004. Walentynki [Orest x Mateusz]

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Na wstępie pragnę was przeprosić za to, że ten oneshot jest taki sztywny i drętwy. Obiecuję, że na przyszłość się poprawię. Mam jednak nadzieję, że chociaż trochę się wam spodoba.

Miłego czytania :)

_________________

Orest siedział w swoim biurze na komendzie i czytał książkę. Mężczyźnie od dłuższego czasu doskwierała przytłaczająca samotność, przez co nawet nie potrafił skupić się na swojej pracy, a zamiast tego czytał sporo romansów. Oczywiście ukrywał to przed podwładnymi, gdyż uznawał to za obciachowe. Możejko nastawił się już, że dzisiejsze walentynki spędzi w samotności, niezmiennie od paru ładnych lat. Przyzwyczaił się już do tego, ale mimo wszystko nadal czuł ból w sercu. Tak bardzo chciał, by ktoś prócz syna wreszcie go pokochał. Siwowłosy odstawił książkę i wstał z wygodnego fotela, a następnie wyszedł z biura do podwładnych.

- Możecie wyjść dzisiaj wcześniej do domu. Poradzę sobie z papierkową robotą. - westchnął ukrywając smutek.

Policjanci nie odezwali się do szefa słowem i z wielkim entuzjazmem po prostu wybiegli z komendy. Przy swoim stanowisku został jedynie Mietek.

- A ty na co czekasz? Możesz iść do domu. - mruknął starszy.

Nocul bez słowa podniósł tyłek z krzesła i podszedł do przyjaciela, którego poklepał po ramieniu.

- Orest, cały dzień jesteś smutny. To pewnie przez walentynki, racja? - spytał puszysty.

- Daj spokój. Morus znowu mnie zdenerwował, no i...

Czekoladowooki nie dokończył swojej wypowiedzi, gdyż doskonale wiedział, że nie potrafi nikogo okłamywać, w szczególności Mietka.

- No dobra, masz rację. Po prostu ta cholerna samotność mnie dobija... Przepraszam, że cię przetrzymuję... - westchnął siwowłosy.

- Nie chcę, byś spędzał w samotności kolejne walentynki z rzędu oglądając tandetne romansidła w TV. Dzisiaj wieczorem możesz wpaść do nas na kolację. - rzekł Mieczysław.

- Mietek, nie będę wam przecież psuł walentynek. Poza tym poradzę sobie jakoś. Idź już do domu i powiedz Basi jak bardzo ją kochasz. - pisnął inspektor.

- Ale na pewno...

- WYJDŹ! - wrzasnął czekoladowooki.

Nocul niechętnie posłuchał przełożonego i wyszedł z komendy zostawiając Oresta samego. Siwowłosy nie wytrzymał i uklęknął z bezsilności, po czym zaczął płakać.

***

Atmosfera na plebanii była niezwykle przyjemna, w szczególności dla Natalii oraz Waldka, którzy zaczęli się od niedawna oficjalnie spotykać. Umówili się nawet na walentynkowy obiad, a potem na wieczorny wypad do kina.

- Kocham cię, mój skarbeczku, koteczku, pączusiu, kwiatusiu. - szepnęła kobieta.

- Ja ciebie również, moja kiziu miziu hiziu fiziu gubisiu patysiu. - mruknął rudowłosy do ucha Naci.

- Widzę, że gołąbki gruchają. - zaśmiała się babcia stojąc w drzwiach swojego pokoju.

Starsza pani ubrana była w elegancką sukienkę, a na twarzy miała makijaż pasujący do stylizacji. Pluskwa wraz z Natalią spojrzęli na nią zszokowani.

- A babcia to gdzie się tak wystroiła? - spytała z zaciekawieniem Natalia.

- Idę dziś po południu na randkę. Poznałam na portalu randkowym bogatego i przystojnego gacha z Jamajki. - odpowiedziała staruszka.

W tej samej chwili do kuchni wszedł Mateusz, który nie odezwał się do swoich bliskich ani słowem. Mężczyzna wstawił sobie wodę na herbatę i tkwił w totalnym milczeniu.

- Ale ja bym księdzu zrobiła herbaty albo kawy. - mruknęła gosposia.

- Jestem dorosły i sam potrafię o siebie zadbać. Korona mi z głowy nie spadnie. - burknął blondyn.

- A ciebie co ugryzło? - zapytał Pluskwa.

- Przepraszam... Już od samego rana po prostu nie jestem w nastroju... Głowa mnie boli. - skłamał duchowny.

- Może chce ksiądz jakąś tabletkę? - spytała zmartwiona Nacia.

- Nie potrzebuję, przejdzie mi. Chyba po prostu najwyższy czas się dotlenić... - mruknął blondwłosy.

Duchowny wyłączył czajnik i opuścił kuchnię z lekko smutnym wyrazem twarzy. Bliskich Mateusza bardzo zaniepokoiło jego dziwne zachowanie.

- Pójdę z nim porozmawiać. Może przede mną się otworzy. - rzekł Grzelak, po czym wstał z krzesła i udał się w kierunku biura przyjaciela.

Rudowłosy stanął przed drzwiami biura duchownego, a następnie niepewnie wszedł do pomieszczenia. Mateusz siedział na fotelu przeglądając coś na laptopie, a na jego buźce wciąż widniał lekki smutek.

- Sorki, że wszedłem bez pukania, ale chcę z tobą porozmawiać. Mów co się dzieje. - powiedział stanowczo były więzień.

Kapłan oderwał swój wzrok od ekranu laptopa i spojrzał na kumpla z lekkim zdziwieniem. Pluskwa zasiadł na krześle po drugiej stronie biurka i popatrzył na blondyna.

- Ale co ma się dziać? Nic złego, prócz bólu głowy się nie dzieje przecież. - mruknął ksiądz.

- Jesteś słaby w okłamywaniu ludzi. Mateusz... To chodzi o walentynki, racja? - spytał Grzelak.

- Nie no, gdzie! Przecież ja księdzem jestem. - odparł zmieszany blondwłosy.

- Nie o to chodzi. Po prostu... Wszyscy dzisiaj wychodzimy i pewnie jest ci przykro, bo zostaniesz tu sam. Wiesz, jak chcesz, to możesz iść z nami. Albo możemy zostać z tobą. - rzekł Waldek.

- Wykluczone. Nie mam zamiaru psuć wam dnia spędzonego razem. Wystarczy, że już kiedyś zepsułem wam randkę. - pisnął kapłan.

- Wiem, że wtedy zrobiłeś to nieumyślnie. Poza tym, nie chcę byś siedział tu sam. - powiedział młodszy.

- Poradzę sobie, Waldek. Skoczę na miasto na jakiegoś kebaba i jakoś ten dzień przetrwam. - mruknął Mateusz z wymuszonym uśmiechem.

- Jak coś, to dzwoń do nas.

Pluskwa wstał z krzesła i podszedł do Mateusza. Duchowny szybko zamknął laptopa, żeby przyjaciel nie spojrzał w ekran, po czym podniósł się z fotela.

- Co tam ukrywasz? - spytał rudowłosy z delikatnym lenny facem.

- A nic... Rowery przeglądam na internecie, heh... - wyjąkał Mefiu.

Młodszy mężczyzna przytulił księdza, a Mateusz odwzajemnił przyjacielski uścisk i poczuł ciepło w sercu. Po chwili jednak obaj odsunęli się od siebie.

- Ja już chyba będę leciał. Mam coś jeszcze na mieście do załatwienia. - westchnął niebieskooki.

- Jasne. My też idziemy się szykować, bo za pół godziny idziemy z Nacią na obiad. Wrócimy koło dwudziestej drugiej. - rzekł rudowłosy.

Mateusz chwycił portfel, który leżał na biurku i odłączył od ładowarki telefon, a następnie wyszedł z biura zostawiając w nim Waldka. Podczas gdy blondyn ubierał kurtkę, Grzelak skorzystał z sytuacji i dyskretnie otworzył laptopa, by dowiedzieć się co takiego przyjaciel przed nim ukrywa. Okazało się, że były to zdjęcia inspektora... Waldek z powrotem zamknął komputer i opuścił pomieszczenie.

***

Niebieskooki zaparkował rower przed marketem i udał się w kierunku wejścia do sklepu. Nie zwracając uwagi na to, co dzieje się dookoła sięgnął do kieszeni kurtki po portfel. W pewnym momencie wpadł na kogoś.

- Ojej, przepraszam najmocniej. - mruknął blondyn, a następnie spojrzał na tego z którym się zderzył.

- Nic się nie stało. - powiedział spokojnie mężczyzna, po czym spojrzał na blondyna z miłym uśmiechem na twarzy.

- Uh... Miło pana spotkać na mieście, panie inspektorze. - mruknął niebieskooki z wyraźnym zaskoczeniem.

- Heh... Księdza również. - odparł Orest.

Możejko zauważył, że duchowny przygląda się reklamówce, którą trzyma w dłoni. Znajdowały się w niej dwie butelki wina, oraz pudełko lodów.

- Czyżby kolejne samotne walentynki, panie inspektorze? - zażartował niebieskooki.

- Jak ksiądz widzi. - mruknął siwowłosy z niezręcznym uśmiechem.

- Cóż... Ja co roku spędzam walentynki sam z wiadomych przyczyn. Przyzwyczaiłem się, że w ten dzień każdy mnie olewa. - wymruczał duchowny.

- Nawet Pani Lucynka księdza dziś zostawia? - zapytał starszy.

- Znalazła sobie kogoś. W końcu ma prawo do szczęścia. Cóż... Mam nadzieję, że chociaż pan jakoś sensownie spędzi ten dzień. - rzekł Mateusz.

- Nie wiem czy sensownie, lecz wiem że samotnie oglądając filmy. - powiedział czekoladowooki przymuszając się do uśmiechu.

- A ja z Biblią, niezmiennie od prawie trzydziestu lat. Cóż... Ja już pana nie przetrzymuję. Życzę panu szczęścia... - westchnął niebieskooki poklepując swojego rozmówcę po ramieniu.

- Wzajemnie... - wyjąkał siwowłosy zmierzając w kierunku swojego auta.

- Z Bogiem... - pisnął młodszy.

- Proszę księdza...

Mateusz zatrzymał się w miejscu i odwrócił się w kierunku swojej sympatii spoglądając na niego z lekkim współczuciem. W końcu obaj znajdowali się w takiej samej sytuacji. Nie mieli nikogo z kim mogliby spędzić ten dzień.

- Tak, panie inspektorze? - spytał kapłan.

- Yhh... Wiem, że to dziwnie zabrzmi, ale... Może spędzimy te walentynki w swoim towarzystwie? W sensie jako przyjaciele, rzecz jasna. Nie chcę, by siedział ksiądz sam, a mi przydałoby się miłe towarzystwo. - zaproponował siwowłosy.

Duchowny przez chwilę nie mógł uwierzyć w to, że osoba, którą kocha zaproponowała mu wspólne spędzenie walentynek.

- Oh... Naprawdę? - zapytał blondyn.

- Wie ksiądz... Razem będzie raźniej. Przynajmniej nie upiję się w samotności. - zaśmiał się nerwowo niższy.

- Przyjmuję zaproszenie. - odpowiedział Mateusz z sympatycznym uśmiechem.

***

Gdy panowie dotarli do domu inspektora, pan domu uszykował kieliszki do wina i otworzył jedną z butelek z alkoholem, a następnie polał krwisto-czerwonego trunku sobie i swojemu gościowi.

- Generalnie rzadko piję alkohol, ale z panem chętnie się napiję. - rzekł Mateusz uśmiechając się.

- Za nasze zdrowie, proszę księdza. - powiedział Orest.

- Zdrowie.

Mężczyźni tryknęli się kieliszkami i napili się wina, po czym obaj zasiedli na kanapie obok siebie.

- A jak u Dominika? - spytał duchowny.

- Jest na nocce u kolegi. Poszedł do niego od razu po szkole. Stwierdził, że nie ma ochoty po raz kolejny słuchać moich lamentów, jak co roku. - westchnął starszy.

- Heh... Ja nadal wierzę, że znajdzie pan swoją drugą połówkę. Wystarczy tylko uwierzyć w siebie.

- Ja już po prostu się poddaję. Przyzwyczaiłem się do tego, że już do końca życia zostanę starym, samotnym kawalerem, którego syn może jedynie kocha. - wymamrotał siwowłosy.

- Proszę tak nie mówić. Jest pan przystojnym i atrakcyjnym facetem. Jestem pewien, że prędzej czy później ktoś pana pokocha. - mruknął młodszy biorąc sporego i mocnego łyka wina.

- Wie ksiądz? Chrzanić to wszystko. Nie potrzebuję nikogo. - rzekł czekoladowooki dopijając lampkę wina do końca.

Mateusz również wypił resztę trunku ze swojego kieliszka, a następnie odłożył go na stół. Orest chwycił butelkę i ponownie polał sobie i niebieskookiemu.

- Wie ksiądz co jest najśmieszniejsze w tym wszystkim? Że znamy się ponad trzynaście lat, a dalej nie przeszliśmy na "ty". - zaśmiał się policjant.

- Nigdy za bardzo nie miałem odwagi spytać pana o to, czy możemy przejść na tą formę... - wyjąkał blondyn lekko się rumieniąc.

- A chciałby ksiądz przejść na "ty"? - zapytał Możejko.

- Myślę, że tak. A więc... Mateusz. - zaśmiał się duchowny wysuwając dłoń w kierunku inspektora.

- Orest. - przedstawił się starszy ściskając dłoń przyjaciela.

Panowie przez parę sekund patrzeli na siebie, lecz po chwili wybuchnęli śmiechem. Mateusz czuł, jak na jego policzkach pojawiają się rumieńce i skrycie miał nadzieję, że jego towarzysz ich nie zauważy.

***

- Mateusz... Kochałeś kiedyś kogoś? - spytał mocno wstawiony czekoladowooki obejmując szyję księdza.

- Mamę i tatę. - odpowiedział duchowny.

- Ale mi chodziło o to, czy babę jakąś kochałeś. Oprócz mamy. - zaśmiał się Możejko.

- Wiesz co... Powiem ci, że nigdy nie kochałem żadnej kobiety. Jakoś sprawy sercowe nigdy nie były dla mnie ważne. Wolałem spędzać czas z kolegami, niż uganiać się za dziewczynami. - wymamrotał młodszy.

- I bardzo dobrze. Baby takie są, że najpierw słodzą, a potem polują na frajerów, których chcą usidlić. Chuja! Nie pozwolę się usidlić przez jakieś wredne babsko! - wybulgotał Orest.

- A ja ci powiem, że masz rację całkowitą. Dlatego zostałem księdzem, żeby nie musieć słuchać tego pierdolenia o tym, jak bardzo chujowym mężem jestem. - zaśmiał się Mateusz.

- To ty klniesz? Chryste, niemożliwe! - mruknął zszokowany pan domu.

- No widzisz? Za to ty wzywasz Jezusa, a ty żeś ateista podobno. - zachichotał kapłan.

- Nie ateista... Nie ważne. Wracając do tematu... Popatrzysz czasami sobie na kobiety, czy nie? - wybulgotał czekoladowooki.

- Nie podobają mi się kobiety. - oznajmił blondwłosy patrząc na przyjaciela.

- Jak to? - zapytał zszokowany policjant.

- Bo ty mi się podobasz.

Mateusz przysunął się do ukochanego i pocałował go delikatnie w usta oczekując, że Orest odwzajemni gest. Siwowłosy jednak oderwał się od przyjaciela i odsunął się na bezpieczną odległość.

- Co ty robisz?! - burknął zszokowany policjant.

- Ja... Przepraszam, nie chciałem. Myślałem, że też coś do mnie czujesz... - westchnął niebieskooki czując potworny wstyd.

- Co...? Mateusz... Ty jesteś gejem? - spytał inspektor.

- Nie... Zostaw mnie! Zapomnij o tym... - mruknął kapłan wstając z sofy.

Blondyn chciał ruszyć do wyjścia, jednak Orest podniósł się z kanapy i stanął przed odrobinkę wyższym mężczyzną łapiąc go za rękę.

- Zostaw mnie... - pisnął młodszy odwracając wzrok od ukochanego.

- Nigdzie nie pójdziesz. Zostajesz tutaj i wszystko mi ładnie wyśpiewasz jak na przesłuchaniu. - powiedział stanowczo czekoladowooki.

Siwowłosy pchnął księdza na kanapę, a następnie usiadł obok niego kładąc dłoń na jego ramieniu.

- Przepraszam, że tak jakoś wyszło. Nie chciałem, byś poczuł do mnie obrzydzenie... Kocham cię od momentu naszego pierwszego spotkania... Zresztą, nie ważne. - wyjąkał Mateusz ze łzami w oczach.

- A właśnie, że ważne. Powiedz co ci na sercu leży. - mruknął z czułością inspektor przenosząc dłoń z ramienia na kolano przyjaciela.

- Nawet nie wiesz jaki ból sprawiało mi patrzenie na ciebie w towarzystwie Darii albo Justyny... Ja przepra...

Orest przyłożył palec do ust młodszego, lecz po chwili go zabrał. Czekoladowooki usiadł Mateuszowi na kolanach, a następnie objął jego szyję.

- Nic nie mów. - szepnął siwowłosy, a następnie pocałował kapłana w usta.

Blondyn odwzajemnił pocałunek mężczyzny i jeszcze bardziej go pogłębił. Mimo braku doświadczenia, duchowny całował niesamowicie.

Kiedy pomiędzy panami było wystarczająco gorąco, Orest zdjął z siebie koszulkę. Mati dotykał klaty starszego cały czas trwając z nim w pocałunku. Po paru minutach Możejko delikatnie oderwał się od niebieskookiego i spojrzał mu w oczy.

- Pomyśleć, że przez tyle lat byłem ślepy. - szepnął, a następnie pchnął młodszego do pozycji leżącej.

***

O godzinie dziewiątej rano, Dominik wszedł do domu i zauważył, że na wieszaku wisi czyjaś kurtka. Pomyślał sobie, że pewnie ktoś znajomy odwiedził ojca, więc udał się do salonu. Widok jaki tam zastał dosyć mocno go zszokował.

Na kanapie pod kocem w bardzo czułym uścisku leżeli Mateusz wraz z Orestem. Dodatkowo starszy nie miał na sobie koszulki. Na stole zaś stały dwa kieliszki, oraz dwie puste butelki po winie. Chłopak opuścił pomieszczenie z lenny facem, by przypadkiem nie zbudzić śpiących mężczyzn.

_________________

Ostrzegałam, że było drętwo XD

Jak sami widzicie, Mateusz miał okazję, by stracić cnotę, ale jak zwykle skończyło się tylko na całowaniu XDDD

Nie było sceny +18 z kilku powodów:

Po pierwsze, nie umiem pisać takich scen.

Po drugie, nie każdy ma ochotę czytać takie sceny.

Po trzecie, nie wiem czy chciałoby mi się pisać taką scenę.

Może za sto lat XD

Ale wracając do tematu. Wiem, że to dziwne pytanie, ale kogo w tym związku widzicie "na górze"? (Nie chodzi o zegz, tylko ogólnie. Nie wiem jak to wytłumaczyć).

Dziękuję za to, że chciało wam się przeczytać ten szajs.

Pozdrawiam i życzę duuużo zdrowia <333

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro