003. Zadyma na weselu Marczaka

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zanim pozwolę ci przeczytać moje wypociny, pragnę ostrzec cię przed ewentualnym urazem psychicznym po przeczytaniu tego. Jak dobrze wiecie, piszę przeważnie niepoważne rzeczy (wyjątek to fanfiki, ale tutaj też bym nie była taka pewna), ale ten oneshot jest wyjątkowo powalony XD

Ostrzegam, że nie ponoszę odpowiedzialności za zdrowie psychiczne, ani nie pokrywam kosztów leczenia psychiatrycznego. Czytasz na własną odpowiedzialność.

PS. Po tym shocie nie spojrzysz na biskupa poważnie XD

PS2. Oneshot nie ma na celu promowania alkoholizmu, przemocy ani pijackich wybryków. Powstał on wyłącznie w celach humorystycznych.

Pozdrawiam i życzę miłego czytania :)

_____________

Kiedy wszyscy goście wraz z parą młodą powoli wychodzili z kościoła, Orest pomagał Mateuszowi wiązać krawat na zakrystii. Duchowny zdecydowanie wolałby iść na wesele w sutannie albo pod koloratką, ale siwowłosy powiedział, że absolutnie nie chce słyszeć o którejkolwiek z tych opcji.

- Orest, trochę ciężko mi się oddycha. - wysapał duchowny lekko się dusząc.

- No to mów, że ci ciasno w szyję! - burknął inspektor poluzowywując przy tym krawat.

- Dlaczego nie mogę iść w sutannie? - spytał blondyn.

- Bo to ma być wesele, a nie kółko różańcowe. Poza tym, na wesele chłop powinien mieć ubrany garniak, a nie suknię. - zażartował starszy.

***

Gdy Marczak wraz z Helenką wyszli z kościoła, wszyscy goście stanęli wokół nich i zaczęli wiwatować. Rudowłosy czuł niesamowitą radość stojąc u boku swej wybranki.

Orestowi i Mateuszowi udało się w porę wybiec z kościoła i stanąć w tłumie obok innych. Helenka spojrzała na Mariana, po czym wyrzuciła bukiet kwiatów w tłum, by ktoś inny mógł go złapać.

- MÓJ! - krzyknął Możejko popychając innych, a następnie łapiąc bukiet.

Mateusz przybił sobie w myślach facepalma. Ledwo uroczystość się zaczęła, a siwowłosy już zaczynał robić siarę. Blondyn podszedł do Oresta i wyrwał mu kwiaty z łap, a następnie przywalił mu nimi w łepetynę.

- AŁAA!! Mateuszku, co to miało być? - spytał zaskoczony policjant.

- Idziemy! - powiedział stanowczo Żmigrodzki, po czym chwycił partnera za ucho i na oczach wszystkich wyprowadził z tłumu.

***

Na sali weselnej Orest nie odzywał się do księdza, ale jednocześnie próbował zwrócić na siebie uwagę. Mateusz i siedzący obok niego Pluskwa mieli z niego ubaw, ale nie okazywali tego.

- Matteo, może zatańczymy później do jakiejś skocznej piosenki? - spytał rudowłosy.

- Zwykle nie tańczę na weselach, ale dla ciebie zrobię wyjątek. - zaśmiał się Mateusz.

W tej samej chwili DJ puścił piosenkę Krzysztofa Krawczyka "Mój przyjacielu". Kiedy tylko Pluskwa i Mati ją usłyszeli, wstali od stołu i zaczęli tańczyć.

- A mnie nie poproszą nawet! - burknął sam do siebie Orest.

Mateusz bawił się doskonale w towarzystwie przyjaciela. W pewnej chwili jednak stracił równowagę i potknął się upadając na kogoś.

- Jezus Maria, najmocniej przepraszam. - mruknął blondyn po chwili spoglądając na osobę, na którą upadł.

- Mateuszu, co za niespodzianka! - krzyknął radośnie mężczyzna, a następnie podał Żmigrodzkiemu rękę, by mógł wstać.

- O mój Boże... Ekscelencjo, najmocniej przepraszam! Nie chciałem! - rzekł wystraszony Mateusz wstając na nogi.

Duchowny chwycił dłoń biskupa chcąc ją ucałować, jednak starszy zabrał ją i lekko trzepnął Mateusza w łeb.

- Żmigrodzki, nie będziemy się po rączkach całować na weselu przecież! Przyszedłem tu się bawić! - krzyknął radośnie starszy duchowny po czym poklepał blondyna po ramieniu.

- To pan Marian zaprosił ekscelencję na swoje wesele? - spytał Mefiu.

- A nie widzisz? Chłopie, cho no do stołu, napijemy się razem i coś ci opowiem. - rzekł niewyraźnie biskup.

Mateusz dopiero po chwili zauważył, że eminencja trzyma w łapie w połowie opróżnioną litrową butelkę Stocka. Niebieskooki nie wiedział co ma robić, więc usiadł przy stole z biskupem. Starszy nalał mu magicznego trunku w kieliszek i dał wody z cytryną na popitkę.

- Ekscelencjo, ja przecież abstynentem jestem... - mruknął niepewnie.

- No ale ze mną się nie napijesz? Matteo, dowej no jednego chociaż!

Żmigrodzki przez chwilę się zastanawiał, jednak po dłuższym namyśle chwycił kieliszek i opróżnił jego zawartość, którą po chwili wypluł na podłogę.

- No taki towar marnujesz! Wstydź się Żmigrodzki! - krzyknął biskup.

- Chciałeś ze mną o czymś pogadać... O czym? - spytał Mateusz wykrzywiając się przez smak alkoholu w ustach.

- Chciałem ci opowiedzieć pewną historię z życia wziętą, no nie? Słuchej... Ja i stary Marianka to byliśmy kurwa jak bracia. - wybulgotał starszy.

- Przyjaźniliście się? - spytał Matteo.

- Poznałem go jeszcze za czasów PRL-u. Byliśmy młode chłopaki. Zajebałem wtedy gorzałę ze sklepu, bo taka jedna raszpla nie chciała mi sprzedać. Poszedłem wtedy pod most z moją zdobyczą. - opowiedział biskup.

- I co dalej? - zapytał blondyn udając zaciekawienie.

- On siedział pod mostem i fajki palił. Poczęstował mnie jedną, a ja pozwoliłem mu się napić. I tak jakoś wyszło. - odpowiedział dumnie łysawy mężczyzna.

Mateusz czuł potworne zażenowanie, ale jednocześnie chciało mu się śmiać. Bał się, że gdy po weselu biskup go do siebie zaprosi, to buchnie mu śmiechem prosto w twarz.

***

Godzina dwudziesta trzecia. Wszyscy na sali znakomicie się bawili. Wszyscy z wyjątkiem księdza Jacka, który leżał pod stołem, gdyż upoił się alkoholem aż za bardzo.

- PATRZCIE NA MNIE! - krzyknęła babcia, po czym weszła na stół, na którym zaczęła tańczyć.

Mateusz w tym czasie spokojnie tańczył z Orestem i nie zwracał uwagi na to, co dzieje się wokół niego. Patrzał tylko na swego ukochanego, z którym wcześniej się pogodził.

- Jeszcze raz przepraszam cię za to, że trzepnąłem cię tym bukietem w głowę. - szepnął duchowny.

- Narobiłem ci siary, więc się zrewanżowałeś. Nic złego się nie stało. - mruknął siwowłosy.

Mężczyźni nie przejmowali się tym, co działo się wokół nich i zbliżyli do siebie swoje twarze chcąc złączyć swoje usta w pocałunku, jednak w ostatnim momencie ktoś musiał im przeszkodzić w tej pięknej chwili.

- PROSZĘ KSIĘDZA!!! Babcia jest mocno pijana i tańczy na stole! - krzyknęła Natalia.

Niebieskooki oderwał się od kochanka i spojrzał na kobietę, a potem na to, co dzieje się za nią. Starsza pani beztrosko tańczyła na stole, a wszyscy dookoła dla niej klaskali. Mateusz był jedyną w stu procentach trzeźwą osobą, więc czym prędzej pobiegł w kierunku widowiska, a potem przedzierając się przez tłum ludzi dotarł do stołu, na którym wyginała się babcia.

- Babciu, zejdź z tego stołu! - poprosił grzecznie duchowny.

- Spadaj synku, ja nigdzie nie idę! - zaśmiała się babcia.

- Pokaż jak się wyginasz, Lucy! - krzyknął biskup.

Żmigrodzki czuł potworne zażenowanie i wstyd, więc chwycił babcię w pasie chcąc bezpiecznie zestawić ją ze stołu.

- Puszczaj zboczeńcu! - krzyknęła, a następnie przywaliła Mateuszowi prawym sierpowym.

Duchowny upadł na podłogę, a babcia stała na stole ze skrzyżowanymi rękoma i złowieszczym uśmiechem na mordzie.

- A w babcię co wstąpiło, żeby księdza bić?! - wrzasnęła Nacia, która była świadkiem zajścia.

- Natalio, nic mi nie jest. Spokojnie... - wyjąkał kapłan, po czym wstał z podłogi i spojrzał na babcię.

- Pozwól Mateuszu, że to ja sprowadzę Lucynkę na ziemię. Pani pozwoli. - rzekł flirciarsko biskup.

Przełożony Mateusza wziął babcię na ręce i odstawił ją z powrotem na ziemię, a następnie ucałował ją delikatnie w rączkę, niczym dżentelmen. Żmigrodzki nie mógł uwierzyć w to, co widzi i przez chwilę zastanawiał się, czy aby na pewno ktoś nie dolewał mu alkoholu do picia.

***

Nadeszła północ, czyli oczepiny, a konkretnie rzucanie welonem i krawatem. Wszystkie panie ustawiły się w kole, na środku którego stanęła Helenka z zasłoniętymi przez chustę oczami. W momencie, gdy muzyka zaczęła grać, kółeczko zaczęło się kręcić. Kiedy jednak zgasła, panie stanęły w miejscu, a panna młoda rzuciła za siebie welonem, który został złapany przez Natalię.

- AAAA!!! Nie wierzę! - krzyknęła radośnie kobieta.

- Mamy nową pannę młodą! - wykrzyczał podekscytowany Mietek.

Mateusz podziwiał całą szopkę z szyderczym uśmiechem na mordzie siedząc pod stołem obok zezgonowanego księdza Jacka, wpieprzając przy tym placek.

- Widzisz Jaca ile cię atrakcji omija? - zaśmiał się duchowny.

Niebieskooki spojrzał na kontynuację kabaretu. Tym razem w kółko ustawili się wszyscy mężczyźni, w tym Orest i... biskup.

- Nie wierzę, że stoję w tym kółku i robię z siebie idiotę! - wychichotał Możejko.

- A ja nie wierzę, że stoję w nim razem z panem! - zaśmiał się ekscelencja.

Dopiero po tym, jak biskup się odezwał, Orest skapnął się, że stoi obok niego. Starszy duchowny chwycił inspektora za rękę, a drugą złapał Pluskwę. Kiedy już wszyscy chwycili się za dłonie zabrzmiała muzyka, a kółko zaczęło się kręcić. Dopiero w momencie, gdy melodia ucichnęła, Marczak rzucił krawatem za siebie.

- TAAAAK!!! MAM!!! - wrzasnął duchowny.

Mateusz, którego w tamtym momencie zżerał cringe odsłonił oczy i spojrzał z niedowierzeniem. Tym, który złapał krawat był nie kto inny, jak biskup...

- NIE! Nie zgadzam się! - krzyknął Żmigrodzki wychodząc spod stołu i stając twarzą w twarz z eminencją.

- A tobie co odwaliło? Zazdrościsz mi powodzenia u kobiet? - parsknął szyderczo przełożony Mateusza.

- Mateuszku, uspokój się. To tylko zabawa. - pisnął Orest uspokajając młodszego duchownego.

- JA TEŻ SIĘ NIE ZGADZAM! ONA JEST MOJA! - wykrzyczał Grzelak.

- NIGDY nie byłam twoja! Teraz odchodzę z nowym fagasem! - wrzasnęła Natalia.

Biskup podszedł do stolika i wyjął z jednego z wazonów różę, którą wziął do ryja, a następnie odepchnął Pluskwę i z lenny face chwycił Nacię za rączkę.

- Zatańczy pani ze mną? - spytał uwodzicielsko biskup.

- Oczywiście, najdroższy! - powiedziała Natalia z entuzjazmem.

Wtedy DJ puścił spokojną muzykę, w rytm której para zaczęła beztrosko tańczyć. Później inni również dobrali się w pary i dołączyli się do tańca.

- Orest... Ja chyba śnię... - wydukał zszokowany Mefiu.

- Jeszcze tylko papieża brakuje... - jęknął równie zszokowany Możejko.

- Biskupku, jesteś takim wspaniałym i czarującym mężczyzną! - westchnęła Natalia.

- A ty jesteś kobietą moich marzeń, Naciu. - rzekł uwodzicielskim tonem duchowny, po czym wypluł różę.

Biskup i Nacia zbliżyli się do siebie chcąc złączyć swoje usta w pocałunku. Pluskwa przyglądał się tej scenie z szokiem i niedowierzaniem.

- ZOSTAW MOJĄ NACIĘ, TY PLAYBOYU! - wrzasnął rudowłosy, a następnie rzucił się na eminencję z pięściami.

- Co ty robisz, pojebie?! - krzyknął puszysty ksiądz, który rzucił się na Waldka.

Obaj panowie wjebali się na stół z żarciem i zaczęli napierdalać się jak na ringu. Wszyscy goście patrzęli na wspaniałą walkę i mieli z tego ubaw.

- PRZESTAŃCIE!!! - wrzasnął Mateusz, a następnie podbiegł do lejących się.

Niebieskooki odciągnął Pluskwę od spasionego kapłana. Biskup nie dał jednak za wygraną i chwycił krzesło, z którym zaszarżował w kierunku rudowłosego.

- STOP!!!! DOŚĆ!! - krzyknął Matteo, który wyrwał biskupiakowi krzesło z rąk.

- I ty Mateuszu przeciwko mnie?! - warknął puszysty.

- Koniec tego! Odwożę was obu do domów i nie chcę słyszeć sprzeciwu! A w samochodzie macie się przeprosić i podać sobie ręce! - powiedział stanowczo Żmigrodzki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro