#25

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Otóź tak.. Będzie śmierć.. MOJA. heuheu...

TO NIE ENDING XD



Wybiegłem ze swojego pokoju, po czym zacząłem dobijać się do pomieszczenia obok. Teraz zamykasz drzwi?! TERAZ?!

- Yuri!!! - wydarłem się natarczywie pukając w drewnianą deskę. - O nie, o nie, o nie, o nie, o nie... YURI!

- Co się drzesz?! - spojrzałem w kierunku jakiejś kobiety, która ze zdenerwowaniem tupała nogą. Sorry. Życie.

- Nie widzisz kobieto, że drzwi są zamknięte?

- Jak mam to niby widzieć? Noktowizory mam na ryju? Widzę zamek od środka? - warknęła.

- YURI! - krzyknąłem ponownie. - WIEM, ŻE TAM JESTEŚ! ODEZWIJ SIĘ!

- SPIERDALAJ! - o! Odezwał się! Dzięki Bogu! Żyje!

- Otwórz mi! - jęknąłem przeciągle. - Wszystko Ci wytłumaczę! To nie tak jak myślisz, kotku!

- Wynoś się! Idiota, pedał i pierdolony prawiczek!

- Dzięki Tobie już nie! - prychnąłem. Chwila przecież ja wcześniej też... Nie ważne. - Yuri! Ja cię tylko proszę! Nie ufaj Darkyemu!

- JAK MAM SOBIE NIE UFAĆ?! Myślisz czasem?!

- To bardzo dobre pytanie..

- Pani się nie wtrąca! - warknąłem do kobiety.  - Jak sobie? Sobie ufaj! Ale nie Darkyemu! Otwórz te drzwi, bo wszyscy się na mnie gapią!

- Wal się! Dalej nie skumałeś? Darky i ja Cię nienawidzą. W jednym i tym samym momencie usunęliśmy konta. Jak usunął swoje pierwszy, to jak do cholery miał mi powiedzieć o tym pierdolonym zakładzie?! Myśl! Połącz szare komórki!

- Yuri to nie jest najlepszy moment bym myślał! Dobrze wiesz, że... - chwilka... czy to możliwe, że... że tak naprawdę.. O fuck. - Dlaczego mi nie powiedziałeś!

- A jak niby! Anonim to anonim!

- To ty mnie okłamałeś! - sapnąłem kopiąc w drzwi. - Mogłeś mi powiedzieć, że to Twój brat!

- TY DEBILU!

Źle myślę? Skąd niby Darky znał tak dobrze Yuriego, żeby mi podpowiadać na naszych wypadach? To oczywiste, że to brat Yuriego. On tak naprawdę żyje. To Yuri mnie okłamał z tym wszystkim. Tak? Prawda?

- No co?

- To byłem JA! Darky i ja to, jedna i ta sama osoba! - krzyknął. On był Darkym... Czy ja właśnie powiedziałem mu o tym zakładzie tak na luzie jakby to nie było nic. Ale przecież zrezygnowałem z niego, więc w czym problem? Napisałem przecież, że... Napisałem czy nie?

- YUREK OTWIERAJ TE DRZWI! - cisza.

Cholera czy ja naprawdę jestem aż takim debilem by się nie połapać? Przez całe 24 rozdziały autorka miała niedojebanie mózgowe przeze mnie i moją głupotę. Nawet po nocach nie spała myśląc nad moją tępą jak ołówek postacią, nie dowierzając, że takie coś może istnieć... Rwała sobie włosy z.. Wracając do tematu. Jak mogłem być takim idiotą?

Oparłem się czołem o te biedne drzwi, które już wycierpiały swoje. Dlaczego wcześniej nie mogłem się połapać..? (TEŻ TEGO NIE WIEM ;-;~) Rozszerzyłem oczy. Spod drzwi zaczął ulatniać się dym. Spojrzałem na blondynkę, która była w takim samym szoku jak ja.

- Niech pani zadzwoni po straż! - krzyknąłem odsuwając się od drzwi.

Jeszcze raz musicie mi wybaczyć... Chociaż mam dziwne deja vu.. Wybaczcie.
Wziąłem głęboki wdech i wyważyłem drzwi z kopniaka.

To co działo się w środku było dla mnie jedną wielką zagadką. Wszystko się paliło. No dobra może nie wszystko. Ale połowę pokoju spokojnie pożerał sobie ogień. Tylko gdzie w tym wszystkim był Yuri?

Zasłoniłem dłonią usta i wbiegłem do środka. Gorąco, nic nie widać.. A przede wszystkim jest duszno. Rozglądałem się dookoła w poszukiwaniu sylwetki chłopaka. Nigdzie go nie było. Za to na środku pokoju fajczyły się te wszystkie listy od jego rodziny. Mądra decyzja... ALE NIE W ŚRODKU BUDYNKU!

- Yuri! - krzyknąłem i od razu zakaszlałem. Cholerny dym...

Zamrugałem kilka razy. Widziałem go. Wśród promieni.. Po drugiej stronie okna. On najzwyczajniej w świecie siedział po turecku, po drugiej stronie okna!

- Nie podchodź Nikiforov. - odwrócił się w moją stronę. Jego policzki były cale mokre od łez, a same oczy były czerwone i zmęczone. - Chociaż zaliczyłeś to zadanie?

- Yuri! Daj mi chociaż coś wyjaśnić! - podszedłem kawałek.

- Nie! - warknął stając na parapecie. No chyba Cię Bóg opuścił! - Osiągnąłeś to co chciałeś! Czy to nie jest ten moment, w którym wychodzisz stąd i dajesz mi święty spokój? Będziesz dalej żył w tym swoim chorym umyśle, a ja dołączę do mojego ukochanego Haruki...

- Zastanów się co ty mówisz! Znowu brałeś jakieś leki?! Yuri ja Cię naprawdę kocham! - jęknąłem ze łzami w oczach.

- To kłamstwo, Victor. Wszystko to było kłamstwem...

Skakał. Ewidentnie skakał. Podbiegłem do okna chcąc jak najszybciej złapać go za dłoń. Bałem się. Bałem się, że nie zdążę. Jak i również bałem się, że zginę wraz z nim bez możliwości wyjaśnienia tego całego zamieszania. To wszystko stało się przeze mnie. Gdyby nie ten zakład nigdy był go nie poznał od tej bliższej strony, ale gdybym od razu wszystko wyjaśnił, delikatnie... Możliwe, że do niczego takiego by nie doszło.

- Yuri! - krzyknąłem łapiąc go w ostatnim momencie za nadgarstek. Przy okazji jebnąłem się mocno w głowę o futrynę... Moje szczęście.

- O.. krwawisz sobie.

- Przestaniesz być dla mnie taki oschły i mnie w końcu wysłuchasz? - warknąłem ściskając go mocniej. - Skończyłem z tym zakładem.

- No bo mnie zaliczyłeś..

- Nie o to chodzi! - sapnąłem. - Zakochałem się w Tobie! Już dawno z tego zrezygnowałem! To było tylko na początku. Yurio się uparł, ale ja.. Nic nie poradzę na to uczucie.

Jeszcze chwila... Jeszcze tylko chwilka, a później możemy spokojnie odejść.

- Naprawdę mnie kochasz? - jego brąz tęczówki spojrzały na mnie ze smutkiem.

- Czy gdybym Cię nie kochał to dałbym zaciągnąć się na cmentarz? - uśmiechnąłem się delikatnie. - Tylko z Tobą mogę chodzić na takie romantyczne randki.

- Przestań.. - odwrócił wzrok, ale uśmiechnął się delikatnie. - Darky już dużo znosił w swoim życiu. Każdy mnie od początku rozmowy wyzywał, po czym blokował. Ale ty byłeś inny. Mimo, że już od początku bylem dla Ciebie oschły to ty... Ty nie zraziłeś się do mnie. Dziękuję Ci za to. Nie czułem się samotny.. Dzięki Tobie. Mimo, że jesteś takim debilem.

- Bez szczegółów. - zaśmiałem się czując jak za mną robi się coraz cieplej, a syreny są coraz bliżej.

- Nikiforov. - spojrzałem na niego pytająco. - Chciałbym kiedyś to wszystko powtórzyć. Chciałbym żyć wraz z Tobą. Zawsze chciałem.

- Yuri nie żeby coś... - zaśmiałem się nerwowo. - Ale nie uważasz, że ta sytuacja jest trochę... Niekomfortowa?

Czarnowłosy spojrzał w dół. Tak... Ogarniaj, że ładnie sobie dyndasz nad przepaścią, a ja powoli opadam z sił. Ogarniaj. Yuri przeniósł swój wzrok na moją dłoń zaciśniętą wokół nadgarstka. Wolną ręką pogładził ją delikatnie.

- Puść mnie. Mówię poważnie. - w życiu. Jak mamy spaść to razem.

- Nie zrobię tego. Zakończymy wszystko razem. - przełknąłem ślinę. Jeszcze tylko chwilka... Dasz radę Victor.

- Victor... Kocham Cię. - łezka spłynęła po jego bladym policzku.

- Ja Ciebie też, Yuriś. - uśmiechnąłem się.

Tyle wystarczy. Nie mam już siły zapierać się nogami. Dałem upust.

Czułem jak powietrze owija mnie i Yuriego w swoje niewidzialne skrzydła. Chwyciłem Japończyka w mocnym uścisku, po raz ostatni dając mu całusa w czubek głowy. Na zawsze razem, tak?
Zamknąłem oczy, z których zaczęły płynąć łzy.
Kocham Cię.



***

BD BEZ POLSATU -.- Zgubiłam zdjęcie xD

Hey!

Jak tam u Was?

Od razu mówię, że 19 wyjeżdżam do Chorwacji i wracam ok. 30 sierpnia? (nawet z powrotem określić się nie mg, bo nic nie wiadomo xD) Ktoś będzie w Vodicach? ;-; R.I.P.

To w/w nie oznacza, że rozdziałów nie będzie! Tylko moi rodzice mają coś do mnie i pisania -.- Więc to będzie coś na styl "Na cholerę piszesz te głupoty jak i tak nikt tego nie czyta" <-- dobijcie mnie, albo dajcie mi jakąś energię życiową...

Dziękuję Wam za wszystko ^^ ;*

I tak jak obiecałam przed epilogiem kolejna książka z Victuri. :P

(Na początku miało być TIRED, później BE TOGETHER.. skończyło się na tym xD..)

ZAPRASZAM WIĘC DO:
DANGER OR NAH?

^^

Do napisania,

Sashy ;3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro