ostatnio stawała się coraz mniej wrażliwa na ból. Zaczęła tarmosić swojego futrzaka za obróżkę, nie znosił tego, o czym doskonale wiedziała. Denerwowanie go czasem sprawiało jej radość, zresztą ten nie pozostał je dłużny. Ugryzł ją w nadgarstek, po czym obrażony zeskoczył z łóżka i ułożył się na jasnej bluzie, którą Magda nieopatrznie zostawiła dzień wcześniej na podłodze.

Dyrektorka i jej wyjebanizm... Może napsuć sporo nerwów, ale wbrew pozorom na kobieta nie jest negatywną postacią, jest po prostu jedyna w swoim rodzaju. O wiele gorsza jest matematyczka, którą poznacie w następnej części.
Coś długie wychodzą mi te rozdziały, nie mam pojęcia czy to dobrze, czy źle, ale tak właśnie będzie. Muszę zwolnić trochę z publikacją, bo zaraz umieszczę tu cały zapas rozdziałów i trzeba będzie czekać bardzo długo. A jak nie daj Boże zabraknie mi weny, co chyba właśnie niestety ma miejsce, to zniknę na pół roku, a raczej bym nie chciałam. Wciąż nie ma praktycznie żadnego odzewu, ja wiem, że minęły tylko cztery dni, ale tak trochę mi smutno.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro